Obserwując z perspektywy właśnie tej książki działania partii politycznej, której funkcjonariuszem jest Ryszard Legutko, jej jawną antyunijność i agresywne nastawienie do zasad demokracji, warto zadać sobie pytanie, w jakim stopniu to właśnie Legutko, w ciągu ostatnich dziesięciu lat, dostarczał ideologicznego „paliwa” i intelektualnego uzasadnienia dla tych działań.
Ryszarda Legutko zapewne przedstawiać nie trzeba. Jest aktywnym politykiem i profesorem filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek PiS, poseł i szef delegacji PiS w Parlamencie Europejskim. Jest także współprzewodniczącym Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, eurosceptycznej frakcji Parlamentu Europejskiego. Według informacji na stronie internetowej Instytutu Filozofii UJ, jest obecnie profesorem-emerytem. W roku 2012 Ryszard Legutko opublikował książkę „Triumf człowieka pospolitego”[i]. Książka ta w tłumaczeniu na język angielski ukazała się w roku 2016 pod znamiennym tytułem „The Demon in Democracy: Totalitarian Temptations in Free Societies” („Demon w demokracji: Totalitarne pragnienia wolnych społeczeństw”)[ii]. Niniejsza recenzja jest recenzją angielskiego wydania tej książki. Jest w pewnym sensie tłumaczeniem oryginalnej recenzji, jaką napisałem w języku angielskim, opublikowanej w październikowym wydaniu „Liberté!”[iii]. Niniejszy tekst jest pierwszą częścią recenzji, a odnosi się do rozdziałów „Historia” i „Utopia” książki Legutki. Część druga opublikowana będzie w kolejnym numerze miesięcznika „Liberté!”.
Recenzja tej książki jest moją osobistą reakcją na jej wysoce negatywny i niszczący wpływ na kształt dyskursu o demokracji i polityce w pierwszych dekadach XXI wieku. Obserwując z perspektywy właśnie tej książki działania partii politycznej, której funkcjonariuszem jest Ryszard Legutko, jej jawną antyunijność i agresywne nastawienie do zasad demokracji, warto zadać sobie pytanie, w jakim stopniu to właśnie Legutko, w ciągu ostatnich dziesięciu lat, dostarczał ideologicznego „paliwa” i intelektualnego uzasadnienia dla tych działań.
Liczę na to, że moja recenzja pozwoli nie tylko odpowiedzieć na to pytanie, ale i bliżej zrozumieć głębsze źródła tej tak dalece niszczącej Polskę polityki…
Główną tezą Legutki jest twierdzenie, iż w swojej istocie komunizm i liberalna demokracja są w historii ludzkości równoważnymi sobie systemami. Dla wzmocnienia tej tezy narracja Legutki często posługuje się substytutem pojęcia „system polityczny”. Tym substytutem jest pojęcie „reżim”, co pomaga tworzyć subtelny, choć głęboko umotywowany obraz, którego celem jest przestawienie demokracji jako jednoznacznie złej formy rozwoju społecznego.
W zasadzie cała książka jest próbą udowodnienia tego twierdzenia poprzez wykazanie jego prawdziwości w pięciu kluczowych aspektach: historycznym, utopijnym, politycznym, ideologicznym i religijnym. Niniejsza recenzja ocenia wartość dowodów Legutki dla wszystkich pięciu aspektów.
Na początek jednak warto przyjrzeć się pierwszemu i zapewne głównemu odkryciu, którego czytelnik może łatwo dokonać, uważnie wczytując się w argumentacje Legutki. To odkrycie, bardzo zresztą rozczarowujące, odsłania dość banalny wniosek, iż Legutko wydaje się nie rozumieć samego terminu, którym identyfikuje główny cel swojego ataku, a mianowicie terminu „demokracja liberalna”. W największym skrócie, dla Legutki „demokracja liberalna” to demokracja zdominowana przez liberałów lub przez idee określane w polityce jako liberalne. Czytelnik ma wrażenie, iż gdyby celem ataku nie była demokracja, ale np. współczesny system edukacyjny, Legutko uznałby „Liberal Arts ” (Sztuki Wyzwolone) jako dziedziny nauki, sztuki i humanistyki zdominowane przez liberalną ideologię!
