Co sprawia, że w biegu codziennych spraw, w pogoni za kolejnym klientem, kolejnym nienapisanym tekstem, terminem zapłaty kolejnej raty kredytu lub zwrotu pożyczki, przystajesz na moment, by złapać tę krótką i ulotną często chwilę, która określa nasze „myślę, więc jestem”? Co sprawia, że masz czas na refleksję? Coraz częściej jest to chwila i coraz częściej ulotna, choć powinna być nieodłączną towarzyszką naszego życia. Sami zdecydowaliśmy, że nią nie jest. Refleksja stała się dzisiaj towarem deficytowym i co gorsza, coraz mniej poszukiwanym. Swoje życie okroiliśmy do wygodnego minimum, w którym mamy na nią czas tylko wtedy, gdy dotknie nas śmierć kogoś bliskiego lub ciężka choroba, z którą przyszło nam się zmierzyć, lub gdy nadejdą dwa, nierozerwalnie związane z naszą kulturą Święta – Boże Narodzenie i Wielkanoc. Dobre i to. Choć czy na pewno dobre?
Wiedziony ową refleksją, zaintrygowany tweetem Konrada Piaseckiego z 7 sierpnia (jestem zablokowany) o treści: „Skandynawia. Jedne z najbardziej zsekularyzowanych społeczeństw świata. Do kościoła chodzi mniej niż 5% Szwedów czy Duńczyków. Przed sklepem rower zostawia się bez zabezpieczenia. Na plaży stoi kosz z zabawkami dla wszystkich dzieci. I nic nie ginie. Jak to się dzieje?” popełniłem własnego o przesłaniu świadomie prowokującym: „Polska. Jedno z najbardziej katolickich państw na świecie. Wiarę katolicką deklaruje 90% społeczeństwa. Przed sklepem rower możesz zostawić tylko przypięty łańcuchem. Na plaży stoją kosze, ale śmieci leżą obok. Pozostawiona zabawka zaraz zginie. Jak to się dzieje?”. Publikując go na Twitterze miałem świadomość burzy, jaką wywoła, bo gdybym był kobietą, moim drugim imieniem byłaby Prowokacja. Wstyd się przyznać, ale uwielbiam prowokować. Bo tylko prowokując można zmuszać do myślenia.
W teorii jeno. Miałem nadzieję na głębsze przemyślenia twitterowiczek i twitterowiczów, zwłaszcza, że czas ku temu powinien sprzyjać. Niestety, zawiodłem się nieco. Tweet doczekał się jak dotąd ponad 130 komentarzy, które można zamknąć w trzech grupach. W pierwszej znalazły się osoby obdarzone przez naturę zmysłem autoironii i umiejętności czytania między słowami. W drugiej – znaleźli się ci, dla których owe umiejętności stanowią pewien trudny do osiągnięcia poziom. Dla nich dokonałem zamachu na wiarę katolicką, kościół i co najważniejsze – na Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. W trzeciej grupie znalazły się odpowiedzi ni z gruchy, ni z pietruchy, ujawniające prawdę objawioną: a w Ameryce biją murzynów. W kategorii drugiej znalazłem mojego ulubionego tweeta o treści następującej: „Panie Liberadzki, gdzie żeś się pan nauczył tak dobrze pisać po polsku? W Moskwie czy w Berlinie?” Cholera! Wszystko zniosę, ale przekręcania nazwiska – nigdy! Nie muszę oczywiście dodawać, że w grupie drugiej cechą wspólną jest anonimowość oraz biało-czerwona poprzedzona obowiązkową setką. Jak bardzo trzeba wątpić we własną Polskość, aby podkreślać ją takimi ikonkami? Jak bardzo trzeba być odważnym inaczej, aby w czasach rządów PiS ukrywać się pod anonimowymi nickami, do tego w większości idiotycznymi? No cóż – każde pokolenie ma swoją konspirację. Moje miało znaczącą, zwłaszcza gdy nie stało się tam, gdzie stało ZOMO.
