Magda Melnyk: Jeżdząc samochodem po Polsce widzę bardzo niewiele billboardów w dużych formatach. W Łodzi nie ma ich w ogóle. Tymczasem jeszcze pięć lat temu było ich pełno. Mam wrażenie, że kampania toczy się na facebooku i twiterze. Wydaje mi się, że w swojej nowej książce „Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry”, którą napisałeś w duecie z biologiem i nuerodydaktykiem, Markiem Kaczmarzykiem, obaj wyjaśniacie, dlaczego tak się dzieje.
Marek Migalski: Mam podobne wrażenie. Jestem ciekaw rozliczeń finansowych poszczególnych komitetów, ponieważ mogą one potwierdzać nasze intuicyjne spostrzeżenia. Może się okazać, że akurat w tej kampanii dużo więcej zainwestowano w Internet niż w outdoorowe reklamy. Rzeczywiście jest tak, że różnica między tym, co widzisz na Facebooku, a tym, co widzisz na ulicy jest taka, że w pierwszym przypadku masz poczucie intymności – informacje o Dudzie czy Trzaskowskim pojawiają się wśród postów twoich znajomych i rodziny. Nasz mózg nie do końca rozpoznaje wówczas, że jest to reklama, nie widzi, że jest to coś obcego, ponieważ nasze mózgi mają tendencję do widzenia czegoś w logicznym ciągu i w pewnej konsekwencji. Są specjalne testy, które pokazują, że nasz mózg jest w stanie przeczytać tekst, w którym literki są poprzestawiane, samodzielnie porządkując te wyrazy. Tu jest podobnie. Inwestycja w social media opłaca się, ponieważ po pierwsze jest tania, a po drugie jest w stanie lepiej oszukać nasz mózg. Daje wrażenie, że dał nam to jakiś znajomy, że powinniśmy zaufać tej właśnie reklamie. Przez setki tysięcy lat jako rodzaj ludzki, a od dwustu tysięcy lat jako gatunek homo sapiens przedkładamy informacje, które otrzymaliśmy od najbliższych ponad informacje zewnętrzne. Wierzymy w świadectwo naszych bliźnich i tak właśnie działają social media – stwarzają wrażenie, że mówi do nas ktoś bliski, komu możemy zaufać bardziej niż obcemu.
Magda Melnyk: Twoja odpowiedź zapowiada kolejne moje pytanie, odnoszące się do dzielenia świata na swoich i obcych – tendencji, którą jak się wydaje do maksimum wykorzystują politycy PiS-u.
Marek Migalski: Ten podział to jedna strona medalu, drugą jest “grupolubność” (termin stworzony przez Jonathana Haidta). Według liczby Dunbara, nie jesteśmy w stanie nawiązać kontaktu z więcej niż 150 osobami, ze względu na fakt, iż nasza ewolucja jako gatunku i rodzaju ludzkiego odbywała się w grupach nie większych niż ta właśnie liczba. Wiąże się to z dwoma zjawiskami, o które zapytałaś, czyli z tendencją jaką jest chęć bycia w grupie, odnajdywania się w niej i postrzegania jako jej część, czyli “grupolubnością” oraz niechęci do innych grup. Ta pierwsza kwestia spowodowana jest tym, że przez setki tysięcy lat bycie w grupie uprawdopodabniało przeżycie. Osobnik odrzucony przez stado miał stuprocentową pewność, że bardzo szybko umrze i nie przekaże swojego genotypu. Bycie w grupie się opłacało, ponieważ gwarantowało przeżycie i rozmnażanie się. My wszyscy jesteśmy potomkami tych “mistrzów bycia w grupie”, dostosowania się do niej, odczytywania tego, co jest w niej akceptowalne, a co nie. Ci, którzy przeciwstawiali się grupie byli eliminowani i wyginęli. Dlatego wszyscy mamy predylekcję do trwania w niej. Eksperymenty pokazują, że jesteśmy w stanie zaprzeczać swoim zmysłom i spostrzeżeniom tylko po to, żeby odczytywać rzeczywistość tak jak odczytuje ją grupa. Podział my-oni, jest tego właśnie konsekwencją. Jeśli żyliśmy w grupach, to musieliśmy toczyć wojny z innymi grupami. I wszystkie nasze przykazania religijne, etyczne itd., dotyczną de facto naszej grupy, ponieważ większość systemów religijnych w stosunku do innych grup mówi: zabijaj, cudzołóż, morduj, grab ponieważ tak wygląda wojna sprawiedliwa. Lubimy mieć kogoś, wobec kogo nasza grupa może się ukonstytuować we wrogości, opozycji do niego. Politycy to oczywiście wykorzystują, tworząc stada, które podążają za liderami, ich hasłami i emocjami.
