Pojechałem do serwisu wymienić żarówkę w reflektorze mojego samochodu. Mechanik, który to robił, wyraził zdziwienie, że nie potrafię zrobić tego sam. Może chciał mnie zawstydzić, a może zaznaczyć swoją wyższość? Nie poczułem się ani zawstydzony, ani poniżony, ale jego uwaga skojarzyła mi się z głośną ostatnio wypowiedzią Olgi Tokarczuk: „Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać trzeba mieć kompetencje i wrażliwość”. Słowa te wywołały burzę. Dla jednych są one banalną prawdą, ale dla innych, których jest chyba więcej, krzywdzącym dzieleniem ludzi na lepszych i gorszych.
Warto więc zastanowić się nad stosunkiem ludzi do stratyfikacji społecznej, który okazuje się być jedną z najważniejszych podstaw wyborów światopoglądowych. Ludzie często porównują się z innymi, chcą komuś w czymś dorównać lub kogoś w czymś wyprzedzić. Ta skłonność do rywalizacji sprawia, że zarówno zwycięstwo, jak i porażka psują harmonię stosunków między ludźmi. Czując przewagę nad innymi, trudno uchronić się przed protekcjonalnym, lekceważącym, a niekiedy nawet pogardliwym do nich stosunkiem. Z kolei, przeżywając gorycz porażki, z którą trudno się pogodzić, czuje się niechęć, a niekiedy nawet nienawiść do zwycięzcy, zrodzoną z zawiści. Chętnie akceptuje się przekonanie o równości wszystkich ludzi, ale rywalizacja tę równość przekreśla, prowadząc do stratyfikacji społecznej, w której są lepsi i gorsi.
Równość, jako hasło oświeceniowe, wypisane na sztandarach Wielkiej Rewolucji Francuskiej, jest moralnym imperatywem i podstawą praw człowieka. Ludzie są równi ze względu na swój status ontologiczny, z którego czerpią prawo do godności i szacunku, bez względu na to, kim są w sensie zawodowym i społecznym. Ludzie są więc równi wobec prawa i zasad humanistycznej kultury. Poza tym jednak są oni bardzo zróżnicowani pod względem swoich możliwości, wynikających z odmiennych uwarunkowań natury biologicznej, osobowościowej i społeczno-kulturowej. W związku z tym w życiu społecznym mamy do czynienia z rozmaitymi hierarchiami, dzielącymi ludzi na lepszych i gorszych pod względem ich osobistych osiągnięć. Są lepsi i gorsi sportowcy, aktorzy, pisarze, lekarze, piekarze itd. Tych różnic w osiągnięciach nie da się zatuszować tak, jak to zrobił pewien wodzirej na noworocznej zabawie dla dzieci. Urządzał on rozmaite konkursy sprawności, w których dzieci ostro ze sobą rywalizowały, a zwycięzcy byli nagradzani. Na koniec zaś oświadczył, że nie ma zwycięzców ani pokonanych, bo to była tylko zabawa.
Rywalizację, jako dążenie, aby być lepszym od innych, można przeciwstawić rozwojowi osobistemu, który jest dążeniem, aby być lepszym niż się jest. W rywalizacji chodzi o uzyskanie przewagi nad innymi w takiej czy innej dziedzinie, lub pod takim czy innym względem. Wynika stąd konieczność ustawicznego porównywania własnych osiągnięć z osiągnięciami innych. Natomiast rozwój jest doskonaleniem samego siebie w takiej czy innej dziedzinie, lub pod takim czy innym względem. Postęp w rozwoju mierzy się nie miejscem w hierarchii społecznej, jak w przypadku rywalizacji, ale przyrostem własnej wiedzy i umiejętności. Porównania z innymi są tutaj zbędne. Jeśli ich się dokonuje, to tylko z lepszymi od siebie, po to, aby lepiej określić cele własnego rozwoju. O ile więc w rywalizacji satysfakcję czerpie się z poczucia wyższości nad innymi, o tyle w rozwoju daje ją poczucie widocznego postępu w poszerzaniu zakresu własnych kompetencji.
Na podstawie rozróżnienia między rywalizacją a rozwojem można wyróżnić trzy typy postaw obrazujących sposób podejścia do relacji społecznych. Ten sposób podejścia jest uzależniony od akceptacji określonych założeń ideologicznych. Pierwszy typ postaw wynika ze spojrzenia na relacje społeczne przez pryzmat rywalizacji, której skutkiem jest krzywdzący podział ludzi na lepszych i gorszych. Drugi typ związany jest ze spojrzeniem na relacje społeczne przez pryzmat osobistego rozwoju, którego celem jest dominowanie nad innymi. A zatem rozwój potrzebny jest tutaj w rywalizacji z innymi, aby wybić się ponad nich i mieć upragnione poczucie wyższości. Wreszcie trzeci typ postaw jest skutkiem spojrzenia na relacje społeczne przez pryzmat własnego rozwoju osobistego, który pozwala ludziom realizować się w różny sposób i na różnych polach, bez porównywania swoich osiągnięć z osiągnięciami innych ludzi.