Tak więc podniosłem rękę na trzy świętości, dla każdego prawdziwego Polaka nienaruszalne: na wiarę katolicką, kościół i Polskę, wolną od lesb, pedałów, lewaków i ciapatych. Wśród prawdziwych Polaków istnieje też pogląd, że lesby mogłyby być, bo fajnie się na nie patrzy. Ale pedalstwo, ciapactwo i lewactwo – wypad stąd! W imię miłosierdzia bożego, o którym w tych dniach usłyszymy nie raz. Bo Polska musi być katolicka i czysta bez niepasujących tu elementów. Żadnych inaczej myślących, żadnych dewiacji i żadnych przyjezdnych. Wszyscy mają (mamy) cechę wspólną – jesteśmy obcy. Nie masz polskiej flagi w portfolio? Jesteś agentem obcych mocarstw. Masz inne poglądy, często nawet konserwatywne? Jesteś lewak. Sprzyjasz ludziom o odmiennych skłonnościach seksualnych? Jesteś pedałem, lub lesbą, jak tamte i tamci. Jesteś polskim Turkiem i rozmawiasz w swoim ojczystym języku? Morda obita. Wszystko w imię miłości do bliźniego, o której w nadchodzącym czasie usłyszymy nie raz.
A może podniosłem rękę na zupełnie coś innego? Może wydałem swoim tweetem wojnę stereotypom tak bardzo powszechnym w dzisiejszym otaczającym nas świecie? Może między słowami ukryłem przekaz, że są i tutaj, w Polsce, miejsca, gdzie możesz zostawić otwarty dom i bramę na posesję? Może ukryłem myśl, że 90% katolików w Polsce, to mit i że przecież nie każdy katolik to diabeł wcielony? Że przecież wśród ateistów znajdą się potwory? Może po prostu napisałem tylko tyle, że nie jesteśmy idealni i że każdy z nas może mieć coś na sumieniu, choćby nawet nieumyślnie? Czy taką refleksją można obdarować siebie tylko podczas wspomnianych wcześniej okoliczności? Może, jako naród, zupełnie zatraciliśmy zdolność do refleksyjnego myślenia?
Kilka lat temu daliśmy, my obywatele wolnej Polski, o którą my i nasi przodkowie biliśmy się w sumie półtora wieku z okładem, przyzwolenie jednemu człowiekowi, aby nas podzielił. Jako naród posłuchaliśmy jego niezdrowych myśli i przedłożyliśmy je nad zdrowy rozum. Pozwoliliśmy mu, aby zasnął. A gdy śpi, budzą się demony. Jako naród pozwoliliśmy na to całkowicie bezwolnie. Człowiek ten pojął wtedy, że może iść jeszcze dalej. I poszedł, całkowicie za zgodą nas, narodu. Dziś jesteśmy podzieleni Rowem Mariańskim na własne życzenie. Jak długo będziemy tkwić w tym podzielonym świecie, zależy wyłącznie od nas. Nikt tego nie naprawi za nas. Żaden kolejny polityk-zbawca. Przemiana musi się zacząć w nas, konkretniej zaś, w naszych umysłach. Polska jest dzisiaj chorym członkiem szerszej wspólnoty. Wspólnoty kultury, historii, oświeceniowych myśli i romantycznych uniesień. Pozwoliliśmy, jako naród, aby jeden człowiek przy pomocy garstki pomocników uczynił z nas nienawidzących się wzajemnie ludzi, obywateli tego samego, jednego państwa. Uwierzyliśmy, że efektem naszej blisko 25-letniej pracy są tylko same ruiny, a część z nas, obdarzona światłymi umysłami, uwierzyła też, że można bez końca i bez żadnych problemów rozdawać pieniądze, bo przecież państwo nie może być bankrutem. Ileż to razy z wyższością godną lepszej sprawy, tłumaczono mi, że państwo nie musi swoich długów płacić. Pozwoliliśmy na to wszystko w pełni świadomie.
Nie będę dziś pisał o receptach i pomysłach, jak pokonać tę władzę, która nie ma dnia, aby nie kłamała, a każde słowo wypowiedziane przez któregokolwiek jej przedstawiciela, to konfabulacja, najłagodniej mówiąc. Nie będę pisał, jak ten niszczący dla Polski układ pokonać w uczciwiej, honorowej walce, jak drzewiej bywało wśród rycerstwa. Dziś nie napiszę tego, co powtarzam od miesięcy, że tylko jednością można tę bitwę wygrać. Dziś napiszę jedno: dajmy szansę refleksji, niech będzie u nas częstszym gościem.
Czego sobie i Państwu życzę w te bożonarodzeniowe Święta, tak bardzo Polskie.
Wigilia Bożego Narodzenia, 2018.
