W ostatni weekend na deskach Teatru Nowego w Łodzi odbyła się premiera spektaklu „Wszyscy jesteśmy dziwni” wyreżyserowanego przez Olgę Ciężkowską z krakowskiej AST. Sztukę na podstawie reportażu Karoliny Sulej o tym samym tytule zaadaptowała Anna Mazurek, pisarka, która ma na swoim koncie debiutancką powieść „Dziwka”.
Siła spektaklu Ciężkowskiej i Mazurek wybucha prosto w twarz. Pytanie o granice normalności i o to, co dzieje się, jeśli z jakiegoś powodu znajdujemy się poza nimi, wybrzmiewa tym silniej, im mocniejsza staje się prawicowa narracja otaczająca nas na co dzień. Choć cała akcja zamyka się niejako na Coney Island, przez cały czas czujemy podskórnie, że chodzi o nas, tu i teraz. O Polskę wykluczającą ze względu na „odmienność”, o Polskę budującą mur przed „obcymi”, o Polskę, w której młodzi nie widzą dla siebie szans rozwoju, o Polskę ślepą na zagrożenia klimatyczne. Choć sama sztuka osadzona jest w czasie prezydentury Donalda Trumpa, zdajemy sobie sprawę z tego, że teraz jest tylko gorzej. O ile jego wygrana w wyborach prezydenckich była dużym zaskoczeniem, to dziś chyba nikt już nie wątpi, że jego powrót do Białego Domu jest realnym scenariuszem na przyszłość.
Karolina Sulej w samym sercu cyrkowego świata Coney Island zauważa: „Największą iluzją jest pozorna prawda tego co poza lunaparkiem” i dodaje „Nie rodzimy się dziwni, to kultura nas udziwnia”. Podczas naszej rozmowy w jednym z ostatnich odcinków prowadzonego przeze mnie podcastu „Książki z puentą” Karolina przyznaje, że wszędzie tam gdzie napotyka pytanie: „czy to jest normalne?” wszczyna śledztwo. Z autorką za rękę oglądamy wszystko to, co z początku oburza, budzi strach, zdziwienie, obrzydzenie, a ona oswaja nas z naszymi własnymi lękami, zaczynamy rozumieć, że wszyscy jesteśmy dziwni i że to normalne.
Problem w tym, że takich głosów jest dziś stanowczo niewiele, tymczasem w siłę rosną procesy nastawione na wykluczenie oraz tworzenie podziałów. To, co tak dojrzale ukazują na deskach łódzkiego teatru Ciężkowska i Mazurek, nie umyka twórcom po drugiej stronie oceanu. Steven Spielberg uznał, że czas przypomnieć „West Side Story” i opowieść o podziałach etnicznych, jakimi żyły Stany w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, choć sam dodaje, że dziś jest dużo gorzej.
Gdy teatr staje się polityczny, lub gdy zaczynamy go tak odbierać, oznacza to, że przyszedł czas na działanie. W tych ciężkich czasach nadzieję niesie młode pokolenie twórców i aktywistów, którzy wydają się nie dostrzegać piętrzących się wokół ograniczeń, a kolejne granice pokonują bez lęku. Ich nieskrępowaną niczym siłę czułam na Strajku Klimatycznym i na Strajku Kobiet, i ta sama emocja towarzyszyła mi na piątkowej premierze w Nowym. W ostatni piątek odzyskałam nadzieję.
Autor zdjęcia: Falco Negenman
