Przekaz liberalnych polityków jest taki: budujmy narrację środka, nie uprzedzajmy do siebie prawicowego elektoratu, a nuż zagłosują na nas. W praktyce oznacza to, że sprawy budzące kontrowersje (patrz: prawo aborcyjne) należy schować na dnie szafy. Nie możemy zgodzić się na taki rozwój wydarzeń.
[Tekst ukazał się oryginalnie 28.11.2018 na portalu Wysokie Obcasy]
Sto lat temu dokonało się uobywatelnienie Polek. Wiele polskich sufrażystek miało wtedy nadzieję, że wraz z wywalczeniem prawa wyborczego ich walka dobiegła końca, a kobieta przez sam fakt uzyskania statusu obywatela zrówna się w prawach z mężczyzną. Dość szybko to życzeniowe myślenie okazało się nieprawdą. Kobieta nadal pozostawała w wielu sferach życia silnie dyskryminowana, ale dzięki uzyskanym prawom wyborczym miała wreszcie szansę bezpośrednio wpływać na procesy legislacyjne we własnym kraju. Od tej pory realizacja programu progresywnych środowisk kobiecych była i jest wypadkową aktywnego wpływu naszych liderek na agendę rządzących. Tylko tyle i aż tyle. Jak tego dokonać?
Przede wszystkim zacząć traktować naszą sprawę jako zwykłą walkę polityczną, a do takiej na początku trzeba rozejrzeć się za sojusznikami. Należy raz na zawsze obalić pogląd, że naszym jedynym zapleczem są kobiety, a do ich zaktywizowania potrzebna jest odpowiednia edukacja. To urąga Polce jako obywatelowi. W wolnej, demokratycznej Polsce kobieta jest takim samym wyborcą jak mężczyzna i ma prawo lokować swoje preferencje daleko od naszych postępowych postulatów i otwarcie je odrzucać.
Ponadto modus operandi, zgodnie z którym tworzymy własne instytucje, jest ważny, bo promuje naszą agendę, ale ich działanie ogranicza się raczej do aktywizowania już zaktywizowanych, a narracja, która buduje się w takiej atmosferze, radykalizuje się i staje się wyłączająca. W efekcie taki model odstrasza nie tylko samych mężczyzn, ale też wiele kobiet, które nie chcą być postrzegane jako radykałki.
Dziś rozpoczyna się przełomowy czas w polskiej polityce. Opozycja zaczyna przygotowania do przyszłorocznych wyborów, które odbędą się na jesieni 2019 roku. To, co partie prodemokratyczne uznają za ważne we własnych programach, wyznaczy kierunek, w którym Polska będzie podążać w następnych czterech-pięciu latach. Nie możemy zmarnować tej szansy. Na naszą korzyść działa ogromny potencjał „czarnego protestu”, manifestacji, w których udział wzięło (według górnych szacunków) nawet 200 tysięcy kobiet. Progresywne środowiska kobiece nigdy nie posiadały takiego asa w rękawie. To jest nasz dziejowy moment, aby zmusić polskich liberałów do odwrócenia tendencji, zgodnie z którą Polka po 1989 roku systematycznie traciła swoją wolność i niepodległość.
Nie będzie to łatwe zadanie. Na Igrzyskach Wolności organizowanych w Łodzi wysłuchałam przemówienia Donalda Tuska, byłam także na spotkaniu z Bartłomiejem Sienkiewiczem. Ich przekaz był spójny: budujmy narrację środka, nie uprzedzajmy do siebie prawicowego elektoratu, a nuż na nas zagłosują . W praktyce oznacza to, że sprawy budzące kontrowersje (patrz: prawo aborcyjne) należy schować na dnie szafy.
Nie możemy zgodzić się na taki rozwój wydarzeń. Dziś Polacy wiedzą już, że nie ma polskiej demokracji bez niezawisłych sądów, należy sprawić, aby zrozumieli, że nie ma społeczeństwa obywatelskiego bez wolnej i niepodległej Polki. Politycy opozycji muszą się dowiedzieć, że jesteśmy elektoratem, którego nie można ignorować.
Środowiska lewicowe, od zawsze wyczulone na kwestie kobiece, wydają się gotowe na to, aby włączyć do swoich programów nasze postulaty. Dał temu wyraz Robert Biedroń, który przekonywał w Łodzi, że sytuacja Polek musi wreszcie ulec poprawie. Jednak co mają zrobić polskie liberałki, które związane są ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej? Czują, że choć liberalni w gębie w praktyce nie są w stanie bronić naszej niepodległości przez apetytami Kościoła i szeroko z nim współpracujących prawicowych środowisk. Powiem krótko – lepszy nasz głos w garści niż prawicowy na dachu. Przemyślcie to sobie, tworząc własne programy!
Mrzonką jest wiara, że kiedyś będziemy mogły zrezygnować z naszej agendy, a równouprawnieniowe hasła zawiesić na kołku. Postulaty liberalne, jeśli nawet przyjdzie dzień, że zdołamy je sobie wywalczyć, nigdy nie będą nam dane raz na zawsze. Konieczna za to będzie nasza aktywna postawa jako obywatelek i obywateli, bo tylko w ten sposób jesteśmy w stanie obronić naszą wolność.
Zdjęcie pochodzi ze strony Wysokich Obcasów: Kobiety rządzą x100 (ADRIANNA BOCHENEK)