Duda nie dopowiedział, że szkoła pod rządami jego i PiS wolna będzie od tych „ideologii”, które się partii władzy nie podobają. Nie będzie więc w niej miejsca na poglądy liberalne i lewicowe, nie będzie mowy o równości i tolerancji, nie będzie promocji niezależnego myślenia i kwestionowania danych odgórnie „prawd”. Nie tacy młodzi ludzie mają opuszczać mury polskich szkół w epoce PiS-u.
Jednym z najbardziej doniosłych kłamstw parokrotnie powtarzanych przez Andrzeja Dudę – ostatnio szczególnie intensywnie w toku kampanii wyborczej 2020 r. – było owo prezydenckie kłamstwo o szkole. Duda podniesionym głosem i patetycznym tonem wieszczył i jakoby obiecywał, że polska szkoła wolna będzie od „ideologii”. Gwarantował, że w szkole dzieci nie będą indoktrynowane poglądami sprzecznymi ze światopoglądem ich rodziców. W tych słowach zawarte było jednak jedno newralgiczne niedopowiedzenie. Staje się ono jasne w ostatnich miesiącach, gdy pisowski minister rzucony na odcinek oświaty, Przemysław Czarnek, stopniowo odsłania partyjną wizję szkoły polskiej w nowych, postdemokratycznych czasach.
Duda nie dopowiedział, że szkoła pod rządami jego i PiS wolna będzie od tych „ideologii”, które się partii władzy nie podobają. Nie będzie więc w niej miejsca na poglądy liberalne i lewicowe, nie będzie mowy o równości i tolerancji, nie będzie promocji niezależnego myślenia i kwestionowania danych odgórnie „prawd”. Nie tacy młodzi ludzie mają opuszczać mury polskich szkół w epoce PiS-u. Mają to być ludzie odpowiednio do potrzeb partii władzy sformatowani – posłuszni i myślący szablonowo, chłonący dogmaty, doktryny i poglądy dane im ex cathedra, chylący głowy przez autorytetem pisowskiego aparatczyka, znający swoje miejsce w szeregu społecznej hierarchii, doskonale wiedzący, kogo mają nienawidzić, a nade wszystko konserwatywni, nacjonalistyczni i przywiązani do „religii ojców”.
Przedstawiając swoje plany zmiany ustroju szkól, Czarnek w sposób aż nader czytelny obnażył więc kłamstwo Dudy. Polska szkoła nie będzie wolna od tych ideologii, które partii władzy są bliskie. Przeciwnie, szkoła tych ideologii będzie naczelnym rozsadnikiem. Nikt przy tym też nie będzie oczywiście pytać o zdanie rodziców – projekty zmian ustawowych Czarnka w oczywisty sposób zmniejszają ich wpływ na szkołę i ograniczają ich prawa w odniesieniu do kształtowania nauczania dzieci. Partia władzy jest świadoma, że nie tylko znaczna część, ale wręcz większość rodziców dzieci szkolnych jest rządowi i jego wizji świata otwarcie wroga, niechętna, albo w najlepszym razie obojętna. Badania poparcia dla partii politycznych jasno wskazują, że PiS cieszy się największym poparciem pokolenia dziadków, zaś w pokoleniu rodziców jest ugrupowaniem radykalnie mniejszościowym (o pokoleniu młodzieży nawet nie wspominając). Tak czy inaczej, Duda swoje obietnice rzucał na wiatr i tylko naiwni mogli w nie wierzyć. Oczywiście idee konserwatywne, nacjonalistyczne i narodowo-katolickie będą wpajane wszystkich uczniom, obojętnie czy są ich rodzicom rzeczywiście bliskie, czy też ich rodzice preferują wartości liberalne albo lewicowe. Nikt rodziców o zdanie i zgodę już nie będzie pytać – ich dzieci w ramach szkolnego obowiązku zostaną poddane równomiernie prawicowej propagandzie. Gdyby ktoś chciał być brutalny, mógłby w tym kontekście nawet użyć słowa „Gleichschaltung”.
Jednak taki obrót spraw nie powinien budzić większego zaskoczenia. Przecież zaprzęganie szkoły do zadań ideologicznych jest stałym punktem w repertuarze działań każdego rodzącego się reżimu autorytarnego. Następuje to (i jest znakiem) sięgających już głębiej i bardziej trwałych zmian, które pozwalają autorytaryzmowi już częściowo osadzonemu ostygać w swoich ramach. Gdy partia władzy przejmie już „twarde” narzędzia sprawowania władzy, jak m.in. aparat przymusu, prokuraturę, służby specjalne, sądy i media, przechodzi do tych „miękkich”, sięgających głęboko w łono społeczeństwa, szkoły, uczelnie, kulturę, czy organizacje społeczeństwa obywatelskiego
Logika biegu wydarzeń i ich tempo wskazuje na to, że warunkiem realizacji wizji Czarnka w polskich szkołach będzie zdobycie przez PiS władzy na trzecią kadencję w roku 2023. Samo przegłosowanie ustaw w przypadku szkół jeszcze nie zmienia całej rzeczywistości. Szkoła to żywy organizm naszpikowany ludźmi, członkami politycznie podzielonego społeczeństwa. Oznacza to, że te drobne decyzje, każdego dnia w kluczowy sposób wpływające na jej realia, podejmują często ludzie niechętni władzy i jej ideologii. Będą przez pewien czas stawiać opór i będzie on początkowo skuteczny. Władza PiS musi więc trwać i brutalnie ustawy egzekwować, strachem ten opór gasząc, przez dobrych kilka lat po tym, jak prezydent-kłamca złoży niechybnie swój podpis pod ustawą niweczącą jego własne obietnice złożone rodzicom szkolnych dzieci.
Ale opór stawiać mogą nie tylko nauczyciele i dyrektorzy szkół, ryzykując przy tym utratę miejsc pracy (w przypadku nauczycieli jednak ministerstwo będzie miało drastycznie ograniczone pole możliwości stosowania represji w postaci zwolnień – w Polsce już teraz niedobór pracowników chętnych podjęcia się pracy w szkole przybiera zatrważające wymiary). Wykolejenie propagandowo-ideologicznego planu Czarnka i jego partyjnych mocodawców leży także w naszych rękach – w rękach rodziców dzieci i młodzieży do tej szkoły w czasach mrocznych uczęszczającej. Większość z nas wywodzi się pokolenia w stopniu już co prawda nieznacznym, ale jednak jeszcze pamiętającym samą końcówkę PRL-u. Na pewno nasi rodzice wiele nam o realiach nauki szkolnej w tamtym okresie opowiadali. Często także o tym, że w domach rodzinnych przekaz szkolny często trzeba było odkłamywać. Oczywiście w lwiej części przypadków tej potrzeby nie było. Szkoła PRL-owska w sposób niebudzący żadnych kontrowersji prawidłowo uczyła o budowie komórki roślinnej i zwierzęcej, o typach skał i gleby, o tablicy Mendelejewa, o energii potencjalnej i kinetycznej, o układach równań z więcej niż jedną niewiadomą, a nawet o antycznej Grecji czy o narodowych klasykach literatury doby walki z caratem. Jestem spokojny, że także szkoła Czarnka tych rzeczy nasze dzieci nauczy w sposób rzetelny (pytanie, na ile profesjonalny i skuteczny jest już trudniejsze, ale wykracza poza temat niniejszego tekstu). Potrafimy dość precyzyjnie przewidzieć gdzie, na których przedmiotach, w których etapach nauczania i w odniesieniu do jakiej problematyki tematycznej szkoła Czarnka będzie nasze dzieci okłamywać lub poddawać ideologicznie motywowanej indoktrynacji. To właśnie wtedy musimy działać i to najlepiej prewencyjnie, przed faktem. Co trzeba mówić naszym pociechom, aby Czarnek ich nie dosięgnął prawicowym zepsuciem? Spójrzmy na kilka najważniejszych spraw.
Pisowska szkoła za jeden ze swoich celów zasadniczych deklaruje „krzewienie patriotyzmu”. To nie jest zdrożny cel – także liberalna część społeczeństwa z patriotyczną funkcją szkoły nie powinna mieć zasadniczego problemu. Patriotyzm krzewią szkoły bodaj wszystkich liberalno-demokratycznych państw świata, a szkoły w takich krajach jak Francja czy USA wręcz z tego słyną. Problem z patriotyzmem w naszych warunkach jest jednak oczywisty – w Polsce dwie części naszego społeczeństwa patriotyzm rozumieją niestety bardzo odmiennie.
Pisowski patriotyzm jest zorientowany na przeszłość, więc narzędziem jego krzewienia mają być m.in. lekcje historii, które w efekcie stracą merytoryczność i rzetelność informowania uczniów z oczu jako główny cel, skupiając się na aspekcie „formacyjnym”. Prawica za istotny element jej patriotyzmu uznaje kształtowanie człowieka, który zgadza się ze słynną sentencją, iż „słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę”. Człowiek pragnący oddać życie za Polskę, który naród i państwo uznaje za bardziej wartościowe od własnej osoby, swojego życia i swojej osobistej przyszłości, jest zamierzonym produktem kształcenia w atmosferze podziwu i hołdu dla słynnej polskiej martyrologii, dla podejmowania czynu zbrojnego także (a nawet zwłaszcza) w warunkach jego oczywistej beznadziei.
Tymczasem „dulce et decorum est pro patria mori” to największe i najbardziej perfidne kłamstwo, kiedykolwiek sformułowane przez ludzkość. Zadaniem rodzica jest powtarzać swojemu dziecku, że jego życie i jego prawa są najważniejsze, że prymitywni politycy, którzy swoją absurdalną polityką nader często wywołują wojny, nie mają prawa żądać od obywateli daniny z życia i krwi do spłaty swoich własnych rachunków. Patriotyzm, którego warto uczyć nasze dzieci, to patriotyzm zorientowany na dzisiaj i na jutro, nie zapatrzony wstecz. Głupotę ludzi w przeszłości rządzących naszym państwem, która była zazwyczaj źródłem kolejnych tragedii, trzeba piętnować, a nie rozpływać się w idiotycznym zachwycie nad śmiercią setek tysięcy Polaków w każdym kolejnym pokoleniu. Patriotyzm XXI w. winien polegać na rozumnym zaangażowaniu w budowę silnego państwa, bezpiecznym osadzeniu w sojuszach z resztą tzw. wolnego świata, na wysokim poważaniu dla postaw służby publicznej, na gotowości angażowania swojego czasu w działania wzmacniające lokalną i narodową wspólnotę. Na tolerancji i docenianiu jej wewnętrznego zróżnicowania. W ten sposób także ustrzeżemy naszych młodych przed osunięciem się ich patriotyzmu w nacjonalizm, co jest niezadeklarowanym z otwartą przyłbicą, ale faktycznym i słabo zawoalowanym celem wizji szkoły pana Czarnka. Radość z przynależenia do swojego narodu i duma z własnego państwa nie stoją w żadnym momencie w sprzeczności z otwartością na ludzi należących do innych narodów, z sympatią wobec nich, a przede wszystkim z uznaniem, że wszystkie te inne wspólnoty są równie dobre, równie cenne i równie godne szacunku (czyli ani lepsze, ani gorsze), co nasza.
Odkłamywać przyjdzie nam, jako rodzicom, niestety kilka fałszerstw (najczęściej w formie przemilczenia) w nauczaniu przez pisowską szkołę historii Polski. Nie możemy pozwolić wygumkować z jej kart Lecha Wałęsy. Nie wolno nam przystać na ryczałtowe wykluczenie z grona polskich patriotów i postaci godnych wspomnienia w toku nauczania polskich socjalistów doby walk o niepodległość, tylko dlatego, że część lewicy później zeszła na sowieckie manowce. Nie możemy pozwolić, aby w głowach naszych dzieci zakotwiczyło się przekonanie, że Holokaust był produktem niemieckości, zaś narodowy socjalizm nie stanowił istotnego czynnika w jego zaprojektowaniu i przeprowadzeniu (wobec czego przeciwni hitleryzmowi Niemcy, socjaldemokraci i katolicy, liberałowie i zamachowcy z Wilczego Szańca, Sophie Scholl i Willy Brandt ponoszą za Zagładę większą odpowiedzialność niż francuscy kolaboranci z faszystowskiego reżimu Vichy, bo byli Niemcami). W końcu oczywiście musimy uzupełnić wiedzę naszych dzieci o te najbardziej haniebne wątki polskiej historii narodowej. Nie tylko umieć wykazać, że niektórzy polscy królowie byli nieudacznikami i idiotami. Ale także uświadomić młodzież, że choć Polacy mogą szczycić się tym, że Polska była unikalnie w skali Europy krajem, w którym nie znalazł się nikt, kto mógłby stworzyć kolaborancki reżim na poziomie politycznym, to jednak współudział Polaków w mordzie na europejskich Żydach na poziomie społecznym był pokaźny, a winę za niego ponosi tak antysemityzm polskiego katolicyzmu przedwojennego, jak i zwykła, podła i straszliwie niska potrzeba zagrabienia domów i mienia mordowanych sąsiadów. Musimy im powiedzieć, że wśród gloryfikowanych w szkole „żołnierzy wyklętych” byli bandyci. Muszą wiedzieć, że cel nie uświęca środków.
Miarą dojrzałości człowieka jest samodzielność i zdolność myślenia oraz podejmowania roztropnych decyzji. Miarą dojrzałości narodu jest umiejętność otwartego zmierzenia się z haniebnymi momentami własnej historii. Za sprawą postawy polskiej prawicy, Polacy tej dojrzałości w naszym pokoleniu, jak dotąd, nie osiągnęli. Naszą absolutną misją jest, aby pokolenie dzisiejszej młodzieży tego dokonało. Na stulecie koszmaru II wojny światowej nie możemy być jedynym narodem w Europie, który cenzuruje przewiny swoich pradziadów i kłamie reszcie świata w żywe oczy. Byłaby to ultymatywna hańba.
Musimy chronić nasze córki. Najbardziej radykalni ideolodzy pisowscy, będący gdzieś na zapleczu resortu pana Czarnka, bredzą dzisiaj o „ugruntowywaniu cnót niewieścich”. Szkoła miałaby wykonać kolosalny krok wstecz w XIX stulecie i podjąć próbę rekonstrukcji ówczesnych ról społecznych płci? Kobiety uległe, skoncentrowane na domu, rodzące dzieci, rozmodlone, znające swoje miejsce w szeregu, gotujące, sprzątające, szyjące i myjące okna. Te stereotypy nigdy nie przestały być gdzieś tam obecne w nawet pozornie niewinnych ćwiczeniach matematycznych czy gramatycznych już w podręcznikach dla najmłodszych klas. Często pojawiały się tam bez premedytacji autorów, którzy je powielali machinalnie. Z tym jednak koniec. Czarnek chce, aby teraz promowanie takiej wizji społecznej stało się podstawą programową.
Musimy nasze córki podburzyć, aby tym próbom w szkole mówiły „nie”, a następnie stawać u ich boku, gdy będą miały z tego powodu ewentualnie kłopoty. Musimy wpajać im, że mają równe prawa co chłopcy i w szkole mają być traktowane identycznie. Zarówno w sensie przywilejów, jak i obowiązków i wymagań. Naszych synów winniśmy uczulić na to, aby owego równouprawnienia pilnowali i odmawiali korzystania z lepszego traktowania. Wspólnie muszą poddawać krytyce treści uderzające w równość płci, a w domu raz po raz słyszeć, że wizja roli kobiety w społeczeństwie, promowana rzez rząd i Kościół, jest nieakceptowalna.
Gdy szkoła będzie naszym dzieciom wpajać do głów treści szowinistyczne, homofobię, antysemityzm, czy poczucie wyższości kultury „białego człowieka” względem „ludów dzikich”, musimy jasno je informować, że wszystko to jest złem. Nasza narracja musi jasno nieść przesłanie, że kulturowa różnorodność jest kapitałem i umożliwia szybszy wzrost i szybsze osiągnięcie dobrobytu w przyszłości. Alternatywa w postaci uczynienia z Polski skansenu zaś niechybnie doprowadzi do stagnacji. Nasze dzieci będą żyć w świecie masowych migracji spowodowanych czynnikami demograficznymi i klimatycznymi. Musimy uchronić je przed nienawiścią i uprzedzeniami, które w tych realiach musiałyby niechybnie stać się zarzewiem konfliktów zbrojnych i sprowadzić za kilka dekad na nie zagrożenie życia.
W końcu, ważnym jest wychowanie naszych dzieci w tolerancji religijnej. Muszą mieć świadomość, że szkoła pisowska w sposób niesprawiedliwy wspiera jedno wyznanie religijne, spychając osoby niewierzące oraz związane z innymi Kościołami na margines. Wobec spadku liczby uczniów zapisanych na katechezę, Czarnek usiłuje przerzucić jak najwięcej katolickich treści do programów innych, obowiązkowych przedmiotów, a także planuje uczynić obowiązkową etykę dla uczniów na katechezę nie uczęszczających, wcześniej ową etykę do katechezy maksymalnie upodobniając (nawet oddając jej nauczanie w ręce katechetów).
Jeśli nasze rodziny są ateistyczne lub agnostyczne, musimy dopilnować naszego prawa do wychowania naszych dzieci w warunkach świeckości. Intensywnie rozmawiać z dziećmi w domu i przedstawiać im argumenty za absurdalnością dogmatów katolickich. Jeśli nasze rodziny są innego wyznania niż dominujące, musimy w domu przedstawiać równoważące katolicką propagandę prawdy naszej wiary. W końcu, jeśli nasze rodziny są katolickie (jak moja), to powinniśmy z dyskryminowanymi na tle religijnym koleżankami i kolegami naszych dzieci być solidarni. Oddawać się praktykom religijnym tylko w naszej prywatnej sferze życia. Chodzić z dziećmi do kościoła rodzinnie w wolnym czasie, ale nie korzystać z możliwości, jakie katolikom daje przeobrażona przez PiS w konfesyjną szkoła. Nie puszczać dzieci na msze z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Oponować przeciwko wchodzeniu rytuałów naszej religii w przestrzeń szkolną. Popierać postulaty zdjęcia krzyży ze ścian klas z szacunku dla innowierców. Po prostu, demonstracyjnie wyrzec się korzystania z przywilejów, jakie Czarnek chce katolikom w szkole udostępnić.
Ponadto, niezależnie od tego, czy jesteśmy rodzicami katolickimi czy nie, nie wolno nam utrzymywać nasze dzieci w nieświadomości kryzysu Kościoła i zła, jakie wyrządzili i wyrządzają księża i biskupi. Nasze nastolatki muszą wiedzieć o zbrodni pedofilii i o sposobie, w jaki sprawcom pomagają biskupi i pisowskie państwo, zamiatając problem w znacznej mierze pod dywan. Muszą wiedzieć, że głosząc homofobię, ksenofobię, nienawiść i nietolerancję, polscy biskupi sprzeniewierzyli się Dobrej Nowinie i porzucili ramy chrześcijaństwa. Niech są świadomi, że zblatowanie księży z partią władzy i ich polityczne zaangażowanie jest złem i stanowi zdradę Jezusa Chrystusa. W końcu, niech dostrzegą, jak pazerność na pieniądze ogarnęła polski Kościół degeneracją i zepsuciem.
Przed nami, rodzicami, czas wyjątkowych wyzwań. Zapewne niewielu z nas, w naszym pokoleniu, antycypowało, że czeka nas odkłamywanie szkoły niczym w okresie komunizmu. To dodatkowy wysiłek, nie będzie nam łatwo. Jednak tekst zakończmy akcentem optymistycznym.
Współczesna młodzież nie jest podatna na propagandę w szkole. Co więcej, traktuje to, czego w szkole się dowiaduje, z coraz większą nieufnością. Alergicznie reaguje zwłaszcza na natarczywość „upupiania”, a natarczywość to cecha immanentna pisowskiemu modus operandi, to w zasadzie drugie imię PiS-u. Dlatego, paradoksalnie, w tych szalonych i nietypowych czasach, to właśnie naturalna skłonność młodych do buntu stanie się naszą najmocniejszą bronią w walce z reżimem o wychowanie. Bunt młodzieży zwykle kieruje się w równej mierze przeciwko szkole, jak i rodzicom. Nic dziwnego, w normalnym świecie szkoła i rodzice stanowią wspólny front, a młodzież obie te siły postrzega jako „przeciwnika” w boju o własną emancypację. Z tym w Polsce koniec. W dobie szkoły Czarnka żaden liberalny rodzic ze szkołą nie może, w pełnym tego słowa znaczeniu, zbudować wspólnego frontu. Oczywiście tam, gdzie mamy szczęście mieć nauczycieli będących po naszej stronie, czy w zakresie lwiej części nauczania, która nie jest politycznie kontrowersyjna, nadal będziemy skłaniać naszych młodych do nauki, staranności, dobrego przygotowywania się do sprawdzianów. Nadal będziemy ich pilnować, aby wobec dorosłych zachowywali się z szacunkiem, a słuszny bunt wobec politycznej manipulacji szkoły nie zdegenerował do formy prostackiego i pozbawionego sensu chamstwa. Jednak w zakresie problemów wspomnianych powyżej, to rodzice i młodzież od teraz winni zbudować wspólny front przeciwko szkole, zwłaszcza ministrowi, kuratorom, a także tym nauczycielom, którzy ujawnią się teraz jako ochoczy realizatorzy projektu zideologizowanej, prawicowej szkoły. Wspierajmy ten bunt naszych młodych i umiejętnie kanalizujmy go w odpowiednim kierunku, co do treści i co do formy. Będzie to bowiem bunt sprawiedliwych. Wówczas nasi młodzi nawet ze szkoły Czarnka wyjdą uzbrojeni w odpowiednią wiedzę i doskonałe doświadczenie postawienia się złej władzy. Z uśmiechem na ustach, poglądami nieskaperowanymi. I z gestem Kozakiewicza dla pana ministra.
