Ciekawiło mnie, co jeszcze można napisać na temat epidemii opioidowej w USA. Czytałam „Zabić ból” Barry’ego Meiera i „Dreamland” Sama Quinonesa, obejrzałam serial „Lekomania” zrealizowany na podstawie książki reporterskiej Beth Macy. Jak – zapewne – wielu widzów byłam głęboko rozczarowana jego zakończeniem. Sacklerowie, którzy pod szyldem Purdue Pharmy wprowadzili na amerykański rynek silnie uzależniający lek OxyContin i latami utrzymywali, że jest bezpieczny, podczas gdy ludzie masowo umierali, uniknęli więzienia. Na ołtarzu sprawy poświęcono szeregowych pracowników korporacji, a niedotknięty konsekwencjami Richard Sackler, autor sukcesu niebezpiecznego leku przeciwbólowego, wycofał się do swojej rezydencji, nie okazując jednak skruchy.
W „Imperium bólu. Baronowie przemysłu farmaceutycznego” (przeł. Jan Dzierzgowski, Wydawnictwo Czarne) Patrick Radden Keefe dopowiada ciąg dalszy (i zapewne nie jest ostatni). Firma wynajęła drogiego prawnika i ogłosiła upadłość. Z zadowoleniem czytałam o kryzysie reputacyjnym Sacklerów, z niedowierzaniem: o ich dąsach, że muszą zamawiać stoliki w restauracjach pod przybranymi nazwiskami. Muzea (Luwr, Tate, Metropolitan, Guggenheim) zdzierają ze ścian upamiętniające ich tabliczki, uczelnie (Yale, Harvard, Oxford) odrzucają propozycje darowizn i – niekiedy uginając się pod naciskiem studentów –zmieniają nazwy budynków oraz sal. „Blisko sto lat wcześniej, w epoce wielkiego kryzysu, Isaac Sackler uczył swoich trzech synów, że jeśli majątek przepadnie, człowiek zawsze może się odkuć, lecz dobre nazwisko traci się raz na zawsze” – podsumowuje Keefe.
Wiele akapitów tej książki irytuje, ale chyba najbardziej łzawy komentarz Jacqueline Sackler, dotyczący wyśmiania rodziny w amerykańskim programie satyrycznym: „Życie dzieci wali się w gruzy”. Serio???
Richard „żył teraz samotnie. […] Gdy obserwował rywalizację koncernów farmaceutycznych o to, kto wyprodukuje pierwszą szczepionkę na COVID, czuł się jak zawodnik na ławce rezerwowych. Nie mógł wystawić Purdue do tego wyścigu, nie mógł nawet przekazać pieniędzy na badania, bo nikt nie przyjąłby od niego ani centa”.
W swojej książce reporterskiej Patrick Radden Keefe skupia się już nie na mechanizmach uzależnienia, problematyce wychodzenia z nałogu czy kryzysie społecznym, tylko na dynastii Sacklerów. Ambitne zadanie, bo – jak przyznaje w posłowiu – „rodzina była niezwykle skryta”. W międzyczasie ujawniona została korespondencja, która odkryła sporo szczegółów. Powstał reportaż o trzech pokoleniach Sacklerów, o „ambicji i filantropii, o zbrodniach i bezkarności, o korumpowaniu publicznych instytucji, o chciwości i władzy”. Keefe drobiazgowo odtworzył, jaką rolę każdy z „doktorów” odgrywał w rodzinnej firmie i zwrócił uwagę na przepaść pomiędzy znakomitą familijną reputacją zakochanych w sztuce filantropów a prawdziwym źródłem ich bogactwa.
„Imperium bólu” to reportaż, który czyta się jak połączenie sagi z wciągającą powieścią gangsterską. To wręcz historia szekspirowska. Chciwość i żądza władzy nie mają granic. Szczytem wszystkiego jest ujawniony przez Keefe’a kolejny pomysł biznesowy Sacklerów: projekt Tango, którego „[g]łówne założenie było proste: naturalnym kierunkiem rozwoju Purdue jest produkcja leków przeciwdziałających uzależnieniom od opioidów”. Ostatecznie zarząd firmy zrezygnował jednak z tego wybitnego planu.
Książka Keefe’a zaczyna się od Arthura Sacklera, który flagowego biznesu rodziny nie dożył, ale położył podwaliny pod późniejsze „imperium bólu”. Jego agencja zajmująca się reklamami leków przyczyniła się do komercyjnego sukcesu Valium, które – jako pierwszy lek w historii – zarobiło sto milionów dolarów, a Stonesi nagrali o nim piosenkę „Mother’s Little Helper”. Co ciekawe, kiedy zaczęto mówić o uzależnionych od Valium, firma Roche kontrowała: to nie wina leku, tylko wrodzonych predyspozycji klientów. Niektórzy po prostu są podatni na nałogi. Ten argument powracał w sądowych i medialnych bataliach Purdue.
