Polska musi odejść od emisyjnej gospodarki albo wyjść z UE. Podatek od emisji CO2 jest istotną częścią wspólnego rynku i nie da się go tak po prostu zignorować. Natomiast gospodarcze konsekwencje wyjścia ze wspólnego rynku byłyby dla Polski katastrofalne. Niestety natychmiastowe (a takiego potrzebujemy) odejście od emisyjnej produkcji prądu też będzie w polskich warunkach dramatyczne.
Nic tak mnie nie szokuje jak fakt, że zarówno klasa polityczna, jak i opinia publiczna w Polsce zupełnie ignorują największy problem, który zaraz zacznie nam wychodzić zewsząd. To podważy wszystko co wiemy o sobie, Europie i świecie. Nie zamierzam tu mówić o katastrofie klimatycznej: jej skutki, choć odczuwalne już dziś, na serio zamanifestują się u nas za 10, 15 lat i będą absolutnie straszne.
Zanim to jednak nastąpi, musimy rozwiązać inny polski problem. W ramach Unii Europejskiej wprowadziliśmy w jej obszarze swego rodzaju podatek od emisji tony dwutlenku węgla. Rzecz obowiązuje od 2005. Cena za wyprodukowanie CO2 od tego czasu zmienia się w zależności od potrzeb emisji. Był nawet taki moment, że tona emisji kosztowała poniżej 1 euro (2007), natomiast dziś jest to 60 euro.
Różne kraje różnie robią swój prąd: Francuzi głównie z atomu, Austriacy z przepływu wody, Niemcy trochę z węgla, trochę ze słońca, trochę z wiatru. No, a Polska głównie z węgla. Spalanie węgla emituje CO2, a atom i wiatr nie. Konsekwentnie 1 kilowatogodzina wyprodukowana w Polsce oznacza emisję 633 gram dwutlenku węgla, a we Francji 43 (Niemcy 320g, Austria 110g). A emisja tony CO2 kosztuje dziś – jako się rzekło – 60 euro i nadal rośnie. Dla porównania rok temu emisja kosztowała 30 euro.
Co to oznacza? Ano skokowe podwyżki cen prądu. Nasze firmy energetyczne, te wszystkie PGE czy Taurony już teraz mają ogromny problem, bo nie mogą podwyższać cen równie szybko jak rośnie im koszt produkcji prądu z węgla. Słowem oni do produkcji dopłacają. Nikt też nie chce im pożyczać pieniędzy, bo ryzyko bankructwa tych strategicznych spółek także rośnie. Gdy ktoś im w końcu pożycza, to na ogromny procent.
Przemilczmy na razie co to oznacza dla przeciętnego gospodarstwa domowego. Cena jednostki prądu jest istotną składową ceny produkcji czegokolwiek. To oznacza nie tylko wyższe ceny produktów w sklepach, ale przede wszystkim mniejszą konkurencyjność towarów wyprodukowanych na polskim prądzie. Obawiam się, że dla nastawionej na eksport polskiej gospodarki może to mieć ogromne znaczenie. Czy to można jakoś mitygować? Można, ale głównie niższymi kosztami pracy. Co to oznacza? Niższe pensje przy galopujących cenach prądu i towarów na prądzie wyprodukowanych.
(Nawiasem mówiąc prawdziwe polityczne piekło będzie gdzieś w czerwcu kolejnego roku, kiedy przychodzące rozliczenia za rekordowo drogi sezon grzewczy spotkają się z kolejnymi obwieszczeniami rekordowych podwyżek prądu: nie dość, że dzisiejsze ceny prądu odzwierciedlają ceny emisji jedynie na poziomie 30-40 euro, to jeszcze ceny nośników energii czyli gazu, ropy i węgla są bardzo wysokie. Co to oznacza dla nastrojów społecznych to nie trzeba chyba tłumaczyć.
Co robić?
Polska musi odejść od emisyjnej gospodarki albo wyjść z UE. Podatek od emisji CO2 jest istotną częścią wspólnego rynku i nie da się go tak po prostu zignorować. Natomiast gospodarcze konsekwencje wyjścia ze wspólnego rynku byłyby dla Polski katastrofalne. Niestety natychmiastowe (a takiego potrzebujemy) odejście od emisyjnej produkcji prądu też będzie w polskich warunkach dramatyczne.
Polska – i to optymistycznie licząc – musi jak najprędzej zastąpić jakieś 18 gigawatów, które produkuje z węgla na gigawaty nisko-, bądź nieemisyjne. Dla ogarnięcia skali tego wyzwania: jedna elektrownia atomowa produkuje między 1 a 3 gigawaty, na ogół 1,4, 1,5.
Zasadniczo koszty zastępowania tych 18 gigawatów szacuje się między 500 miliardów a 1200 miliardów złotych. 1200 miliardów to 1,2 bilionów złotych. Dla ogarnięcia skali tego wyzwania małe porównanie: cały roczny budżet Polski: edukacja, kultura, zdrowie, wojsko, policja, emerytury i co tam jeszcze, to 500 miliardów złotych. To oznacza, że odchodzenie od węgla w Polsce, żeby hamować postępującą katastrofę ekonomiczną, będzie miało znamiona gospodarki właściwie wojennej: ogromne cięcia, ogromna inflacja, ogromne podatki i ogromne zadłużenie. I to niezależnie od tego kto rządzi. My tak na serio to tylko o tym powinniśmy dziś gadać. Wszystko inne to temat zastępczy.
Z mojej perspektywy jednym sensownym rozwiązaniem jest okrągły stół w sprawie Polski w UE, który da nam więcej czasu na transformację energetyki poza systemem zezwoleń na emisję kolejnych ton CO2. To łatwo brzmi, ale w istocie jest bardzo trudne do osiągnięcia, bo oznacza zgodę innych państw Unii nie tylko na sabotowanie własnych gospodarek (czemu my musimy płacić tak ogromne ceny emisji, a Polska nie?), ale też sabotowanie transformacji własnych sektorów energetycznych (czemu my mogliśmy ponieść koszty dostosowywania się, a Polska nie?). To jest tym trudniejsze, że społeczeństwa innych krajów UE będą naciskać na swoje elity, by Polsce tych koncesji jednak nie dawać (czemu przyspieszać katastrofę klimatyczną przez pomoc krajowi który prześladuje LGBTQ?). Niestety alternatywą jest wyjście Polski z UE i co ciekawe jest już w Polsce partia, która dość otwarcie o tym w tym kontekście mówi. Wg Solidarnej Polski koszty transformacji energetycznej przewyższają korzyści z bycia w Unii. Nie zgadzam się z tym, ale trzeba Zbyszkowi Ziobrze oddać, że ma wobec nadchodzącej rewolucji jakąś strategię i ją dość otwarcie prezentuje. Czy ma ją PiS, PO czy Lewica? Serio nie wiem, ale chciałbym coś na ten temat usłyszeć.
Autor zdjęcia: Aditya Joshi