Joe Biden logicznie i konsekwentnie wygasza wszystkie drugorzędne – ze swojego punktu widzenia – konflikty i spory. Wszystkie siły i środki imperium kierowane są na Chiny. Chiny i jeszcze raz Chiny. Dlatego został poświęcony Afganistan. Dlatego został poświęcony sprzeciw Polski et consortes wymierzony w NS2, dlatego (tak to wygląda) Rosja ma swobodę manewru na Białorusi i Ukrainie. Dlatego wyciągnięto z lamusa koncepcję pandemii jako efektu wycieku (jeśli nie kontrolowanego przecieku) z laboratorium Wu-han. Zarazem NATO, jako narzędzie ociężałe i nadmiernie zbiurokratyzowane, zostało zmarginalizowane w rękach USA – jak na razie – o wiele skuteczniej przez dobrego Bidena, niż przez złego Trumpa.
Wojna się rozpoczęła, Europa jakby tego nie dostrzega (może z wyjątkiem wszechwiedzącego Putina) i obraża się na zerwane kontrakty zbrojeniowe. Prezydent Macron na pewno rozumie, ale udaje, że nie rozumie, wymowy bieżącego state of art, w myśl którego Europa ma problem z przełknięciem żaby o nazwie „wojna amerykańsko-chińska”. Chcielibyśmy uniknąć tej wojny i zachować równy dystans. Chińczycy są sympatyczni, uśmiechnięci i doskonale pożyteczni. Ileż problemów nam rozwiązują. A Amerykanie, no wiadomo… My więc chcemy pozostać Europejczykami-symetrystami. I bardzo nie chcemy tej wojny. Ale tak się nie da. Na razie nie chcemy w to uwierzyć.
Macron udaje, że nie rozumie, że australijskie okręty podwodne zbudowane na licencji francuskiej nie będą mogły swobodnie patrolować brzegów Chin. A na amerykańskiej licencji, i owszem. Dlatego właśnie USA zaangażowały się w rozbudowę i unowocześnienie floty australijskiej.
Macron wściekły, rzuca więc w odwecie hasło budowania armii europejskiej, bez obecności USA w Europie. Świetny pomysł, najbardziej spodoba się przypuszczalnie samym Amerykanom. Więc jak Macron ochłonie…
Nota bene, na kim budowany miałby być europejski sojusz obronny i przeciw jakim zagrożeniom byłby skierowany? Ile by kosztował i jak zaważyłby gospodarczo na dalszym rozwoju UE? Jak ujemnie wpłynąłby na jeden z ważniejszych, absolutnie słusznych priorytetów Unii, jakim jest walka z ociepleniem klimatu?
Nie wątpię, że trzonem tak rozbudowywanych sił zbrojnych będzie anegdotyczny pluton rozpoznania i zwiadu z Luksemburga. Nie wątpię, że stworzenie Euroarmii (czy raczej Eurokorpusu, oby tylko nie skończyło się na Eurobatalionie) spotka się z entuzjastycznym przyjęciem przez na przykład takich Zielonych w Bundestagu. Nie wątpię, że Francuzi odmówią udziału w tak konstruowanych siłach zbrojnych krajom spoza Unii, tym samym już w chwili narodzin podważając ich skuteczność (bo nie będzie Turcji) i obronę wolności jako zasadę (bo nie będzie Ukrainy). Mimo wszystko przed polską dyplomacją stanęła przez chwilę wielka szansa: Moim zdaniem należało czym prędzej Macrona wesprzeć, oświadczając równocześnie, że inicjatywa ta ma na celu odciążenie Ameryki, a obecność Polski gwarantuje lojalność sił zbrojnych UE wobec pryncypiów polityki zagranicznej USA. Nikomu oczywiście do głowy to nie przyszło. Musielibyśmy wpierw mieć dyplomację.
Nie wyobrażam sobie sił zbrojnych EU bez Wielkiej Brytanii. W skali Europy to militarna potęga. I tak jeszcze raz widać jaką katastrofą jest wyjście UK z Unii. Jedyny znany mi europejski kraj, który naprawdę widzi w swojej polityce nie tylko koniec nosa, pardon, koniec Europy… nie jest w Unii. A sojuszem z USA oddala się od niej jeszcze bardziej. Nie dlatego, że z USA, tylko dlatego, że celem jest w miejsce tradycyjnego basenu Oceanu Atlantyckiego – basen Pacyfiku. Wielka Brytania poprzez wejście do sojuszu AUKUS, pośrednio wypowiedziała wojnę Chinom. Szanse na uratowanie Ukrainy maleją.
