W państwie o ustroju demokracji liberalnej muszą być przestrzegane prawa człowieka, każdego człowieka, co dotyczy zwłaszcza rozmaitych mniejszości. Aby tak było, muszą być spełnione trzy warunki: aideologiczny rząd, kultura społeczna oparta na tolerancji oraz wrażliwość społeczna na wszelkie przejawy łamania praw człowieka.
Aideologiczny rząd
Aideologiczny rząd to taki, który nie kieruje się żadną ideologią, a tym samym nie preferuje żadnych grup społecznych, żadnego wyznania czy żadnego nurtu politycznego. Dbając o dobrostan wszystkich obywateli, stara się w równej mierze wychodzić naprzeciw potrzebom wszystkich, w takim stopniu, w jakim jest to możliwe. Nikogo się nie wyróżnia i nikogo nie dyskryminuje. Tylko wtedy można mówić o rządzie, który dba o dobro kraju. Partia polityczna może iść do wyborów pod jakimś ideologicznym sztandarem. Kiedy już jednak uda jej się objąć władzę, sztandar musi schować i kierować się interesem kraju, a nie własnym interesem partyjnym. Jeśli natomiast rząd opiera swoją władzę na faworyzowaniu określonej grupy społecznej, uprzywilejowaniu określonej religii czy sprzyjaniu określonemu nurtowi politycznemu, wówczas nieuchronny staje się podział na wyróżnianych i dyskryminowanych. Znajduje to wyraz w przepisach prawa i sposobie sprawowania władzy, które części obywateli narzucają obowiązki i zachowania przez nich nieakceptowane, zabraniając jednocześnie, lub choćby tylko dezawuując takie, które nie są akceptowane przez grupę wyróżnioną, chociaż nikomu w niczym nie szkodzą.
Jeśli ktoś, jak Jarosław Kaczyński opiera swoją władzę na skrajnej polaryzacji społecznej, wówczas nie może być mowy o wychodzeniu w równym stopniu naprzeciw oczekiwaniom wszystkich obywateli. Prawa człowieka nie mogą być przestrzegane w kraju, gdzie władza dzieli ludzi na lepszego i gorszego sortu, na patriotów i zdrajców, gdzie ludzie władzy nazywają siebie obozem niepodległościowym, a ludzi opozycji – sługusami zagranicy. Te wartościujące podziały wskazują wyraźnie na autorytarne ambicje. Nie ma miejsca na współpracę z tymi, którzy nie podzielają poglądów rządzącej partii. Jest miejsce tylko na bezwzględną walkę, w której środowiska opozycyjne nie są traktowane w kategoriach partnerów, jak nakazuje kultura demokratyczna, ale w kategoriach wrogów. Tak postępuje się wtedy, kiedy nie zamierza się oddać władzy. PiS nie chce już więcej znaleźć się w opozycji, chce władzy trwałej, która pozwoli Kaczyńskiemu realizować infantylne marzenie o Polsce jako mocarstwie, a jego akolitom uniknąć odpowiedzialności za łamanie prawa. Taki rząd musi być rządem ideologicznym, bo musi mieć wsparcie w środowiskach, które będą beneficjentami jego władzy. Bazą pisowskiego rządu jest Kościół katolicki, środowiska nacjonalistyczne oraz ludzie słabo wykształceni, podatni na populistyczną propagandę. Ideologia władzy autorytarnej może mieć charakter autoteliczny, jak w przypadku dyktatur religijnych, lub instrumentalny, jak jest w przypadku rządów PiS-u.
