Nastał czas trudnych pytań, a także mierzenia z problemami, których nie można dłużej ignorować. W końcu na najwyższych szczeblach państwowych zaczęto mówić o uniezależnieniu się od rosyjskiego gazu czy poprawieniu stanu obronności na poważnie, ale wszystko wskazuje na to, że oprócz działań konieczna będzie także głębsza refleksja nad wartościami.
Choć o zagrożeniu płynącym ze strony Rosji mówiło się już od dawna, Europa do końca żyła w przeświadczeniu, że mimo wszystko nie dojdzie do inwazji, a w każdym razie nie na tak dużą skalę. Kiedy przewidywalne stało się jednak faktem, działania Putina zadziałały niczym kubeł zimnej wody. Nie ma złudzeń co do tego, że wpływ wojny w Ukrainie wykracza daleko poza jej granice, a stawką jest przyszłość demokratycznej Europy. Nastał czas trudnych pytań, a także mierzenia z problemami, których nie można dłużej ignorować. W końcu na najwyższych szczeblach państwowych zaczęto mówić o uniezależnieniu się od rosyjskiego gazu czy poprawieniu stanu obronności na poważnie, ale wszystko wskazuje na to, że oprócz działań konieczna będzie także głębsza refleksja nad wartościami.
Gdy gubią emocje
Wojna w Ukrainie jest przede wszystkim dowodem na to, że nie tylko broń ma znaczenie strategiczne, a bardzo wiele zależy od czegoś tak przyziemnego jak ludzkie emocje. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, laureat pokojowej nagrody Nobla, Dmitrij Muratow powiedział, że „nie da się mieszkać w Rosji i uchronić się przed propagandą”. Od dawna też wiadomo o rosyjskich wpływach na tym polu w państwach Zachodu – o opłacanych przez Kreml populistach lub o działających w mediach społecznościowych „trollach” i botach. Do tej pory reagowaliśmy na to często śmiechem, żartami, a przede wszystkim przekonaniem, że nie ma co się tym przejmować, wystarczy się od tego odciąć. Jednak obecnie trwająca wojna uzmysławia nam, że nie bez znaczenia są nasze reakcje na to, co dzieje się za przysłowiowym płotem, ponieważ nie da się zatrzymać okrucieństw tej wojny bez masowych nacisków opinii publicznej. Tym bardziej, że przywódcy państw zachodnich z reguły nie podejmują działań bez sprawdzenia sondaży poparcia, więc wywieranie presji ma tym większe znaczenie.
Władimir Putin zrozumiał to już dawno temu, dlatego internet zalała fala rosyjskiej dezinformacji, z powodzeniem polaryzująca demokratyczne społeczeństwa na całym świecie. Jej najbardziej spektakularnym osiągnięciem na arenie międzynarodowej była wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w 2016 roku. Zwycięstwo Joe Bidena pokrzyżowało Putinowi plany, który liczył na to, że Trump zapewni mu spokój ze strony Amerykanów, gdy zacznie wprowadzać w życie swoje plany. Niemniej konta zaangażowane niegdyś w rozpowszechnianie treści antyszczepionkowych obecnie zajmują się udostępnianiem kremlowskiej propagandy na temat wydarzeń w Ukrainie. Propaganda wykorzystująca pandemię do osłabienia zaufania do rządzących bazowała przede wszystkim na wzbudzaniu strachu. Podobnie jest teraz. We Francji temat rasizmu zdecydowanie bardziej oddziałuje na emocje niż to, co się dzieje w Europie Wschodniej. Dlatego w krótkim czasie niezwykle nośnym tematem stała się informacja o złym traktowaniu nieukraińskich uchodźców o ciemniejszym kolorze skóry. Bardzo szybko na Facebooku pojawiły się viralowe posty, wykorzystujące oburzenie zaistniałą sytuacją, żeby podgrzać nieufność względem Ukraińców czy NATO, a następnie wykorzystać tą okazję m.in. do rzucenia fałszywych oskarżeń o mordowanie cywili w Ługańsku i Donbasie przez Ukraińców. Informacja powielana nie wychodzi już od obcych, ale z kręgu znajomych, co wzbudza więcej zainteresowania, a przede wszystkim zaufania. Algorytm później mnoży te informacje zalewając te same osoby podobnymi treściami, pogłębiającymi wiarę w kreowaną przez fake newsy rzeczywistość.