Legutko nie jest oczywiście osamotniony w tym zwodniczym rozumowaniu. Kiedy Victor Orban nazywa swoją formę rządów „demokracją nieliberalną”, chce, aby jego współobywatele zaakceptowali negację „liberalności” jako pozytywną cechę systemu, który im zafundował. Problem polega oczywiście na tym, iż w wyrażeniu „liberalna demokracja” „liberal” jest przymiotnikiem i ma inne znaczenie niż „liberal” użyty jako rzeczownik! Kto wie, może ani Legutko, ani Orban nie rozumieją wystarczająco dobrze języka angielskiego?
Wydaje się niemal pewne, że Legutko, profesor jednego z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Europie, albo nigdy nie przeczytał, albo nigdy w pełni nie zrozumiał klasycznej i fundamentalnej definicji tego terminu:
„Demokracja liberalna to system rządów, w którym prawa i wolności jednostki są oficjalnie uznawane i chronione, a sprawowanie władzy politycznej jest ograniczone rządami prawa. «Celem liberalnej demokracji nie jest nieograniczona wolność»” [iv].
Znajduje to również potwierdzenie w określaniu przez Legutkę każdego, kto akceptuje idee demokratyczne, jako „człowieka liberalno-demokratycznego” lub „człowieka liberalnego”. Ten pierwszy termin pojawia się w książce wyjątkowo często…
Legutki problem z historią
Gdyby problem rozumienia pojęcia „demokracja liberalna” był jedynym problemem tej książki, być może nadal miałaby jakąś wartość. Jest jednak drugi zasadniczy problem, a mianowicie sposób, w jaki autor uzasadnia swoje główne twierdzenie, które mówi, iż nowoczesne, zachodnie systemy demokratyczne są równoważne komunizmowi.
Rozdział pierwszy, który analizuje aspekt historyczny, rozpoczyna się słowami:
„Zacznijmy od tego, co wydaje się oczywiste: komunizm i liberalna demokracja podzielają podobne postrzeganie historii”[v].
Takie stwierdzenie jest szokujące dla wielu z nas, a zwłaszcza dla tych, którzy pół swojego życia przeżyli w komunistycznym reżimie, tak jak autor niniejszej recenzji. Jeszcze bardziej szokujące jest wyjaśnienie tego podobieństwa przez autora książki. Najpierw twierdzi, że wynika to z wysiłków na rzecz poprawy społecznych aspektów życia w obu systemach, a następnie próbuje zrównać marksistowskie prawa historii z myśleniem, które przypisuje wczesnym teoretykom zachodniej demokracji, takim jak John Stuart Mill, Immanuel Kant, Adam Smith i Frédéric Bastiat, żeby wymienić tylko kilku z nich. Czyniąc to, najwyraźniej zapomina, że po pierwsze, szybkie wdrożenie marksistowskich praw w Rosji nastąpiło po krwawej rewolucji, podczas gdy stały i stosunkowo powolny rozwój zachodnich demokracji przyniósł realną i niezaprzeczalną poprawę jakości życia społeczeństw. Innymi słowy, Legutko utożsamia komunistyczne, propagandowe „wysiłki na rzecz poprawy społeczeństwa”, które w rzeczywistości obejmowały najbardziej brutalne akty tamtego reżimu, z wysiłkami, jakie podejmowano w zachodniej cywilizacji, przynosząc rozwój klasy średniej i realnie lepsze warunki życia dla wielu milionów ludzi. Wydaje się zauważać, że w przeciwieństwie do komunizmu, liberalna demokracja nie ma „ojców założycieli”, ale pomimo to twierdzi, że „liberałowie i demokraci” zastosowali ten sam historyczny wzorzec w swoim liberalnym myśleniu co komuniści.
Oczywiście nie potrafi tego twierdzenia uzasadnić. Przytacza zdanie pochodzące od Johna Stuarta Milla:
„Walka między Wolnością a Władzą stanowi najbardziej widoczną cechę dziejów od najwcześniejszych znanych nam czasów”[vi].
Nikt logicznie myślący nie może się zgodzić, że przytoczone słowa Johna Stuarta Milla, są zgodne z ideami Marksa, Engelsa czy Lenina. Jednak dla Legutki słowa Milla są dowodem na to, że jego intencje i cele są podobne do idei komunistycznych! Stosując ten sam rodzaj myślenia, Legutko próbuje pochować myśli autorów takich jak Adam Smith, Frédéric Bastiat, Immanuel Kant oraz przedstawicieli brytyjskiego wigizmu w tym samym grobie, w którym pochowani są przywódcy komunizmu! Dla każdego, kto zna dzieła tych autorów, próba ta jest całkowicie niewiarygodna.
