Moja antologia „Bariery dla liberalizmu” to zbiór prawie 30 tekstów napisanych na przestrzeni kilkunastu lat, których motywem przewodnim jest zmaganie się impulsów liberalnych z różnorakimi barierami, funkcjonującymi w ludzkich umysłach i emanującymi stamtąd na to, w jaki sposób organizujemy nasze zbiorowe życie polityczno-społeczne. Wszystkie te skłonności, aby ograniczać wolność człowieka, są podszyte jednym wspólnym dla nich zjawiskiem. Jest nim strach. Tendencje antyliberalne i ludzie będący ich nośnikami operują właśnie strachem przed wolnością, jako najskuteczniejszą metodą przekonywania do rezygnacji z praw i swobód.
Uogólniając znacząco, można owe funkcjonujące politycznie źródła ludzkiego strachu pogrupować w cztery kategorie. Nacjonalizm zasiewa w umysłach ludzi strach przed wszystkim, co „obce”. Komunikuje on, że inne państwa i narody stanowią dla nas zagrożenie, że niebezpieczni są wszelacy imigranci, ludzie o innym kolorze skóry, wyznający inne religie, przynależący do innych kultur, posiadający inne zwyczaje i wiodący inny styl życia. Nacjonalizm wtłacza nam jak mantrę, że pokojowe, harmonijne i owocne współżycie ludzi o różnych pochodzeniach jest niemożliwe, że powinniśmy wpadać w panikę, gdy słyszymy inny język lub widzimy inny typ ubioru. Jak szkodliwe są tego rodzaju podszepty, nigdy nie było w Polsce bardziej czytelne niż obecnie, gdy otwieramy nasze domy dla milionów uchodźców z Ukrainy i przygotowujemy się na potencjalnie wiele lat życia z nimi pod wspólnych dachem jednego państwa. Nacjonalizm z wielką chęcią zaszczepia nam także niechęć wobec Unii Europejskiej, na którą nacjonalistyczni politycy uwielbiają zrzucać winę za wszelkie swoje, zwykle liczne, niepowodzenia. Celem zaszczepiania strachu przed „obcymi” jest oczywiście wygenerowanie ślepej wiary we władzę wyłonioną z wnętrza własnej wspólnoty narodowej, przyznanie jej prawa do stosowania dowolnych środków, z ograniczaniem wolności na czele.
Klerykalizm jest współcześnie słabszy niż kiedyś, ale nadal usiłuje podtrzymać atmosferę „oblężonej twierdzy” we wspólnocie ludzi wierzących w Boga. Mają oni panicznie bać się szeroko pojętych „ataków” na instytucję rodziny, tradycyjne wartości moralne i sposoby zachowania. Zmiany społeczne prowadzące do poszerzenia zakresu wolności co do wyboru drogi życiowej i indywidualnego kształtowania swojego „projektu życia” są przedstawiane jako próba zanegowania życiorysów naszych dziadów i ojców, jako próba zniszczenia tkanki społecznej, której skutkiem miałby być nihilizm pociągający za sobą rozkład więzi międzyludzkich. Celem tak sianego strachu jest zmuszenie ludzi do życia w sposób im narzucony, a więc pozbawienie ich znacznej części wolności.
Socjalizm korzysta z każdej okazji przychodzącej w okresach gorszej koniunktury gospodarczej (a tych z różnorakich powodów jest w ostatnich dwóch dekadach niemało), aby zaszczepiać w ludziach strach przed ubóstwem, przed nagłą utratą materialnych podstaw egzystencji, bezrobociem, brakiem stabilizacji życiowej i ryzykiem. W ostatnich latach do tego katalogu doszły dwa inne, bardzo skuteczne podszepty strachu: starsze pokolenie pozbawia się nadziei na przyszłość, kreśląc czarny scenariusz dla pokolenia ich dzieci, podkreślając że czeka je życie w mniejszym dobrobycie; przed młodym pokoleniem kreśli się natomiast wizję pracy zawodowej jako istnego horroru, tortury, której najlepiej unikać, co ani chybi może doprowadzić do ziszczenia się prognozy o spadku zamożności. Celem tych działań jest polityczne przeforsowanie wizji społeczno-gospodarczej, w której pretensje do życia na cudzy koszt są uprawnione i zrozumiałe, a ograniczanie wolności jest tego oczywistym skutkiem.