Zjednoczone Królestwo dzięki swej kolonialnej przeszłej wszechobecności (najpóźniej od Waterloo, najwcześniej do „salw sierpniowych” 1914) najlepiej rozumie co oznacza polityka światowa. Tak przy okazji, czy Stany komukolwiek poza Wielką Brytanią udział w ścisłym sojuszu antychińskim zaproponowały? Francji…? Dlaczego Stany nie użyły procedur NATO-wskich?
I tak dochodzimy do wniosków.
Po pierwsze wojna USA-Chiny już się zaczęła. Tylko że na szczęście w globalnym świecie są skuteczniejsze techniki walki od odpalania rakiet i strzelania do wrogich żołnierzy. Tym ciekawiej… Nie używam tu słowa „wojna hybrydowa”, bo wszyscy jej używają.
Po drugie ciężar światowej polityki jest już z daleka od Europy. A od Europy coraz dalej jest Zjednoczone Królestwo… Wracamy krok po kroku do roli zaścianka, z którego wyszliśmy niecały tysiąc lat temu. Szkoda.
Po trzecie gwałtowność i konsekwencja działań Ameryki może oznaczać, że analitycy amerykańscy dostrzegają przewagę nad Chinami oraz że przewaga szybko się zmniejsza (przepraszam za ten truizm). I ci analitycy widzą szansę w natychmiastowym rozprawieniu się z Chinami. Bo jutro będzie za późno. Oby. I oby to nie byli ci sami analitycy, którzy opracowywali plany wycofania Stanów z Afganistanu.
Po czwarte postępuje dezintegracja i marginalizacja NATO. Uważam w skrócie, że próba odwrócenia tego procesu jest wyzwaniem (nawet szansą) dla polskiej polityki zagranicznej. I że, o ile w ogóle zostanie (to wyzwanie) dostrzeżone, to na pewno (jako szansa) nie zostanie wykorzystane.
Po piąte szybko poprawia się położenie geopolityczne Rosji. Jest to klasyczny wyścig z czasem, gdyż to nie Rosja staje się coraz silniejsza, to raczej jej adwersarze są coraz słabsi, mniej zintegrowani, bardziej zdezorientowani, precyzyjniej infiltrowani. Także dla nas jest to wyścig z czasem. Rosji pozostało, dajmy na to, jeszcze dziesięć złotych lat. Jeśli w tym czasie Rosja nie odniesie na naszych granicach spektakularnego zwycięstwa, to możemy wziąć głęboki oddech i cieszyć się od wschodu stuletnim pokojem. Ale nie ma wcale pewności, czy nie odniesie…
Po szóste coraz dobitniej polaryzuje się polityka w basenie Pacyfiku, utrwalają stare sojusze, wyłaniają nowe. Japonia, Australia, Tajwan, Filipiny i Korea Południowa po stronie USA. Pakistan, Korea Północna (Birma?, Afganistan?) po stronie Pekinu. Taka na przykład Nowa Zelandia jest symetrystą. Gdyż jest słabsza od Australii i gospodarczo bardziej niż Australia zależna od Chin.
Przy okazji, ciekawe jak brzmiała nieoficjalna (czyli prawdziwa) odpowiedź Indii na amerykańskie awanse? Bardzo ciekawe jest, czy wypowiedzenie kontraktu zbrojeniowego Francja-Australia nie zostało poprzedzone odmową Macrona na zaproszenie Francji przez USA do paktu AUKUS…
Po siódme, na razie Amerykanie imponują. Są zdecydowani, wyraźnie wiedzą czego chcą. Gdybym miał obstawiać wynik tej wojny, wskazałbym Stany jako zwycięzcę, prawie na pewno. To „prawie” to echo najświeższego doświadczenia – przegranej przez USA z kretesem wojny w Afganistanie.
Po ósme, dziwny, hybrydowy, XXI-wieczny kształt wojny ma jedną wielką zaletę. W każdej chwili obie strony mogą usiąść do rozmów pokojowych. Nawet nie trzeba by było nazywać ich pokojowymi, wszak nie ma formalnie wojny, więc i pokój nie musi być zawierany. Ale jak na razie strony zmierzają konsekwentnie w stronę brutalnego zwarcia.
I po dziewiąte, smutne post scriptum. My, Polacy, zwiedzeni na manowce przez rządzącą partię, pasjonujemy się tymczasem losem śpiwora przerzucanego rękami opozycyjnego posła ponad szpalerem zamaskowanych funkcjonariuszy Straży Granicznej RP… Był sobie kraj… Boję się.
Autor zdjęcia: Scott Rodgerson