Tomasz Sekielski prowadzi zbiórkę pieniędzy na dokument poświęcony pedofilii w polskim Kościele. Leszek Jażdżewski rozmawiał z nim o skali zjawiska i problemach, jakie niesie za sobą próba zmierzenia się z kontrowersyjnym tematem.
Leszek Jażdżewski: Dlaczego zwracasz się po pieniądze na nowy projekt filmu dokumentalnego do tzw. zwykłych Polaków?
Tomasz Sekielski: Ponieważ projekt okazał się na tyle kontrowersyjny, że żadna z dużych redakcji, z którymi rozmawiałem, nie zdecydowała się go finansować. Najwyraźniej wpływy Kościoła w Polsce – zarówno te formalne, jak i nieformalne – są zbyt duże, by znaleźli się chętni na wyłożenie pieniędzy na taki film dokumentalny.
Mamy jakąś zmowę milczenia wokół pedofilii w Kościele?
Media od czasu do czasu donoszą o schwytaniu księdza pedofila, opisują sensacyjne historie, które mają wyłącznie zszokować, do wyjątków należy cykl reportaży w „Gazecie Wyborczej”. Ja chcę zrobić coś więcej; chcę ukazać zmowę milczenia funkcjonującą od lat w Kościele katolickim, która powoduje, że ważniejsze są losy księży, którzy popełnili przestępstwo, bagatelizując to, co się dzieje z ofiarami. Trzeba wywołać wstrząs u opinii publicznej, aby Kościół został zmuszony do rozliczenia się z aktów pedofilii, a osoby, które się ich dopuściły poniosły odpowiedzialność.
Czy na tym etapie można przy braku wiarygodnych danych ze strony polskiego Kościoła jakoś oszacować liczbę takich duchownych pedofilów?
Gdyby pedofilia w polskim Kościele dotyczyła jedynie pojedynczych przypadków, to episkopat chyba nie miałby problemu z wskazaniem winnych duchownych, nawet może wypłaceniem adekwatnych odszkodowań dla ich ofiar. Tymczasem napotykamy z ich strony absolutną blokadę. Moim zdaniem, polska hierarchia duchowna ma w pamięci obraz tego, co się wydarzyło w Irlandii, gdzie nagle wybuchły liczne skandale, a powstałe komisje ujawniły wstrząsającą prawdę, a wielu ludzi od Kościoła katolickiego się odwróciło. Hierarchowie zdają sobie sprawę z tego, jak duża jest skala problemu i dlatego milczą.
Czy jest jakiś powtarzający się schemat, w jaki dochodzi do aktu pedofilii?
Z rozmów, które prowadzę wychodzi na to, że zazwyczaj księża wybierają sobie dzieci, które albo pochodzą z patologicznych rodzin, albo po prostu są zaniedbane. Dziecko jest pozostawione samo sobie i brakuje mu miłości, a duchowni pedofile bardzo dobrze to wyczuwają. Ksiądz ma szczególną relację z dzieckiem; raz, że dla dziecka jest to „namiestnik Boży”, a dwa, że ksiądz siedząc w konfesjonale może zadawać bardzo osobiste pytania i dziecko ma poczucie, że musi na nie odpowiedzieć. Tworzy to szczególną relację wspólnej tajemnicy, która z początku niewinna, może zostać wykorzystana do okropnych rzeczy.
Co się dzieje kiedy pada oskarżenie?
Najpierw zazwyczaj bliskie otoczenie nie wierzy ofierze. Potem może być różnie. Znam przypadki, w których rodzina namawiała ofiarę, by nie wychodziła z tym do ludzi. Jeśli jednak osoba skrzywdzona przez pedofila w sutannie zdecyduje się mówić o tym głośno, zazwyczaj lokalne społeczności stają po stronie księdza, szczególnie w małych miasteczkach i wsiach.
Pomimo że to rzadko jest pewnie tylko jedna ofiara.
Tak, ale jest to mechanizm na swój sposób naturalny, że mała społeczność stanie po stronie księdza. Załóżmy jednak, że ofiara wychodzi na kolejny poziom do pokonania – wtedy rozpoczynają się naciski ze strony Kościoła. Ofiary słyszą, że dla dobra Kościoła należy zostawić sprawę, ponieważ wrogowie wiary będą chcieli skandal wykorzystać by instytucję zniszczyć. Przełożeni obiecują przeniesienie księdza do zakonu, co tak naprawdę jest nie do sprawdzenia; pedofil znika i nie wiadomo, czy nadal nie pracuje z dziećmi. Później następuje najtrudniejszy etap walki, który zależy od tego jak bardzo ofiara jest zdeterminowana. Wdrażane są wtedy procedury, które trwają długo, a w trakcie których też bez przerwy te osoby są pod wpływem nacisków, aby odstąpić i nie nagłaśniać sprawy. Na przykład wysyłani są prawnicy, którzy proponują ofierze czy rodzinie symboliczne zadośćuczynienie w zamian za podpisanie zrzeczenia się jakichkolwiek roszczeń ze strony Kościoła.
Wiesz, jakie to są sumy?
5 tysięcy złotych, czasami może 10 tysięcy, ale nie więcej. To jest żadne odszkodowanie, to jest zamknięcie komuś ust. Tak to wygląda i tylko nieliczni wytrwali, którzy mają także wsparcie bliskich, docierają to tego etapu, w którym ten ksiądz zostaje ukarany. To wszystko pokazuje, że Kościół, ale też Państwo nie robią nic, żeby pomóc ofiarom.
Dużo masz rozpoznanych przypadków ofiar molestowania na tym etapie?
Jest kilkanaście ofiar, z którymi rozmawiam i ich sprawy nie zostały jeszcze załatwione. One albo walczą, albo się poddały, albo jeszcze zastanawiają się, czy rozpocząć walkę. Pewnie gdybyśmy pogrzebali, to byśmy znaleźli takie sprawy, w których w miarę szybko ukarano pedofila, jednak z rozmowy z osobami zorientowanymi w temacie, na przykład z prawnikami, którzy występują w imieniu ofiar, to za każdym razem droga jest mocno pod górkę.
Jak Kościół podchodzi do wyjaśniania przypadków pedofilii?
Kościół nie chce ujawnić swojej wewnętrznej dokumentacji z dochodzeń, co też jest skandaliczne. Są przykłady osób, które po długich przepychankach dostały pisma wewnątrzkościelne, z których wynika, że ksiądz, który ich molestował popełnił recydywę i Kościół o tym wie. Duchowni niechętnie współpracują z państwem, nie przekazują dokumentów. To jest jakby kolejna rzecz, że Kościół deklaruje walkę z pedofilią, ale jednoczenie ich wewnętrzne dokumenty z śledztw prowadzonych czy to w diecezjach, czy tych, które docierają do Watykanu nie są udostępniane.
Mówisz o ofiarach, które teraz są dorosłymi ludźmi. Co powoduje, że decydują się w końcu powiedzieć publicznie o swoich przeżyciach i w jakim stopniu uważasz – na podstawie rozmów z nimi – że to doświadczenie naznacza ich późniejsze losy?
Myślę, że musieli dojrzeć psychicznie. Decydują się na ujawnienie i wyznanie, ponieważ mają wielkie poczucie krzywdy. Mają poczucie tego, że zmuszano ich do milczenia. Dla nich to także jest proces terapii, przepracowania tego, co się wydarzyło. To są zazwyczaj osoby, które mają rozwalone życie; nie potrafią ułożyć sobie związków z partnerami, popadły w uzależnienia. Kilkoro ma za sobą próby
samobójcze.
Każdy ma jakiś inny punkt krytyczny, w którym nagle decyduje się na opowieść o traumie z dzieciństwa. Pomaga im też to, że się zmienia trochę atmosfera medialna wokół ofiar księży pedofilów. Jeszcze piętnaście lat temu wyznanie o byciu wykorzystanym przez księdza było czymś niewyobrażalnym. Dzisiaj oczywiście te osoby wciąż jeszcze spotyka ostracyzm, ale jednak media traktują je poważnie i mogą liczyć na jakieś wsparcie.
To są ludzie wychowani w duchu katolickim, dla których Kościół był ważną instytucją.
Myślę, że to są osoby mocno skrzywdzone także ze względu na to, że część z nich wciąż chodzi do kościoła i mówi że są osobami wierzącymi, jednocześnie mając olbrzymie pretensje do duchownych; że nikt ich nie przeprosi, nie przyzna, że zostali skrzywdzeni.
Teraz toczy się kilka procesów cywilnych o odszkodowania, a tym ludziom tak naprawdę nie chodzi o te pieniądze, oni chcą usłyszeć prawdę od tych, którzy odpowiadają za ich cierpienie albo ich zwierzchników. Chcą, żeby ktoś ich potraktował po ludzku. Wielu z nich ma nadzieję, że ich opowieść uratuje jakieś dziecko przed wykorzystaniem seksualnym, a ksiądz pedofil, który nadal może pracuje
gdzieś z dziećmi, zostanie powstrzymany.
Co ci księża pedofile robią dzieciom, czy możesz to opisać?
Zaczyna się zazwyczaj od niewinnych rzeczy i to idzie coraz dalej, aż dochodzi do pełnego kontaktu seksualnego. W niektórych przypadkach kończy się na masturbacji. Dla tych ofiar to był wielki szok, kiedy byli gdzieś na plebanii u księdza, a on nagle się rozbiera i mówi: „Zobacz, jak mi stoi; czy możesz go dotknąć, żeby się uspokoił”. Obrzydliwe rzeczy.
Takie sceny będą opisane w filmie?
Nie zamierzam wprowadzać autocenzury, tym bardziej, że film jest absolutnie niezależny.
Nie obawiasz się, że ludzie nie będą chcieli pójść na tak drastyczny film do kin?
Nieszczególnie. Jeśli byli chętni by obejrzeć „Botoks” Patryka Vegi, który jest hardcore’owym filmem, to na dokument w tak ważnym temacie też się na pewno znajdą. Bardziej boję się, czy znajdą się kina, które będą chciały go wyświetlać, bo zaraz przyjdzie młodzież patriotyczna i zacznie protestować pod kinami. Jestem przygotowany na wszystko, nawet na to, że za chwilę mogę być obwołany antychrystem. Póki co skupiamy się na zbiórce pieniędzy.
Ile potrzebujecie zebrać i w jakim czasie?
450 tysięcy złotych w ciągu roku. Oczywiście, im więcej zbierzemy, tym szybciej ten film będzie powstawał i w lepszej jakości. Chcemy by było to naprawdę zrobione jak najlepsze międzynarodowe dokumenty; by można było go pokazać za granicą. Liczymy na to, że uda się, by premiera była w marcu przyszłego roku i wtedy udostępnimy go za darmo na portalu youtube.
To jest wasze zobowiązanie wobec tych, którzy wpłacają pieniądze?
Tak. Nie chcemy go w ogóle komercjalizować, nikomu nie oddamy praw do filmu. Chodzi o to, żeby każdy mógł sobie ten film obejrzeć za darmo i przesłać go znajomym, aby funkcjonował bez ograniczeń w przestrzeni publicznej. To nie jest projekt komercyjny, ale oczywiście jeśli ktoś z dużych graczy medialnych chce wesprzeć nas dotacją nie mamy nic przeciwko temu.
Powiedzmy sobie szczerze: to trochę wynika z jakiejś konieczności, mówiłeś o braku zainteresowania produkcją w stacjach.
Zainteresowanie było; słyszałem, że super pomysł, ale sam rozumiesz jakie są czasy. Ale myślę, że producenci nie chcą mieć przyklejonej łatki. Jest obawa, że zrobienie takiego filmu, może się wiązać z jakimiś konsekwencjami.
Ile macie pieniędzy w tym momencie?
Deklaracji miesięcznych na patronite mamy ponad 15 tysięcy. Myślę, że przy 35-40 tysiącach miesięcznie to już byśmy byli spokojni. Te wpłaty już teraz pozwalają nam na planowanie dni zdjęciowych.
A myślisz, że to może być początek fali odwrócenia się od Kościoła na skalę amerykańską czy irlandzką?
Nie chciałbym przypisywać sobie tak ważnej roli. Może udałoby się wywołać jakieś działania poważne, które nie tylko będą przełomem w rozliczaniu się Kościoła z pedofilią, lecz także rozpoczną walkę z pedofilią w Polsce w ogóle.
Mam też takie poczucie przecierania szlaku. Postanowiłem sprawdzić, czy w Polsce jest społeczeństwo jest gotowe z własnej kieszeni finansować ambitne projekty medialne. Liczę bardzo na to, że mi się uda, ponieważ to będzie dla wszystkich innych sygnał, że powstaje platforma możliwości produkcji kompletnie niezależnej.