Komu, lub czemu można być lojalnym i w jakim celu? Czy politycy są dziś lojalni wobec swego państwa? To są pytania, którym postanowiłem rzucić wyzwanie i poszukać na nie odpowiedzi. Nie jestem jednak pewny, czy ostateczna odpowiedź nie będzie fatalną diagnozą totalnego zniszczenia pojęcia polskiej kultury politycznej.
Ostatni rok obfitował w masę niespodziewanych zwrotów akcji w Sejmie. Utrata większości, odzyskanie większości, rozpad w koalicji rządzącej, wygranie przez opozycję ważnego głosowania, czy w końcu pojawienie się nowej, całkiem ciekawej definicji reasumpcji. Ciągle niezdecydowany Jarosław Gowin opuścił wreszcie tonący jego zdaniem okręt Zjednoczonej Prawicy. Tak duże opóźnienie nie pozwoliło mu jednak stać się twarzą i bohaterem opozycji. Stracił prawie połowę członków, poparcie, szanse na marszałka i udowodnił, że – wbrew nauce – kręgosłup moralny można wygiąć w przedziwne kształty. Przy tych wszystkich najgorętszych wydarzeniach ostatnich miesięcy wirowało gdzieś wokół polskiego parlamentu pytanie o lojalność polityczną. Czym jest to zjawisko i jak je właściwie definiować? Komu, lub czemu można być lojalnym i w jakim celu? Czy politycy są dziś lojalni wobec swego państwa? To są pytania, którym postanowiłem rzucić wyzwanie i poszukać na nie odpowiedzi. Nie jestem jednak pewny, czy ostateczna odpowiedź nie będzie fatalną diagnozą totalnego zniszczenia pojęcia polskiej kultury politycznej.
Lojalność w polityce to zjawisko zupełnie inne, niż gdziekolwiek indziej. Podobnie, jak w przypadku korupcji – dodanie przymiotnika ,,polityczna” zmienia nam kompletnie jego odbiór. Lojalność polityczna to nic innego jak uzależnienie się polityka. Uzależnić się może jednak od wielu rzeczy. Możemy mieć polityka lojalnego wobec idei, możemy mieć polityka lojalnego wobec partii, możemy mieć w końcu polityka lojalnego wobec innego polityka. Postępowanie w każdej z tych relacji jest jednak zupełnie inne i na tym postaram się w tym artykule skupić.
Przejdźmy więc do tej pozornie najpiękniejszej relacji, jaka zachodzi między politykiem, a jakąś ważną dla niego wartością. Taką lojalność możemy nazwać stałością poglądową polityka. Zmieniając partię, która jego zdaniem odeszła od swoich właściwych korzeni chce bronić idei, dla których w tą politykę się zaangażował. Pokazuje ludziom, jak to on twardo stoi przy swoich postanowieniach. Udowadnia, że te łańcuchy, które związały go z nimi na początku politycznej kariery, są dziś tak samo mocne. Ucieczkę ze swojego zdewaluowanego już środowiska politycznego traktuje jako moralną konieczność. Co, gdy poglądy partii matki zaczynają postępować w bardzo nienaturalnym politycznie kierunku, ze względu na radykalną potrzebę pozyskania nowych wyborców? W takiej sytuacji często podjęcie samej koalicji może być szczerym i prawdziwym pretekstem dla takiego polityka do opuszczenia okrętu. Nie można bowiem oczekiwać od konserwatysty, dla którego walka o całkowity zakaz aborcji jest przyczyną wejścia w politykę, aby teraz współpracował z lewicowymi aktywistami wspierającymi legalną aborcję na życzenie. Pytanie tylko, czy w wyniku rozwoju nauki i kolejnych odkryć – nasze poglądy na pewne sprawy nie powinny ewoluować? Radosław Sikorski, początkowo członek konserwatywnego PiS-u, w ubiegłym roku głośno krzyczał na strajku kobiet, żeby ten sam PiS wypierdalał i równie mocno podkreślał, że jest za legalizacją związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych. Swoje przekonania prawdopodobnie konfrontował na bieżąco z nowym środowiskiem politycznym, albo z opinią publiczną. Zostając jednak przy przykładzie konserwatysty, którego wartości