Niektóre sieci społecznościowe podejmują walkę z tym. Twitter oznacza media, a nawet dziennikarzy powiązanych z rządami. Facebook usunął profil Konfederacji z powodu powtarzających się naruszeń zasad dotyczących dezinformacji na temat COVID-19 (m.in. dotyczącymi skuteczności noszenia masek czy szczepień). Przeciwko propagandzie wystąpiła także Unia Europejska, podejmując decyzję o zablokowaniu dostępu do Russia Today czy Sputnika w następstwie inwazji na Ukrainę. Jednak przed propagandą raczej nie da się całkowicie uchronić także poza Rosją. Kanałów dezinformacji jest po prostu zbyt dużo, a fake newsy rozmnażają się w zastraszającym tempie. Ponadto pojawia się kwestia tego, gdzie narysować linię pomiędzy ograniczaniem dostępu do tego co szkodliwe, a cenzurą mediów.
Jeśli demokratyczne kraje chcą się skutecznie bronić przed propagandą, to muszą wreszcie zacząć postrzegać ją jako poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa w Europie. Przyjmujemy, że każdy świadomie wybiera, co czyta lub ogląda, ale technologia jest coraz bardziej udoskonalana, żeby przewyższać zdolności kognitywne człowieka. Niestety edukacja kompletnie pomija ten problem. Tak jak szkoły uczą, że nie należy jeść muchomorów sromotnikowych albo przyjmować słodyczy od nieznajomych, tak nie uczulają na zagrożenia płynące z dezinformacji. Sprawdzanie źródeł jest traktowane jako ważne tylko w przypadku prac naukowych, czy egzaminów, a nie jako kompetencja potrzebna do funkcjonowania na co dzień. Szczególnie należałoby położyć nacisk na ludzki słaby punkt, jakim są emocje, bo to właśnie za ich pośrednictwem manipulacja jest najbardziej efektywna. Oczywiście człowiek jest tylko człowiekiem i nie przestanie mieć ludzkich odruchów na pewne komunikaty, ale może się przyzwyczaić do swoistej czujności i rozsądku, „uruchamiającego” się automatycznie w określonych sytuacjach. Jednak oprócz tego potrzeba jeszcze silnych fundamentów w postaci wartości demokratycznych, a te na chwilę obecną przeżywają kryzys.
Demokracja na wojnie
Wojna w Ukrainie to przede wszystkim bardzo trudny sprawdzian dla demokracji. Przede wszystkim kluczowe pytanie związane z inwazją na Ukrainę dotyczy tego, w jaki sposób sytuacja zagrożenia stabilności w nadwyrężonej pandemią Europie, odbije się na wyniku wyborów przypadających na ten burzliwy okres. Pierwsze odbyły się na Węgrzech, w których Orban pokonał zjednoczoną opozycję po zmonopolizowaniu przekazu informacyjnego w sposób przypominający ten rosyjski. Dzięki pozostającym w rękach prorządowych oligarchów mediom mógł bez przeszkód oddziaływać na nastroje i budować w Węgrach przekonanie, że jest w stanie ocalić kraj przed skutkami wojny. Kolejne ważne wybory odbędą się we Francji. W tym przypadku politolodzy zwracają uwagę na tzw. „efekt flagi”. Wraz z inwazją na Ukrainę poparcie dla Macrona zaczęło rosnąć w zaskakująco szybkim tempie. Francuzi zmęczeni kolejnymi kryzysami są bardziej skłonni postawić na znanego kandydata, którego kompetencje mieli okazję obserwować podczas trudnych sytuacji, a eksperyment z wybraniem kogoś nowego dla wielu wydaje się ryzykowny. Niemniej jeśli zostanie wybrany, jego mandat do sprawowania władzy na kolejną kadencję nie będzie miał takiej podstawy demokratycznej jaką mieć powinien, a to stanowi, jak sygnalizują eksperci, ryzyko dla wartości stanowiących fundament elekcji. Wszystko wygląda na to, że szansę