Najprościej można by powiedzieć, że wychowanie obywatelskie to wychowanie obywatela. I na tym kończy się oczywistość, a zaczynają niezliczone wątpliwości. Bo oba człony tego pojęcia są wieloznaczne. Zacznijmy od pytania: wychować obywatela – to znaczy kogo? Co prawda nie jest trudno, posługując się pierwszym lepszym słownikiem języka polskiego, stwierdzić, że „obywatel – to członek społeczeństwa danego państwa, mający określone przez konstytucję i prawo obowiązki i uprawnienia.” Jednak nawet jeżeli przyjmiemy, że dalsze rozważania dotyczyć będą wychowania obywatela państwa polskiego, to i tak pozostaje jeszcze wiele niejasności. Bo w krótkiej historii III Rzeczpospolitej aż nadto wyraźnie dało się zauważyć (w sferze ideowo-wychowawczych modeli, jakim hołdowały kolejne ekipy rządowe) funkcjonowanie europejskiej zasady z czasów reformacji: „Cuius regio, eius religio” (czyja władza, tego religia).
Obywatel niejedno ma imię
Nic dziwnego – wszak propagowane przez kolejnych ministrów edukacji wzorce i wartości były zawsze pochodną koncepcji ustrojowej państwa, jaką przez czas dany im przez wyborców usiłowały zrealizować kolejne rządy. Żeby daleko nie szukać, wystarczy porównać wizje państwa, a więc i systemów wychowania, jakie prezentują dwie największe partie, tworzące w ostatnich trzech latach koalicje rządowe: Tak zwana „Polska solidarna” – lansowana przez PiS i przeciwstawiana jej przez zwolenników tej pierwszej „Polska liberalna”, jaką rzekomo miała budować PO.
W konsekwencji tych dwu koncepcji państwa – inną wizję obywatela, a więc i wychowania obywatelskiego w szkołach, miał Roman Giertych, inną zaś przyniosła ze sobą do ministerstwa edukacji Katarzyna Hall. O ile u tego pierwszego nieomal synonimem pojęcia „obywatel polski” był „Polak – patriota”, zdyscyplinowany, aby nie powiedzieć posłuszny władzy, aktywnie uczestniczący w praktykach religijnych, to obecny rząd proponuje wizję obywatela państwa zdecentralizowanego, bliższego liberalnemu modelowi społeczeństwa obywatelskiego. Można to dostrzec w przygotowywanych projektach reform – także tych dotyczących edukacji, a zwłaszcza w ich fragmentach, które tak żarliwie zwalcza nie tylko opozycja z Prezydentem RP na czele, ale także oba główne nauczycielskie związki zawodowe.
Jednak swoje wizje modelu obywatela państwa polskiego mają nie tylko partie polityczne. Nie mam wątpliwości, że pewne wizje stanowią pierwotne źródło linii programowych organizacji pozarządowych, zespołów redakcyjnych stacji radiowych i telewizyjnych, czasopism i portali internetowych. Mniej czy bardziej uświadamiany model obywatela funkcjonuje także w społecznościach mniejszości narodowych i etnicznych, kościołach i wspólnotach religijnych, a nawet w niektórych subkulturach (w tym przestępczych). Wszystkie te środowiska mają ambicje ukształtowania, zwłaszcza u swych małoletnich członków, postaw i zachowań obywatelskich – oczywiście zgodnych z ich wyobrażeniami o tym, co to znaczy być obywatelem.
Od 2004 roku Polacy mają jeszcze jeden dylemat. Czy w pojęciu „obywatel” mieści się tylko zespół praw i powinności w relacji z państwem polskim, czy także wobec całej wspólnoty europejskiej? Czy konsekwencją obywatelstwa unijnego jest tylko bierne i czynne prawo wyborcze do parlamentu europejskiego i korzystanie z licznych funduszy strukturalnych i innych dopłat? Tu także możemy dostrzec istotne różnice w podejściu do zagadnienia. Główna linia podziału biegnie między zwolennikami Unii Europejskiej, widzianej jako „rodzina narodów” (oparta na wspólnej historii i kulturze, w tym – religii chrześcijańskiej), a tymi, którzy postrzegają ją jako Europę obywateli czyli generującej „patriotyzm konstytucyjny”, oparty na wspólnych zasadach demokracji, prawach człowieka, praworządności itp. Jest wizja Europy – federacji państw, ale jest też wizja konfederacyjna. Nie wnikając dalej w inne jeszcze subtelności różnicujące możliwe do wyprowadzenia odmiany modelu „obywatela – Europejczyka”, można przyjąć, że i w tym wymiarze „obywatelskości” pojawia się trudność w jednoznacznym zdefiniowaniu pojęcia „obywatel”.
