I chociaż myślałam, że moja wyobraźnia dotycząca tego, jakie bzdury może pleść polityk jest duża, to jednak Senatorowie PIS i PO znacznie jej granice przekroczyli.
Dowiedzieliśmy się, że omawianą ustawą „otwierają piekielne wrota”, że in vitro „uprzedmiotowia mężczyznę”, który stosuje „wymuszony onanizm”, że nie można eksperymentować „z naturą człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże”, o zagrożeniach minaretem, dziadkach będących braćmi, syndromie ocaleńca oraz teorii heliocentrycznej, dla dobra człowieka ukrywanej przez KK nawet nie wspomnę.
I chociaż należałoby się w tym momencie śmiać, to dla mnie jest to śmiech przez łzy, bo mówimy o ustawie dotyczącej tak ważnej i delikatnej materii, jaką jest choroba (bezpłodność), potrzeba macierzyństwa, rodziny, potrzeba kochania drugiej osoby. Mówimy o rzeczywistości, jaką jest nieszczęście wielu par niemogących mieć dzieci, walczących z bezpłodnością, którym Senatorowie proponują naprotechnologię i wymodlenie dziecka.
I czuję też smutek rodziców, którzy dzięki in vitro mają potomstwo, a teraz słyszą, że jest ono wynikiem „eksperymentu medycznego” i lęk dzieci, które nie mogą przyznać się, że są z in vitro, bo usłyszą, że są „produktem obnażonym z człowieczeństwa”
I powiem więcej, nie mam nawet pretensji do PIS, która za każdą cenę chce dostać poparcie Kościoła i Radia Maryja w nadchodzących wyborach, tylko do PO. Do partii, która rządziła przez 8 lat i nie miała czasu, żeby wprowadzić wcześniej, a nie przed samymi wyborami do parlamentu, ustawę o in vitro. Partii, która dzięki zasadzie, że w sprawach światopoglądowych nie ma dyscypliny, nie jest w stanie wprowadzić związków partnerskich, stosowania prawa w kwestiach aborcji, niefinansowania szpitali złożonych z samych lekarzy objętych klauzulą sumienia z NFZ, kwestii edukacji seksualnej w szkole, czy przywrócić stan sprzed rządów ministra Giertycha i wycofać ocenę z religii ze średniej. Partii, która chce być europejska, a nie robi nic, żeby zabezpieczyć Polskę przed cofaniem się do średniowiecza.
W tej całej historii żal mi jeszcze komików. Czy po ostatnich obradach Senatu są oni w stanie jeszcze wymyśleć coś, co byłoby równie absurdalne i śmieszne jak słowa naszych polityków? Śmiem twierdzić, że zadanie jest trudne, jeśli nie niemożliwe, więc blady strach padł na kabarety.
Apeluję przed wyborami! Politycy, nie odbierajcie chleba satyrykom, oni też muszą z czegoś żyć!