Żurawski vel Grajewski wykazuje, że powody rozpadu wszystkich unii były w gruncie rzeczy podobne. Za każdym razem sprawa sprowadzała się do tego, że silniejsi chcieli zdominować słabszych.
To jest książka z tezą, a ja nie lubię książek z tezą. Takich, w których autor przez cały czas opowiada na nowo tą samą historię. Ale tę książkę lubię. Nie dość, że zawarta w niej teza jest ciekawa, to jeszcze sposób jej udowodnienia elegancki, świadczący o wielkiej erudycji autora i dający wiele przyjemności z lektury.
Dowód przeprowadza dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, który jest historykiem, politologiem i publicystą sympatyzującym z prawicą. Na co dzień to ceniony przez studentów Uniwersytetu Łódzkiego wykładowca i ekspert w zakresie integracji europejskiej, posiadający doświadczenie m.in. z pracy w Parlamencie Europejskim.
Jego książka o intrygującym, biblijnym tytule „Duch pyszny poprzedza upadek: rozważania o naturze procesu rozpadu unii” jest studium procesu rozpadu wielonarodowych organizmów politycznych na pięciu przykładach historycznych i jednym zupełnie współczesnym. Część historyczna obejmuje: unię duńsko-norwesko-szwedzką, istniejącą od końca XIV do początku XVI wieku; Rzeczpospolitą Obojga Narodów; proces odłączenia się od imperium brytyjskiego jej amerykańskich kolonii; Królestwo Niderlandzkie Belgów i Holendrów z lat 1815–1830 oraz Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, powstałe po I wojnie światowej.
Przykład współczesny to oczywiście pogrążona w kryzysie gospodarczym Unia Europejska.
Żurawski vel Grajewski wykazuje, że powody rozpadu wszystkich unii były w gruncie rzeczy podobne. Za każdym razem sprawa sprowadzała się do tego, że silniejsi chcieli zdominować słabszych. To dążenie do dominacji, brak uznania podmiotowości politycznej partnerów czy wreszcie brak solidarności i odmawianie wsparcia w realizacji ich celów rozbijały związek, prowadziły do jego osłabienia i upadku. Tak w skrócie można by też zreferować główną tezę, która jest udowadniana na kartach tej książki. Oczywiście, każdy omawiany przypadek był trochę inny, różne były uwarunkowania, ale paralele historyczne są dość czytelne: centrum dominowało nad peryferiami, Robinsonowie pogardzali Piętaszkami, że przytoczę sformułowania samego autora.
Nie ukrywa on zresztą, że inspiracją do napisania pracy był „największy błąd w historii Polski”, za który uważa nieuznanie w XVII w. podmiotowości politycznej kozackiego Zaporoża i nieutworzenie Rzeczpospolitej Trojga Narodów. Książka jest zresztą dedykowana „cieniom hetmana zaporoskiego Iwana Kułahy-Petrażyćkoho, który oddał życie za Rzeczpospolitą Trojga Narodów”. W błyskotliwym eseju poświęconym sprawie ukraińskiej w okresie trwania Unii polsko-litewskiej przekonująco dowodzi, że był to grzech, za który rachunki płacimy do dzisiaj i my, i Ukraińcy.
Każdy z rozdziałów książki pisany jest stylem tyleż potoczystym, co precyzyjnym. W efekcie książkę czyta się świetnie i jest ona przeciwieństwem większości prac historycznych, nudnych cegieł, będących skomplikowaną plątaniną dat i zdarzeń, sprawiającą wrażenie, że tylko autor potrafi się w niej odnaleźć. Omawiana praca jest krótka i nieprzegadana. Może z wyjątkiem rozdziału o Królestwie Niderlandów, który zdaje się nadmiernie przeładowany historycznymi szczegółami. Bardzo ubarwiają pracę dobrze dobrane cytaty i różne historyczne ciekawostki. Choćby taka, że jeszcze w okresie powstania styczniowego w 1863 r. ochotnicy, którzy szli do walki partyzanckiej z Moskalami, robili to pod znakiem Orła Białego, litewskiej Pogoni i Michała Archanioła – symbolizujących Koronę Polską, Wielkie Księstwo Litewskie i Ruś – trzy człony Rzeczpospolitej, jakiej faktycznie nie było, ale jaka powinna istnieć.
Niektóre z nich może i mają charakter legend historycznych – jak ta o cytacie w amerykańskiej Deklaracji niepodległości wziętym z pracy Wawrzyńca Goślickiego, którego przetłumaczona na angielski książka znajduje się w bibliotece Thomasa Jeffersona – ale niewątpliwie uprzyjemniają lekturę. Polskich wątków autor wplata zresztą dużo, przypominając chociażby międzynarodowe reperkusje powstania listopadowego, które zapobiegło rosyjskiej interwencji w Belgii, tym samym pieczętując rozpad Królestwa Niderlandów.
Barwna historyczna narracja prowadzi nas do ostatniego rozdziału książki, dotyczącego obecnego kryzysu w Unii Europejskiej, który jest bodaj największym wyzwaniem w jej całej historii i wciąż nie wiadomo, jak się skończy. Może być potężnym impulsem integracyjnym, który zjednoczy Europę jeszcze bardziej, ale może też skutkować dezintegracją całej struktury, od rozpadu strefy euro począwszy. Autor z historyka przepoczwarza się w tej części pracy w politologa i to takiego z silnym publicystycznym temperamentem. Rysuje dość ciemny obraz relacji politycznych w łonie państw członkowskich Unii Europejskiej, wyraźnie jego zdaniem zdominowanych przez tandem niemiecko-francuski. Przebijające z tekstu emocje dodają lekturze rumieńców, skłaniają czytelnika do refleksji. Jeśli ktoś nie do końca zgadza się z wnioskami autora, to i tak na końcu z pokorą musi przyznać, że czas pokaże, a historia oceni, kto miał rację. Albowiem nawet nie w pełni przekonująca diagnoza dzisiejszej sytuacji w Unii nie zmienia faktu, iż istnieje taka „jednostka chorobowa” jak pokusa zdominowania mniejszych i słabszych członków unii przez większych i silniejszych. Historia pokazuje rozliczne przypadki tej choroby i jej fatalne konsekwencje. Trudno więc abstrahować od tego zagrożenia dzisiaj, kiedy od przyszłości Unii Europejskiej zależy również przyszłość naszego kraju.
Książkę można polecić tym, którzy interesują się historią i którym nie straszny jest widok przypisów u dołu strony (autor jest w końcu naukowcem), a także wszystkim chcącym lepiej zrozumieć specyfikę wyzwań stojących dzisiaj przed Unią Europejską. Jak zauważa sam autor: „Napisano już tysiące książek o procesie integracji europejskiej i tradycjach europejskiej myśli integracyjnej. Czas zatem podjąć badania nad procesami dezintegracji w dziejach naszej cywilizacji, choćby po to, by jej uniknąć, a jeśli okaże się nie do uniknięcia, by rozumnie minimalizować wynikające zeń straty”.
Siedząc właśnie we wspaniałej bibliotece Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji, potwierdzam, że jest ona pełna książek o procesach integracyjnych. O dezintegracji nie ma ani jednej.