Na świecie przeważa zdecydowanie podział binarny, taki jak w kulturze judeochrześcijańskiej, który określa nie tylko różnice zewnętrzne, ale przypisuje silnie egzekwowany podział na role społeczne.
Płeć wydaje się być czymś trwale ugruntowanym w społeczeństwie, co nie powinno przesadnie nikogo zajmować, a jednak cały czas jest przedmiotem gorących dyskusji. Zwłaszcza w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, gdy zaczęto mówić o tym, że być może utarty od wieków podział wyłącznie na mężczyzn i kobiety nie jest taki prosty, jak myślimy. Może właśnie ze względu na kontrowersje, jakie wzbudza ten temat, warto przyjrzeć mu się z bliska?
Role płciowe a kultura
Właściwie każda kultura, niezależnie od szerokości geograficznej, dzieli społeczeństwo na mężczyzn i kobiety. Nawet jeśli pojawia się tzw. trzecia płeć, podobna do tego, co dzisiaj określilibyśmy jako niebinarność (jak two-spirit w Ameryce Północnej, muxe w społeczności Zapoteków z Meksyku czy māhū w kulturach Tahiti oraz rdzennych Hawajów), jej istnienie wynika z funkcjonowania poza binarnym podziałem, a tym samym jest od niego zależna. Trzecia płeć zazwyczaj jest przyjmowana tylko w jedną stronę, bo dotyczy głównie osób urodzonych jako mężczyźni i przejmujących kobiece role. Przypadki, gdzie to zjawisko jest odwrotne, z reguły wiążą się z zakazami dotyczącymi wolności seksualnej, tak jak w przypadku bałkańskich „zaprzysiężonych dziewic”, które mają prawo do męskich przywilejów, ale pod warunkiem zachowania celibatu. Zdaniem antropologa, prof. Waldemara Kuligowskiego, takie ograniczenia wynikają z konsekwencji możliwej ciąży i nie dowodzą przewagi niebinarności wśród osób z męskimi narządami płciowymi. Po prostu trudno byłoby ustalić, kto ma wziąć odpowiedzialność za dziecko.
Na świecie przeważa zdecydowanie podział binarny, taki jak w kulturze judeochrześcijańskiej, który określa nie tylko różnice zewnętrzne, ale przypisuje silnie egzekwowany podział na role społeczne. Przykładowo, tradycyjnie przyjęty w Europie model stanowił, że mężczyzna ma spełniać m.in. funkcję żywiciela-obrońcy, a kobieta matki oraz opiekunki ogniska domowego. Tak ustalony porządek zazwyczaj łączono z religią, co w konsekwencji prowadziło do bezwzględnego nakazu jego przestrzegania, jako woli Boga. W ten sposób sformułowane wyjaśnienie pozwalało nie tylko zmusić ludzi do zachowania zgodnie z wymaganiami, ale także dawało możliwość wymierzania kary w przypadku niespełnienia tych oczekiwań. Nierzadko w bardzo okrutny sposób, czego najbardziej znanym przykładem na Starym Kontynencie było spalenie na stosie Joanny d’Arc. Za jedną z jej głównych win uznano noszenie męskich ubrań, co przedstawiono jako objaw herezji, czyli sprzeciwienie się porządkowi nałożonemu przez Stwórcę. Środki represyjne wobec osób wyłamujących się z binarnego podziału nie musiały być tak ekstremalne, ale zazwyczaj były dotkliwe i oznaczały przede wszystkim ostracyzm. Przykładowo, mężczyzna niepodejmujący wyznaczonej mu roli wraz z szacunkiem otoczenia tracił swoje wpływy w społeczeństwie, a kobieta zyskiwała miano „złej partii”, co przez mniejsze szanse na zamążpójście przekładało się wprost na jej gorszą sytuację finansową. Nic więc dziwnego, że wraz z upływem czasu i poprzez oddziaływanie religii powszechnie uznano, że binarność nie jest czyjąś fanaberią, ale bierze się z samej natury.