Rząd ten nierówno traktuje obywateli w wielu obszarach swojej działalności. Prokuratura Zbigniewa Ziobry w sposób wręcz ostentacyjny chroni wybryki nacjonalistów, fundamentalistów religijnych, homofobów i polityków Zjednoczonej Prawicy, umarzając postępowania wyjaśniające bądź całkiem ignorując doniesienia o popełnieniu przestępstwa. Z całą surowością natomiast wszczyna śledztwa w sprawie domniemanej obrazy uczuć religijnych czy obrazy majestatu. Na szczęście wciąż jeszcze większość sędziów broni swojej niezawisłości i uniewinnia oskarżonych, których jedyną winą jest okazywanie sprzeciwu wobec władzy i jej ideologicznej dominacji. Ziobro jest jednak uparty, prokuratura się zwykle w tych sprawach odwołuje i wiele z nich kończy się dopiero w Sądzie Najwyższym. Aroganckie i upokarzające dla przeciwników populistyczno-klerykalnej dyktatury, było przyznanie nagród z Funduszu Sprawiedliwości tym gminom, które podjęły słynną uchwałę o strefie wolnej od LGBT+.
Z Prokuraturą Państwową ściśle współpracuje Policja Państwowa, której funkcjonariusze wychodzą naprzeciw oczekiwaniom władzy. Podczas Strajku Kobiet widoczne było stopniowe zaostrzanie interwencji pod wpływem nacisków odgórnych. Mnożyły się przypadki bezpodstawnego używania środków przymusu bezpośredniego. Nierzadko zatrzymywano i odwożono na komisariat ludzi tylko za to, że mieli tęczową maseczkę na twarzy lub trzymali antyrządowy plakat. W państwie demokratycznym jest to nie do przyjęcia. Mimo tego, żaden z funkcjonariuszy nie został ukarany, a komendanci zawsze potrafili znaleźć stosowne uzasadnienie dla tych interwencji. O bezprawnych działaniach służb specjalnych nie ma co mówić, skoro na ich czele znajduje się człowiek skazany nieprawomocnym wyrokiem za nadużycia władzy, a potem bezprawnie ułaskawiony przez prezydenta. W tej sytuacji bezprawne stosowanie systemu inwigilacji Pegasus dziwić nie może.
W obszarze kultury minister Piotr Gliński pracowicie obsadza ludźmi podporządkowanymi polityce rządu kierownicze stanowiska w swoim resorcie. W ten sposób władza nacjonalistyczno-klerykalna rozpoczęła wojnę kulturową w Polsce. Zamiast pluralistycznej oferty kulturowej, dominować ma przekaz bogoojczyźniany, nawiązujący do tradycji z prawicowego punktu widzenia, wolny od lewicowych i liberalnych wpływów. Nie ma, co prawda, cenzury prewencyjnej, ale są inne sposoby oddziaływania na nieposłuszne środowiska. Chodzi przede wszystkim o sposób dzielenia dotacji, które niemal wyłącznie trafiają do instytucji i artystów realizujących ideologiczne zamówienia władzy. Publiczne pieniądze Gliński przeznacza dla swoich, otwarcie twierdząc, że ma nie tylko prawo, ale i obowiązek realizować politykę kulturalną rządu. Jarosław Kaczyński cynicznie stwierdził, że nikt nie broni twórcom robić co innego niż oczekuje władza, ale niech to robią za własne, prywatne pieniądze. Gdy przedstawicielom pisowskiej władzy nie spodobały się „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej, wystawiane w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Krakowie, natychmiast obcięto teatrowi dotację i próbowano zwolnić dyrektora artystycznego. Uzasadnienia restrykcyjnych decyzji zawsze obfitują w epitety, że coś jest antypolskie, niemoralne, urażające uczucia religijne i krótko mówiąc – obrzydliwe. Ktoś, kto usiłuje tych dzieł bronić, musi być nihilistycznym degeneratem.
W obszarze edukacji mamy do czynienia z wulgarną indoktrynacją światopoglądową, zwłaszcza po przejęciu resortu przez Przemysława Czarnka. W polskich szkołach nie ma miejsca na neutralność światopoglądową, na wspieranie dzieci LGBT+, na otwartość kulturową, na edukację seksualną czy wpajanie zasad etyki uniwersalnej. Nie ma również w nich miejsca na współpracę z organizacjami pozarządowymi, reprezentującymi inny punkt widzenia niż ideolodzy Zjednoczonej Prawicy. Podobnie jak w obszarze kultury, jest za to miejsce na upowszechnianie apologetycznej polityki historycznej, wpajanie nacjonalistycznej wrażliwości i uporczywe przekonywanie, że poza etyką katolicką jest już tylko nihilizm. Zamierzenia te zderzają się z postawą większości nauczycieli reprezentujących poglądy lewicowe, liberalne lub całkowicie neutralne. To właśnie oni są na celowniku gorliwych ideologicznie kuratorów, mających teraz całkowitą władzę nad szkołami.
