Rok wyborczy
2015 jest rokiem szczególnym dla Białorusi, bowiem kryzys finansowy w Rosji spowodował największy kryzys gospodarczy na Białorusi od 2011 roku – w ciągu zaledwie 3 miesięcy białoruski rubel zdewaluował się o 40%. Jesienią odbędą się wybory prezydenckie. Od objęcia rządów przez Łukaszankę, cyklicznie przed wyborami następuje próba pozornego ocieplenia stosunków i nawiązywania dialogu z Zachodem, eksponowanie gestów solidarności i póz, które mogą przynieść dyktatorowi korzyści. Następnie ma zazwyczaj miejsce fala represji i radykalne odcięcie się od Zachodu. Wybory w 2010 roku przyniosły masowe zatrzymania, blokowanie niezależnych stron internetowych, rewizje w redakcjach niezależnych mediów i siedzibach organizacji praw człowieka. Opozycja demokratyczna została rozbita, a co najmniej 600 osób trafiło do aresztów.
Eksperci i obrońcy praw człowieka zapowiadają, że i w tym roku będzie mieć miejsce fala represji i zacieśniania kontroli nad społeczeństwem obywatelskim. Sygnałem jest choćby walka władz z niezależnymi portalami informacyjnymi i wprowadzeniem restrykcyjnego prawa, które daje narzędzia wywierania wpływu na niezależne środki masowego przekazu i blokowania opozycyjnych stron. Dwie strony informacyjne już zostały na stałe zablokowane przez władze, cyklicznie blokowane są też najważniejsze portale informacyjne – Charter97, agencja BelaPAN i Naviny.by. Działania te mają jednak oddźwięk krajowy, są niemal niewidoczne z perspektywy międzynarodowej. Tymczasem Łukaszenka szuka sojuszników w Brukseli i w Waszyngtonie.
Relacje z Zachodem
Kryzys ukraiński stworzył Aleksandrowi Łukaszence szansę poprawy relacji z Zachodem. Łukaszenka niezmiennie w swoich wypowiedziach broni integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy, jednocześnie pełni też rolę mediatora – to na Białorusi we wrześniu ubiegłego roku doszło do rozmów pokojowych pomiędzy separatystami prorosyjskimi a stroną ukraińską w obecności przedstawicieli OBWE, gdzie podpisano protokół o wstrzymaniu ognia w Donbasie. Pomimo tego, że protokół ten został wielokrotnie złamany przez rosyjskich separatystów, prezydent Ukrainy Petro Poroszenko pochwalił pod koniec grudnia działania Białorusi i jej wsparcie, zadeklarował też gotowość Kijowa do pomocy w ociepleniu stosunków na linii Białoruś-UE.
W środę natomiast w Mińsku odbyły się negocjacje pomiędzy przywódcami Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy. Zawarty rozejm między separatystami prorosyjskimi a siłami ukraińskimi ma obowiązywać od północy z soboty na niedzielę.
Łukaszence zależy również na obecności na szczycie Partnerstwa Wschodniego, które odbędzie się w maju w Rydze. Wszystko wskazuje na to, że Łotwa gotowa jest zaprosić dyktatora, nie zważając na zakaz wjazdu, którym został objęty w 2006 roku jako rezultat sfałszowania wyborów. Według białoruskich obrońców praw człowieka zaproszenie dyktatora do udziału w wydarzeniach szczytu w Rydze legitymizuje jego władzę oraz jest niemoralnym aktem wobec więźniów politycznych, wśród których wciąż pozostaje Mykoła Statkiewicz, jeden z kandydatów na prezydenta w 2010 roku.
Litewski dyplomata, Juris Poikans, wspomniał na łamach EUobserver, że kontakty pomiędzy EU a Białorusią stały się bardziej intensywne, w porównaniu do ich stanu sprzed dwóch lat.
Wyraźną zmianę widać również w zakresie współpracy ekonomicznej. Białoruś, pomimo członkostwa w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, nie dołączyła w ostatnim czasie do Rosji w stosowaniu sankcji wobec krajów unijnych. Miński sektor prywatny jest też coraz bardziej zainteresowany poprawą relacji handlowych z UE i odcięciem się od rosyjskiej gospodarki.
