W XXI wieku ludzkości przyszło zmagać się z dwiema potężnymi katastrofami. Jedna, jeszcze mało wyczuwalna, dopiero zbliża się, strasząc swoimi konsekwencjami, o których przypominają wolne, ale nieubłaganie systematyczne, wzrosty średnich temperatur na Ziemi. Druga uderzyła z potworną siłą i wciąż trzyma w szachu ludzi na całym świecie. To pandemia koronawirusa. Przed pierwszą z tych katastrof możemy się jeszcze uratować, w wypadku tej drugiej – przynajmniej ograniczyć jej skutki, dopóki nie pojawi się zbawcza szczepionka. Warunek jest jeden – w tych walkach musimy wziąć udział wszyscy. Nie można liczyć na to, że ktoś za nas poradzi sobie z tymi zagrożeniami.
Oczywiście, walkę z zagrożeniami muszą toczyć przede wszystkim instytucje państwa, ale w przypadku obu wspomnianych katastrof ich wysiłki pójdą na marne, jeśli obywatele będą oporni w stosunku do rządowych zaleceń i obostrzeń. Katastrofy klimatycznej można będzie uniknąć tylko wtedy, gdy ludzie będą segregować śmieci, zrezygnują z plastikowych torebek, jednorazowych zastaw stołowych i butelek. Piece węglowe i tradycyjne źródła energii zastąpią fotowoltaiką i energią wiatrową, a także, co najtrudniejsze, ograniczą do minimum loty samolotem i korzystanie ze swoich samochodów. Z kolei pandemii nie da się opanować bez powszechnego noszenia maseczek, utrzymywania dystansu społecznego i przesadnego nieraz dbania o dezynfekcję, a także zrezygnowania z częstych podróży i spotkań towarzyskich w licznym gronie.
Niestety, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie jest wielu ludzi, którzy odmawiają zaangażowania się w tę walkę. Chociaż ich motywy są różne, to łączy ich sceptycyzm co do realności zagrożeń wspomnianych katastrof. Interesujące są powody, dla których ludzie, świadomi przecież zdarzeń świadczących o tych zagrożeniach, starają się je lekceważyć i umniejszać ich znaczenie. Nad tymi powodami warto się zastanowić, aby znaleźć skuteczne sposoby przekonania sceptyków do zmiany postaw. Wydaje się, że ze względu na te powody przeciwników walki z zagrożeniami klimatycznymi i zdrowotnymi można podzielić na trzy grupy.
Do pierwszej grupy trzeba zaliczyć ludzi, którzy mają ograniczoną percepcję rzeczywistości. Jest to wynikiem niskiej tolerancji stanu niepewności i związanego z nią lęku. Poczucie bezradności w obliczu rozmaitych zagrożeń powoduje chęć ucieczki i psychologicznego ich wyparcia. Człowiek zamyka się wtedy w swoim najbliższym otoczeniu i przestaje przyjmować informacje, które pochodzą spoza niego, a w każdym razie przestaje traktować je jako dotyczące go osobiście. Przypomina to trochę zachowanie małego dziecka, które widząc coś, co je przestrasza, zasłania sobie oczy. Ludzie wierzący tego typu szukają pocieszenia w modlitwie i fatalistycznie pozostawiają swój los w ręku Boga. Zastanawianie się nad skutkami, jakie mogą w ich życiu spowodować globalne katastrofy i samodzielne poszukiwanie możliwości ich uniknięcia, po prostu przekracza ich możliwości intelektualne. Dlatego naturalnym odruchem jest zaprzeczanie tym zagrożeniom i wyrzucanie ich z własnej świadomości. Wyparcie pozwala im opanować lęk i prowadzić życie, do jakiego przywykli, bez potrzeby dokonywania w nim jakichkolwiek zmian.
Do drugiej grupy można zaliczyć ludzi, dla których główną przyczyną ich sceptycyzmu jest nieufność wobec świata elit. Bo przecież stamtąd, od ludzi władzy i nauki pochodzą informacje o zagrożeniach. Przyjmując populistyczne założenie, że elity żerują na zwykłych ludziach, których starają się wykorzystać i podporządkować dla swoich celów, informacje te, a zwłaszcza związane z nimi wymagania pod adresem obywateli, budzą nieufność i sprzeciw. Ten sprzeciw nie prowadzi jednak do ich wyparcia, ale do poszukiwania „rzeczywistych” powodów, dla których informacje te są upowszechniane. W ten sposób rozwijane są rozmaite teorie spiskowe, mniej lub bardziej fantastyczne. Pozwalają one wyzbyć się lęku i wytłumaczyć sobie intencje elit. Daje to poczucie kontroli nad sytuacją i dopinguje do przeciwstawiania się zarządzeniom władz. W tej grupie panuje więc przekonanie, że zmiany klimatyczne to zjawisko naturalne, które ma charakter cykliczny, więc po pewnym czasie wszystko w przyrodzie znów wróci do normy. Z kolei koronawirus to zwykła odmiana grypy, której zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka jest celowo wyolbrzymiane.