Dwa modele wychowania
Tak jak niejednoznacznym jest wywodzony z różnych modeli obywatela przymiotnik „obywatelskie”, tak i pojęcie „wychowanie” wymaga daleko idących dookreśleń. O ile pokolenia kształcone na wiedzy pedagogicznej w okresu PRL-u nie miały w tamtych czasach wątpliwości – bo było wtedy możliwe tylko jedno: wychowanie socjalistyczne, to w otwartych społeczeństwach demokratycznego świata od dawna toczą się nieustanne dyskusje nad ustaleniem paradygmatu wychowania. I jak to w naukach społecznych się dzieje, występuje jednocześnie wiele różnych, często wykluczających się, paradygmatów. Nie miejsce tu na obszerne ich przedstawienie. Należy jednak zaprezentować skrajne podejścia, między którymi sytuuje się całe to zróżnicowane spektrum pojmowania wychowania.
Z jednej strony jest to wychowanie w ramach pedagogiki autorytarnej, „urabiającej”, znanej w naszym kraju właśnie z jego wersji „wychowania socjalistycznego” – ale występujące także w innych odmianach, takich jak wychowanie realizowane w państwach faszystowskich czy teokratycznych, albo też w mikroskali – w szkołach przygotowujących do niektórych zawodów czy ról społecznych (kapłana, żołnierza jednostek elitarnych, itp.).
Przeciwległym biegunem tego bipolarnego układu jest nurt tak zwanej „antypedagogiki”, która w zasadzie neguje sens istnienia zinstytucjonalizowanego systemu edukacji i samej idei oraz funkcji wychowania jako takiego. W zgodzie z tym paradygmatem nikt nie ma prawa wpływać na zachowania, postawy, systemy wartości dziecka, drugiego człowieka. Nie istnieje więc sam proces wychowania, którego istotą jest stosunek wychowawczy: wychowawca – wychowanek.
Między tymi skrajnościami mamy do wyboru rozmaite koncepcje wychowania, wyprowadzane z takich choćby nurtów pedagogiki, jak pedagogika normatywna, personalistyczna, Gestalt, radykalnego humanizmu czy pedagogika krytyczna. O jakim więc „wychowaniu obywatelskim” mówimy? Jak należałoby działać, pragnąc w praktyce podjąć się tego dzieła? Według zasady „krótko przy pysku”, czy może według sławnego „róbta co chceta”? I czy to ostatnie byłoby jeszcze wychowaniem?
Obywatelstwo – dwie godziny w tygodniu
Niezależnie od pluralistycznej oferty koncepcji teoretycznych leżących u podstaw metody oddziaływań wychowawczych, pozostaje jeszcze zróżnicowanie ze względu na formy organizacyjne realizowanego wychowania obywatelskiego. Bo może ono toczyć się w sposób naturalny, poprzez uczestnictwo dzieci i młodzieży w życiu społecznym, w formach rodzinnych, wspólnotach sąsiedzkich czy społecznościach lokalnych, ale jest też realizowane jako planowa działalność, będąca jednym z wielu elementów wychowania zinstytucjonalizowanego. Najpowszechniej występuje ono w placówkach systemu szkolnego i w instytucjach pozaszkolnych (młodzieżowe domy kultury, placówki opiekuńczo-wychowawcze).
Ze względu na zakres i znaczenie szkoły jako instytucji, w której prawie wszyscy byli, są lub będą – warto zapoznać się z aktualnie obowiązującą w polskiej szkole formułą wychowania obywatelskiego. Ale nie jest to proste zadanie. Wszystko co ma stanowić treść pracy nauczyciela jest wcześniej opisane w licznych dokumentach. Są to: podstawy programowe, standardy edukacyjne i kryteria egzaminacyjne. Wszystkie one wyznaczają nauczycielowi zadania i cele edukacyjne, wspólne dla całego systemu szkolnego. Obecnie obowiązujące podstawy programowe stawiają, przykładowo – przed szkołami ponadgimnazjalnymi, między innymi, takie oto zadania w ramach przedmiotu „wiedza o społeczeństwie”:
- Kształtowanie postaw prospołecznych
i obywatelskich, zgodnych z normami i wartościami demokratycznymi; - Sprzyjanie angażowaniu się uczniów w indywidualne i zespołowe działania na rzecz wspólnego dobra i dobra innych;
- Pomoc uczniom w rozpoznaniu i realizowaniu ich praw i powinności. Standardy postępowania wobec naruszania praw;
- Tworzenie warunków do wymiany poglądów uczniów – wysłuchiwania opinii innych i wyrażania własnego zdania.
Szerzej przedstawiłem aktualny zakres i sposób realizacji wychowania obywatelskiego w moim artykule „Wiedza o społeczeństwie w polskiej szkole”, dostępnym na portalu edukacyjnym www.gazeta.edu.pl.
Jeszcze mniej znane są zamierzenia nowej ekipy rządowej w ramach przygotowywanej reformy programowej. Przewiduje ona kontynuowanie nauczania przedmiotu „Wiedza o społeczeństwie”, proponując wspólną podstawę programową dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych.
W opublikowanym na internetowej stronie MEN projekcie można przeczytać, że gimnazjaliści w zakresie interesującego nas wychowania obywatelskiego realizować będą m.in. następujące treści nauczania, które mają doprowadzić ich do zakładanych jako cele wychowania umiejętności:
1. Być obywatelem. Uczeń:
- wyjaśnia, jak człowiek staje się obywatelem w sensie formalnym (prawo ziemi, prawo krwi, nadanie obywatelstwa, sytuacja migrantów, np. uchodźców);
- podaje przykłady uprawnień i obowiązków wynikających z posiadania polskiego obywatelstwa;
- przedstawia cechy dobrego obywatela; odwołując się do historycznych i współczesnych postaci wykazuje znaczenie postaw i cnót obywatelskich.
2. Udział obywateli w życiu publicznym. Uczeń:
- przedstawia główne podmioty życia publicznego (obywatele, zrzeszenia obywatelskie, media, politycy i partie, władza, instytucje publiczne, biznes, itp.) i pokazuje, jak współdziałają i konkurują one ze sobą w życiu publicznym;
- uzasadnia potrzebę przestrzegania zasad etycznych w życiu publicznym i podaje przykłady skutków ich łamania;
- przedstawia przykłady działania organizacji społecznych (od lokalnych stowarzyszeń do związków zawodowych i partii politycznych) i uzasadnia ich znaczenie dla obywateli; wyjaśnia, podając przykłady, jak obywatele mogą wpływać na decyzje władz na poziomie lokalnym, krajowym, europejskim i światowym;
- opracowuje – indywidualnie lub w zespole – projekt uczniowski dotyczący rozwiązania jednego z problemów społeczności szkolnej lub lokalnej i w miarę możliwości go realizuje (np. jako wolontariusz).
Nie miejsce tu ma pełną prezentację tego projektu. W części dotyczącej tylko tego przedmiotu został on zapisany w 6786 słowach z użyciem 52 413 znaków. Rodzi się pytanie: czy jest to projekt realistyczny? Czy w każdej szkole znajdą się nauczyciele przygotowani do realizacji tak określonego programu – nie tylko merytorycznie ale i mentalnie? I czy, najzwyczajniej, będą mieli wystarczająco dużo czasu, aby mieć szansę na osiągnięcie tych wszystkich zakładanych celów? I jeszcze ta najważniejsza wątpliwość: czy cała ta edukacja nie będzie się odbywała w szkole, której autorytarna struktura i mechanizmy kierowania całkowicie zaprzeczają prezentowanym na lekcjach ideom…?