Postawy skoncentrowane na krytycznym stosunku do rywalizacji między ludźmi, której skutkiem są nierówności społeczne, są wyrazem egalitaryzmu, rozumianego znacznie szerzej, aniżeli w filozofii humanistycznej. W swojej łagodniejszej formie egalitaryzm ten występuje w ideologii socjalistycznej i przyjmuje postać bardziej radykalną w populizmie. Generalnie chodzi o to, że różnice w zdolnościach i pracowitości ludzi nie powinny wyraźnie, albo nawet w ogóle, przekładać się na różnice w poziomie ich życia i pozycji społecznej.
W socjalizmie nie kwestionuje się stratyfikacji społecznej, będącej skutkiem rywalizacji między ludźmi zróżnicowanymi co do swoich możliwości osiągnięć. Chodzi natomiast, po pierwsze, o to, aby przy pomocy prawa i akcji afirmatywnych zapewnić równy start i warunki tej rywalizacji. Po drugie zaś, aby przy pomocy systemu podatkowego i rozmaitych transferów socjalnych nie dopuścić do nadmiernego zróżnicowania cywilizacyjnego różnych grup społecznych. Podstawowy spór ideologiczny, który się na tym tle pojawia, to spór wieloaspektowy dotyczący rozumienia sprawiedliwości, odpowiedzialności społecznej i indywidualnej wolności. Do jakiego stopnia odejście od zasady powiązania wysokości nagrody z wartością osiągnięć pozostaje jeszcze w zgodzie z normą sprawiedliwości? Jaki poziom redystrybucji dochodów jest optymalny z punktu widzenia rozwoju kraju? W jakim stopniu otrzymywanie, a nie samodzielne zdobywanie przez człowieka potrzebnych mu dóbr, pozbawia go wolności, czyli dylemat: dać mu wędkę czy rybę? Zwykle nie jest łatwo znaleźć zadowalające odpowiedzi na te pytania. Niemniej jednak zwolennicy tej ideologii dążą do społecznego równania w górę nie tylko przez podnoszenie płacy minimalnej i transfery socjalne, ale również na skutek rozmaitych form zwiększania możliwości grup najsłabszych dzięki stwarzaniu im warunków do rozwoju.
Populiści nie bawią się w takie subtelności. Kierując się argumentem jednakowych żołądków, nie widzą potrzeby różnicowania wynagrodzeń. Populiści są przeciwnikami jakiejkolwiek stratyfikacji społecznej, jako skutku zróżnicowanych możliwości ludzi, na których czele stoją elity czerpiące niezasłużone korzyści. Jak się wyraził amerykański populista Jerry Simpson: „Nie możecie zgnieść naszego ruchu (…) ponieważ jego podwaliny zostały położone tak dawno jak podwaliny świata. Ruch nasz polega na walce między tymi, co rabują, a tymi, których się obrabowuje”.
W przeciwieństwie do socjalistów, populistów nie interesuje społeczne równanie w górę. To nie lud ma się dostosować do poziomu elity, to elita ma się dostosować do ludu. Zawiść w stosunku do tych, którzy się wywyższają i mają lepiej, każe przede wszystkim dążyć do pogorszenia poziomu życia najbogatszym, a w mniejszym stopniu zabiegać o poprawę poziomu życia najuboższym. Dobrą ilustracją może być przypowieść o gospodarzu, który zazdrościł sąsiadowi wysoce mlecznej krowy i skarżył się Bogu, że niesprawiedliwie dzieli swoje łaski. Zniecierpliwiony tym Bóg wyłonił się pewnego razu zza chmur i zapytał zazdrośnika czy chce taką samą krowę. Ten podrapał się po głowie i odparł po namyśle: „Nie, spraw tylko Panie, żeby mu ta krowa padła”. Populistyczna zawiść skierowana jest na wszystkich, którym, zdaniem populistów, powodzi się lepiej niż im, bez względu na to, gdzie żyją i czym się zajmują. Jak napisał kiedyś Melchior Wańkowicz: „szewc zazdrości kanonikowi, że został prałatem”. Taką postawę pisarz ten nazwał „kundlizmem”.