partia uraziła, zmieniając kierunek – czy ta niezmienność jest na pewno dobrym zjawiskiem? Czy nie udowadnia bardziej, że jest zamknięty na inne poglądy i – mimo mocnych merytorycznych argumentów nie da się przekonać do ich zmiany? Przecież jego elektorat mógł przyjąć przez te lata zupełnie inne patrzenie na te sprawy, o czym przekona się, gdy wystartuje pierwszy raz pod innym sztandarem w wyborach i nie dostanie mandatu ze względu właśnie na swoje zacofanie w myśleniu. Czasami pewne wartości należy zważyć i wtedy można dostrzec, że nasze przekonania może były faktycznie słuszne 10 lat temu, ale nie dzisiaj. Ludzie, którzy na nas głosowali, mogli przecież robić to z zupełnie innych przyczyn, niż nam się wydaje. Czy te 20%, które powierzyło w 2015 roku swój głos Pawłowi Kukizowi, zrobiło to ze względu na jego postulaty prodemokratyczne? Nie. Większość ludzi w Polsce nie ma przecież pojęcia, na czym polega metoda przeliczania głosów wg d’Hondta. Kukiz wydawał im się prostym facetem, który idzie do polityki rozsadzić ten system od środka. Dużo ludzi liczyło, że to mu się uda, jeszcze inni chcieli po prostu dać żółtą kartkę Komorowskiemu, ostrzec go, żeby się zmobilizował, bo w drugiej turze może polec. Nasz kochany antysytemowiec tego jednak nie zrozumiał. Zamiast cały czas tworzyć wrażenie naszego obywatelskiego głosu w Sejmie, puszczał systematycznie oczko do PiS-u, trąbiąc raz o referendach, raz o ustawie antykorupcyjnej. Koniec końców, po serii blamaży ukazujących kompletny brak wyrafinowania politycznego, swoje wartości przełożył nad wolność i zagłosował za „lex TVN”. Nie zdał sobie sprawy, że dla ludzi ważniejszą sprawą jest walka o wolne media, niż możliwość oddania głosu w corocznym referendum. Przecenił swoje macierzyste wartości, pozostał głuchy na krzyki swoich wyborców i ślepy na zmieniające się społeczeństwo. Dzisiaj otumaniony tą demokratyzacją stał się piłeczką pingpongową Kaczyńskiego do rozgrywania przeciwników politycznych.
Często napotykamy natomiast inny rodzaj lojalności politycznej – lojalność wobec partii, czy środowiska politycznego. Tu mamy do czynienia z grupą ludzi bezrefleksyjnie wykonujących rozkazy z góry w nadziei na uzyskanie z tego tytułu profitów. Z reguły są to ludzie, którzy gdzieś mają jakieś idee. Jeśli władzę w partii obejmie Adolf Hitler, to pokornie wcielą w życie nawet jego plany. Im dłużej ta partia będzie się utrzymywać przy życiu, tym bardziej toksyczna będzie ta relacja. Wiedzą, że partia im wszystko zapewni, w ramach wdzięczności oczekuje jedynie naciśnięcia odpowiedniego przycisku. To jest całkiem spora grupa ludzi, która zasiada dzisiaj w Sejmie. Tak właśnie zbudowany został dzisiejszy PiS. Duża szansa przejęcia władzy wymusiła na prezesie pozyskanie szerokich kadr żołnierzyków politycznych (bo na tytuł żołnierza żaden z nich nie zasługuje). W ten sposób rozpoczął się proces wyławiania ludzi z jakimkolwiek potencjałem politycznym, którzy lojalnie będą głosować. Gdyby nie ci ludzie, nie mówilibyśmy dzisiaj o Sejmie w kategorii ,,maszynki do głosowania”. Każdy z nich staje się połowicznie ślepym kierowcą. Nie baczy na ulicę, chodniki, przejścia dla pieszych, tylko podnosi raz na jakiś czas głowę, żeby sprawdzić, czy na pewno ma zielone. Wtedy natomiast, gdy jest zielone, będzie jechał, niezależnie od tego, co, lub nie daj Boże kto będzie leżał na jezdni. Biało – czerwona flaga w przypince marynarki nic dla nich nie znaczy. Liczy się partia. Połowa sejmu nie wykonuje dziś pracy w imieniu orła białego z polskiego godła. Oni salutują przed tym chytrym, skąpym i bezwzględnym pisowskim orzełkiem z partyjnego loga.