Patriota, mediator, negocjator i liberał
Pod koniec stycznia w rosyjskich mediach został ogłoszony plan “derusyfikacji” białoruskich szkół, który ma na celu reanimowanie języka białoruskiego. Podstawą dla tych działań stała się wypowiedź Łukaszenki, o gotowości dodania do szkolnych planów lekcji godziny języka białoruskiego oraz wypowiedź Ministra Edukacji, który stwierdził, że geografia i historia Białorusi muszą być wykładane w języku białoruskim (dzięki działaniom Łukaszenki praktycznie nie ma już szkół z wykładowym białoruskim). Media rosyjskie wykorzystały tę sytuację do tego, żeby oskarżyć Łukaszenkę o nacjonalizm i ostrzegli rosyjskie społeczeństwo przed “białoruskim Majdanem”.
Początek 2014 roku przyniósł trend na nieformalne kursy białoruskiego “Mova ci Kava” (biał. gra słów: mowa czy kawa lub mowa cie-kawa) oraz “Mowa Nanowa” (biał. mowa na nowo), na które zaczęło uczęszczać tysiące młodych Białorusinów. Mimo, że białoruski był przez lata symbolem oporu wobec dyktatury, władze nie ingerowały w organizację kursów, a w lipcu 2014 roku po raz pierwszy od lat Łukaszenka wygłosił przemówienie w języku białoruskim, wprawiając w osłupienie białoruską opozycję, która od lat walczy o popularyzację tego języka.
Łukaszenka w 1995 roku, wkrótce po objęciu urzędu prezydenta, zorganizował referendum językowe, które umożliwiło nadanie językowi rosyjskiemu status języka państwowego. Wtedy jeszcze 73,6% społeczeństwa uważało białoruski za swój język ojczysty. W 2009 roku liczba ta spadła do 53,2% zachowując tendencję spadkową, a UNESCO wpisało białoruski na listę języków zagrożonych wymarciem. Łukaszenka nigdy nie krył się ze swoją afekcją do ZSRR i jego tradycji. Białoruskie symbole narodowe zastąpił sowieckimi, wielokrotnie podkreślał związek i bliskość z Rosją.
Kryzys ukraiński przyniósł znaczącą zmianę – dyktator boi się powtórzenia ukraińskiego scenariusza i otwartej rosyjskiej ekspansji, i dla zachowania własnego stołka, próbuje poszerzać krąg swoich zwolenników wśród innego niż tradycyjnie kręgu wyborców. Jego obawy są w dużej mierze uzasadnione, tym bardziej, że imprerialna Rosja traktuje Białoruś jako część swojego kraju i zapowiedziała obronę wszystkich należących do tzw. “rosyjskiego świata”.
Władza próbuje więc “grać” na antyrosyjskości, która pojawiła się wśród młodzieży. Fala mody na “białoruskość” została zapoczątkowana przez białoruską opozycję; przedstawicieli młodego pokolenia, aktywistów i działaczy społecznych. Działalność, która polega na promowaniu białoruskich symboli narodowych – wyszywanek (białoruskie symbole ludowe), języka białoruskiego, zakazanej przez władze flagi biało-czerwono-białej – odnosi duży suckes, szczególnie ze względu na konflikt u granic Białorusi i coraz bardziej odczuwalny rosyjski imprerializm. W społeczeństwie pojawił się wyraźny rozłam – dotychczasowy elektorat Łukaszenki tzw. “homosowieticus” skłania się w stronę Putina, przyjmując rosyjską propagandę z taką samą lekkością, jak do tej pory łukaszenkowską. Łukaszenka ma więc dodatkowy powód, aby zabiegać o elektorat nacjonalistyczny i prodemokratyczny.
Wymaga to od niego zmiany imidżu, która jest wyraźna we wszystkich ostatnich wystąpieniach. Pretenduje w nich do roli “peace-makera” organizując okrągłe stoły, lawirując pomiędzy stronami konfliktu, jednocześnie zapewniając Petra Poroszenkę, że będzie wspierać Ukrainę, a Putina, że Białoruś i Rosję łączy nierozerwalna więź. Wizerunek buduje też na “uwolnieniach” więźniów politycznych, którzy stopniowo opuszczają kolonie karne, lecz nie ze względu na dobroduszność Aleksandra Ryhorowicza, a dlatego, że kończą się im wyroki. Jego ekipa próbuje odejść od wizerunku ostatniego dyktatora Europy do pierwszego mediatora Wschodu i Zachodu. Faktycznie, na tle Putina wypada obecnie jak mediator, negocjator i liberał.
Łukaszenka wielokrotnie jednak udowodnił, że jego słowa nie mają pokrycia z rzeczywistością. Pozorne wsparcie Ukrainy w wypowiedziach Łukaszenki nie ma nic wspólnego z jego działaniami: na spotkaniu z Putinem zadeklarowal wsparcie, m.in polityczne i wojenne. Łukaszence bardzo zależy na tym, by znaleźć alternatywne źródła finansowania na tle słabnącego rosyjskiego reżimu, i z tym właśnie związane jest jego niekonsekwentne postępowanie wobec Ukrainy. W trakcie 7-godzinnej konferencji prasowej 29 stycznia Łukaszenka zaprzeczył wcześniejszym deklaracjom – stwierdził, że żadnych zmian w stronę białorusyzacji nie będzie, a rozmawiać po białorusku nikomu nie zabrania. Jego ruch ku białorusyzacji nie ma nic wspólnego z sentymentem do białoruskości czy solidarnością z białoruską opozycją. Jest wyrazem chęci utrzymania władzy, która jest jego celem nadrzędnym niezmiennie od 20 lat.
Co daje nadzieję na przemiany?
Wybory nie będą najważniejszym wydarzeniem w 2015 na Białorusi. Łukaszenka ogłosił ostatnio, że będzie “kandydował”. Opozycja jest zgodna – wybory zostaną tradycyjnie sfałszowane. W związku z tym idea bojkotowania wyborów jest wśród opozycji popularna jak nigdy dotąd.
Ogromne znaczenie na przyszły rozwój wydarzeń ma natomiast tragiczna sytuacja gospodarcza, które nie załata tym razem kolejna pożyczka z Rosji. Białoruska, centralnie planowana gospodarka, była do tej pory reanimowana dzięki rosyjskim pieniądzom. Teraz kryzys rozwiązuje jednak szwy, które trzymały ją razem.
Pozytywnym efektem tej sytuacji jest konsolidacja społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, która wzmaga się wraz z pogłębianiem się kryzysu gospodarczego i wydarzeń związanych z konfliktem rosyjsko-ukraińskim. Niepodległość dla Białorusinów zaczyna mieć coraz większe znaczenie. Z drugiej strony są poplecznicy Putina, którzy uznają go za autorytet, a język rosyjski za rodzimy.
Łukaszenka jest w trudnym położeniu. Wiele lat dążył do tego, aby zrusyfikować Białoruś, teraz boi się konsekwencji sytuacji na Ukrainie. W przeciwieństwie do poprzednich lat i poprzednich wyborów, nie wszystko jest już w jego rękach. Mimo, że opozycja mu nie zagraża, sen z powiek może mu spędzać narastająca obawa przed utratą niepodległości, na jego niekorzyść działa też kryzys ekonomiczny, podział w społeczeństwie i narastające niezadowolenie z sytuacji geopolitycznej, w której Białoruś się znalazła. Wybory to tylko część z wyzwań przed którymi stoi. Jego położenie tłumaczy chęć zyskania sprzymierzeńców na Zachodzie. Każdy jego ruch jest motywowany instynktem samozachowawczym – Łukaszenka zrobi wszystko, żeby utrzymać władzę. Nie należy więc wierzyć jego słowom, a przyglądać się jego działaniom, mając na uwadze, że z dyktatorem nie należy się układać.