Kultura tolerancji
Kultura tolerancji nie jest kulturą akceptacji. Toleruję czyjeś zachowanie czy poglądy nie dlatego, że się z nimi zgadzam, ale dlatego, że szanuję wolność innego człowieka. Mogą mnie one razić i nawet drażnić, ale dopóki nie naruszają one mojej sfery wolności, muszę się pogodzić z ich istnieniem. Gdybym tego nie zrobił i starał się ich komuś zabronić, naraziłbym własną wolność na szwank, ponieważ również ktoś, komu by się nie podobały moje poglądy i zachowania, mógłby mi ich zabronić. Różnica między tradycyjnym konserwatyzmem a liberalizmem polega właśnie na sposobie pojmowania wolności. Tradycyjny, żeby nie powiedzieć tępy, konserwatyzm polega na tym, że ludzie zainteresowani są wolnością narzucania innym swoich wzorów myślenia i zachowania. Czują się zniewoleni wówczas, gdy obok nich funkcjonują ludzie zasadniczo się od nich różniący. Dlatego w imię zasad religijnych, przyjętego porządku społecznego albo własnych zasad obyczajowych, domagają się od władz państwowych określonych regulacji prawnych zakazujących tego, co ich drażni i niepokoi. Niekiedy sami próbują brać sprawy we własne ręce, urządzając pikiety przed teatrami wystawiającymi niezgodne z ich przekonaniami spektakle, lub szpitalami, w których przeprowadzane są zabiegi medyczne sprzeczne z zasadami ich religii.
Konserwatyzm jest ściśle związany z kolektywizmem, dążeniem do jednolitości i odrzuceniem relatywizmu. Konserwatywna wolność oznacza prawo do narzucania innym tego, co dana zbiorowość uważa za dobre i prawdziwe. W przeciwieństwie do tego, dla liberała wolność polega na poszukiwaniu tego, co dobre i prawdziwe na własną rękę. Akceptacja relatywizmu powoduje, że nie ma jednego dobra i jedynej prawdy. W zależności od sytuacji może być ich wiele. Dlatego różnorodność myślenia i zachowania w liberalizmie traktowana jest jak służące rozwojowi społeczne bogactwo, a nie jak amoralny chaos, jak ją widzą konserwatyści. Dla liberała wyświetlanie w kinie filmu, który z jakichś powodów budzi jego odrazę, skłania jedynie do tego, aby go nie oglądać. Dla konserwatysty to zbyt mało, ponieważ cierpi on dlatego, że inni chcą ten film oglądać, więc kategorycznie domaga się, aby go przestać wyświetlać. Konserwatysta chce uparcie wpływać na innych, a właściwie pragnie tę inność wyrzucić ze społeczeństwa poprzez odpowiednie nakazy i zakazy.
Jako ograniczenie swojej wolności konserwatysta uzna na przykład postulat nie umieszczania w przestrzeni publicznej symboli swojej religii. „Komu może przeszkadzać widok krzyża?” – pyta dramatycznie. Otóż zadając takie pytanie albo jest cyniczny, albo egoistycznie niewrażliwy na potrzeby innych. Symbole religijne można umieszczać tam, gdzie znajdują się wyłącznie wyznawcy danej religii, a więc w miejscach kultu, instytucjach z nim związanych i w domach prywatnych. Umieszczanie ich w przestrzeni publicznej oznacza zawłaszczanie jej tylko przez jedną grupę, co dla pozostałych uczestników tej przestrzeni jest upokorzeniem, ponieważ muszą się w niej czuć jak obcy. Przestrzeni publicznej nikomu nie wolno zawłaszczać dla siebie.