W tej grupie ludzi możemy jednak wyróżnić pewną podgrupę. Dla aparatczyków partyjnych, którym partia dała wszystko, nadrzędnym celem staje się jej obrona. To jej przecież wszystko zawdzięczają. Ponadto wiedzą, że jeśli partia pójdzie na dno, to i oni są skończeni. Co jednak w sytuacji, gdy to partia okaże się tą nielojalną i obróci się przeciw swojemu politykowi? Zachodzi wtedy bardzo ciekawa sytuacja – zaczynamy odróżniać chłopców od mężczyzn, żołnierzyków od żołnierzy. Gdy partia zaatakuje rodzinę polityka – ten rozpoczyna krwawą grę. W tym sensie obie strony dysponują bronią znacznie potężniejszą, niż ta wojskowa. W rękach bowiem dzierżą nie karabin, a władzę. Żołnierz mając karabin czeka na rozkaz. Polityk jest gorszy, bo strzela bez rozkazu. Jeśli od polityki zależy utrzymanie jego rodziny, to będzie strzelał na wszystkie fronty, w najbardziej odpowiednim momencie. O tym jednak w ostatnim akapicie.
Najbezpieczniejszą moim zdaniem lojalnością jest ta wobec swojego lidera. Między promotorem, a uczniem zachodzi relacja, której z jednej strony wszyscy są świadomi, a której z drugiej nikt nie śmiałby rozerwać. Oto dwójka polityków, która niczym małżeństwo poprzysięgła sobie wierność i obwiązała się łańcuchem. Sam proces obwiązywania się nim nie był jednak łatwy. Obie strony przypłaciły to bólem. Po tym łańcuchu spłynęła ich krew. Jeden, ten starszy, musiał zawierzyć, że w tym mniej doświadczonym człowieku jest na tyle potencjału politycznego, że opłaca mu się walczyć o miejsce dla niego na listach, torować mu drogę kariery i zaufać, że ten młody będzie tworzył środowisko wierne swojemu mistrzowi, które go poprze, gdy zajdzie taka potrzeba. Gdy posypią się strzały w kierunku mistrza, to ten wierny giermek go osłoni tarczą. Gdy będzie potrzeba, żeby załatwić coś i trzeba będzie ubrudzić sobie dłonie, on wskoczy w błoto po szyję, byle tylko ten promotor wyszedł z tego bez szwanku. Swoim nazwiskiem podpisze wszystkie niepewne dokumenty, które szefowi mogłyby zagrozić. Ryzykuje nie tylko jednak ten szef. Nasz giermek też ma wiele do stracenia. Wchodzi w zupełnie nowe środowisko, jak to często bywa w polityce – omamiony możliwościami. On musi robić brudną robotę dla szefa, zabezpieczać wiernie i cierpliwie jego tyły, żeby w końcu doczekać się upragnionej nagrody. Nie ma jednak stuprocentowej pewności, że po całej tej brudnej robocie cokolwiek dostanie , a zamiast tego, jako totalnie zbędny, zostanie wyrzucony do kosza, jak zużyty papierek od produktu. Jeśli jednak obie strony zachowają się lojalnie wobec siebie – powstanie groźny duet. Nie mam wątpliwości, że taka relacja zaszła właśnie między Jarosławem Kaczyńskim, a Danielem Obajtkiem. Lojalny wójt Pcimia dostał za swoją wierność dużą nagrodę. Z dnia na dzień został przeniesiony na stanowisko prezesa potężnego koncernu. Co uczynił Obajtek? To, czego wymagał od niego prezes. Wykorzystując umiejętnie znajomości stosował naciski na odpowiednich ludzi. Postawił wszystko na reklamę i propagandę, bo takie wymagania miał względem niego prezes. Zdobył cel – dał Orlenowi możliwość kontroli wycinka opinii publicznej. Gdyby nie czujna postawa wolnych mediów i demokratycznej opozycji, które wałkowały temat obajtkowych przekrętów do znudzenia, to były wójt Pcimia zaliczyłby awans na stanowiska premiera w podzięce za wykonanie rozkazów swojego pryncypała. Choć takie zjawisko jest oczywiście moralnie brutalne, to jestem skłonny postawić machiavelliczną tezę, że jest ono bezpieczne właśnie z perspektywy państwa. Taka relacja stabilizuje nam sytuację polityczną w państwie. Wiemy, że pewne osoby stanowią po prostu nierozerwalny pakiet i wszędzie pójdą razem. Niewyobrażalnie dużą siłę takiej więzi starano się ukazać w „House of Cards”, gdy Stamper, posłuszny od początku swojemu promotorowi – Frankowi Underwoodowi, po całym dniu rozmyślań ostatecznie zabija dziewczynę, która miała być miłością jego życia i zakopuje ją, bo jest świadomy, że może stwarzać dla nich zagrożenie. No właśnie, tu pojawia się kolejne arcyważne pytanie – czy polityk potrafi kochać, to znaczy być lojalnym wobec swojego partnera miłosnego bardziej niż wobec zatrutej toksyną polityki utożsamianej w tym serialu przez obślizgłego i bezwzględnego Underwooda?
