Wiadomo powszechnie, a przynajmniej powinno być wiadomo, że wszystko jest kontekstem. Wydaje się jednak, że aby dopełnić to twierdzenie należałoby dodać, że wszystko jest też kwestią proporcji. Piszę o tym, ponieważ od kilku dni nie mogę wyjść z podziwu nad awanturą o zaszczepienie się poza kolejnością kilkunastu osób ze świecznika. Nie twierdzę, że to błahostka, fistaszek medialny czy też typowy ogórek. Nie jest to też jednak jakaś afera na miarę Watergate, co próbują właśnie wykreować media, nie tylko z resztą publiczne.
No cóż, w moim odczuciu pani Krystyna Janda (dotyczy to też kilkunastu innych ludzi, mających odpowiednie dojścia) zachowała się nieodpowiedzialnie i egoistycznie. Nie jest to bowiem typowa współczesna celebrytka (i nazywanie tak jednej z najwybitniejszych polskich aktorek w dziejach jest – delikatnie mówiąc – obraźliwe), lecz osoba należąca do (tak!) elity kulturalnej kraju. I jak przystało na osobę reprezentatywną dla tejże elity, niejednokrotnie wypowiadała się na tematy niezwiązane z aktorstwem, ale z szeroko rozumianym życiem społecznym i politycznym. Wypowiadała swoje zdanie z pozycji osoby, dla której pierwszorzędne znaczenie ma przywiązanie do wartości, do kwestii moralnych i etycznych. Z tej też właśnie perspektywy oceniała m.in. działania rządu. No i swoim zachowaniem niejako sprzeniewierzyła się swoim słowom, których przecież wypowiadać nie musiała, bo nikt jej do tablicy nie wywoływał. Sama chciała. No to teraz musi zjeść tę żabę. A, że zjada ją w sposób nieelegancki, kręcąc na wszystkie możliwe sposoby, dorabiając do tego nieszczęsnego zaszczepienia kolejne teorie i coraz głupsze wytłumaczenia, to już niestety smutne.
No ale… robienie od kilku już dni z tego pożałowania godnego wydarzenia głównego tematu w niemal 40 milionowym kraju, to już naprawdę zakrawa na paranoję. Ja rozumiem brukowce, które żywią się takimi tematami, ale dosłownie wszyscy naraz? Huzia na Jandę? No i przede wszystkim, to nagłe, pełne nieukrywanej, zawistnej wręcz satysfakcji wzburzenie Janka Śpiewaka, który nakręcił całą aferę. Czytając skierowany przez niego do aktorki list otwarty i inne wypowiedzi, odnosi się wrażenie jakiejś psychozy, że on po prostu czerpie z tego jakąś niezdrową radość, chorobliwą niemal przyjemność. Dokopanie elicie, z której sam się przecież wywodzi staje się dla niego niekontrolowaną obsesją. Poza tym ten moralny ton wyższości! Wyznaczanie jej pokuty! Wielokrotnie broniłem Śpiewaka, bo jego zasługi w obronie ludzi wykluczonych, słabych i poniewieranych są niepodważalne, ale jako człowiek mentalnie i tożsamościowo (choć nie organizacyjnie) związany z lewicą, nie mogę zaakceptować tej jego agresywnej nagonki na kobietę, wybitną aktorkę, która – co ze smutkiem przyznaję – wyraźnie się ostatnio pogubiła.
I tak, zgadzam się z argumentacją, która zarzuca Śpiewakowi, Okraskom i wielu innym ludziom lewicy kosmiczną wręcz wybiórczość tematów. Nie czytałem listów otwartych i nie słyszałem niebiańskiego oburzenia wśród wielu z nich na elementarne przykłady niszczenia podstaw demokracji w Polsce, na nagonkę na sędziów, nauczycieli, lekarzy-rezydentów, osoby niepełnosprawne, osoby LGBT, kobiety oraz na wiele innych kwestii, którymi od kilku lat żyją ludzie przyzwoici (również lewicy), i o których nie chce mi się już nawet przypominać. A przynajmniej nie w takiej skali, jak dzieje się to obecnie w przypadku jednej aktorki, która wepchnęła się do kolejki, bo mogła. No naprawdę, Polska chyba to przetrwa. Przysporzyłoby im wiarygodności w kontekście dzisiejszej nagonki na elity, gdyby wcześniej zabierali głos w powyższych sprawach oraz uchroniłoby ich to przed – czasami niestety słuszną – łatką tzw. „pożytecznych idiotów” PiS-u. No ale oni udają od dawna, że tego prostego faktu nie dostrzegają. Wolą grzmieć teraz o „zdradzie elit”. Chciałoby się rzucić – ważcie trochę proporcje towarzysze.