Magda Melnyk: Kolejną kwestią jest empatia, o której piszecie w książce. Do tej pory wydawało się, że człowiek z natury powinien być wrogo nastawiony do innych. Tymczasem wykazujecie, że ludzie mają ten zmysł empatii mocno rozwinięty…
Marek Migalski: Tak, to mnie w lekturze tych wszystkich nauk biologicznych, będących podstawą książki, o której rozmawiamy, zaskoczyło najbardziej, ponieważ przez dziesięciolecia wydawało mi się, że jeśli znikną te narzucone z zewnątrz reguły, takie jak religia, państwo, opresja, to rzucimy się sobie wszyscy do gardeł. Okazuje się, że nie. Natura wypracowała elementy empatii i możemy je obserwować choćby w grupach zwierząt – szympansów, goryli, orangutanów, w stadach psów, wilków, lwów. Te stada potrafią ze sobą kooperować, opiekować się sobą i współpracować, ponieważ umożliwiają im one przetrwanie. Mamy więc wbudowany mechanizm rozumienia, empatii, kooperacji z innymi i jest on często ponadgatunkowy. To znaczy, że nasz pies będzie nas bronił przed innymi psami, ponieważ czuje się częścią naszego stada. Zwierzęta potrafią bezinteresownie ratować członków swojej grupy, bo tak podpowiada im empatia. Pokazuje to, że możemy żyć bez narzuconych wcześniej reguł, bez toposu, bez przymusu, ponieważ mamy naturalną tendencję do obdarzania empatią członków naszej grupy. Odpowiedzialne za to są neurony lustrzane, które odpalają się, kiedy widzimy innych.
Magda Melnyk: Piszesz, że polityk z autyzmem nie ma przyszłości, ponieważ politycy muszą być empatyczni. Czy nie uważasz, że jest to główny problem Jarosława Kaczyńskiego?
Marek Migalski: Polityk nie może być autystyczny, ponieważ nie odczytuje wówczas tego, co dzieje się na świecie. Może natomiast być psychopatyczny albo socjopatyczny. Świat polityki jest zapełniony tego typu osobami. To ludzie, którzy świetnie potrafią odczytywać czyjeś emocje, manipulować nimi, a jednocześnie sami potrafią wprowadzić w sobie blokadę tych uczuć. Klasyczny socjopata potrafi kogoś skrzywdzić i nie odczuwać żadnego wyrzutu sumienia, a jednocześnie świetnie wie, co robi. W tym znaczeniu nie ma ani jednego polityka na świecie, który jest autystyczny, ponieważ nie potrafiłby przekazywać emocji, nie wiedziałby, co czują ludzie. To zawód, którego nie można wykonywać, będąc chorym na autyzm. Natomiast jest się stworzonym do polityki, będąc socjopatą czy psychopatą, dlatego że takie osoby świetnie manipulują emocjami innych, z dużym dystansem podchodząc jednocześnie do swoich własnych. Jednocześnie nie chciałbym diagnozować Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ nie czują się do tego upoważniony.
Magda Melnyk: Niedziela tuż, tuż, trzeba będzie pójść do urn wyborczym i wielu z nas wydaje się, że decyzja, którą podejmiemy jest spowodowana racjonalnym procesem myślowym. Jak to widzisz? Czy ktoś z nas faktycznie kieruje się racjonalnymi przesłankami?
Marek Migalski: Zdecydowana większość z nas kieruje się tylko emocjami. Pewna część łączy emocjonalność z racjonalnością, natomiast praktycznie nikt nie kieruje się wyłącznie racjonalnością. Najlepszym tego dowodem jest to, co się stało z kandydatem KO – jest to kandydat tej samej partii, z tym samym programem, z tymi samymi ideami, co Kidawa-Błońska. Wynik Trzaskowskiego w pierwszej turze to nie kwestia programu, tego, czy kandydat zapewni nam lepszy czy gorszy byt – to były emocje. Z jakichś powodów Kidawa-Błońska przestała wzbudzać pozytywne emocje (albo jakiekolwiek emocje), zaś Trzaskowski zdołał je na nowo pobudzić. Nie chcę diabolizować i mówić, że wszystkie nasze decyzje opierają się jedynie na emocjach, ale po lekturze nauk biologicznych, zrozumiałem, że zdecydowana większość naszych decyzji politycznych jest emocjonalna, a nie racjonalna. Jestem przekonany, że nikt z naszych czytelników nie przeczytał programów wyborczych Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego. Sam przyznaję, że także tego nie zrobiłem, a przecież w niedzielę także podejmę decyzję. Jesteśmy istotami emocjonalnymi, ponieważ emocje ratowały nam przez tysiące lat życie. Na zastanowienie się, czy coś szeleszczącego w krzakach to lew, czy też nie – nie było czasu. Ci, którzy nie reagowali adekwatnie na swoje emocje po prostu ginęli. Szybciej czujemy niż myślimy. I to często ratowało nam życie.