Strategia Kaczyńskiego polegająca na konfliktowaniu grup społecznych, ciągłego wyszukiwania wrogów winnych niekorzystnych zjawisk, trafiła na bardzo podatny grunt. Okres transformacji był dla wielu ludzi trudny. Doznali w nim różnych przykrych doświadczeń, jak bezrobocie czy konieczność zmiany sposobu życia, które były im wcześniej nieznane. Dlatego wskazywane przez Kaczyńskiego zagrożenia w postaci lewaków, liberałów, ideologii gender, uchodźców i zabójczego dla polskości wpływu kultury zachodniej, trafiały do wyobraźni ludzi niechętnych dokonującym się zmianom. W postępowaniu dotychczasowych elit znajdowali więc wytłumaczenie swoich kłopotów. Zaostrzyły się konflikty między miastem a wsią, ludźmi lepiej a gorzej sytuowanymi, nastawionymi progresywnie a zachowawczo. Do populistycznej propagandy władzy dołączył Kościół czujący zagrożenie ze strony sekularyzacji. Wpływ Kościoła, głoszącego potrzebę obrony przed dechrystianizacją, szczególnie mocno zaostrzył konflikty na tle obyczajowym. Wrogiem Kościoła stało się środowisko LGBT+, które odważyło się otwarcie domagać równouprawnienia, feministki walczące z patriarchalną kulturą i domagające się prawa kobiet do aborcji oraz liberałowie upowszechniający wartości wolności indywidualnej, tolerancji i relatywizmu.
Ta konserwatywno-nacjonalistyczna krucjata prowadzona połączonymi siłami rządu Zjednoczonej Prawicy i Kościoła katolickiego szybko zaowocowała nienawiścią i agresją ze strony „prawdziwych Polaków”, którzy postanowili bronić polskości i Kościoła przeciwko lewakom, pedałom, Żydom, islamistom i rodzimym zdrajcom. Mnożyły się w polskich miastach przypadki pobicia, próby podpaleń, faszystowskich demonstracji, a media społecznościowe zdominował hejt.
W tych warunkach o kulturę tolerancji jest niezwykle trudno. Przeważa chęć okopania się w swoich gettach kulturowych, gdzie tolerancja oznacza akceptację, czyli jest tylko dla swoich. Dotyczy to głównie populistycznej prawicy, która nie znosi różnorodności i relatywizmu. Niestety, zdarza się to niekiedy także w kręgach lewicowo-liberalnych. Jak bowiem inaczej traktować lansowane w niektórych środowiskach feministycznych hasło „polubić aborcję”? Aborcji lubić nie trzeba, wystarczy ją tolerować.
Wrażliwość społeczna
Wrażliwość społeczna na przejawy łamania praw człowieka, to niezwykle ważny element demokracji liberalnej. Chodzi tutaj o spontaniczne protesty przeciwko łamaniu prawa i nadużywaniu władzy przez jej organa i resorty siłowe. Chodzi o opiekę i pomoc prawną dla osób represjonowanych przez państwo i jego instytucje. Chodzi także o przeciwdziałanie kulturowym stereotypom i uprzedzeniom poprzez działania oświatowe organizacji pozarządowych. Rasizm, antysemityzm, homofobia i ksenofobi muszą na stałe zniknąć z kraju, który ma ambicję być demokracją liberalną. Najgorsze jest to, kiedy pod wpływem populistycznej władzy i sprzyjającym jej grupom społecznym, słabnie społeczny opór przeciwko łamaniu praw człowieka, kiedy do głosu dochodzą symetryści i rozmaici obrońcy ludu, którzy doszukują się racjonalnych i uzasadnionych powodów niechęci do grup prześladowanych. Jakże dobrze to znamy z historii państw faszystowskich i komunistycznych, gdzie stopniowe, a nie gwałtowne przełamywanie oporu prowadziło do zobojętnienia i degrengolady moralnej społeczeństwa.