Pomimo absurdalności takich zabiegów, Legutko twierdzi, że komunizm i liberalna demokracja mają trzy wspólne wątki, a mianowicie: wiarę w jednostronność historii, wiarę w skuteczność świadomego działania człowieka oraz wiarę w zdolność ludzkości do osiągnięcia dojrzałości i intelektualnej niezależności.
Po pierwsze, nie jest prawdą, iż te właśnie wątki zdominowały współczesny dyskurs w kręgach liberalno-demokratycznych, o czym świadczą chociażby najnowsze prace Francisa Fukuyamy. Po drugie, nawet gdyby systemy te podzielały pewne specyficzne cechy, logicznie rzecz biorąc, nie można ich zrównywać, szczególnie biorąc pod uwagę, że są one ze sobą głęboko sprzeczne pod każdym innym względem. Elementarna logika odnosząca się do rzeczywistości skłania nas do zwrócenia uwagi, że jeśli dwa przedmioty mają tylko kilka cech wspólnych, to ich utożsamianie jest niedopuszczalne. Tutaj więc Legutko popełnił coś, co moglibyśmy nazwać „meta-błędem”; w tym przypadku jest to błąd założenia, że pozornie podobne metody lub właściwości prowadzą do równoważności między podmiotami, do których się odnoszą. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to poważny problem dla kogoś, kogo niektórzy uważają za wybitnego filozofa!
W tym miejscu można by wymienić wszystkie historyczne zniekształcenia tego rozdziału. Byłoby to jednak ćwiczenie bezcelowe, ponieważ pogląd Legutki na historię nowożytną, uniemożliwia jakikolwiek sensowny dyskurs. Spójrzmy na przykład na takie oto twierdzenie:
„Tak jak w prawdziwym socjalizmie, tak w prawdziwej demokracji trudno znaleźć jakiś niedoktrynalny wycinek świata, niedoktrynalny obraz, narrację, ton czy myśl. W pewnym sensie liberalna demokracja przedstawia nieco bardziej podstępną mistyfikację ideologiczną niż komunizm”[vii].
Absurdalność tego twierdzenia jest oczywista dla każdego kto żył i w socjalizmie, i w demokracji. Trudno jednak pojąć, jak takie poglądy może głosić ktoś, kto, jak sam sugeruje, czytał dzieła takich gigantów myśli współczesnej jak José Ortega y Gasset. A jednak praca Legutki ukazuje, iż jej autor zignorował fundamentalne przesłanie tego myśliciela, które brzmiało:
„Liberalizm – należy to dziś przypomnieć – jest najwyższą formą wspaniałomyślności, jest prawem, które większość nadaje mniejszościom i jako takie jest najszlachetniejszym wołaniem, jakie rozległo się na ziemi od zarania jej dziejów. Proklamuje wolę współżycia z wrogiem, a co więcej, z wrogiem słabszym od siebie. Jest rzeczą wprost nieprawdopodobną, by rodzaj ludzki był w stanie dojść do czegoś tak pięknego, tak paradoksalnego, tak eleganckiego, tak akrobatycznego i zarazem tak nienaturalnego”[viii].
Legutki marka Utopii
Według Legutki, demokracja liberalna jest równie utopijna jak komunizm. Uparcie twierdzi, że:
„Zarówno komunizm, jak i liberalna demokracja są zatem postrzegane – z perspektywy wewnętrznej – jako pozbawione alternatyw”[ix].
Zanim obalimy to jawnie fałszywe twierdzenie, powinniśmy uważniej przyjrzeć się stylowi argumentacji Legutki. Po pierwsze, w swoim rozumowaniu odnosi się wielokrotnie do umysłowości mitycznego „człowieka liberalnego”. I tak na przykład:
„Liberalna Demokracja jest również postrzegana przez jej zwolenników jako ostateczne urzeczywistnienie odwiecznych pragnień ludzkości, a zwłaszcza do wolności i rządów ludu”[x].
Albo w innym miejscu:
„Z czasem umysł liberalnego demokraty zaczął przypominać umysł socjalisty, ujawniając taką samą tendencję do łączenia języka moralności i języka polityki, ponieważ żaden inny dyskurs nie zdołałby oddać sprawiedliwości naturze systemu”[xi].