Wreszcie populizm realizuje zadanie przekonania ludzi o niecnych zamiarach wszelkich, różnie zdefiniowanych, elit. Ten strach ma podminować zaufanie do wszystkich poza populistycznym liderem, zdemontować autorytety, zamknąć usta ekspertom, zburzyć poparcie dla liberalnej demokracji. Celem tak skonstruowanego strachu jest oczywiście zwycięstwo populizmu w walce o władzę, ale także głębokie przekształcenie demokracji z liberalnej w plebiscytową, gdzie akt głosowania służy li tylko potwierdzeniu pozycji i haseł populistycznego przywództwa, które następnie w ich realizacji nie jest ograniczone żadnymi prawami rządzonych, w tym ich wolnością.
**
Wobec tej strategii wygrywania politycznych starć poprzez strach musi, jako odpowiedź, powstać liberalizm odwagi. Liberalizm nie nowy, nie odmienny od tych ugruntowanych wielowiekowym doświadczeniem, uniwersalnych idei ludzkiej godności i wolności. Ale liberalizm wzmocniony nowym wigorem, nowym poczuciem misji, nową wolą walki i nową stanowczością, nową konsekwencją trwania przy jasnych wartościach z ich liberalnej hierarchii. Liberalizm, który już nie jest giętki i spolegliwy, który „nie bierze jeńców”, który jest waleczny i nie idzie na zgniłe układy. Liberalizm, którego naczelnym celem jest wlanie w serca i umysły ludzi otuchy, odwagi, nadziei i optymizmu. Liberalizm, który uodparnia ludzi na strach. Który – zgodnie z mottem mojego rodzinnego Gdańska – promuje odwagę pozbawioną nieroztropnej brawury.
W zderzeniu ze zbudowanym jako nacjonalistyczno-klerykalny splot antyliberalnym działaniem ultrakonserwatyzmu (umiarkowany konserwatyzm bowiem może być i często jest sprzymierzeńcem liberałów) liberalizm musi bezwzględnie bronić prawa jednostki ludzkiej do samookreślenia. Pokazywać, że ludzie są różni i mają prawo żyć w zgodzie ze swoimi tożsamościami, wartościami, potrzebami, aspiracjami, marzeniami, autopercepcjami, a nawet rzadkim i ekscentrycznym „widzimisię”. Potrafić pokazać większościom, że mniejszość im nie zagraża, gdyż zasada ochrony wolności indywidualnej nie chroni tylko przedstawiciela mniejszości przez zdominowaniem przez większość, ale także przedstawiciela większości przez jakimikolwiek niepożądanymi presjami ze strony mniejszości na porzucenie jego wartości. Liberalizm chroni i osoby LGBT, i ludzi głęboko wierzących. I mniejszości etniczne, i dumnych patriotów. I związki partnerskie, i konkordatowe małżeństwa. I ateistów, i róże różańcowe. Gdzie się da, szuka możliwości aby pomimo różnic żyli razem, a nawet współdziałali w obszarach, które nie są przedmiotem sporu pomiędzy nimi (a tych zwykle jest zatrzęsienie). Jeśli zaś to niemożliwe, to zapewnia bezpieczną koegzystencję obok siebie, nawet, w ostateczności, w realiach odizolowania. Gdy lewicowe idee idą zbyt daleko i, w imię zbyt szeroko zakrojonych roszczeń mniejszościowych grup żądają ograniczenia wolności słowa, liberalizm wciska hamulec i walczy z wychylaniem wahadła w druga stronę. Wychylenie wahadła w drugą stronę, w postaci swoistych dyskryminacji odwetowych, nie jest bowiem żadnym sprawiedliwym czy racjonalnym rozwiązaniem.
W zderzeniu z antyliberalnym działaniem radykalnego socjalizmu (umiarkowana socjaldemokracja bowiem może być i często jest sprzymierzeńcem liberałów) liberalizm musi bezwzględnie bronić prawa jednostki do pomnożenia osobistego dobrobytu pracą, wysiłkiem i staraniami. Musi stawić odpór rzekomo naturalnemu postulatowi równości materialnej i podkreślać, że choć ludzie są równi co do ich statusu człowieczego, mają taką samą nienaruszalną godność, choć są równi w zakresie dysponowania negatywną wolnością (czyli wolnością potencjalnych możliwości i braku arbitralnych ograniczeń wolności), choć są równi wobec prawa, to jednak różnią się co do zdolności, aspiracji, gotowości do ciężkiej pracy, a także skłonności do podejmowania ryzyka. Wobec tego równość szans musi pociągać za sobą nierówność wyników, nierówność materialną. Co prawda oczywistym jest, że każdemu musimy zapewnić minimum egzystencji materialnej, to jednak wszystko co ponad to winno być powiązane z osobistym zaangażowaniem. Osoby zdolne do pracy powinny być do tej pracy zachęcane, a nie zniechęcane obietnicą wygodnego życia bez własnego wkładu. Odbieranie owoców ciężkiej pracy jednym, aby zdobyć głosy wyborcze drugich jest nieuprawnionym działaniem politycznym. Glajchszachtowanie ludzi nie bez powodu ma złe historyczne konotacje.
