Nie wiem czemu ale przedrostek „realny” bardzo źle mi się kojarzy. Może dlatego, że realizm był często usprawiedliwieniem dla czynów podłych. Przedrostek ten często zmienia określaną przez niego idee o 180 stopni. Mieliśmy już realny socjalizm, który z socjalizmem a już w szczególności z komunistycznym rajem opisywanym przez Marksa nic wspólnego nie miał. W realnym socjalizmie mieliśmy wręcz zaprzeczenie głównej idei jaką jest równość już nie mówiąc o wolności (jak powiedział pewien profesor: „PRL była społeczeństwem quasi stanowym”, co jak wiadomo jest zaprzeczeniem społeczeństwa egalitarnego). Pan Jan Winiecki pisze o konflikcie między realistami o moralistami. Bez wątpienia da się zauważyć dwa podejścia, z tym, że ja w tym bardziej widzę konflikt między sprawiedliwością a zyskami. Pozostaje sobie zadać pytanie dla kogo dobre są te efekty, cele, czy zyski (już nie mówiąc o środkach). Przykładów można by mnożyć: stan wojenny (jak się okazało realista Jaruzelski sam prosił ZSRR o interwencję), zrzucenie bomby na Hiroszimę (dzięki temu podobno nie zginęło jeszcze więcej ludzi), czy wiele innych kontrowersyjnych spraw. No ale pojawiają się też przykłady gdzie podejście „realistyczne” wygląda jeszcze gorzej. Otóż podczas wojny w Wietnamie, dziennikarze, mogli filmować wszystko co chcieli. W ten sposób do USA przedostały się informację o haniebnym zachowaniu żołnierzy tego kraju, zbrodniach na ludności cywilnej. Co powie „realista”? Pewnie, że dziennikarze nie mogą tego ujawniać bo to podważy morale i USA może przegrać wojnę. Co powie moralista? Pewnie, że jasne, że podważy morale, w sumie o to chodzi, żeby zakończyć tą wojnę a prawdę należy ujawniać jaka by niebyła. Żołnierze, którzy dopuścili się gwałtów zasługują na karę czy potępienie, poza tym wolność słowa jest jedną z głównych wartości i nie można jej ograniczać szczególnie w takich sytuacjach, kiedy mowa o nadużyciach, które spowodował rząd. Teraz co „realista” powie o „moraliście”. Prawdopodobnie, że buja on w obłokach a tu trzeba wygrać wojnę, że trzeba myśleć realnie, a wolność słowa trzeba w tej sferze zawiesić (czyli jest to realny zwolennik wolności słowa, de facto przeciwnik). Królem realizmu w polityce był Makiaveli (teraz od jego imienia istnieje jedno z trzech najgorszych zaburzeń osobowości, zwanych czarną triadą). Jednak dla kogo ten realizm? Przecież w jego dziełach nie ma chyba słowa o obywatelach jako podmiocie (o ich interesach), wszystkie jego rady dotyczą tego jak władca ma się „ustawić”, działać we własnym interesie. Oczywiście padną argumenty typu: „nie ma co moralizować, władca zrobi źle teraz ale dzięki temu jest porządek”, albo, „to nie podlega ocenie moralnej bo władca musi tak zrobić, nie ma wyboru”, otóż ma wybór, zrezygnować ze stanowiska. Dobrze, że kiedyś ludzie nie byli takimi realistami. Gdyby kilkaset lat temu chłop pańszczyźniany powiedział, że nie będzie króla, a on wraz z innymi będzie wybierał sobie przywódcę (stary pan natomiast będzie pracował na jego polu) pewnie nie nazwaliby go realistą we wsi, której mieszkał lecz inaczej.
Wiem, że to może zbyt proste i naiwne, ale są tacy, którzy widzą w tym konflikt dobra (sprawiedliwości) ze złem (władzą), często jest on w jednym człowieku, tylko albo objawi się część dobra albo ta, która chce władzy (czy to osobistej czy swojego narodu, grupy społecznej), jednak aby tą władzę zdobyć najskuteczniej robić źle, tak by nikt nie widział i nie mieć moralności (która ogranicza). No dla mnie osobiście po tym co zaobserwowałem nazywanie pewnych ludzi „realistami” to gruby eufemizm. Moralista też nie brzmi za dobrze. Może po prostu nazwać ten podział moralni vs amoralni (za to skuteczni, tylko co nam po tym, że coś osiągamy gdy wokół każdy nas „przekręci”). Pan Winiecki (ale jak można przeczytać w jego artykule jest to szerszy problem) jak widzę prezentuje bardziej konserwatywną odmianę liberalizmu. Poza tym na koniec pytanie, które mnie nurtuje: dlaczego ci „realiści”, którzy nie lubią moralistów (z wiadomych względów) tak często o tej moralności mówią i starają się przedstawić jako osoby bardziej moralne, kulturalne na wyższym poziomie i z tego powodu uważają, że mają prawo zachowywać się niemoralnie często chamsko (tak wiem jestem moralistą) wobec tych według nich znajdujących się na niższym poziomie moralności? Może ci realiści uważają, że oni są od narzucania moralności, że mają do tego prawo, może mają po prostu inną moralność: „cel uświęca środki”?
I na koniec należy dodać, że „makiawelicy” wcale tacy amoralni nie są, mają po prostu inną moralność. Według niektórych, można iść po trupach do celu, można oszukiwać (to po prostu wygrana), natomiast niemoralne jest zostać oszukanym (przegrać), niemoralne też jest nazywać kogoś oszustem („on po prostu wygrał, dba o swoje interesy czego ty nie potrafisz”). Niemoralne jest stawiać się silniejszemu (Powstanie Warszawskie, obecny spór o Katyń). Bo spotka nas za to słuszna kara (nie konsekwencja ogólnie), także serial „odwróceni” nie na darmo miał taki tytuł i nie dotyczy on tylko mafii.