Jest to jedno z wielu miejsc, w których posuwa się on tak daleko, że zaczyna używać oskarżycielskiego tonu przeciwko „liberalnemu człowiekowi”, jakiego obraz sam stworzył:
„Nawet najbardziej liberalni z liberałów wykazywali niezwykłą łagodność wobec Związku Radzieckiego i sowieckiego komunizmu, a czasem nawet aktywnie popierali ideę jednostronnego rozbrojenia Zachodu (…)”[xii].
Rozpocznijmy dekonstrukcję rozumowania Legutki od ostatniego z powyższych trzech cytatów. W XX wieku byliśmy świadkami pokonania systemu sowieckiego przez liberalne demokracje zachodnie. Otóż fakt, że dokonało się to nie w wyniku jakiejś totalnej wojny, ale środkami pokojowymi, nie czyni zwycięzców słabeuszami. Wręcz przeciwnie, sposób, w jaki demokracje liberalne wygrały zimną wojnę, był zarówno przemożny, ale i skuteczny! Niestety Legutko nie wyjaśnia, kogo uważa za tych „najbardziej liberalnych liberałów”[xiii]. Zapewne trudno byłoby mu uzasadnić swoją argumentację, próbując podać jakiekolwiek rzeczywiste nazwiska. Z drugiej strony, gdyby to zrobił, każdy czytelnik mógłby łatwo sprawdzić skalę zjawiska i zapewne szybko stałoby się jasne, jak bezpodstawne i błędne są oskarżenia Legutki!
Jeśli chodzi o argument, z pierwszego z powyższych cytatów, a mianowicie że liberalni demokraci nie widzą „żadnej alternatywy”, łatwo wykazać, że to właśnie demokracja liberalna w ciągu ostatnich, prawie dwustu lat, radykalnie przedefiniowała samą siebie, zwłaszcza w jej najważniejszym systemowym aspekcie – aspekcie gospodarczym.
Dzisiaj żadna z zachodnich demokracji liberalnych nie praktykuje libertariańskich idei nieograniczonego wolnego rynku. Z czasem zrozumiano, że w wielu dziedzinach, takich jak np. systemy finansowe, ochrona środowiska i fundamentalny kształt systemów opieki zdrowotnej, nie można podążać za pierwotnymi paradygmatami, które kształtowały te dziedziny jeszcze w pierwszej połowie XX wieku. Jeśli chodzi o fundamentalne aspekty organizacji społeczeństw, wykazanie ogromnych różnic istniejących między krajami słusznie nazywanymi dzisiaj „demokracjami liberalnymi” a ich dziewiętnastowiecznymi poprzednikami jest trywialnie łatwe.
To, że Legutko, poseł do Parlamentu Europejskiego, tego nie dostrzega albo nie pojmuje, jest wręcz niewyobrażalne. Inny przykład rozumowania autora można znaleźć w odniesieniach do myślicieli takich jak Friedrich von Hayek, Ludwig von Mises, Ayn Rand i Robert Nozick. Po pierwsze, „szufladkuje” ich wszystkich jako libertarian. O ile określenie to pasuje jako tako do myśli Ayn Rand i Roberta Nozicka, i być może nie jest całkiem fałszywe w przypadku Ludwiga von Misesa, to jednak jest bezsprzecznie niesprawiedliwe w przypadku Friedricha von Hayeka, czysto klasycznego liberała, który m.in. nigdy nie twierdził, że interwencje rządu w ekonomii są zawsze złem. W rzeczywistości, aby podać jeden tylko przykład, popierał on koncepcje zabezpieczeń socjalnych, mających chronić obywateli przed skrajnym ubóstwem.
Jednak rozumowanie Legutki napotyka tu na znacznie poważniejszy problem – najwyraźniej zapomniał on, że prawdziwe demokracje liberalne nigdy nie podążały ściśle za ideami intelektualistów! Pozornie zdaje się to rozumieć, zauważając, że „Demokracja nie miała tak oczywistych związków z myśleniem utopijnym”. Jednak już w następnym zdaniu odkrywamy, jak rozumie brak tego związku:
„Od starożytności uważano ją za jeden z systemów defektywnych, nie lepszych, ale i nie gorszych od oligarchii czy monarchii”[xiv].