W zderzeniu z antyliberalnym działaniem skrajnego populizmu (w pewnych okolicznościach, gdy racjonalną politykę przybliża się obywatelom w przystępny sposób, umiarkowany populizm może być sprzymierzeńcem, a raczej potrzebnym narzędziem dla liberałów) liberalizm musi bezwzględnie bronić konstytucyjnych, liberalno-demokratycznych praw obywatela, jego bezpieczeństwa przed samowolą ludzi tworzących klikę władzy. Musi stawić czoła uzurpacji tej władzy, gdy prawo zostaje zignorowane lub zmanipulowane, a los obywatela staje się zależny od humorów faktycznego dyktatora. Nie może też dopuścić, aby demokracja zdegenerowała do poziomu, na którym większość bez ograniczeń decyduje o życiu ludzi stanowiących mniejszość, czyli może „demokratycznie” podejmować decyzje głęboko ingerujące w życie prywatne i intymne ludzi z pominięciem ich wartości, wierzeń i przekonań. Musi rozbrajać strach przed elitami zaszczepiony przez populistów, ukazując tych ostatnich jako po prostu alternatywną elitę usiłującą pochwycić dla siebie nieograniczoną władzę, uciszając obywatela w tym samym czasie, gdy obiecuje ona mu zwodniczo „więcej demokracji”.
**
Liberalizm odwagi nie może iść na kompromisy, gdy chodzi o ludzką wolność. Każde ustępstwo w sprawie wolności przekreśla natychmiast liberalizm i czyni zeń nie-liberalizm, taki czy inny. Trzeba podkreślić, że chodzi przy tym o obronę pełnej wolności negatywnej w jej wszystkich aspektach i we wszystkich obszarach naszego życia. Stara lecz nadal aktualna pozostaje definicja Johna Stuarta Milla o maksymalnej wolności, dla której granicą jest wyłącznie równa co do zakresu wolność drugiego człowieka, nigdy zaś żadne rządowe dekrety, czy społeczne presje, naciski i wymuszenia. To oznacza, obecnie trzeba to najmocniej podkreślić, że liberalizm odwagi nie będzie ustępować także w odniesieniu do wolności gospodarczej, na którą dzisiaj oddziałuje najsilniejszy nacisk ze strony źródeł strachu. Żadnych ustępstw także co do wolności słowa, pomimo paniki sianej przez tzw. ruch woke, ani co do wolności wyboru stylu życia, pomimo propagandy antyislamskiej i innych ksenofobów.
Liberalizm odwagi w centrum debaty publicznej stawia operowanie czystymi faktami, opartymi na danych liczbowych. To jedyna instancja, która może skłaniać do modyfikowania prac programowych liberalizmu odwagi. W starciu z faktami irrelewantne są emocje, „narracje”, fobie, kłamstwa, manipulacje i fake newsy.
Liberalizm odwagi stawia jednostkę przed, jakkolwiek określoną, zbiorowością. Prawa i interesy społeczeństwa, narodu, wspólnoty religijnej, etnicznej czy lokalnej mogą być realizowane tylko i wyłącznie pośrednio poprzez działania dla dobra jednostek ludzkich, które dobrowolnie w skład tych zbiorowości wchodzą. To one są jedynym podmiotem działań. Zbiorowości nie mają żadnej legitymacji, aby występować w imieniu jednostek bez ich wyraźnej zgody, która może zostać w każdej chwili wycofana. Zbiorowości są cenne, człowiek potrzebuje społecznych więzi. Jednak żadna z tych więzi nie może nigdy zostać uznana za ważniejszą od ludzkiego życia, wolności i dobra. Alternatywą jest wejście na drogę do zniewolenia i ostatecznie ku zbrodni.
Liberalizm odwagi ma za zadanie odbudować szacunek dla (autentycznego i merytorycznego) autorytetu, przywrócić pozycję eksperta w procesach decydowania politycznego, kosztem nie tylko politykierów, ale także zdezinformowanego vox populi. Zwłaszcza w czasach, gdy vox populi manipulować niezwykle łatwo za sprawą baniek internetowych, komór pogłosowych, fałszywych proroków i fake newsów zalewających nas w internetowych mediach społecznościowych.
Ideologia winna w optyce liberalizmu odwagi ustąpić metodologii budowania i wdrażania reform i programów opartej na evidence-based policy (EBP). Pozostawienie ludziom możliwości decydowania o sobie (no i ponoszenia konsekwencji własnych wyborów) jest nie tylko najbardziej liberalną wersją wydarzeń, ale także najbardziej racjonalną. Nieracjonalny jest natomiast sztucznie wytwarzany strach przed nieistniejącymi boogeymenami, który jest narzędziem ogłupiania i cynicznej gry politycznej. EBP służy eliminacji takiego strachu jako czynnika decydowania.
Liberalizm odwagi powinien stawiać rozwiązania rynkowe przed etatystycznymi metodami państwa. Państwo jest potrzebne, ale w DNA polityków ubiegających się o reelekcję (oni w końcu sami żyją w strachu, w strachu przed utratą władzy, wpływów i apanaży) jest wbudowana niechęć wobec ryzyka. Państwo ryzyko minimalizuje, preferuje poczucie, niekiedy złudnego, bezpieczeństwa. Tymczasem ryzyko, choć nie raz jeden się przestrzela i traci, jest motorem postępu. To na nim zbudowano postęp materialny i dobrobyt świata Zachodu, to dzięki niemu przez ostatnie 200 lat poziom naszego życia uległ kolosalnej poprawie. Na obszarze działania gospodarki jak największą przestrzeń należy pozostawić czynnikom wolnorynkowym, a państwo stosować tylko wówczas, gdy trzeba najsłabszych członków społeczeństwa wspomóc, a więc w celach humanitarnych.
Liberalizm odwagi powinien walczyć z czarnowidztwem i pesymizmem nader często używanymi przy opisie ekonomicznej sytuacji globalnej. Fakty są bowiem takie, że realizowana na fundamencie liberalnym gospodarcza globalizacja, pomimo też wielu wad, jest generalnie historią wielkiego sukcesu, w ramach której kolejne setki milionów ludzi wychodzą z nędzy, a inne miliardy przechodzą z poziomu skromnej egzystencji do poziomu względnego dobrobytu. Żaden inny pomysł na światową gospodarkę w dziejach nie może pochwalić się nawet w zbliżony sposób podobnie dobrymi rezultatami.
W końcu, nie sposób tego w obecnej sytuacji nie wyłuskać, liberalizm odwagi koncentruje uwagę decydentów i obywateli na nielicznych, ale prawdziwych i realnych zagrożeniach, a więc na rzeczach, których rzeczywiście racjonalnym jest się bać. Dzisiaj takim czynnikiem jest zbrodnicza polityka agresji militarnej, która wyszła ze strony Kremla, dokonała bandyckiej agresji na Ukrainę, a teraz rozsiewa poczucie strachu o przyszłość, sugerując możliwość dalszych agresji na inne kraje, w tym Polskę. Strach przed uprawnionym źródłem strachu nie paraliżuje, nie odwraca uwagi od spraw ważnych, nie dekoncentruje, tylko motywuje, aby z jego nośnikiem walczyć i stawić mu zdecydowanie czoła. Tak jak wolny świat musi teraz stawić czoła Kremlowi. Także w tym kontekście musimy mieć się na baczności, aby nacjonaliści, populiści i socjaliści nie pozbawili nas tej motywacji, przekierowując nasz strach na ukraińskich uchodźców, podkreślając że są obcy, że stanowią obciążenie, że zubożejemy, a ceny za energię nas dobiją…
**
Liberalizm odwagi musi wydać bezkompromisową walkę czterem źródłom strachu oraz ludziom i instytucjom, które są tego strachu ochoczymi nośnikami. Żarty się skończyły. Kłamliwa propaganda sprowadziła realne ryzyko na przyszłość liberalnej demokracji i dobroczynnej globalizacji. Strach to wirus, który doprowadzi ludzi do niewoli, jeśli zabraknie reakcji zawczasu.
Książka Piotra Beniuszysa Bariery dla liberalizmu jest już do nabycia w SKLEPIE LIBERTÉ! oraz księgarniach internetowych.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
