Czym będzie Unia Europejska za 10-15 lat? Czy w ogóle będzie wtedy jeszcze istnieć ? Rok 2021 może okazać się tym rokiem, w którym pod odpowiedź na te pytania położone zostaną podwaliny. Zaś przyczynkiem do zadumy nad przyszłością i naturą Unii, ani chybi, stanie się obecność w szeregach jej państw członkowskich – dwóch krajów – które obecnie niestety chyba w niej nie powinny być.
Soft power od ponad pół wieku było oczkiem w głowie Europejczyków. Gdy upadły imperia, usamodzielniły się kolonie, a siły militarne zaczęły grać trzecie, a potem czwarte skrzypce, to właśnie atrakcyjność wizerunkowa europejskiej gospodarki, kultury i filozoficznego podłoża dla rozwoju społeczeństwa i jego obyczajowości, stały się znakiem szczególnym – i najsilniej pożądanym przez spory kawałek reszty świata – zjawiskiem „made in Europe”. Najbardziej liberalny kontynent na świecie, „Mekka” ludzkiej wolności, poszanowania dla godności, indywidualizmu, ochrony mniejszości; współistnienie kultur i narodów, stabilność polityczna oparta o filary demokracji liberalnej, systemu socjalnego oraz podziału władz i państwa prawa. Taka miała być Europa i taką chce pozostać. Z tego jest dumna, to chce pogłębiać. W końcu to chce „sprzedawać” światu. Tylko jak to robić w sposób wiarygodny, jeśli w Unii są dwa państwa otwarcie odrzucające całą tę filozofię? Co więcej, uznające jej przyjęcie za formę przymusu, ucisku, zniewolenia i wydrążenia z suwerenności? Jak w takich okolicznościach świecić przykładem i działać na rzecz poszerzania demokracji liberalnej w bliższym i dalszym sąsiedztwie Unii?
Unia Europejska zatraciłaby swojego ducha, a wraz z nim własny raison d’être, gdyby – na dłuższą metę – pozwoliła, ba, pogodziła się z faktem, że mogą do niej należeć także państwa autorytarne. Państwa, w których władza ustawodawcza ręcznie i arbitralnie steruje pozostałymi instytucjami i sposobem stosowania prawa w konkretnych przypadkach. Państwa, w których publiczne media nie spełniają żadnych standardów bezstronności, a sędziowie i sądy orzekają nielegalne, a ich wyroki są nieważne. Państwa, w których manipulacje prawem wyborczym pozbawiają opozycję jakichkolwiek szans na wygraną, a demokrację zamieniają w formalność i pozór. Wreszcie państwa, w których mniejszości etniczne i seksualne są w otwarty sposób dyskryminowane przez aparat państwa.
W tym tygodniu, po wielu latach wszczynania różnych procedur, pisania i publikowania raportów, wydawania cząstkowych wyroków przez trybunały, bicia piany na forum Parlamentu Europejskiego, dotarliśmy do punktu, w którym Węgry i Polska wetują cały wieloletni budżet UE, a wraz z nim – w szczycie dramatu milionów Europejek i Europejczyków spowodowanego pandemią – specjalny fundusz pomocowy. Dzieje się tak, ponieważ nie zgadzają się, aby wypłata środków unijnych była uzależniona od funkcjonowania państwa w sposób zgodny z wartościami unijnymi, a konkretnie od zachowania zasad praworządności. Innymi słowy kraje te komunikują reszcie unijnych partnerów, że planują w przyszłości kontynuować demontaż mechanizmów państwa prawa, aż ich władza stanie się niczym nieograniczona, zaś ich obywatele znajdą się na całkowitej łasce i niełasce ich rządów, prokuratur i służb. Jeśli reakcja pozostałych państw członkowskich nie będzie stanowcza, to wszystkie europejskie deklaracje o wartościach staną się mniej warte aniżeli papier, na którym je spisano.
Unia więc zareagować musi. Po pierwsze, musi zademonstrować, że praworządność nie podlega żadnym negocjacjom – a weto wobec nowego, wieloletniego budżetu – nie zatrzyma jej egzekwowania. Wszelkie wydatki z funduszy unijnych, zgodnie z decyzją kwalifikowanej większości, winny i tak od 2021 r. być uzależnione od spełnienia przez kraje członkowskie standardów praworządności, także w ramach realizacji prowizorium budżetowego. Po drugie, Unia musi okazać siłę wobec brutalnego szantażu ze strony Węgier i Polski, które chcą wykorzystać trudny moment pandemii do starcia z Brukselą. Zapisy tzw. Funduszu Odbudowy, teraz zablokowanego wetem, powinny zostać potraktowane jako odrębna od struktur UE umowa międzynarodowa 25 państw i być na tej podstawie rozdzielane, oczywiście tylko tym państwom, a więc z pominięciem – Węgier i Polski.
W dalszej perspektywie na horyzoncie majaczą takie rozwiązania jak: wypłacanie funduszy unijnych ich beneficjentom (samorządom, organizacjom pozarządowym, firmom, konsorcjom, rolnikom) w sposób bezpośredni, z pominięciem rządu. W tym celu można skonsultować możliwość skorzystania z modelu realizowania wypłat z tzw. funduszy norweskich. Oczywiście w jeszcze dalszej perspektywie, na agendzie stanie stworzenie odrębnego budżetu dla strefy euro, który co do wolumenu przejąłby gros obecnego wolumenu budżetu całej Unii, zaś ten ostatni stałby się niedużą pozycją w sensie finansowym. W jeszcze dalszej perspektywie, na agendzie stanie oczywiście także łamigłówka, jak usunąć – mimo braku formalnej możliwości – Węgry i Polskę z UE? Zawsze pozostanie opcja powołania nowej organizacji międzynarodowej od zera, która skopiuje instytucje i całe acquis communautaire obecnej UE, ale uzyska możliwość selekcjonowania członków od nowa. Naturalnie dzisiaj jeszcze większość państw Europy zachodniej, pomimo rosnącego zniecierpliwienia, nie jest politycznie chętna i mentalnie gotowa na tak radykalne kroki. Jednak idę o zakład, że takie scenariusze, „na wszelki wypadek”, zaczynają powstawać w gabinetach think-tanków.
Walka o przyszłość Polski, jej demokrację i ustrój wolnościowy, rozegra się właśnie na tym tle. Może już w 2023 r., ale data wyborów 2027 wydaje się bardziej prawdopodobna (także ze względu na trwającą aż do 2025 r. kadencję Andrzeja Dudy, który torpedowałby wszelkie wysiłki legislacyjne nowego rządu, gdyby PiS stracił władzę już za 3 lata). Otóż stanie się jedna z dwóch rzeczy:
- albo PiS przekona Polki i Polaków, że Unia nas celowo krzywdzi i chce zniewolić „lewacką” ideologią, „zagłodzić” brakiem funduszy – wówczas poparcie dla PiS się utrzyma, a gotowość do polexitu i otwarcia zupełnie nowego rozdziału w dziejach polskiego państwa stopniowo urośnie do tipping point,
- albo Polki i Polacy obarczą PiS winą za konflikt i wyobcowanie mentalne pośród innych państw Europy, a ich poczucie przynależności do tej wspólnoty przeważy, tak że to PiS zostanie uznane za ciało obce i zostanie odsunięte w wyborach, co otworzy drogę za rekonstrukcji liberalnej demokracji i państwa prawnego w naszym kraju.
Za 7 lat powinniśmy to najpóźniej wiedzieć.
Autor zdjecia: Guillaume Périgois