Wprost tu widzimy, jak płytkie jest rozumienie demokracji przez Legutkę. Nie pomoga mu znajomość twórczości Tocqueville’a i Rawlsa. Jeśli chodzi o tego ostatniego, Legutko popełnia straszliwy błąd, twierdząc, że „człowiekiem, który nazwał utopią liberalno-demokratyczny system polityczny był John Rawls (…)”[xv] . Każdy, kto zna twórczość Rawlsa, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że używał on słowa „utopia” niemal jedynie w frazach takich jak „realistyczna utopia” i „realistycznie utopijne” i że zamierzone znaczenie było tu radykalnie odmienne, a mianowicie takie, że „Prawa Ludu” są utopijne tylko dlatego, że nie zawsze odzwierciedlają istniejące układy społeczne, ale są realistyczne, ponieważ nie są sprzeczne z ludzką naturą. Jest więc oczywiste, że frazy jakich używał Rawls, są bardziej metaforyczne niż dosłowne. W dalszej części książki Legutko najwyraźniej przyznaje, że Rawls był ważnym myślicielem współczesnego systemu liberalno-demokratycznego, ale wtedy używa już pejoratywnego określenia „dzisiejsza liberalno-demokratyczna ortodoksja”, aby zarówno zdyskredytować wielkiego myśliciela, jak i swobodnie używać jego myśl w sposób zasadniczo zniekształcony.
Uderzające w wielkiej wadze, jaką Legutko nadaje „utopii”, jest to, że jest to niemal jedyny rozdział książki, w którym znajdujemy sugestie, że istnieją systemy lepsze niż liberalna demokracja. Początkowo wydaje się to obiecujące, bo rozpala nadzieję, że w końcu zaczną pojawiać się tu jakieś błyskotliwe pomysły autora, wykraczające poza naturalną dla demokracji liberalnych zdolność do redefiniowania samych siebie – historia przecież wyraźnie pokazuje nam przykłady takich procesów. Cóż za nieprzyjemna niespodzianka czeka czytelników Legutki, gdy najpierw wskazuje on rzekomo lepsze systemy… rodem ze świata antycznego, a mianowicie konceptualne systemy zaproponowane przez Platona i rozwinięte przez Arystotelesa (a wiadomo przecież, że Platon uważał demokrację za zdegenerowany system polityczny), aby zaledwie kilka akapitów dalej pojawić się mogła wizja idealnego systemu Legutki:
„Można zatem wymyśleć taką strukturę polityczną, która łączyłaby monarchię, oligarchię i demokrację w taki sposób, aby każda wzmacniała zalety i neutralizowała wady pozostałych. Mielibyśmy wtedy np. demokratyczną reprezentatywność, ale jednocześnie pewne instytucje oligarchiczno-arystokratyczne, które zachowałyby pewną formę elitaryzmu, a także pewną formę monarchii gwarantującej sprawność rządzenia”[xvi].
W tym miejscu intencje i poglądy autora stają się jasne: Legutko tęskni za systemem, który jest w istocie czystym, oligarchicznym elitaryzmem, a jeśli przybiera on formę monarchii, to tym lepiej.
W tym miejscu, nadzieje czytelników, którzy czytali tą książkę oczekując prawdziwych pomysłów na poprawę demokracji, legły w gruzach. Legutko nie proponuje niczego nowego. Tęskni za dawnymi systemami, które wszyscy znamy, a które pełne były niesprawiedliwości i dyskryminacji, jakie stosowali ci, którzy przynależeli do oligarchicznych elit, wobec tych, którzy akurat do tychże elit nie należeli. Jeśli w tym miejscu przypomnimy sobie, do jakiej partii politycznej Legutko należy, a więc do prawicowego, populistycznego PiS, i do jakiej frakcji wszedł w parlamencie europejskim, staje się jasne, jak bardzo niebezpieczne są jego próby cofnięcia nas w rozwoju. Legutko naprawdę ma nadzieję na jakąś wsteczną rewolucję, posuwając się nawet do nazwania jej „europejską pierestrojką”:
„Pojawienie się takich przekonań w sferach unijnych zachęciłoby do europejskiej pierestrojki – czegoś, czego Unia Europejska może nie przetrwać”[xvii].
To uświadamia nam bardzo wyraziście, jak niebezpieczne są tego rodzaju pomysły. Ubrana we wzniosłe deklaracje i poparta erudycją kogoś, kto był naukowcem w jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów w Europie, narracja ta w istocie aprobuje tendencje autokratyczne, w których specyficzna kasta „swoich”, należących do oligarchii i uwiarygodniona przez tylko pozornie demokratyczne procesy, nie tylko ma nieograniczoną władzę nad społeczeństwem, ale także rości sobie prawo do formułowania norm moralnych, według których wszyscy inni są zmuszeni żyć.
Historia uczy nas dokąd takie pomysły doprowadziły ludzkość…
ciąg dalszy nastąpi…
[i] Ryszard Legutko, Triumf człowieka pospolitego, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2012.
[ii] Legutko,R.,The Demon in Democracy: Totalitarian Temptations in Free Societies, Teresa Adelson (przeł.), Encounter Books, New York – London, Kindle Edition, 2018. Numery stron w kolejnych odnośnikach pochodzą z kolejności numeracji w formacie eBook Kindle.
[iii] https://liberte.pl/ryszard-legutkos-dystopian-attempt-to-discredit-democracy/
[iv] https://www.lexico.com/definition/liberal_democracy , retrieved on 09/24/2021.
[v] Przywoływane tutaj cytaty są tłumaczeniem na język polski tekstu angielskiego wydania. Nie zawsze odpowiadają one zatem polskiemu oryginałowi. Poza oczywistymi powodami wynikającymi ze specyfiki obu języków, tłumaczowi najwyraźniej zależało na „wzmacnianiu” specyficznego przekazu. Np. to zdanie, otwierające rozdział „Historia” brzmi w polskim oryginale po prostu: „Socjalizm i liberalną demokrację łączy podobne postrzeganie historii”. W wypadku dużych różnic, w przypisach podaję wersję oryginalną.
[vi] Cytat z dzieła On Liberty John’a Stuart’a Mill’a jest u Legutki zniekształcony. Można to zweryfikować na stronie https://www.gutenberg.org/files/34901/34901-h/34901-h.htm
[vii] Legutko,R., ibid., str. 22.
[viii] Jose Ortega y Gasset, Bunt mas, Piotr Niklewicz (przeł.), Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2002
[ix] Legutko,R., ibid., str. 22. W oryginale zdanie to brzmi: „Oba ustroje są zatem postrzegane jako bezalternatywne. Jedyna zasadnicza zmiana, jaka przychodziła i przychodzi do głowy ich zwolennikom, to zmiana na gorsze, czyli załamanie się obu konstrukcji ustrojowych, co oznaczałoby katastrofę”.
[x] Legutko,R., ibid., str. 43 PL: W oryginale zdanie to brzmi: „Liberalna demokracja także bywa postrzegana przez swoich zwolenników jako finalna realizacja odwiecznych dążeń ludzkości, przede wszystkim do wolności”.
[xi] Legutko,R., ibid., str. 45. W oryginale zdanie to brzmi: „Umysł liberalnego demokraty uformował się więc z czasem podobnie do umysłu socjalisty, chętnie łącząc kategorie polityczne z moralnymi, przekonany, że tylko to połączenie oddaje dobrze naturę ustroju”.
[xii] Legutko,R., ibid., str. 46. oryginale zdanie to brzmi: „Nawet najbardziej liberalni z liberałów, czyli libertarianie, wykazywali niezwykłą miękkość wobec Związku Radzieckiego i sowieckiego komunizmu, niekiedy aktywnie popierali ideę jednostronnego rozbrojenia Zachodu, a wszystko w imię wolności”.
[xiii] W polskiej wersji książki mówi w tym miejscu o libertynach.
[xiv] Legutko,R., ibid., str. 51.
[xv] Legutko,R., ibid., str. 51.
[xvi] Legutko,R., ibid., str. 51. W oryginale zdanie to brzmi: „Można było zatem sobie pomyśleć taką konstrukcję ustrojową, w której występowałyby elementy wszystkich trzech typów — monarchii, oligarchii (arystokracji) i demokracji — lecz połączone w ten sposób, żeby wzmacniać ich zalety, a neutralizować wady. Mielibyśmy więc na przykład demokratyczną reprezentatywność, lecz połączoną z jakimiś instytucjami oligarchiczno-arystokratycznymi zachowującymi elitaryzm wychowawczy, a także pewne formy monarchiczne gwarantujące możliwie dużą skuteczność władzy”.
[xvii] Legutko,R., ibid., str. 69. W oryginale zdanie to brzmi: „Pojawienie się takiego przekonania w sferach unijnych oznaczałoby zachętę do europejskiej pierestrojki , a tej Unia mogłaby nie przeżyć”.