Czy polityk potrafi kochać?
W przeciwieństwie do tego, co zrobił właśnie Douglas Stamper w House of Cards, polityk potrafi jednak kochać. Jest w stanie zbudować piękną relację miłosną. Zawsze jednak będzie cię zdradzał. Może powie ci, że jesteś dla niego najważniejsza/y, że myśli ciągle o tobie i nie wyobraża sobie funkcjonowania bez ciebie. Pewnie! To może być prawda. Ale obok ciebie zawsze będzie polityka. Z nią będzie cię zdradzał. Paradoksalnie jednak, im większą miłością będzie darzył ciebie, tym więcej będzie się udzielał politycznie. Przed kamerami będzie rzucał kłamstwami na lewo i prawo, żeby po powrocie do domu wypłakać się w twój rękaw, przytulić do ciebie i nabrać siły przy tobie, bo jesteś tą stabilną wyspą prawdy na oceanie politycznego, wyrafinowanego i starannie przemyślanego kłamstwa. Tworzysz ośrodek wolny od strategicznego myślenia, przepełniony jakąś prawdziwą, być może piękną relacją. Miej się jednak na baczności, bo wtedy wszyscy jego przeciwnicy skupią się na tobie. Ty stajesz się jego słabym punktem, magnesem przyciągającym atak. A jeśli zaatakują ciebie, pokaże się jego prawdziwa twarz. Zniszczy każdego, kto stanie mu na drodze. Zmiażdży każdego, kto na ciebie napluł. Może sprawi nawet, że ktoś się powiesi? Jak już wcześniej mówiłem, dzierży w ręce broń dużo potężniejszą niż pistolet. Ma w ręku władzę. Pistolet może wystrzelić kilka razy. Emocjonalnie rozhuśtany po ataku na twoją osobę polityk z władzą w ręku może sprawić, że wystrzeli cała seria karabinów. Mało tego, może sprawić, że te karabiny będą dudnić dzień i noc przez cały rok, dopóki ostatecznie nie uzna zemsty za odpowiednio wypełnioną. W połączeniu z bezwzględnością ta władza pozwala mu stworzyć piekielnie mocne zagrożenie. Wyrafinowany polityk będzie czekał na idealny moment. Będzie znosił wszystkie obelgi od opinii publicznej, żeby w decydującym, najbardziej opłacalnym dla niego momencie zniszczyć rywala. Taka potężna uraza zakodowana w jego głowie jednak polepsza jego racjonalne myślenie. Zmęczony wyczekuje idealnego momentu, żeby pomścić atak na twoją osobę. Wie, że dziś się tylko upokorzy. Jest jednak skłonny na tyle się poświęcić, bo przecież za rok wytoczy działa, które skutecznie pokażą całej opinii publicznej jeden ostry przekaz – Wara od rodziny. Wara od ciebie.
Po zaatakowaniu rodziny, Banaś osiwiał ze stresu i wypowiedział PiS-owi wojnę. Dzisiaj mówi się, że NIK stał się pierwszą niezależną instytucją obsadzoną przez PiS. To jednak pokazuje słabość w samym hierarchizowaniu polityki. Człowiek, który traktuje politykę jako zabawę, może sobie pozwolić na zdecydowanie szerszy wachlarz zachowań, bo pozbawienie go polityki nie poskutkuje przecież zawaleniem się jego życia, czy jak w wyżej wymienionym przypadku – rodziny. Może sobie pozwolić na różne ataki i różne formy obrony. Gdy granica przesunie się za daleko i zbyt groźnie dla niego – po prostu zrezygnuje. Dlaczego? Bo to najlepszy typ polityka. To polityk nielojalny polityce.
Kto ty jesteś? – Polityk mały
Jaki znak twój? – Przypinka partii
Gdzie ty mieszkasz? – Między swymi
W jakim kraju? – W partii ziemi
Czym ta partia? – Mą ojczyzną
Czym zdobyta? – Skurwysyństwem, poświadczam blizną
Czy ją kochasz? – Nie wiem, mówię szczerze
A w co wierzysz? – W siebie wierzę.