Jakie zatem mogą być powody zastraszania społeczeństwa? Pomysłowość w ich wyszukiwaniu jest godna podziwu. A więc na przykład powiada się, że uderzenie w tradycyjne źródła energii, czyli węgiel, gaz i ropę naftową, ma na celu zniszczenie gospodarki krajów, które z tych surowców żyją, w tym Polski, która na węglu stoi, a na którą od wieków czyhają złe siły tego świata. To znów, że złowieszcze przepowiednie, to skutek działań lobby ekologicznego, które dąży do zwiększenia swoich wpływów, zwłaszcza w młodym pokoleniu. Z kolei pandemia koronawirusa ma być niczym innym, jak tylko zmyślonym zagrożeniem, które ma na celu zastraszenie, podporządkowanie i zniewolenie społeczeństwa. Komu to ma służyć? Tu już zdania są podzielone: jedni twierdzą, że przemysłowi farmaceutycznemu, który chce zarobić na lekach i szczepionkach; inni, że to zmowa światowej finansjery pochodzenia żydowskiego; jeszcze inni, że to skutek działań globalnego komunizmu, który chce narody rzucić na kolana i uczynić z nich niewolników. Portale społecznościowe znakomicie ułatwiają dzielenie się tymi rewelacjami, są miejscem ucierania się i utrwalania poglądów oraz integracji środowiska ludzi nie ufającym elitom.
Wreszcie do trzeciej grupy należy jeszcze inny rodzaj ludzi; osób w różnym wieku, choć w porównaniu z poprzednimi dwoma grupami spory odsetek stanowią tu ludzie młodzi i w średnim wieku. Są to ludzie zmanierowani przez współczesny biznes i demagogicznych polityków. Ich cechą wyróżniającą jest roszczeniowość, ukształtowana pod wpływem wszechobecnych reklam i zapewnień, że wszystko im się należy, do wszystkiego mają prawo i zawsze znajdzie się ktoś, kto im to zapewni, bez większego wysiłku z ich strony. Są to ludzie często inteligentni i wykształceni, którzy jednak ulegli zwodniczemu czarowi konsumpcjonizmu; weszli w rolę konsumentów, którym dostawcy wszelkich usług starają się wychodzić naprzeciw ich potrzebom. Ci ludzie pozostają pod wpływem atmosfery konkurencyjnego rynku, na którym sprzedawcy traktują klientów z estymą i służebnością, zapewniając o gotowości spełnienia wszelkich zachcianek. Dołączają do tego demagogiczni politycy, którzy starają się pozyskać zwolenników, obiecując im złote góry, jeśli tylko zagłosują na nich w wyborach. W środowisku ludzi o niskim poziomie krytycyzmu i podatnych na manipulację łatwo wtedy o postawy roszczeniowe: „płacę i wymagam”, „zagłosowałem i oczekuję tego, co mi obiecano”. Postawy te mogą być również skutkiem bezstresowego wychowania, gdy dziecko bez wysiłku ze swojej strony otrzymuje wszystko, na co ma ochotę.
Wybujała roszczeniowość nie znosi ograniczeń. Wszystko, co nie jest zgodne z dotychczasowymi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami rodzi bunt. Ludzie tego typu nie odrzucają całkowicie zagrożenia związanego z pandemią, ale uważają, że nie do nich należy walka z tym zagrożeniem. To państwo ma obowiązek zapewnić im bezpieczeństwo, oni nie widzą powodu, aby rezygnować ze swojego stylu życia i ograniczać swoją wolność osobistą. Jest to postawa niezadowolonego klienta, któremu kontrahent postawił warunki trudne do przyjęcia. To głównie ludzie tego typu otwarcie potestują przeciwko wszelkim obostrzeniom związanym z klęskami żywiołowymi. Szukając wykrętów, powołują się często na brak prawnej podstawy stosowanych obostrzeń, tak jakby ona była najważniejsza, a nie świadomość społecznej odpowiedzialności za swoje zachowanie.
Lekceważenie osobistych skutków katastrof globalnych może więc wynikać z wyparcia ich ze świadomości po wpływem lęku, jaki rodzi poczucie bezradności; z głębokiego przekonania o samolubstwie elit i wynikającego stąd braku zaufania do oficjalnych przekazów; wreszcie z roszczeniowości, która każe oczekiwać uporania się z zagrożeniem przez innych, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów osobistych. Postawa lekceważenia zagrożeń wynika z braku samodzielności, infantylizmu, egoizmu i ucieczki od odpowiedzialności za siebie i innych. Jest to postawa, którą władza państwowa, zmagająca się z zagrożeniami klimatycznymi i zdrowotnymi, musi uznać za szczególnie niebezpieczną. Samodyscyplina obywateli i ich dojrzałość społeczna są bowiem głównym czynnikiem powodzenia w walce z tymi zagrożeniami.
Co jednak począć, kiedy władza w państwie sama sprzyja kształtowaniu się postaw sceptycznych wobec tych zagrożeń? Z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce. Rząd Zjednoczonej Prawicy zrobił bowiem wiele, aby wzmocnić postawy charakterystyczne dla wszystkich wymienionych wyżej grup. Ludzie wypierający zagrożenia ze świadomości otrzymali wsparcie od najważniejszych osób w państwie. Prezydent i premier nieraz przecież zapewniali o dalszym korzystaniu z węgla, jako źródła energii, lekceważąc opinie klimatologów. Koło Ostrołęki rozpoczęto budowę nowej elektrowni zasilanej węglem. Prezydent Duda lekceważąco wypowiadał się o szczepieniach przeciwko grypie, zapewniając, że sam się nigdy nie szczepił i nie ma zamiaru tego robić. Prezes Kaczyński publicznie nie przestrzegał obowiązujących zasad sanitarnych, a nawet jednej z osób towarzyszących mu podczas obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej, gniewnym gestem nakazał zdjęcie maseczki. Mimo zarządzonego lockdownu, wyczuwalny był sceptycyzm polityków Zjednoczonej Prawicy co do pesymistycznych prognoz autorytetów z dziedziny epidemiologii. Pewien antyintelektualizm tego środowiska widoczny był już wcześniej w postawach obskuranckich i tradycjonalistycznych w stosunku do ekologii, edukacji i opieki zdrowotnej.
Populistyczną nieufność do elit, rząd Zjednoczonej Prawicy postanowił odsunąć od siebie, obwieszczając się obrońcą ludu i skierowując ją na inteligencję – lekarzy, nauczycieli, sędziów, opozycyjnych dziennikarzy i polityków. To oni i poprzednie rządy mają być winni wszelkich zaniedbań i kłopotów. Także w obecnej sytuacji epidemicznej wysuwane są przez przedstawicieli rządu oskarżenia pod adresem jakoby mało zaangażowanych lekarzy lub niezaradnych samorządów. Ale to nie wszystko. Rząd Zjednoczonej Prawicy wspomaga populistyczne myślenie swoją strategią szukania wrogów. To na nich można przelać wszystkie swoje pretensje i frustracje. Najpierw winni byli uchodźcy, a kiedy ich zabrakło, pojawiła się ideologia gender, a następnie ruch LGBT. Kaczyński musi mieć wrogów, bez nich nie da się żyć. Jakiż to wspaniały rezerwuar do snucia teorii spiskowych i tłumaczenia wszelkich niepowodzeń knowaniami złowrogich sił. Mit zamachu smoleńskiego jest wszak mitem założycielskim tego ugrupowania. Wielu ludzi nie widzi więc powodów, aby przejmować się straszeniem ich katastrofą klimatyczną i wirusem COVID-19, a raczej zastanawia się, kto na tym straszeniu chce zrobić dobry interes.
Ludzie nastawieni roszczeniowo również mogli mieć podstawy do tego, aby nie zaprzątać sobie głowy koronawirusem. Jego definitywne odejście premier Morawiecki ogłosił przecież przed drugą turą wyborów prezydenckich. Co do groźby jesiennej fali zachorowań obywatele uzyskali rządowe zapewnienie, że służba zdrowia jest na nią w pełni przygotowana, dysponując wystarczającą liczbą łóżek w szpitalach i respiratorów. Nie omieszkano się przy tym pochwalić, że Polska pod tym względem przoduje w Europie, a może i na świecie. Trudno się zatem dziwić irytacji w tej grupie osób, gdy pojawiło się nasilenie restrykcji, bo rzeczywisty stan rzeczy bezlitośnie obnażył niekompetencję władzy, lekceważącej prognozy naukowców i zajętej głównie sporami we własnym gronie.
Samodyscyplina obywateli i ich odpowiedzialność społeczna jest miarą dojrzałości demokracji. Jak widać, sporo nam do tego stanu jeszcze brakuje, chociaż zachowanie ludzi w czasie pierwszej fali epidemii pozwalało na bardziej optymistyczną ocenę. Ten stan można poprawić tylko przez podniesienie ogólnego poziomu wiedzy i szacunku do nauki w społeczeństwie oraz przez rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Rządy Zjednoczonej Prawicy z całą pewnością tego nie gwarantują.
Fot. FB/Viktor Orban