Tak, „Imperium bólu” jest również opowieścią o libertarianach. Patrick Radden Keef porównuje argumenty Richarda Sacklera dotyczące OxyContinu do tego, co opowiadają producenci broni: to nie strzelba zabija, tylko człowiek. „Osobliwą cechą amerykańskiej gospodarki jest to, że możesz sprzedawać niebezpieczny produkt i równocześnie wypierać się odpowiedzialności prawnej za wszelkie spowodowane przez niego krzywdy, zniszczenia i problemy, powołując się na indywidualną odpowiedzialność konsumentów. »Osoby nadużywające naszego leku wcale nie są ofiarami – mówił Richard. – To przestępcy«”.
To Arthur Sackler, pionier reklamy farmaceutyków, kupił dla braci niewielką firmę Purdue Frederick zajmującą się produkcją suplementów sprzedawanych bez recepty, np. preparatów do usuwania woskowiny i środków przeczyszczających. Z tego biznesiku wyewoluowała Purdue Pharma, oczko w głowie lidera kolejnego pokolenia: Richarda (syna brata Arthura, Raymonda). „Pablo Escobar nowego tysiąclecia” totalnie zaangażował się w nowy lek, wprowadzony na rynek w 1996 roku. Wykorzystano w nim oksykodon, który jest chemicznym kuzynem morfiny i heroiny. Pomysł, jak zrobić na leku biznes, opierał się na powszechności i dostępności. Miał być dla każdego, jak Valium.
Purdue reklamowała lek jako całkowicie bezpieczny, w przeciwieństwie do morfiny. OxyContin wpadł na rynek ze wsparciem agresywnej kampanii reklamowej. Najlepszych sprzedawców, toppersów, firma wysyłała na wakacje na Bermudy. Nic dziwnego, że dbali o „wielorybów” – tak nazywano lekarzy bez opamiętania wypisujących tabletki. Już po czterech latach OxyContin popularnością wyprzedził Viagrę. Systemem nagród objęto nawet tasmańskich rolników, którzy w pocie czoła przebranżawiali się z kalafiorów i marchewki na mak lekarski („księgowy Tasmanian Alkaloids żartował, że należałoby podnieść poprzeczkę i kolejną nagrodą dla wydajnych rolników uczynić boeinga 7476”).
Chociaż to głównie opowieść o Sacklerach, jedną z bohaterek „Imperium bólu” jest Nan Goldin – fotografka dokumentująca niegdyś życie bitników i epidemię AIDS. Pod koniec lat 80. uwolniła się z uzależnienia od heroiny. W 2014 w wyniku kontuzji zaczęła cierpieć na bóle nadgarstka. Lekarz wypisał jej receptę na OxyContin.
Wpadła. OxyContin „zapewnił chemiczną ulgę od wszelkich lęków i rozdrażnienia. Poczuła się, jak gdyby została »oddzielona od świata miękką poduszką«. Wkrótce zaczęła łykać więcej tabletek, niż powinna: cztery dziennie zamiast dwóch, potem osiem, potem szesnaście. Musiała chodzić do kilku lekarzy po recepty. Miała pieniądze, bo jakiś czas wcześniej dostała duży grant i przygotowywała wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, ale zdobywanie pigułek zajmowało jej mnóstwo czasu, było jak praca na cały etat. Goldin zaczęła je kruszyć i wciągać nosem. Znalazła sobie w Nowym Jorku dilera, który wysyłał jej tabletki FedExem. Straciła trzy lata życia”.
Kiedy na czarnym rynku nie mogła już dostać OxyContinu, wróciła do heroiny, a potem zaczęła brać fentanyl. Przedawkowała. Przeżyła i poszła na odwyk. „Pracowała z tą samą lekarką, która pomogła jej wyjść na prostą w latach osiemdziesiątych”.
Książka Patricka Raddena Keefe’a jest świetnie napisana (i przetłumaczona), ale przede wszystkim przemyślana, dopracowana w każdym szczególe i znakomicie udokumentowana. Podkreślam ten fakt, bo w przypadku tematu takiej wagi staranność jest wszystkim. Autor szczegółowo zaznajamia czytelnika z procesem researchu w końcowych „uwagach dotyczących źródeł”.
Pisze też: „Książka została też poddana niezależnemu fact-checkingowi. Fact-checker znał prawdziwą tożsamość każdego źródła, zestawiał wszystkie przywołane przeze mnie cytaty i stwierdzenia z transkrypcjami wywiadów, niekiedy przeprowadzał też własne dodatkowe wywiady z moimi anonimowymi rozmówcami”.
W tym zdaniu jest odpowiedź na niezadane pytanie: dlaczego w Polsce nie ma tak świetnych reportaży śledczych, jak w USA.
Autor zdjęcia: danilo.alvesd
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/