Wolność osobista jest podstawą godności człowieka. Tylko człowiek dokonujący samodzielnych wyborów i ponoszący za nie odpowiedzialność, może być w pełni sobą, kimś kto zaspokaja swoje potrzeby i realizuje własne cele. Ta wolność nie jest i nie może być nieograniczona. Podstawowym ograniczeniem jest, jak wiadomo, wolność innych ludzi. W życiu społecznym pojawia się ponadto wiele innych powodów, dla których nie można w pełni korzystać z własnej wolności. Jednym z nich są sytuacje wyjątkowe, jak choćby epidemia, kiedy wolność osobistą trzeba ograniczyć po to, aby ratować wartości ważniejsze, jak zdrowie i życie ludzi. Dlatego władza państwowa, nakładając na obywateli rozmaite restrykcje ograniczające ich wolność osobistą, wykonuje jeden ze swoich podstawowych obowiązków, jakim jest dbałość o bezpieczeństwo obywateli.
Problem polega jednak na tym czy te restrykcje są dostatecznie uzasadnione wymaganiami sanitarnymi. Jestem przeciwnikiem dość popularnego, jak sądzę, poglądu, że „lepiej dmuchać na zimne” i na wszelki wypadek zakazać ludziom więcej aniżeli mniej, aby uniknąć ewentualnych przykrych konsekwencji niedoszacowania ryzyka. Demokratyczna, przyjazna ludziom władza unika paternalizmu, nadmiernej opiekuńczości i poszukuje równowagi pomiędzy wartościami wolności i bezpieczeństwa. Stosuje raczej zalecenia niż zakazy. Tak postępuje władza, która szanuje swoich obywateli, ma do nich zaufanie i traktuje ich jak partnerów, a nie poddanych. Dobrym przykładem mogą być państwa skandynawskie, w szczególności Szwecja.
Jak zatem można ocenić działania polskiego rządu w czasie pandemii koronawirusa? Nie ulega wątpliwości, że słusznie został narzucony obywatelom obowiązek izolowania się, noszenia zabezpieczeń w postaci masek i rękawiczek oraz częstego stosowania zabiegów dezynfekcyjnych. Epidemiolodzy są zgodni, że tylko w ten sposób można powstrzymać rozprzestrzenianie się zakażeń. Ten nowy obowiązek oznacza oczywiście istotne ograniczenie dowolności zachowań: w miejscach publicznych trzeba utrzymywać dystans co najmniej dwóch metrów w stosunku do innych ludzi i stosować się do uciążliwych zaleceń w sprawie ubioru i higieny, postępować zgodnie z wytycznymi przy dokonywaniu zakupów i korzystaniu z usług rozmaitych instytucji. Wszystkie te narzucone przez władzę zasady należy uznać za medycznie i sanitarnie uzasadnione. Jako takie, nie mogą być zatem uznane za bezzasadne naruszenie wolności osobistej obywateli.
Wystarczy zatem przestrzegać tych słusznych postanowień, aby spełnić oczekiwania władzy? Otóż okazuje się, że nie wystarczy. Dla każdego myślącego człowieka jest oczywiste, że przestrzeganie tych postanowień nie jest możliwe bez zasadniczej zmiany stylu życia. Trzeba więc rzadko wychodzić z domu, a kiedy już się wychodzi, to dbać o to, aby zasady izolacji były zachowane. Trudno zresztą nie zmienić stylu życia, skoro większość zakładów pracy i instytucji publicznych została zamknięta, skoro wszelkie imprezy i zgromadzenia zostały odwołane i zakazane. A jednak dla władzy to wszystko mało. Władza postanowiła wyręczyć obywateli w myśleniu jak dostosować się do zasad sanitarnych i wprowadziła szereg dalszych zakazów szczegółowych, które już nie spełniają warunku uzasadnienia sanitarnego.
