Niestety z biegiem czasu, obserwując ludzi, zasilających struktury władzy, partii czy elity dziennikarskie, można odczuć wrażenie, że zatrzymali się na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Problem w tym, że od tego czasu minęło już dwadzieścia lat, w trakcie których społeczeństwo diametralnie zmieniło swój kształt. Strajk Kobiet ostatecznie obnażył oraz uwidocznił różnice między młodszymi i starszymi.
Podział polityczny społeczeństwa nikogo właściwie już nie dziwi. Wszyscy są świadomi faktu, że główna linia przebiega mniej więcej w połowie, gdyż ta narracja gości w mediach już od wielu lat. Jednak obecny zryw obywateli pokazał o wiele więcej, gdyż obnażył wyrwę międzypokoleniową, która wyrosła na fali przemian kulturowo-społecznych wolnej Polski. Młodzi myślą inaczej, patrzą w innym kierunku, a co ważniejsze, chcą zupełnie czego innego niż to, co starszym pokoleniom wydaje się ważne.
Odgrzewanie kotletów
Nie ulega wątpliwości, że władza należy zdecydowanie do osób reprezentujących starsze pokolenia. Początków działalności wielu polityków obecna młodzież nawet nie ma prawa kojarzyć, ponieważ sięgają czasów, kiedy tych młodych ludzi nie było na świecie. Wielu z tych piastujących ważne w państwie funkcje osób zdobyło w tym czasie dużo doświadczenia, a nawet zasługi, które są bardzo cenne. Niestety z biegiem czasu, obserwując ludzi, zasilających struktury władzy, partii czy elity dziennikarskie, można odczuć wrażenie, że zatrzymali się na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Problem w tym, że od tego czasu minęło już dwadzieścia lat, w trakcie których społeczeństwo diametralnie zmieniło swój kształt. Strajk Kobiet ostatecznie obnażył oraz uwidocznił różnice między młodszymi i starszymi.
Pierwszym rzucającym się w oczy elementem jest kształt debaty publicznej, skupiającej się na tematach dyktowanych przez starsze pokolenie. Z jednej strony wyłania się PiS, który swoją walkę o władzę opiera na emocjonalnych tematach światopoglądowych, godnościowych, patriotycznych czy powiązaniu władzy z religią (na czym zbił w przeszłości duży kapitał polityczny). Na młodych nie robią wrażenia patriotyczne teatrzyki czy obecność w pierwszym rzędzie na obchodach urodzin Radia Maryja. Nie podoba im się wciskanie na siłę tzw. tradycyjnych wartości podparte nagonką na osoby LGBT czy robienie z kwestii praw reprodukcyjnych albo Unii Europejskiej swoistej wydumanej wojny o honor Polski. Młodzi widzą, że to są tematy zastępcze, mające odwracać uwagę od walącego się państwa. Pojawiają się nurtujące pytania dotyczące służby zdrowia, pandemii czy kryzysu przyczyniającego się do tego, że młodzi tracą pracę, nie mogą jej znaleźć, a często są też najbardziej pokrzywdzeni przez brak funkcjonującego prawa pracy. Jednak to, co obóz rządzący jest im w stanie zaoferować, to głośne hasła o „wstawaniu z kolan” czy patriotyczne maszty z flagami.
Ale druga strona też nie stanowi zachęcającej alternatywy. Kolejni politycy czy komentatorzy pojawiają się w telewizji, żeby dywagować m.in. o tym, z kim Kosiniak-Kamysz wejdzie w koalicję, albo o czym myśli Jarosław Kaczyński lub jakie strategie polityczne przewiduje. Jednocześnie to wszystko jest przeplatane płomiennymi obietnicami reprezentantów KO, że rozliczą obecną władzę, choć próżno w tych przysięgach szukać konkretów. Te debaty młodych nigdy za bardzo nie interesowały, co na pewno przełożyło się również na brak wzrostu poparcia dla największej partii opozycyjnej. Młodzi nie są zainteresowani tym, co mówią przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej, ani ich podwórkowymi potyczkami z przedstawicielami PiS-u, ponieważ to jest odgrzewanie politycznych kotletów, które znudziły się już w 2015 roku. Jednakże ta forma prowadzenia debaty publicznej obudziła sprzeciw w momencie, kiedy zaczęła odnosić się do bieżących protestów i bolączek, które wyprowadziły tłumy na ulice. Politycy z dziennikarzami zaczęli prognozować z perspektywy partyjnej, kto w przyszłości poprze prawo do aborcji, albo komentować zachowania manifestujących lub też formy protestów (np. ujawniając karcący, mocno krytyczny stosunek do używania wulgaryzmów, wyrażających pewną bezradność ogółu). W telewizji pojawiają się uczestnicy wydarzeń lat 80., stawiający się w kontrze do młodych protestujących i porównujący ich w sposób protekcjonalny do własnych doświadczeń. Gdzieś wypowiada się też Tomasz Lis, którego niezwykle boli fakt, że na scenie politycznej pojawiło się zapotrzebowanie na lewicę inspirowaną rozwiązaniami stosowanymi w państwach skandynawskich. Wisienką na torcie była wypowiedź Grzegorza Schetyny postulującego odświeżenie tzw. kompromisu aborcyjnego, nadanie mu nowego życia, a całość okrasił własną opinią, że on „nie chce aborcji na życzenie”. Tak jakby jego zdanie miało decydujące znaczenie.
Stąd powstało określenie „dziaders”, pokrewne słynnemu już „ok, boomer”, używane w odniesieniu do polityków, dziennikarzy czy innych osób starszej daty wypowiadających się arbitralnie w kwestiach problemów społecznych trawiących Polskę. Słowo powstałe z bezsilności i wyrażające zmęczenie stosunkiem pokolenia rodziców czy dziadków do młodszych. Ludzi, którzy nie wiedzą, ale też nie chcą wiedzieć. „Dziaders” to spersonalizowany protekcjonalizm, lekceważenie, brak zrozumienia czy chęci komunikacji, a jednocześnie zamknięcie się w innej rzeczywistości, którą charakteryzowały inne realia. Strajk Kobiet pokazał rozwidlenie – na jednej drodze rządy PiS, na drugiej wiele osób przeciwstawiających się aktualnym porządkom i reprezentujących różne pokolenia. Jednak wśród nich są starsi, którzy chcą powrotu do dawnego porządku (czego dowodem jest chociażby wypowiedź Schetyny), podczas gdy pokolenie ich dzieci żyje już w innych realiach i to właśnie według ich własnego wyobrażenia, a nie opinii „dziadersów”, chce ono kształtować nową Polskę.
Idzie nowe
Dużym echem odbiła się rozmowa Andrzeja Morozowskiego w programie „Tak jest” z zatrzymanym podczas protestów siedemnastoletnim Janem Radziwonem. Zdziwienie prowadzącego, reprezentującego jakby nie patrzeć starsze pokolenie, wywołało stwierdzenie nastolatka, że uważa się za kosmopolitę, a patriotyzm uważa za zjawisko negatywne, które wcześniej czy później prowadzi do nacjonalizmu. Ten wywiad można pod wieloma względami uznać za przełomowy, gdyż pokazał jak bardzo zmieniły się ideały młodych na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat.
Obecne młode pokolenie wychowało się w świecie otwartych granic. Skończył się bezwzględny przymus życia według jednego modelu, który miał stworzyć państwowy monolit. Klasy wypełniły się dziećmi o różnym pochodzeniu etnicznym, kulturowym czy wyznaniowym, a bycie innym przestało być czymś ściganym przez władzę lub społeczeństwo. Dzisiejsza młodzież uczy się języków i dużo podróżuje, ot choćby w ramach programów wymian uczniowskich czy studenckich. Pokolenie wychowane w wolnej Polsce to światowcy, którzy są obeznani w zagranicznej kulturze i otwarci na nowe przekonania, a kontakt z czymś niepolskim ich nie przeraża, nie jest dla nich czymś egzotycznym, ale wręcz całkowicie oswojonym.
Z tego obrazu wyłania się współczesny młody człowiek, którego rzeczywistość znacznie odbiega od realiów jego rodziców czy dziadków. Młodzież kwestionuje miejsce katolicyzmu w swoim życiu, który bardziej kojarzy się z obłudą i przymusem niż narodowym spoiwem. Młodzi odrzucają też, forsowany głównie w państwowych mediach i sferach władzy, patriotyzm, który często staje się przyczynkiem do szykanowania ich przyjaciół czy znajomych, nie zgadzając się z idealną wizją narodowego monolitu. Bliższe są im prawa człowieka, a także postrzeganie wszystkich ludzi jako wspólnoty w miejsce wizji jednego narodu „wybranego”. Bardziej interesuje ich możliwość wyjazdu na Erasmusa, niż stawianie podziałów na „my” i „oni”, które są dla nich po prostu obce. Nie będą rozwodzić się nad LGBT, gdyż wolność jest dla nich wartością nadrzędną, a to, co powiedział jakiś duchowny, jest nieistotne. Jednocześnie zgodnie ze swoim wiekiem, nie patrzą się nostalgicznie wstecz i wolą koncentrować się na tym, co stanowi oraz utrwali się w przyszłości jako ich rzeczywistość. To dlatego właśnie młodych o wiele bardziej zajmują sprawy ekologiczne niż patriotyczne slogany największych partii. Zdają sobie sprawę, że te ostatnie niewiele im pomogą, jeśli świat stanie w obliczu globalnej katastrofy.
Co więcej, w obecnej młodzieży rozwija się coraz większe poczucie, że obecny system wartości jest już przeżytkiem i należy go poddać dogłębnej rekonstrukcji. Młodzi zauważają, że hasła partii rządzącej o rzekomym dobrobycie czy górach pieniędzy nie przekładają się na ich życie codzienne. Starsi mają stabilne życie, więc nie widzą tak wyraźnie, jak źle wygląda sytuacja na rynku pracy czy mieszkaniowym. Młodsze pokolenia na listę obaw spokojnie mogą wpisać lęk o to, że nie będą mogły się usamodzielnić i stworzyć własnego gospodarstwa. Dociera do nich pesymistyczna wizja postępującego kryzysu perspektyw, w tym także ryzyka braku perspektyw w dorosłym życiu, co odbija się drastycznie na ich zdrowiu psychicznym, niebezpiecznym zjawisku będącym czymś odległym dla ich rodziców. Na dokładkę odbierają obecnie na ulicach brutalną lekcję WOS-u. Są bezpodstawnie aresztowani, traktowani gazem pieprzowym czy bici. Odczuwają własnym ciałem to, jak wygląda „odbieranie praw” i są gotowi walczyć, żeby ten proces zatrzymać. Widzą różnicę między tym, co jest w telewizji, a tym co dzieje się na ulicy, a to potęguje frustrację przekładającą się na coraz większe pragnienie gruntownej zmiany oraz wniosek, że „dziadersi” muszą odejść. Nie ma szans, żeby Jarosław Kaczyński i jego partia zainteresowali najmłodszych swoją formułą, jaką są patriotyczne slogany czy sojusz tronu z ołtarzem. Zresztą starzy demokraci, żyjący w innej epoce i patrzący z perspektywy uklepanej strefy komfortu, też nie są już przekonujący. Dlatego nie pociąga ich wizja Romana Giertycha w polityce, a zabiegi działaczy KO, takich jak Borys Budka czy Grzegorz Schetyna, przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych.
Należy w tym miejscu także podkreślić zmiany społeczne, idące w parze za nowym ładem, jaki niosą Polsce młodzi. Brak poczucia lojalności wobec Kościoła i otwarcie na zachodnie standardy powoduje, że budzi się świadomość praw kobiet. Młode Polki nie chcą żyć tak jak ich matki, których życie orbitowało wokół założenia rodziny i wiązało się z obawą, że może to nastąpić w nieodpowiednim momencie. Chcą pełni praw reprodukcyjnych oraz związków opartych na partnerstwie. Przeciwstawiają się kulturze gwałtu i mówią „dość” obleśnym starszym panom, pozwalającym sobie na zbyt wiele z powodu przyzwyczajenia do karygodnego społecznego przyzwolenia na złe traktowanie kobiet. Są gotowe odejść, kiedy czują, że ich prawa nie są przestrzegane. Ale to powoduje kolejne załamanie w społeczeństwie, ponieważ dla wielu mężczyzn, niezależnie od ich wieku, taki trend jest bardzo niepożądany. Wychowani na „starych” zasadach i według silnych za PRL-u stereotypów, obawiają się, że utracą swoją uprzywilejowaną pozycję. Stąd poparcie wielu młodych mężczyzn dla ruchów prawicowych. To oni, w obawie o utratę swojej uprzywilejowanej pozycji społecznej, kierują się na prawą stronę, pragną powrotu tradycyjnych wartości i występują przeciwko protestującym kobietom. W mediach społecznościowych bardzo często można natknąć się na pełne pogardy wypowiedzi, utyskujące na Polki, które wybierają sobie zagranicznych partnerów zamiast „prawdziwych Polaków”. Ich autorzy nie rozumieją, że młode Polki nie chcą już mężczyzny, który po prostu jest, a kryterium przynależności do jednego plemienia przestało odgrywać w globalnym świecie znaczącą rolę. Dlatego na scenie politycznej zawitało tak egzotyczne ugrupowanie jak Konfederacja, opierająca się na tzw. tradycyjnych wartościach, bliskich konserwatywnym mężczyznom, dając im poczucie zakotwiczenia w rzeczywistości, która jest im znana.
Trudno wyobrazić sobie zwycięstwo bez stworzenia siły, będącej w stanie uzyskać poparcie większości i wygrać wybory. Najprawdopodobniej jednak konsolidacja sił będzie potrzebna o wiele szybciej, choćby po to, żeby protesty odniosły sukces. Dlatego wewnętrzna wojna międzypokoleniowa nie służy, a wręcz szkodzi demokracji. Racja jednak plasuje się po stronie młodych. Stary porządek, tak bardzo stawiany za wzór przez pokolenie rodziców czy dziadków, po prostu uległ przedawnieniu, nieuchronnie zmierzając do punktu, gdzie musi ulec zmianie. Wymagają tego nie tylko młodzi, ale przede wszystkim palące problemy, z którymi mierzy się Polska, Europa, a także cały świat. Zresztą wymiana pokoleń jest naturalną koleją rzeczy i wyjątkiem nie jest tu także scena polityczna czy sfera debaty publicznej. Równie normalne jest to, że młodsi pragną świata lepszego niż ten, w którym się urodzili. Tym bardziej trudno się dziwić, że buntują się kiedy ktoś odbiera im należną kluczową rolę w decydowaniu o tym, jak będzie wyglądać państwo, które otrzymają w spadku.