Gdy piszę ten tekst, prawybory demokratyczne 2020 r. znalazły się w punkcie, w którym chyba najtrudniej o silenie się na prognozy. Już za chwilę poznamy wyniki głosowania w prawyborach w aż 14 stanach – czeka nas tzw. Super-Wtorek. W ten dzień zagłosują m.in. wyborcy w 6 bardzo bogatych w delegatów stanach: Kalifornii, Teksasie, Karolinie Płn., Wirginii, Massachusetts i Colorado. Za nami zaś głosowania w czterech wczesnych stanach. Iowa, New Hampshire, Nevada i Karolina Płd. zagłosowały z grubsza tak, jak można się było spodziewać. Mamy faworyta i dwa duże znaki zapytania.
Liderem prawyborów jest bez wątpienia Bernie Sanders. Co prawda jego prowadzenie w liczbie delegatów nie jest znaczne (z drugim Joe Bidenem wygrywa raptem 58 do 50 delegatów, a przegrywa w liczbie oddanych głosów), to jednak dynamika wyścigu jak dotąd układa mu się optymalnie. Po spodziewanym zwycięstwie w New Hampshire uzyskał lepszy niż antycypowany wynik w Nevadzie, dystansując swojego do tamtej chwili najsilniejszego konkurenta, Pete’a Buttigiega, bardzo wyraźnie. Gdyby Sanders w ramach Partii Demokratycznej zajmował pozycję bliską programowego i ideowego centrum i mógł aspirować do roli kandydata partyjnego konsensusu, to już na tym etapie można byłoby prognozować jego zwycięstwo w tych prawyborach. Zwłaszcza posiłkując się dostępnymi sondażami z najważniejszych stanów Super-Wtorku. Otóż Sanders bardzo wyraźnie wygra w Kalifornii, jest liderem w Massachusetts, Colorado i Wirginii, ma szanse na nieznaczną wygraną także w Teksasie, a w Karolinie Płn. najpewniej ulegnie Bidenowi niedużą różnicą głosów. Senator z Vermont jest bardzo mocny w stanach, które są „głęboko niebieskie”, a więc wygrana Demokratów z Donaldem Trumpem w nich jesienią jest pewna. Im stan mniej lewicowy, tym – także w prawyborach – anty-Sandersowa konkurencja jest bliżej, zaś w stanach konserwatywnych go bije. Porażki 3 marca czekają go więc w takich miejscach jak Alabama, Arkansas czy Oklahoma.
Ale Sanders nie reprezentuje centrowej frakcji w swojej partii, jest kandydatem radykalnego lewego skrzydła i najbardziej lewicowym potencjalnym kandydatem dużej amerykańskiej partii od czasów Williama Jenningsa Bryana (aż trzy klęski wyborcze Demokratów na przełomie XIX i XX w. były jego „dziełem”). Skoro 95% Demokratów znajduje się na prawo od Sandersa, to nic dziwnego, że prawybory z takim liderem są nieprzewidywalne, a opór w partii o wiele większy niż być powinien dla jej własnego dobra. Reguły prawyborów, zdobywania delegatów i ich głosowania na konwencji są jasne. W pierwszej turze wygrywa kandydat z absolutną większością delegatów. Gdy nikt jej nie ma, w turze II głos uzyskują funkcyjni członkowie partii, tzw. superdelegaci, którzy nie są związani wynikami prawyborów w swoich stanach. Jako outsider Sanders musi zgromadzić większość delegatów związanych, albo musi liczyć się z tym, że konwencja będzie (po raz pierwszy od 1952 r.) sporna, czyli odbędzie się na niej walka o głosy delegatów i negocjacje z udziałem kandydatów w prawyborach przegranych. Prawdopodobnym obrotem spraw byłaby wówczas nominacja kandydata, który nie startował nawet w prawyborach (pada tu m.in. nazwisko gubernatora stanu Nowy Jork, Andrewa Cuomo). Dlatego Sanders musi liczyć na to, że jego kampania będzie, niczym lawina, e wygrywać stan po stanie i to z dużą przewagą, aby zapewnić sobie większość przed konwencją. Możliwość konwencji spornej to pierwszy wielki znak zapytania.
Dotąd głównym atutem lidera sondaży w drodze po większość delegatów był podział centrowego, umiarkowanego skrzydła na kilku kandydatów oraz słaby start w sezon prawyborczy, postrzeganego jako faworyt, Joe Bidena. Tuż przed Super-Wtorkiem sytuacja jednak trochę się zmienia. Po pierwsze, dość zaskakująco już przed 3 marca z wyścigu wycofał się Buttigieg. W efekcie liczba liczących się kandydatów skrzydła centrowego zmalała już tylko do dwóch (można tutaj pominąć Amy Klobuchar, która w wyścigu pozostaje już tylko, aby „zaliczyć” wygraną w swojej rodzimej Minnesocie, która także jest stanem super-wtorkowym). Jest dość jasne, że większość zwolenników Buttigiega nie przerzuci poparcia na Sandersa, skoro był on głównym celem krytyki Buttigiega od kilkunastu tygodni. Szanse skorzystać mają tutaj przede wszystkim dwaj kandydaci środka, Joe Biden i Michael Bloomberg.