Magda Melnyk: Wróćmy raz jeszcze do braku dużych billboardów na ulicach miast i tego, jak bardzo zmieniła się kampania wyborcza przez ostatnie pięć lat. Sam piszesz o infotainmentcie, memetyce. To bardzo ciekawe – mówiąc o Trumpie, Brexicie, o tym, co obecnie dzieje się w Polsce – jak bardzo nieświadomi jesteśmy, jak informacje do nas docierają i w jaki sposób są tworzone.
Marek Migalski: Ostatnie lata pokazały, że coraz lepiej rozumiemy proces podejmowania decyzji, a jednocześnie ten proces podejmowania decyzji bardzo się zmienił. Przede wszystkim przez rozwój mediów społecznościowych i zamykanie się w bańkach informacyjnych. Wyborcy PiS-u są niewidoczni dla wyborców Platformy i odwrotnie. Potwierdza się to w rozmowach prywatnych, kiedy słyszymy: “Nie znam nikogo, kto głosuje na PiS”. Oglądamy inne media, słuchamy innych programów telewizyjnych, czytamy inne gazety. Algorytmy GAFA nas rozdzielają między sobą i budują między nami rowy. Wiedzą o nas więcej, niż my sami o sobie i często kojarzą nas ze sobą na podstawie informacji, które o nas mają. Nasze mózgi rozpoznają rzeczy znane jako bezpieczne. Jeśli nigdy nie widziałaś geja, to będziesz widziała w nim niebezpieczeństwo. Podobnie z czarnoskórym albo uchodźcą. Tak samo jest w sprawach politycznych. Zaczynamy podejmować decyzje pod wpływem emocji i mediów społecznościowych – już raczej nie mediów tradycyjnych, które kiedyś mogły jeszcze filtrować pewne rzeczy, nie dopuszczać skandalicznych treści. Dziś nie ma już takich filtrów, wobec czego rozprzestrzenianie się fake newsów, post-prawdy, faktów alternatywnych jest niczym nieograniczone. Widzę to, ponieważ docierają do mnie informacje z wymyślonych portali, nieprawdziwych kont i ktoś, kto nie ma wyuczonej umiejętności patrzenia na źródło będzie je przyjmował za oczywiste. Dostrzegam, jak wiele osób oburza się na informacje pochodzące z fake’owych kont. Nasze umysły wierzą w nie tym bardziej, jeśli podeśle nam to nasz znajomy. Polityka całkowicie się zmieniła. Niestety na gorsze. Nie jest to już racjonalne przekonywanie się. Nikt od debaty prezydenckiej nie oczekiwał, że będzie to wymiana racjonalnych argumentów, ponieważ pierwszy z kandydatów, który zacząłby wymieniać daty, dane i liczby – przegrałby. Wygrałby natomiast ten, który potrafiłby wzbudzić w wyborcach emocje. Wiedzą o tym kandydaci i ich doradcy, wiedzą o tym właściciele GAFA. Jedyną grupą, która zdaje się jeszcze nie mieć tej świadomości są wyborcy.
Liberte! poleca:
„Homo Politicus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry” Marek Migalski, Marek Kaczmarzyk
Dwóch autorów, politolog, pisarz i były polityk z jednej strony, oraz neurodydaktyk, biolog i memetyk z drugiej, w fascynujący sposób tłumaczy to, jak diametralnie zmieniło się pod wpływem odkryć nauk biologicznych ostatnich kilku dekad uprawianie polityki. Migalski i Kaczmarzyk w przystępny sposób pokazują, dlaczego jesteśmy „grupolubni”, jak rządzą nami emocje, po co nam „wrogowie”, czym są memy i jak wpływają na nasze myślenie, jak media społecznościowe zmieniły politykę, dlaczego lubimy jakieś partie/media/polityków, a innych nienawidzimy, co powoduje, że mamy takie, a nie inne poglądy. Przedstawiają powody, dla których zwyciężają na świecie populiści, także wskazują na sposoby ich pokonywania. A wszystko to robią bez nadęcia i odstraszania specjalistycznym językiem. Rzeczy skomplikowane tłumaczą w przyjazny dla Czytelnika sposób.
Każdy, kto chce zrozumieć współczesny świat, procesy polityczne, które nim rządzą, a także samego siebie, swoje emocje i polityczne decyzje, powinien sięgnąć po tę książkę.