Niepokojące zatem być muszą wszelkie oznaki przyzwyczajania się ludzi do życia w autorytarnym państwie, chociaż im ono nie odpowiada. Trudno się jednak temu dziwić, biorąc pod uwagę, że ciągły bunt przeciwko likwidowaniu demokracji liberalnej, haniebnym poczynaniom władzy i notorycznych kłamstwach jej przedstawicieli, oznacza permanentną frustrację, zwłaszcza wtedy, kiedy poza głosowaniem w wyborach, nie widzi się możliwości własnego wpływu na zmianę sytuacji. Wtedy jedynym wyjściem wydaje się być emigracja wewnętrzna, czyli ograniczenie własnej przestrzeni życiowej do spraw, nad którymi można mieć kontrolę. Tak było w czasach PRL-u, gdy przeciwników ustroju choć było wielu, to w większości byli oni pogodzeni z koniecznością ułożenia sobie w nim życia. Tych, którzy zdecydowali się aktywnie walczyć z systemem zawsze było bardzo mało.
Tak może być i teraz, kiedy PiS wygra kolejne wybory. Niepokojące jest to, że po stronie przeciwników Zjednoczonej Prawicy pojawiają się niekiedy próby racjonalizacji niektórych posunięć władzy, jak na przykład pochwała obstrukcji zaleceń Unii Europejskiej w sprawie ochrony środowiska czy poparcie dla sposobu obrony granicy z Białorusią przez stosowanie push-back i budowę muru. Wielu krytyków pisowskiej władzy na plan pierwszy wysuwa utratę środków z Krajowego Planu Odbudowy, mając przy tym nie tylko pretensję do rządu, który nie spełnia warunku praworządności, ale również wykazując pewne zniecierpliwienie nieugiętą postawą Komisji Europejskiej, że nie chce pójść na kompromis. Ktoś, kto próbuje w tym wypadku symetryzować, zdaje się nie rozumieć, że praworządność nie może być stopniowalna. Albo jest w pełni, albo jej nie ma. Sędziowie nie mogą być tylko częściowo niezawiśli. Żadnego kompromisu w tej sprawie być nie może. Trzeba być kompletnie niezorientowanym w tej sprawie, żeby nie widzieć pozorów, którymi rząd próbuje oszukać Komisję Europejską. Również wyjątkowo prostackie i wręcz infantylne jest tu i ówdzie dzielone z PiS-em przekonanie, że w sytuacji wojny, w której Polska poniosła wysokie koszty przyjmując uchodźców z Ukrainy, Unia mogłaby już machnąć ręką na ten niedostatek praworządności w naszym kraju.
Nie wolno przyzwyczajać się do rządów PiS-u, do wszechobecnego kłamstwa, pyszałkowatości, faszystowskich inklinacji i kompromitowania Polski na arenie międzynarodowej. Nierespektowanie praw człowieka w pisowskim wydaniu nie przebiega przy tym w ciszy i wstydliwym ukryciu. Przeciwnie, politycy PiS-u i Solidarnej Polski nie przeoczą żadnej okazji, aby swoich przeciwników politycznych pozbawić wszelkiej godności, zdehumanizować, zgnoić i upokorzyć. Cały okres rządów Zjednoczonej Prawicy jest czasem upokorzeń, które musimy znosić słuchając Jarosława Kaczyńskiego i ludzi o niskich kompetencjach i marnym formacie osobowości, którym on celowo, dla większego upokorzenia dotychczasowych elit, powierzył najważniejsze stanowiska państwowe. Należą do nich: Krystyna Pawłowicz, Julia Przyłębska, Przemysław Czarnek, Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński. Inni prominenci tej władzy nie są od nich lepsi, ale ci wymienieni mają szczególne umiejętności wypowiadania się i podejmowania decyzji, które boleśnie upokarzają. Nawet nie tyle z powodu tego, co mówią i robią, ale dlatego, że tacy ludzie rządzą Polską.
Autor obrazu: Francisco de Goya
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl
