Wiosną tego roku w Internecie powstał oddolny ruch ośmiu gwiazd. Odkryty przez mainstream zaraz przed wyborami prezydenckimi, od początku był efektem rosnącej frustracji rządami PiS. Co się kryje pod tymi gwiazdkami pozostało niewypowiedziane – choć było szeroko zrozumiałe. Jednak to niedopowiedzenie pozostawało dużą siłą nowopowstałego ruchu na wielu poziomach.
Po pierwsze pozostawia rozszyfrowanie sloganu przeciwnikowi – bo bez tego rozszyfrowania nie sposób się oburzyć. A i po rozszyfrowaniu oburzenie wygląda co najmniej dziwnie – w końcu oburzający sam się obraził. W końcu nie ma żadnego dowodu co tak naprawdę kryje się za gwiazdkami. Oczywiście nie przeszkodziło to prawicy oraz co bardziej świętoszkowatym przedstawicielom opozycji oburzyć się na tak niekulturalne zachowanie.
Tyle tylko, że posłużenie się gwiazdkami było właśnie przejawem wielkiego wysiłku by tę kulturę zachować. Ludzie od lat obrażani, dehumanizowani i opluwani przez przedstawicieli naczelnych władz i partii po prostu dają znać, że już mają dość. Ale nie odpowiadają pięknym za nadobne. Za to pokazują, że są pewne granice, których (jeszcze) nie są skłonni przekroczyć. Nie zniżą się do poziomu przeciwnika.
Ta otoczka dobrych manier prysła. Kolejne oplucie znaczącej części społeczeństwa – i to nie tylko werbalne, ale o realnych dramatycznych konsekwencjach, przebrało miarę goryczy. Zupełnie bezgwiazdkowe „jebać PiS” oraz „wypierdalać” stało się hasłem trwających masowych protestów. Oczywiście tradycyjne załamywanie rąk nad kulturą słowa dało się zaobserwować po obu stronach – bo to przecież kultura słowa jest najważniejsza w momencie kiedy skazuje się kobiety na tortury…
Ale jednak szkoda. Upadek ruchu ośmiu gwiazd to oznaka, że jesteśmy w symetrycznej i bezpardonowej wojnie. Szanse na zażegnanie konfliktu czy pojednanie narodowe prysły i wszelkie chwyty są teraz dozwolone. A o to chodzi słabnącemu Kaczyńskiemu. Jego rząd okazał się sprawny tylko w czasach świetnej koniunktury. W czasach kryzysu okazał się kompletnie niekompetentny i dla tego Kaczyński postanowił podpalić kraj. To, że zrobił to w czasie pandemii kupi mu miejsce w historii wśród największych zdrajców narodu. Wzywając swoich zwolenników do agresji w telewizyjnym orędziu wyraźnie pokazał, że upatruje ratunku w prowokacjach i fizycznym konflikcie. Konflikcie, który może się skończyć rozlewem krwi – a właściwie jeśli poczytać doniesienia ta krew już się leje. I spada w całości na sumienie Kaczyńskiego. Miejmy nadzieję, że osądzi go nie tylko historia.