Obywatel w szkole
Czy szkoła musi być instytucją autorytarną? Na to pytanie odpowiada w swej publikacji zatytułowanej „Czy możliwa jest szkoła demokratyczna? Z doświadczeń praktyka.” Krystyna Starczewska, prezes Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej, ale przede wszystkim polonistka, filozof, etyk i pedagog, twórczyni i dyrektor „Bednarskiej” – pierwszej, powstałej w Warszawie 1989 roku szkoły społecznej w Polsce: „Od czego zacząć budowanie autentycznej szkolnej demokracji? Doszliśmy do wniosku, że wszystkie wymyślone przez nas – nauczycieli – rozwiązania będą miały charakter autorytarnego przymusu…[…] Więc może należałoby zacząć […] od otwartej dyskusji na forum całej społeczności szkolnej nad przyszłym jej ustrojem? […] Zwołaliśmy więc Zgromadzenie Szkolnej Społeczności – uczniów, nauczycieli, rodziców – na którym poddaliśmy dyskusji sam pomysł stworzenia podstaw demokratycznego ustroju szkoły.„
I stworzono swoistą „szkolna republikę” z własną „Konstytucją Rzeczpospolitej Szkolnej”, która ustanawiała takie jej organy, jak Sejm Szkolny, Rada Szkoły, czyli szkolny rząd i Niezawisły Sąd Szkolny. Czy była to tylko zabawa, czy opisana struktura była tylko fasadą, za którą i tak dorośli decydowali o wszystkim – warto o tym przeczytać w IV tomie wydanej w 2008 roku pracy zbiorowej pod redakcją Marii Dudzikowej i Marii Czerepaniak-Walczak, zatytułowanej „Wychowanie – Pojęcia. Procesy. Konteksty”, gdzie znajduje się przytoczona publikacja Krystyny Starczewskiej.
Tak więc, zaiste, nie jest prostą odpowiedź na pytanie o to, jakie wychowanie obywatelskie powinien, a jakie ma szanse, odbierać młody człowiek w naszym kraju. I nie jest to tylko nasze polskie zmartwienie. Uświadomiono to sobie już wcześniej w Unii Europejskiej, która rok 2005 proklamowała Europejskim Rokiem Promowania Obywatelstwa poprzez Edukację. Opublikowano wtedy dokument „Wychowanie obywatelskie w szkołach w Europie” [Citizenship Education at School in Europe], który powstał w oparciu o wyniki obszernej diagnozy stanu wychowania obywatelskiego w 30 krajach. Opracowanie to zawiera informacje dotyczące wymiaru europejskiego w programach szkolnych, co wynika z założenia, że nie można być w pełni obywatelem zjednoczonej Europy bez pewnego zasobu wiedzy dotyczącej historii, geografii, sytuacji politycznej i społecznej w Europie.
Niestety – dokument ten został w naszym kraju prawie całkowicie przemilczany. W tym czasie naszą edukacją zarządzali politycy Ligi Polskich Rodzin: Roman Giertych i jego „prawa ręka” – Mirosław Orzechowski. Nic więc dziwnego, że polskie szkoły dopiero teraz mają szansę na dołączenie do europejskich nurtów poszukiwań nowej formuły bycia obywatelem: swego państwa i całej Unii – jednocześnie. Ważne, aby w ferworze kompleksowej reformy nie zaprzepaścić najważniejszego celu wychowania obywatelskiego: autentycznego kształtowania zachowań i postaw obywatelskich. A może tak się stać, gdy w programach nauczania priorytetem stanie się właśnie wiedza o konstytucji, państwie i prawach obywatelskich, a dla uczniów jedynym celem jej zgłębienia – jak najlepsza ocena na świadectwie, a później na maturze!
Aby tak się nie działo, szkoły winny zadbać – obok jakości przekazywanej wiedzy – także i o to, aby uczniowie, jak w owej opisanej przez Krystynę Starczewską „Bednarskiej”, mogli ćwiczyć swe republikańskie kompetencje w szkolnej codzienności. Przede wszystkim w autentycznej samorządności – tej uczniowskiej, ale i tej obejmującej całą szkolną społeczność. Tylko wtedy, gdy jeszcze w roli ucznia, poczują smak współdecydowania, ale i współodpowiedzialności za siebie, swoją klasę i szkołę, gdy przekonają się, że od nich też naprawdę coś zależy, będą potrafili i chcieli w przyszłości, w swym dorosłym życiu, być aktywnymi mieszkańcami swojej wsi, osiedla, miasta. Staną się rzeczywistymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego. Obywatelami. Obywatelami Polski i Europy.