Płeć przestała się ograniczać do cech i funkcji determinowanych biologicznie. Oprócz obowiązków, otrzymała również tożsamość, a wraz z nią określone preferencje czy cechy charakteru. Mężczyźni mieli być bardziej ambitni, reprezentować konkretne (rzeczowe) podejście do życia, jak również przejawiać większą skłonność do ryzyka, agresji, rywalizacji i przygodnego seksu. Oczywiście wiązało się to z preferowaniem zainteresowań, które wyrażają te cechy, jak polowanie, sport czy militaria. To wszystko w następstwie, rzekomo biologicznej, roli żywiciela-zdobywcy. Tymczasem kobiety, jako powołane do macierzyństwa oraz troski nad ogniskiem domowym, miały być wyposażone w odpowiednio większe pokłady uczuciowości, matczynej troski, empatii, wrażliwości, ale też uległości. Ich powołanie miało także tłumaczyć przywiązanie do kwestii estetycznych, zwłaszcza własnego wyglądu czy upodobanie romantycznych historii przy odpowiednio mniejszym libido. Dość powszechnie przyjęło się, że te różnice są zakorzenione w naszej naturze, więc niezależne od naszej woli. Przekonanie to wzmacniano religią, a duchowni rozmaitych wyznań tłumaczyli, że łagodność kobiet ma współgrać z agresją mężczyzn i w związku z tym każde z nich musi wpisać się w ten układ, żeby świat działał poprawnie. Jednak nadanie określonej tożsamości płciom nieuchronnie musiało prowadzić do zróżnicowanego traktowania.
Choć mogłoby się wydawać, że w dzisiejszym świecie każdy może być kim chce bez ryzyka znalezienia się poza nawiasem społeczeństwa, rodzice nadal bardzo silnie wpajają swojemu potomstwu oczekiwania stawiane płci nadanej im przy urodzeniu przez wzgląd na męskie lub żeńskie narządy płciowe. Nie wynika to zazwyczaj z ich złej woli, ale faktu, że sami zostali poddani takiemu samemu procesowi w dzieciństwie. Dość pokaźna grupa matek decyduje się na przekłucie uszu swoim małym córeczkom w imię zadbania o ich wygląd już od najmłodszych lat. Nie ma znaczenia, że są malutkie i nie wyraziły zgody na trwałą modyfikację ciała, liczy się, że będzie im ładnie, więc na pewno będą zadowolone. Jednocześnie nietrudno sobie wyobrazić, że takie samo postępowanie w stosunku do chłopca spotkałoby się z krytyką, że robi się mu krzywdę. Na synów z kolei wywiera się presję, aby nie bawili się lalkami czy zabrania im noszenia ubrań lub ozdób uważanych za kobiece, często insynuując, że miałoby to trwale zaszkodzić ich rozwojowi, rozumianemu jako dopasowanie się do przypisanej im społecznie roli płciowej. Normy wpojone we wczesnym wieku zostają z nami zazwyczaj też w życiu dorosłym. Podczas popularnych kulturowo męskich/damskich wieczorków omawia się tematy, których w naszym przekonaniu nie może pojąć druga strona. Pewnych kwestii unikamy wręcz z przerażeniem, jak w przypadku kobiecej miesiączki. Uważa się, że nawet środki higieny intymnej, jak podpaska, powinno się chronić przed wzrokiem mężczyzn, choć w przypadku pań traktuje się to poniekąd jako spoiwo, gdzie wspólne doświadczenia wzmacniają poczucie „siostrzeństwa”. Albo wręcz przeciwnie, zwracamy się do reprezentanta przeciwnej płci, ulegając wpajanej nam latami teorii jakoby „mężczyźni byli z Marsa, a kobiety z Wenus” (zresztą książka o tym samym tytule, popierająca tą tezę, zrobiła zawrotną karierę). Niemniej jednak, nawet jeśli jest to powolny proces, z biegiem czasu zauważamy, że binarny podział nie jest idealny. Wraz ze zwiększającą się wolnością zaczynamy coraz bardziej kwestionować to, z czym poprzednie pokolenia nie śmiały nawet dyskutować.
W świecie nowych pojęć
Jednym z przejawów rosnącej aktywności ruchów związanych z LGBTQ+ stało się kwestionowanie obowiązującego, jako jedyny słuszny, porządku świata. Pierwszym kluczowym znakiem było wykreślenie przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne orientacji homoseksualnej z listy chorób w 1973, a następnie przez WHO w 1990 roku. Symboliczne przyznanie się do błędu, które stworzyło pole do debaty nad tym, że być może ludzka natura niekoniecznie mieści się w teorii wymyślonej przez człowieka. Oprócz pogłębiania wiedzy na temat nieheteronormatywności, zaczęto się pochylać także nad binarnym podziałem na płcie. Nauka przestała klasyfikować osoby transseksualne jako szaleńców, zaczęła się nimi aktywnie interesować. Wraz z tą ciekawością pojawiły się nowe pojęcia, mające lepiej oddawać rzeczywistość, ujmujące płeć jako spektrum, ze wszystkim, co znajduje się pomiędzy tradycyjnie rozumianym podziałem na mężczyznę i kobietę.
To, co do tej pory uważano za normę, opatrzono terminem cispłciowości, czyli identyfikowaniem się z płcią nadaną przy narodzinach i wynikającą z cech fizycznych. Jej przeciwieństwem, czyli niezgodnością między tożsamością płciową a płcią przypisaną przy urodzeniu, jest transpłciowość, co do zasady dla wielu osób zrozumiała (choć jej niuanse już niekoniecznie). Oba określenia funkcjonują w ścisłej zależności od tradycyjnego, binarnego podziału.
Pojęciem budzącym największe wątpliwości stała się niebinarność, o której w Polsce zaczęto głośno mówić za sprawą aresztowania w 2020 roku aktywistki kolektywu „Stop Bzdurom” Margot Szutowicz, identyfikującej się jako taka osoba. Definicja wydaje się z jednej strony dość prosta, bo oznacza po prostu niewpisywanie się w podział na kobiety i mężczyzn, ale trudna do zrozumienia w praktyce. Łukasz Jurewicz z grupy Stonewall w swoim artykule dla portalu Noizz napisał o własnym doświadczeniu niebinarności. Wynika z niego, że niebinarność to brak przywiązania do zachowań uważanych za charakterystyczne dla ról płci męskiej i żeńskiej, takie jak np. określone preferencje czy formy językowe. Jurewicz opisuje to jako nieuznawanie granic między płciami, a jako przykłady podaje malowanie paznokci czy używanie obu zaimków. Tylko czy w takim razie osoby takie, jak wcześniej wspomniana Joanna d’Arc, były niebinarne? Nie do końca.
W publikacjach na temat niebinarności trudno znaleźć jasno określone kryteria, ale ze zbioru wielu wyłania się konkluzja, że decydującym czynnikiem jest tożsamość płciowa, zupełnie oddzielona od fizycznej budowy ciała, której określenie zależy głównie od naszej własnej identyfikacji. Pierwsze jej oznaki pojawiają się mniej więcej w wieku przedszkolnym stanowiącym pierwszy etap przystosowania jednostki do życia w społeczeństwie.
Należy jednak zwrócić uwagę, że formy ekspresji męskiej czy żeńskiej różnią się w zależności od kultury. W sumie tożsamość płciowa przypomina do złudzenia narodową. W całości opiera się na podziałach stworzonych przez człowieka. Bycie Polakiem czy Francuzem nie jest zależne od biologii, ale od umowy społecznej. Można uznać za prawdopodobne, że podejmowanie ról przypisanych do danej płci (np. noszenie określonego ubioru, używanie form językowych) w danym systemie wynika z wpływu otoczenia. Dlatego długa historia społecznych nacisków, wzmocnionych licznymi, też dotkliwymi karami za wyłamywanie się z binarnego podziału, uniemożliwia udowodnienie, że niebinarność jest wrodzona, a nie jest wynikiem przymusu. Nawet w obecnym świecie dzieci właściwie od urodzenia słyszą, co im wypada lub nie ze względu na budowę ich ciała. Przyzwyczaja się je od początku do korzystania z wyznaczonych szatni, alejek w sklepach z zabawkami, noszenia odpowiednich strojów. Nadal powszechnie stosuje się formy wywierania presji do spełniania określonych ról. Wszak spotykanym zjawiskiem jest wyrzucanie z domu małoletnich osób LGBT, a nie cispłciowych czy heteroseksualnych, czyli spełniających społeczne wymagania. Głębsza analiza terminu nasuwa kolejne niewygodne pytania. Gdzie przebiega granica między płcią a stereotypami? Jeśli kobieta wykonuje przypisany mężczyznom zawód i ma zainteresowania uznawane za męskie, to już nie może nią być, a może to zależy od jej własnej decyzji? Czy istnienie transpłciowości i niebinarności nie jest jednoznacznym uznaniem określonej wizji kobiecości oraz męskości za prawdziwą? Co jeśli prawda leży po środku?
Bunt w obronie własnej natury
Na pewno racji nie mają konserwatyści twierdzący, że wykraczanie poza podział na mężczyzn i kobiety jest dewiacją, chorobą lub fanaberią. Co prawda dopiero od niedawna medycyna pozwala na korektę płci, ale niebinarność istnieje w różnych kulturach od dawna. W niektórych była nazywana, a w niektórych nie. Wszystko jednak wskazuje na to, że koncepcja cispłciowości jako normy jest wyłącznie ludzkim tworem, więc nie musi być zbieżna z naturą. Zresztą najlepszym dowodem na sztuczność tej teorii jest fakt, że przez stulecia trzeba było stosować różne, bardzo silne formy opresji, aby ludzie pozostawali w tych ramach. Dla utrzymania konserwatywnych zasad często próbowano nawet przeciwstawiać się biologii i „naprawiać” ją praktykami zagrażającymi zdrowiu, a nawet życiu. Takie przykłady to chociażby wycinanie łechtaczki w państwach afrykańskich (np. w Egipcie) wykonywane po to, żeby uniemożliwić kobiecie odczuwanie przyjemności ze współżycia czy „leczenie” osób homoseksualnych elektrowstrząsami. Argument o trzymaniu się zgodności z biologią wydaje się więc tutaj przesadzony, ponieważ to właśnie człowiek, jako jedyny, próbował ją zmieniać na rzecz większości sprawującej władzę. Obala to również hipotezę, jakoby była to moda i nowość. Po prostu wcześniej nie było wystarczającej swobody, żeby wyrazić siebie bez narażania na poważne konsekwencje.
Warto również zwrócić uwagę na fakt, że w autystycznej społeczności osób LGBTQ+ jest znacznie więcej niż wśród neurotypowych (nieautystycznych). Dodatkowo uważa się, że typ „chłopczycy” dominuje jako profil autystycznych dziewcząt, które mogą posiadać wiele androginicznych cech. Bycie w spektrum autyzmu w swojej istocie opiera się na funkcjonowaniu poza normami społecznymi, a jeśli tożsamość płciowa działa na tej samej zasadzie, wydaje się oczywiste, że osoby atypowe po prostu jej nie przyjmują. Chociaż badanie nie miało być prowadzone pod tym kątem, może to być dodatkowy dowód potwierdzający, że to, jak rozumiemy bycie kobietą lub mężczyzną, jest niczym innym jak zbiorem stereotypów przeniesionych jako niepisane zasady życia codziennego. Co więcej, sugeruje to, że przywiązanie do płci nie musi być naturalnym procesem, tak jak np. dojrzewanie.
Jednak jeśli tożsamość płciowa jest wyłącznie ludzkim konceptem nieróżniącym się wiele od uprzedzeń, to na ile ważny jest ten binarny podział, a może inaczej – czy nie jest szkodliwy? Nie ulega wątpliwości, że traumatyczne przeżycia, takie jak przemoc domowa czy prześladowanie w szkole, pozostawiają ślady w ludzkiej psychice. A zatem czy tak silny nacisk społeczeństwa na spełnianie określonych kryteriów nie jest w stanie wyrządzić krzywdy? Być może niebinarność jest formą buntu przeciwko niesprawiedliwemu zmuszaniu do pełnienia roli niezgodnych z wrodzonymi cechami?
Nikt nie prowadzi rewolucji przeciwko biologii, ponieważ nikt nie kłóci się z tym, co fizyczne. Osoby LGBQ+ mimo to przerażają, gdyż reprezentują upadek określonego myślenia, a przede wszystkim porządku. Podają w wątpliwość układ, który do tej pory był traktowany jako naturalny, a nawet boski, choć tożsamość płciowa jest podobna do tej narodowej. Skoro jesteśmy w stanie przyjąć, że emigrant z Polski może być Amerykaninem, Francuzem lub Brytyjczykiem, to dlaczego nie możemy zrozumieć racji bytu trzeciej płci?
Bardzo możliwe, że jesteśmy świadkami rewolucji, która zaczyna się wraz z lepszym rozumieniem, czym tak właściwie jest bycie kobietą i mężczyzną. Może zaczniemy się zastanawiać, dlaczego dowody osobiste czy paszporty muszą mieć zaznaczoną płeć. Czy to jest wskazówka do traktowania nas inaczej? Do założenia, że wypełniamy określone role, w związku z którymi można nas potraktować w określony sposób? Może po prostu wszyscy jesteśmy niebinarni? Tylko aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy przeorganizować na nowo obowiązujący do tej pory porządek.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