w efekcie flagi upatrują także politycy PiS-u. Stąd między innymi pojawiają się pogłoski o tym, że partia rządząca będzie próbowała przeprowadzić wcześniejsze wybory, gdyż „efekt flagi” nie działa długo, a wybory parlamentarne są zaplanowane dopiero na drugą połowę 2023 roku. Do tego dochodzi pozytywny wizerunek państwa polskiego na świecie, zbudowany bezprecedensowym wsparciem dla ukraińskich uchodźców ze strony polskiego społeczeństwa, instytucji pozarządowych i samorządów, ale też powoli dający o sobie znać niepokój dotyczący pomocy uchodźcom, która niewątpliwie będzie wymagała ogromnego nakładu czasu, wysiłku i pieniędzy. Tym bardziej, jak pisał Klaus Bachmann w tekście dla „Gazety Wyborczej”, że w sytuacji zagrożenia łatwiej o tendencje autorytarne, czyli mniej tolerancji, a więcej akceptacji dla rozwiązań siłowych czy skupienia wobec władzy. W praktyce oznacza to, że obecnie trwająca mobilizacja może się skończyć, a partie polityczne zaczną wykorzystywać problem, żeby zwiększać swoje słupki poparcia. To bardzo niepokojące prognozy dla demokracji, ponieważ podobnie jak w przypadku wyborów we Francji, może oznaczać, że wygrana w kolejnych wyborach może być całkowicie zależna od populistycznych postulatów. Pojawia się więc konieczność zachowania ogromnej ostrożności, żeby wybory nie zmieniły się farsę.
Drugie ryzyko związane jest bezpośrednio z sankcjami nałożonymi na Rosję przez Zachód. Wiadomo, że ich koszt będzie wysoki, a wpływ na gospodarkę bardzo niekorzystny. Biorąc pod uwagę upór Putina, niewykluczone są także problemy z zasobami energii. Nieprzygotowany Zachód będzie musiał szukać nagłych rozwiązań, a od ich wyboru zależeć będzie nie tylko względna stabilność, ale też wpływ na poparcie dla polityków. Istnieje możliwość, że nie będzie innego wyjścia niż zwrócenie się do innych państw autorytarnych, niezagrażających bezpośrednio Europie, ale działających wbrew jej wartościom (np. kraje arabskie czy Chiny). To niewątpliwie stanowi ogromne wyzwanie dla tożsamości demokratycznego świata, a także stawia pytanie o jego znaczenie czy rzeczywistą siłę i wpływy. Celem rosyjskiej propagandy od wielu lat jest osłabienie zaufania do demokratycznego systemu sprawowania władzy w jego strukturalnej formie i podważenie demokratycznych wartości tak, żeby ludzie zaczęli kwestionować ich sens. Zachód prowadzi wojnę z Rosją, a jednocześnie ludzie powiązani z Kremlem mają coraz większe polityczne i gospodarcze wpływy w krajach zachodniej demokracji. Wprowadzone sankcje po zajęciu Krymu nie przeszkodziły np. Francji w sprzedaży broni do Rosji. Obecnie trwająca wojna ma wymiar nie tylko terytorialny, ale też symboliczny – jako starcie świata demokratycznego z tym autorytarnym. Jednak ten pierwszy, grający rolę „tego dobrego” nie jest bez skazy, więc „ten zły” chętnie przedstawia jego przewinienia w formie manipulacji. Należy jednak pamiętać, że demokratyczny świat nie opiera się na konkretnych, wątpliwych moralnie politykach czy partiach, ale na określonych ponadczasowych ideach oraz wartościach, gwarantujących na dłuższą metę silne, dobrze prosperujące państwo. Zachód potrzebuje takiego kompasu, ponieważ uniezależnienie się od autorytarnych krajów będzie procesem długotrwałym, potrzebującym trwałego poparcia opinii publicznej. Dlatego ważne pytania będziemy musieli sobie postawić także na bardzo osobistym poziomie…
Kto ty jesteś?