Należą do nich niewątpliwie ograniczenia w przemieszczaniu się. Oczywiście, że przemieszczać się nie mogą osoby pozostające w izolacji i przebywające na kwarantannie. Pozwolenie na wychodzenie z domu pozostałym osobom opatrzono jednak warunkiem „tylko w sprawach życiowo niezbędnych” i enumeratywnie sprawy te określono. Otóż jest to rażąco niezgodne z prawami człowieka, któremu żadna władza nie może określać, zwłaszcza pod rygorem sankcji karnej, co jest mu do życia niezbędne. Tymczasem, jak stwierdził rzecznik Policji, policjant ma prawo ukarać mandatem kogoś, kto wyszedł z domu, aby kupić alkohol, papierosy lub nie potrafi podać istotnego powodu. A zatem człowiek, który w żaden sposób nie naruszył głównych zasad sanitarnych, może zostać ukarany za nie zastosowanie się do przepisu bezzasadnie naruszającego jego wolność osobistą. Nie inaczej jest w przypadku kierowców samochodów osobowych, których policjanci zatrzymują i pytają o powód jazdy. A w czym oni sprzyjają rozwojowi epidemii? Przecież pozostają w izolacji z innymi, a kordonów sanitarnych nie wprowadzono. Niezrozumiałe jest karanie mandatem za korzystanie z myjni samochodowych czy usług świadczonych przez warsztaty naprawcze. Twierdzenie, że z własnych samochodów mogą korzystać jedynie ci, którzy jeżdżą nimi do pracy jest w obecnych warunkach niezgodne z uniwersalnymi prawami człowieka.
Kompletnie nieuzasadniony względami sanitarnymi był zakaz wstępu do lasów i parków. Jedynym powodem ograniczania w ten sposób wolności obywateli była wygoda służb kontrolujących przestrzeganie wymogów sanitarnych. W lesie, czy choćby w parku, trudniej stwierdzić czy ludzie zachowują się właściwie. Niedorzeczne było również przyjęcie limitu 5 osób w kościołach i na pogrzebach. Wystarczyło przecież przyjąć normę powierzchni w danym miejscu, która określa maksymalną liczbę osób, między którymi mogą być tam zachowane wymagane odległości. Zrobiono to dopiero po 19 kwietnia. Oczywiście żaden policjant czy strażnik nie będzie w stanie tych odległości kontrolować. Muszą to robić sami uczestnicy zgromadzenia w trosce o zdrowie swoje i innych ludzi. Bezsens limitu 5 osób pokazano na fotografii zamieszczonej w jednym z czasopism. Widać na niej przepisową liczbę 5 osób uczestniczących w nabożeństwie i siedzących ciasno jedna obok drugiej. Oto przykład zamiany środka na cel, co zdarza się nierzadko przy biurokratycznym podejściu do administracyjnych przepisów.
Cóż, władzy zawsze łatwiej się rządzi, kiedy nie poprzestaje na apelach i pouczeniach, ale wtedy, gdy realizację swoich celów wspomaga rozmaitymi nakazami i zakazami, za których lekceważenie grożą odpowiednio wysokie kary. Ten wygodny dla władzy autorytaryzm podczas zagrożeń epidemicznych często jest zresztą oczekiwany przez większość obywateli, żądających od państwa skutecznej ochrony. Zdarza się to szczególnie często tam, gdzie ludzie przywykli, że dyscyplina społeczna musi być im narzucona pod groźbą kary, a nie tam, gdzie wynika ona z poczucia odpowiedzialności za siebie i innych. Demokracja liberalna, gwarantująca ludziom wolność, ma szansę zakorzenić się tylko tam, gdzie poczucie osobistej wolności nieodłącznie kojarzy się z poczuciem osobistej odpowiedzialności.
Jeśli więc chcemy uniknąć utrwalania się wzorów kultury autorytarnej w społeczeństwie, w której z wolności rezygnuje się bez żalu w zamian za iluzję bezpieczeństwa, należy zdecydowanie sprzeciwiać się wszelkim przejawom myślenia i zachowania, które wynikają z akceptacji rozmaitych form nadmiernej opiekuńczości. Nie wolno pozostawiać ich bez komentarza i przechodzić nad nimi do porządku dziennego, jak uczynił to dziennikarz rozmawiając ze znanym epidemiologiem w programie telewizyjnym. Ów epidemiolog aż zaniemówił z oburzenia, gdy usłyszał pytanie, ile maseczek będzie potrzebnych do odbycia 2-godzinnego spaceru. Tak długi spacer uznał bowiem za rażąco sprzeczny z zaleceniem siedzenia w domu. Ale przecież spacer, choćby najdłuższy, nie oznacza bliskich kontaktów z innymi ludźmi. Znów widać tu tendencję do zamiany środka na cel.
Z niezgodności wielu restrykcji z ustawą zasadniczą częściej zdają sobie sprawę prawnicy. Ale i oni, poza nielicznymi, do których należy zaliczyć Ryszarda Kalisza, mają skłonność unikania jednoznacznie krytycznych ocen. Żałośnie brzmią porady, jak rozmawiać z policjantami, aby uniknąć mandatu, gdy ci uznają, że delikwent znalazł się poza domem bez istotnego powodu. Z porad tych wynika, że najlepiej jest udawać wtedy kogoś nierozgarniętego i zagubionego, kim trzeba się raczej zaopiekować niż go karać. Taka postawa wobec przedstawiciela władzy, to nic innego, jak przykład upokarzającej pokory, tak bardzo oczekiwanej od obywateli w państwie autorytarnym.
Można się również spotkać z przekonaniem, że czas pandemii można wykorzystać wychowawczo i starać się niektórych ludzi wyleczyć z pewnych nałogów czy z poczucia konieczności zaspokajania potrzeb niezbyt ważnych w życiu. Osoby, które prezentują takie poglądy nie obruszają się na przypadki karania ludzi, którzy wychodzą z domu, aby kupić alkohol, papierosy lub pojeździć na rowerze. „Można się bez tego obyć” – powiadają. Takie właśnie były początki faszystowskiej dyktatury: niechęć do obrony praw kogoś, z kim się nie identyfikujemy. „Nie jestem Żydem, więc mnie to nie dotyczy” – mówili sobie w początkowym okresie władzy Hitlera zwykli i skądinąd uczciwi Niemcy, którzy po prostu chcieli żyć spokojnie i nie narażać się władzy. Wkrótce się przekonali, że wszystko, co robi władza, dotyczy ich jak najbardziej. W czasach klęsk żywiołowych rodzą się też upiory, jakimi są najgorsze ludzkie cechy, które się ujawniają pod wpływem lęku. Pracowników służby zdrowia wszyscy oklaskują za ich wysiłek i poświęcenie, ale są i tacy, którzy ich wyrzucają ze sklepów, bo się boją, że się od nich zarażą. Tu i ówdzie ludzie naciskają na lokalne władze, aby oznaczać domy, w których przebywają zakażeni koranowirusem. Paniczny lęk o własne bezpieczeństwo jest znakomitą pożywką dla rozwoju kultury autorytarnej.
Restrykcje zarządzone przez władzę maja dwa wymowne wyjątki. Po pierwsze, nie dotyczą one przedstawicieli samej władzy, którzy obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej przeprowadzili z naruszeniem podstawowych zasad sanitarnych. Rzecznik Policji głupio to tłumaczył pełnieniem obowiązków reprezentacyjnych. Po drugie zaś, troska o zdrowie i życie obywateli schodzi wyraźnie na dalszy plan w porównaniu z potrzebą reelekcji prezydenta Dudy i upieraniu się przy majowym terminie wyborów. Jeśli pozostaniemy obojętni na takie działania, to koronawirus sprzymierzony z władzą Prawa i Sprawiedliwości będzie nas trzymał za twarz przez lata. Aż wreszcie kiedyś, jak w zakończeniu kultowego filmu „Seksmisja”, ze zdziwieniem stwierdzimy, że odrzucenie maski ochronnej niczym nam nie grozi.
Photo by Filip Filkovic Philatz on Unsplash