No i coś o samych elitach. Wydaje się, że postawa reprezentowana przez Krystynę Jandę powinna być przez te elity jasno odrzucona. Tak jednak nie jest i wielu znanych ludzi wydaje się bronić aktorki przez atak na rząd i rządowe media. To droga donikąd, chociaż bardzo kusząca i nie pozbawiona racji. Hipokryzja osób wzburzonych teraz moralnie jest bowiem szokująca i faktycznie budzi odruch sprzeciwu. Źle rozumiana solidarność zawodowa i środowiskowa jest jednak w Polsce rzeczą powszechną. Niestety nie są jej pozbawione środowiska, które aspirują do roli autorytetów moralnych. Smutne, niestety.
Jest jeszcze jedna, najważniejsza i wręcz fundamentalna kwestia, którą trochę nieświadomie poruszył prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Powiedział on rzecz dla wielu oburzającą. Mianowicie taką, że ludzie zasłużeni powinni być traktowani inaczej (w domyśle lepiej) niż ludzie zwykli. Oto jest pytanie! Oto prawdziwe zagadnienie! Czy zatem rzeczywiście powinni? No bo z punktu widzenia prawa, moralności, czy elementarnej etyki każdy jest przecież równy. Ale jak to wygląda w praktyce, wszyscy przecież doskonale wiedzą. Poza tym czy faktycznie dorobek, zasługi, wiedza i użyteczność społeczna nie powinna mieć znaczenia w sytuacji skrajnej? To dylematy natury filozoficznej, których nie mam ochoty ani kompetencji rozstrzygać. Narzuca mi się jednak jeden znany już niektórym przykład. Pewna historia.
Otóż po wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku rzesze uchodźców ruszyły z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód. Wystarczy sięgnąć do pamiętników, by dowiedzieć się jakie to było piekło. Wśród uchodzących był łodzianin – Julian Tuwim. Poecie udało się z trudem, po wielu perypetiach przedostać do Rumunii. Gdy obdarty i wycieńczony siedział przed brudnym barem w przygranicznym rumuńskim miasteczku, podeszło do niego dwóch smutnych panów w czarnych paltach. Przerażonego poetę natychmiast uspokoili, że są polskimi oficerami wywiadu i wyrazili radość z powodu spotkania. Tropili go bowiem już od kilku dni w tłumie uchodźców, na specjalny zresztą rozkaz rządu Rzeczpospolitej. Otóż okazało się, że jednym z ostatnich decyzji władz upadającego państwa było ratowanie skarbów narodowych, do których oprócz zabytków materialnych zaliczono kilkudziesięciu ludzi polskiej kultury, a wśród nich właśnie Juliana Tuwima. Wysłano więc agentów, by z narażeniem własnego życia odnaleźli w chaosie wojny jednego lewicującego poetę i odstawili go bezpiecznie do Bukaresztu. Bardzo byłem przejęty tą filmową wręcz historią. To, że państwo w chwili upadku myślało o swoich elitach kulturalnych, wydawało mi się to nie tylko szlachetne, ale i dalekowzroczne. Myślę jednak, że znalazłoby się wówczas wielu takich Janków Śpiewaków, którzy w imię równości, nie kryliby z tego powodu swojego oburzenia. Przecież w tym czasie pomocy potrzebowali niemal wszyscy. Czy oburzeni mieliby wówczas rację? Czy trochę racji nie ma też jednak Jaśkowiak?
Zdjęcie: eastendimages / CC BY-NC-ND 2.0