Wojna w Ukrainie to czas próby także dla każdego z osobna, moment kiedy pojawia się pytanie o to kim się jest. Pierwsi musieli odpowiedzieć na nie Ukraińcy, którzy ku zdziwieniu Putina, bohatersko stają do ciężkiej i krwawej walki po to, żeby ochronić swoją narodową tożsamość. Bardzo możliwe, że jest to ogromne zaskoczenie także dla wielu z ich zachodnich sąsiadów, obserwujących tak kosztowny dowód przywiązania do swojego kraju, kultury, a przede wszystkim odrębności. Choć Rosja na wszelkie możliwe, a przede wszystkim brutalne sposoby, stara się tę tożsamość unicestwić. Z doszczętnie zniszczonego Mariupola wywozi się ludzi w głąb Rosji, zmusza do przygotowywania propagandowych materiałów, podczas gdy Duma obraduje nad ustawą uznającą wszystkich posługujących się językiem rosyjskim za „rodaków”. Ukraińcy jednak stanowczo opierają się tym zabiegom, a ich działania stanowią jasną deklarację tego, kim są, czym wzbudzili na arenie międzynarodowej duży szacunek.
Podobne pytanie zaczęli zadawać sobie Polacy czy Mołdawianie, którzy pierwszy raz znaleźli się w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa swojego kraju. Nawet jeśli uda się odeprzeć rosyjską inwazję, trzeba rozważyć także scenariusz, w którym konieczna będzie obrona granic, a może nawet powszechna mobilizacja. W tej sytuacji wiele osób zadaje sobie pytanie, co tak właściwie dla nich znaczy być obywatelem danego kraju, a obserwując sąsiadów zza granicy, rozważają, czy sami byliby gotowi na takie poświęcenie, gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji. Niekiedy gotowość do chwycenia za broń deklarowali nawet politycy, jak reprezentujący Lewicę Krzysztof Śmiszek. Problem ten zresztą szerzej omówiła ekspertka od bezpieczeństwa, dr Paulina Polko. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wyraziła obawy, że na chwilę obecną młodsze pokolenie nie zdaje sobie sprawy z tego, że bezpieczeństwo może zależeć od nich, a ten stan umysłu czyni ich niezdolnymi do obrony w sytuacji wojny, która do tej pory funkcjonowała w ich głowach na poziomie wyobraźni. Jednocześnie podkreśliła rolę tych starszych, polegającą nie tylko na przygotowaniu młodszych na wypadek takiej konieczności, ale też do stworzenia z Polski kraju, w którym chce się żyć i który chce się bronić. Należy pamiętać, że o istnieniu tożsamości narodowo-kulturowej decydują jednostki. Na pewno gdyby Ukraińcy nie chcieli bronić swojej ojczyzny, już dzisiaj by nimi nie byli.
Z drugiej strony również solidarność ponad podziałami oraz jednomyślne wsparcie Zachodu dla Ukrainy ma kluczowe znaczenie. Chociaż Stany Zjednoczone i Europa wiele stracą, nie ma wątpliwości, że wpływ presji konsekwentnie i solidarnie wywieranej na Rosję w postaci m.in. sankcji będzie miażdżący. Wojna w Ukrainie to najlepszy dowód na to, że choć odrębna tożsamość jest ważna, partnerstwo oraz sojusze mają ogromną wagę, a postawy dążące do izolacji, takie jak np. eurosceptyzm, paradoksalnie stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa, a także suwerenności zachodnich państw. Silna, zjednoczona Europa w bliskiej relacji ze Stanami Zjednoczonymi to hamulec dla przywódców o imperialistycznych zapędach pokroju Putina, zapora przed nieograniczoną żądzą poszerzania swojej sfery wpływów. Obecna inwazja twardo dowiodła, że próba układania się z autokratami nie jest w jakimkolwiek wymiarze skuteczną strategią. Dlatego najważniejszym wyzwaniem dla Zachodu będzie stworzenie takiego demokratycznego świata, który zastąpi rywalizację współpracą, a w odrębności nie będzie widział powodu do rywalizacji, tylko do wzajemnego szacunku.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl