Tekst pochodzi z XXI numeru kwartalnika Liberté! „Jak uratować demokrację”, dostępnego w sklepie internetowym. Zachęcamy również do zakupu prenumeraty kwartalnika na cały rok 2016.
Kolejny, szósty już Marsz Niepodległości za nami. Mimo że w tym roku obyło się bez niepotrzebnych zniszczeń mienia publicznego bądź prywatnego w ramach zamieszek w stolicy kraju, są powody do niepokoju. Samo hasło przewodnie demonstracji – „Polska dla Polaków” – jest sloganem nacjonalistycznym, ksenofobicznym, a formalnie – wyraźnie niekonstytucyjnym. Zwracam uwagę na art. 1 Konstytucji RP, który wyraźnie mówi: „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli” – czyli obywateli różnych wyznań lub niewierzących, wyznających różne poglądy na świat, mających różne korzenie etniczne i narodowe itd. Tymczasem wiele wypowiedzi organizatorów oraz haseł obecnych w ramach tego wydarzenia, takich jak: „Budować kraj bez żadnych imigrantów” czy „Wolimy kotleta od Mahometa” – musi budzić sprzeciw i zasługuje na ostrą krytykę.
Organizatorzy i publika Marszu Niepodległości to nie polska młodzież w pigułce
Nie dajmy sobie wmówić, że ta skrajnie prawicowa wizja polskiego patriotyzmu, narodu oraz miejsca Polski we współczesnej Europie i świecie jest zgodna z postawami istotnej części młodych Polaków! Podkreślmy, że jeżeli nawet od kilku lat obserwujemy wyraźny skręt polskiej młodzieży w prawo, szczególnie w wyniku odczuwanej obawy przed przyjazdem uchodźców z niespokojnego regionu świata, to nie oznacza jeszcze automatycznego istotnego poparcia dla haseł skrajnie prawicowych, które są wykrzykiwane na marszu. W Polsce organizacje i partie ultranacjonalistów odnotowują bardzo słabe wyniki w wyborach, ale nie można zapominać, że odnoszą duże sukcesy mobilizacyjne w ramach wspomnianego Marszu Niepodległości w Warszawie (mniej więcej 70 tys. uczestników) oraz wśród części środowiska kibiców piłki nożnej. Świadczą o tym chociażby marne wyniki wyborcze Ruchu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego (1,5 proc.) czy w wyborach prezydenckich, w których kandydat Marian Kowalski zdobył około 78 tys. głosów (0,5 proc.), czyli mniej więcej tyle, ile osób uczestniczy w warszawskim marszu… Wręcz przeciwnie, jeżeli dodamy do tego fakt, że skrajnie prawicowa partia KORWiN nie dostała się do sejmu, wyniki te świadczą o rozsądku Polaków i braku poparcia dla proponowanej wizji pseudopatriotyzmu narodowych radykałów. To fakt, że z Komitetu Wyborczego Kukiz’15 dostało się do sejmu dziesięciu narodowców, jednak w tym wypadku zadziałał głównie komponent antysystemowy, a przede wszystkim charyzma samego lidera formacji.
Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego wraz z Centrum Interwencji Socjologicznych Collegium Civitas na tydzień przed wyborami do sejmu zrealizowało badanie sondażowe wśród młodych wyborców (18–30 lat, próba 1036), z którego wynika, że PiS, KORWiN oraz Kukiz’15 pozyskały, w zasadzie bez większych różnic, wspomniany elektorat antyimigrancki. Dodatkowo osoby deklarujące poparcie dla tych partii charakteryzowały się stosunkowo niską akceptacją muzułmanów. Wyniki te sugerują, że trzy dominujące w tej grupie wiekowej partie prawicowe (wedle naszego badania łącznie 59,5 proc. wyborców) zbudowały istotne poparcie na obawach, szczególnie młodych Polaków, przed przyjmowaniem uchodźców. Podobne wyniki, na zbliżonej próbie, zaprezentował na początku listopada tego roku CBOS, który skonstatował, że większość badanych jest przeciwna przyjmowaniu uchodźców (51 proc.). Ponadto badanie to potwierdziło, że w grupie wiekowej 18–35 lat przeważa negatywne nastawienie do przyjmowania uchodźców w stopniu istotnie większym niż w wypadku kolejnych kategorii wiekowych. Jeżeli dodamy do tego obrazu „negatywnie nastawionych wobec uchodźców Polaków”, lipcowy sondaż (IBRiS) mówiący o tym, że 70 proc. Polaków opowiada się przeciwko obligatoryjnemu przyjmowaniu uchodźców, oraz ponad 20 antyimigranckich manifestacji, które od początku kryzysu uchodźczego zorganizowały w wielu miejscowościach środowiska narodowe, a także kampanię nienawiści w sieci – to otrzymamy wystarczające dowody na olbrzymi potencjał ksenofobiczny czy islamofobiczny wśród polskiego społeczeństwa.
Otóż nie jest to tożsame z popularnością wśród młodych Polaków radykalnie prawicowej wizji świata, pomimo istotnej grupy, jak ją nazywam, „młodej Polski narodowej”. Nie możemy zbyt szybko zapominać o ograniczoności badań sondażowych. Należy być wstrzemięźliwym co do stanowczych stwierdzeń i generalizowania wniosków na podstawie różnych prób całej populacji. Dodatkowo poglądy i zachowania skrajnie nacjonalistyczne (również członkostwo w takich organizacjach), rasistowskie – takie jak ostatnie pobicie Syryjczyka w Poznaniu – na szczęście są w skali całego kraju wyjątkami. Dlatego nie można się zgodzić z obiegowym w przestrzeni publicznej stwierdzeniem, że polskie społeczeństwo w większości jest ksenofobiczne, rasistowskie czy islamofobiczne. Negatywne reakcje nie tyle mają podłoże rasistowskie czy islamofobiczne, ile są przykładem zdrowej obawy monoetnicznego społeczeństwa przed bardziej intensywnym kontaktem z obcymi kulturowo grupami ludzi, przybywającymi z niespokojnego regionu świata. Szczególnie widać to w braku akceptacji wobec nie tyle imigrantów, ile muzułmanów, przeciw którym właściwie w roku 2001 (atak terrorystyczny w Nowym Yorku) rozpętała się prawdziwa fala globalnej islamofobii, łączącej zbyt szybko wszystkich wyznawców tej religii z zagrożeniem dla konkretnej tożsamości narodowej czy terroryzmem.
Istnieją pozytywne przykłady w relacjach z mniejszościami etnicznymi
Zbyt szybko zapomina się o pozytywnych doświadczeniach współistnienia czy współpracy polskiego społeczeństwa z zamieszkującymi nasz kraj od wielu lat mniejszościami etnicznymi czy narodowymi. Polacy, kiedy da się im szansę, nie w deklaracjach, ale w codziennym kontakcie okazują się otwarci na innych, co chociażby pokazuje przykład mniejszości ukraińskiej, którą nieoficjalnie szacuje się na około 700 tys. W kontekście tejże narodowości przypomnijmy sobie wspaniałą solidarną reakcję różnych organizacji społecznych, a także sporej części polskiego społeczeństwa wobec rewolucji Ukraińców i ich samych na Euromajdanie – przypomnijmy, że chodzi o grupę narodową, z którą dzielimy wyjątkowo trudną historię. Sam przebywałem na emigracji ponad 10 lat – we Francji, Australii i Irlandii – i spotkałem wielu Polaków, którzy bez większych problemów uczyli się współpracy oraz koegzystencji z przedstawicielami różnych grup etnicznych czy religijnych. Polacy bardziej akceptują Ukraińców od populacji z Afryki i Bliskiego Wschodu, co wiąże się z postrzeganiem tych pierwszych jako bliższych nam kulturowo, co potwierdzają wyniki wspomnianego badania CBOS-u, który podaje, że zdecydowana większość badanych (61 proc.) zgadza się na przyjmowanie uchodźców z Ukrainy.
Instytucje powinny reagować adekwatnie do nowych zagrożeń
Dostępne badania socjologiczne ilościowe i jakościowe oraz rezultaty monitoringu zajmujących się tym obszarem organizacji społecznych od lat 90. potwierdzają występowanie w Polsce potencjału rasistowskiego oraz skrajnie nacjonalistycznego, i to nie tylko na poziomie deklaratywnym. Jednakże, kiedy państwo stoi w obliczu przyjmowania określonej liczby imigrantów z Bliskiego Wschodu i Maghrebu, nie można zapominać o realnych zagrożeniach dla bezpieczeństwa wewnętrznego. W wielu krajach europejskich odnotowujemy wzrost poparcia dla organizacji i partii skrajnie prawicowych. Przykładem jest sukces antyimigranckiej Szwajcarskiej Partii Ludowej, która w październiku wygrała wybory parlamentarne w swym kraju, zdobywając prawie 30 proc. głosów. W Polsce ugrupowania skrajnie prawicowe nie odnoszą tak spektakularnych sukcesów, ale mimo to od kilku lat organizacje i partie ultranacjonalistów odnotowują istotne „oddolne” sukcesy mobilizacyjne. Doskonałym przykładem jest coroczny Marsz Niepodległości. Można założyć, że sytuacja pojawienia się w Polsce większej liczby imigrantów będzie stanowić istotne paliwo dla działalności ultranacjonalistów, również tej najbardziej skrajnej – w postaci przemocy nacjonalistyczno-rasistowskiej. Z pewnością istnieje w naszym kraju duży potencjał dla nowoczesnej partii antyimigranckiej. Już niedługo wraz z przyjazdem do Polski odmiennych kulturowo uchodźców odbędzie się prawdziwy test dla społeczeństwa i jego instytucji odpowiedzialnych za porządek publiczny. Mamy doświadczenia, które napawają optymizmem, jak w wypadku zdelegalizowania w 2009 r. brzeskiego ONR-u, który, co ciekawe, był pierwszą brygadą tej organizacji, która w 2003 r. zalegalizowała swoją działalność, rejestrując się jako stowarzyszenie zwykłe. Podstawą decyzji prokuratury były art. 13 i 58 Konstytucji RP, a dokładniej związane z nimi uporczywe naruszanie polskiego prawa przez członków brzeskiego ONR-u – zachowania noszące cechy propagowania faszyzmu.
Niewątpliwie nasze społeczeństwo i jego instytucje w najbliższych latach czeka trudne zadanie. Z jednej strony w miarę wzrostu obaw związanych z napływem uchodźców do Europy, w tym do Polski, oraz lęków (realnych, ale też przerysowanych) przed terroryzmem ideologicznego i politycznego islamskiego radykalizmu nie tylko nie możemy ulegać radykalnie prawicowej wizji świata, lecz także powinniśmy odważnie i zdecydowanie monitorować i przeciwstawiać się zagrożeniom płynącym ze strony organizacji skrajnie prawicowych dla systemu demokratycznego. Z drugiej strony nie można stracić kontaktu z populistami spod znaku skrajnej prawicy, pozbawiać ich uczestnictwa w debacie publicznej, co, siłą rzeczy, zepchnie ich do podziemia, gdzie już kompletnie stracą kontakt z wartościami większości społeczeństwa, a na domiar złego ulegną większej radykalizacji. Dodatkowo wycinanie ich z debaty uczyni z nich swojego rodzaju męczenników. Sprawa jednak jest niezwykle delikatna, polega na odwiecznym problemie demokracji: jak włączać do debaty ugrupowania, środowiska, które żyjąc w demokracji, nie są w pełni demokratyczne: odwołują się do tradycji antysemickiego ONR-u, prezentują zachowania i przekonania nie do zaakceptowania, nietolerancję wobec mniejszości etnicznych i seksualnych, pewien autorytarny anachronizm, noszą mundury, celebrują wojskową dyscyplinę, głoszą hasło „Polska tylko dla Polaków” – dużo „polskich” obowiązków i mniej praw obywatelskich.
Przypadek ostatniej skandalicznej antyimigranckiej manifestacji z Wrocławia z 18 listopada, podczas której spalono kukłę symbolizująca Żyda, pokazuje, że polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie radzą sobie z prawidłowym reagowaniem podczas zgromadzeń publicznych. Kolejny raz mieliśmy do czynienia z paraliżem policji i władz miejskich, które nie bardzo wiedzą, jak się zachować w stosunku do środowisk skrajnie prawicowych, w którym momencie interweniować, bo przyzwyczaiły się raczej do tego, by wszystko nagrywać do późniejszej analizy, i dopiero znając opinię specjalistów, są gotowe, by pociągać do odpowiedzialności konkretne osoby. Wspomniana delikatność w kontakcie z aktywnością, zagrożeniami i prowokacjami tego typu środowisk odnosi się do dużego organizacyjnego i politycznego ryzyka związanego ze zdecydowanymi decyzjami organów porządku publicznego. Po pierwsze, stanowcza reakcja policji i władz, które w obliczu łamania prawa zainterweniowałyby i zakończyły zgromadzenie, mogłaby wywołać zamieszki uliczne, które łatwo wymykają się spod kontroli, kiedy policja nie jest do tego adekwatnie przygotowana. Po drugie, radykalni nacjonaliści w pewnym sensie na to czekają i filmują przypadki użycia siły przez policję. Przy stanowczej reakcji policji nagrania krążyłyby później w internecie, a nacjonaliści prezentowaliby się jako męczennicy, co jest im potrzebne do zdobycia większego poparcia w społeczeństwie. Nie można jednak zapominać, że władze miasta mogą się nie zgodzić na organizację zgromadzenia publicznego, jeśli może być ono niezgodne z prawem. Skrajnie prawicowi organizatorzy zgromadzeń łatwo to jednak obchodzą. W prośbie o zgodę nie sygnalizują dokładnie, co się będzie działo. W ramach Marszu Niepodległości deklarują na przykład, że będą dbać o bezpieczeństwo i promować patriotyzm, ale później nie są w stanie kontrolować wszystkiego, co się dzieje – nawet jeśli łamane jest prawo. Trzeba jednakże podkreślić, że te środowiska ośmielają się na działania, które coraz bardziej podpadają pod trzy artykuły kodeksu karnego: art. 119 kk – chodzi o przepisy dotyczące stosowania przemocy na tle rasistowskim; art. 256 kk – propagowanie ustroju faszystowskiego i nawoływanie do nienawiści na tle rasowej; oraz art. 257 kk – publiczne znieważanie na tle rasistowskim. Gołym okiem widać, że aktualnie sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić w ramach legalnych i nielegalnych zgromadzeń oraz w swojej działalności ideologiczno-organizacyjnej, wyznaczając swoich wrogów ideologicznych. Wśród wrogów wymieniają nie tylko Żydów, którzy rzekomo rządzą Unią Europejską czy światem, lecz także coraz częściej „lewactwo” czy „liberałów”. Warto zauważyć, że wraz z obecnością ugrupowania Kukiz’15 ten dyskurs przenosi się nawet do parlamentu.