Jeden z nich być może, tak jak Buttigieg, już teraz wycofałby się z prawyborów, gdyby nie szczególne okoliczności. Sanders ma szczęście, że Bloomberg za późno rozpoczął kampanię i nie zgłosił się do startu w 4 wczesnych stanach. Jego udział w potyczce dopiero zaczyna się w Super-Wtorek i dopiero w ten dzień dostanie pierwszy realny feedback jego kandydatury. Sanders liczy na to, że wyniki Bloomberga i Bidena będą na tyle podobne, że żaden nie uzna wyższości drugiego i obaj pozostaną na placu boju, odbierając sobie nawzajem poparcie. To realne. Gdyby Bloomberg startował od początku to całkiem możliwe, że już wykorzystałby problemy, które trapiły kampanię Bidena w lutym, i usunąłby byłego wiceprezydenta z prawyborów. Albo odwrotnie, wypadłby poniżej oczekiwań, a całe centrum zjednoczyłoby się za Bidenem.
Zamiast tego Bloomberg i Biden będą walczyć. Jak długo? To właśnie drugi wielki znak zapytania. Im dłużej, tym większe szanse Sandersa na zdobycie większości związanych delegatów, a więc demokratycznej nominacji na prezydenta. Jeśli jednak jeden z tych dwóch centrowych kandydatów wycofa się już po Super-Wtorku, to dynamika kampanii może ulec dużej zmianie. Należy pamiętać, że Sandersa nie popiera większość wyborców demokratycznych. Rzadko przekracza on próg 30-35% poparcia wśród Demokratów. Łączne poparcie kandydatów centrowych jest trwale wyższe i na tym skorzystałby ten spośród nich, który byłby ostatni na placu boju.
Biden jest na fali wznoszącej dzięki kolosalnemu rozmiarowi zwycięstwa w Karolinie Płd. Zatrzymał negatywny trend, który obrazowały sondaże w tym stanie (najpierw niemal do zera utracił tam wielką przewagę ze stycznia, aby jednak w głosowaniu zdobyć prawie co drugi głos). W Super-Wtorek Biden ma pozycję lidera w Karolinie Płn. i niezłą szansę jednak wydrzeć Teksas. Jest też niedaleko w Wirginii. Liczy też, że przygniatające zwycięstwo w południowej Karolinie wpłynie na lepsze wyniki w wielu stanach super-wtorkowych niż pokazują to starsze niż tydzień przecież sondaże. Liczy przede wszystkim, że w większości stanów wygra z Bloombergiem. To może być kluczowy czynnik psychologiczny.
Zwłaszcza że Bloomberg jest kandydatem pragmatycznym i racjonalnym aż do bólu. Gdy opowiada, dlaczego startuje, to niezmiennie jego uzasadnieniem nr 1 jest utylitarne „Mam największe szanse wygrać z Trumpem”. Gdyby Super-Wtorek pokazał, że większe szanse ma jednak Biden, Bloomberg może to uzna. Zwłaszcza, że wie już, że: fatalnie wypada w debatach (jeśli nie radzi sobie z histerycznymi okrzykami Elisabeth Warren, to jak stawi czoła perfidii Trumpa?), jego stan konta budzi nienawiść wielu aktywistów partii, którzy przez to zrobią z niego cel nr 1 ataków, nawet gdyby miał 1% poparcia, jego model finansowania kampanii wyłącznie z własnych środków jest może dobrym argumentem za wolnością od wpływów lobbystycznych, ale obnaża brak zaangażowania na rzecz kandydatury w postaci ruchu oddolnego.
Pozostaje wspomnieć o Warren. Ta kandydatka wypadła słabiutko w 4 wczesnych stanach, ale w Iowie zgromadziła 8 delegatów. W Super-Wtorek ma szanse przekroczyć próg 15% w kilku bogatych w delegatów stanach, acz poza Massachusetts wszędzie będzie musiała o to drżeć. Nie ma szans na wygranie nominacji związanymi delegatami, ale planuje ich mimo to chomikować aż po ostatnie prawybory i dociągnąć do spornej, jak ma nadzieję, konwencji, aby powalczyć tam od II tury głosowań o nominację, jako kandydatka kompromisu pomiędzy skrzydłem umiarkowanym a radykalnym. Jednak jej agresja wobec Bloomberga, a także przykre uwagi kierowane raz po raz pod adresem innych kandydatów, utrudnią jej odegranie takiej roli. Jeśli jednak, na tym etapie, jest wśród Demokratów ktoś, kto otwarcie planuje „ukraść” Sandersowi nominację, to jest to jego rzekoma przyjaciółka Warren, a nie Biden czy Bloomberg.
Co może być dalej? Sanders wygra większość pojedynków super-wtorkowych, a jego przewaga w delegatach ulegnie znacznemu rozbudowaniu. To wydaje się jasne, acz ciekawym będzie obserwować, czy Biden może jednak wyrwał mu Teksas. Jednak najważniejszą sprawą, obecnie nieprzewidywalną, będzie porównanie liczby delegatów Bidena i Bloomberga po 3 marca. Gdzieś z tyłu głowy trzeba też tych delegatów sumować. Wraz z superdelegatami ta grupa może mieć większość w II turze na konwencji.