Postawy łącząca rozwój i rywalizację mają miejsce wówczas, gdy ludzie wzbogacają swój potencjał głównie po to, by górować nad innymi. Satysfakcję osiągają więc wtedy, kiedy dostrzegają własną przewagę nad innymi, którym można współczuć, ale z których można także kpić i nimi pogardzać. Trzeba przyznać, że Olga Tokarczuk swoją wypowiedzią niebezpiecznie zbliżyła się do tej grupy inteligencji. Ten typ postaw ma bodaj najstarsze tradycje związane z elitaryzmem bądź arystokratyzmem. Elitaryzm reprezentują koncepcje rasistowskie, staroindyjska „Księga Manu” zawierająca podział społeczeństwa na kasty, utrwalony przez hinduizm, koncepcja „więzów krwi” uzasadniająca szczególne miejsce arystokracji rodowej w społeczeństwie itp. Współcześnie elitaryzm przejawia się w poczuciu wyższości jakiejś grupy społecznej nad innymi grupami: bogatszych nad biedniejszymi, wykształconych nad niewykształconymi, wierzących (niewierzących) nad niewierzącymi (wierzącymi) itp. Prowadzi to do dezintegracji społecznej na skutek izolowania się grup społecznych, ich wzajemnej niechęci i nieufności. Elitarystyczna motywacja do osobistego rozwoju z pewnością nie służy rozwojowi demokracji i raczej sprzyja rządom autorytarnym, chociaż opartym na podejściu merytokratycznym, a nie populistycznym.
W tym typie postaw istotną rolę odgrywa snobizm. Chęć upodobnienia się do przedstawicieli grupy, która czymś imponuje, może skłaniać do zachowań, które trudno nazwać rozwojowymi. Tak jest wtedy, gdy ktoś próbuje naśladować swoje autorytety, koncentrując się na sprawach powierzchownych lub drugorzędnych, na przykład ubierając się podobnie lub używając określonych zwrotów językowych. Pamiętam, że w czasie, gdy furorę robiła książka Jamesa Joyce’a „Ulisses”, której przeczytanie ze zrozumieniem świadczyć miało o wyjątkowym poziomie intelektualnym, często można było spotkać na ulicy ludzi, którzy nieśli ją w ręku, zawsze z widocznym dla otoczenia tytułem. Jestem przekonany, że dla większości z nich był to jedyny wysiłek poniesiony po to, aby zrobić na innych wrażenie, że należą do grupy intelektualistów. Niemniej jednak snobizm, świadczący o docenianiu pewnych wartości, zawsze ma szansę przekształcić się w proces działań rozwojowych po to, aby stać się rzeczywistym członkiem podziwianej grupy.
Typ postaw związany z podejściem do relacji społecznych z punktu widzenia rozwoju osobistego jest najbliższy liberalizmowi. Przemawiają za tym dwie cechy tej ideologii, jakimi są pochwała różnorodności i tolerancja. Wynikają one z naczelnej idei wolności, która wyklucza narzucanie ludziom jednolitych wzorów myślenia, zainteresowań, osiągnięć czy stylów życia. Każdy ma prawo czytać takie, a nie inne książki, słuchać takiej, a nie innej muzyki i w ogóle zajmować się w swoim życiu tym, na co ma ochotę. Wartościowanie tych wyborów nie ma sensu, bo mają być one zgodne z preferencjami danej jednostki, a nie jakiejkolwiek zbiorowości. Piotr Gliński przyznał, że nie był w stanie doczytać do końca książki Olgi Tokarczuk. No cóż, może okazał się niezbyt kompetentny, choć to profesor socjologii; może okazał się niewystarczająco wrażliwy, choć to minister kultury; a może po prostu gustuje w innej literaturze wysokich lotów.
Dobry mechanik samochodowy czy piekarz jest równie potrzebny w społeczeństwie jak dobry pisarz czy architekt. To oczywiste, że do wykonywania różnych czynności zawodowych potrzebny jest różny poziom wiedzy i umiejętności, mogą być też one lepiej lub gorzej wykonywane. Jedno i drugie powinno być brane pod uwagę przy różnicowaniu wynagrodzeń. Natomiast szacunku różnicować nie wolno. Gdyby Olga Tokarczuk nie uległa arystokratycznej pokusie zaznaczenia swojej wyższości i zamiast słowa „idiotów”, użyła słowa „wszystkich”, albo „każdego”, wówczas nikt nie mógłby niczego zarzucić słuszności jej stwierdzeniu.
W podejściu liberalnym najważniejszy jest osobisty rozwój, który pozwala jednostce mieć poczucie spełnienia. Rywalizacja, zmuszając do ciągłego oglądania się na innych, odbiera bowiem część wolności. Zamiast rywalizacji ważniejsza jest współpraca, która pozwala lepiej się rozwijać tym, którzy w niej uczestniczą. Samoorganizujące się grupy współpracujących ze sobą ludzi służą nie tylko ich rozwojowi osobistemu, ale także realizacji ważnych celów społecznych. Trudno sobie wyobrazić społeczeństwo obywatelskie, w którym ludzie ze sobą rywalizują, a nie współpracują.
Autor zdjęcia: By Annemarie.croft – Own work, CC BY-SA 4.0.
