Wychowałem się na Biblii i na wielu innych księgach. Siedemdziesiąt lat spędzonych nad ich wielką ilością to czas, który potrafi utrwalić w człowieku uzależnienie, szacunek i metafizyczny lęk przed potęgą druku. A przecież nie ma w tym żadnej metafizyki. To tylko sprawa przytłaczającej przewagi milionów autorów i milionów czytelników nad moją jednostkową „trzciną na wietrze” przerażoną ogromem świata zakodowanym w księgach. Mam swoje ukochane, jak dzieła Szekspira, czy Doktor Faustus, wiersze Herberta, powieści Dostojewskiego, a ostatnio Tokarczuk.
Ale oczywiście księgą ksiąg zawsze była Biblia. Jej piękno jest dla każdego czytającego niepodważalne. Studiuję ją pół wieku i wciąż jestem w ciemnym lesie jej opowieści i tysięcy komentarzy mędrców na temat tego lasu i jego zawiłych ścieżek. To, że podważam sens metafizycznych urojeń i wyrażam swoje obrzydzenie wobec niekończącego się oszukiwania ludzi, że istnieje świat nadprzyrodzony, na co liczni bajkopisarze mają rzekomo niepodważalne dowody i świadectwa, nie znaczy, że deprecjonuję księgę, w której oprócz licznych kłamstw można odnaleźć słowa otuchy, prawdy i dowodów na wielkość człowieka.
Stary i Nowy Testament pełne są mądrości, które warto kultywować i przekazywać swoim dzieciom, żeby wyrosły na przyzwoitych ludzi. Wielką w tym rolę odegrały kościoły protestanckie, tak tępione przez ciemny imperialny katolicyzm zbudowany przez rzymskich cesarzy i ich wiernych biskupów. Rzeź i stosy, jakie towarzyszyły krucjatom religijnym w samej Europie i na całym świecie, powinny stać się dla każdego myślącego człowieka ostrzeżeniem przed totalitarną władzą kleru z nieomylnym papieżem na szczycie. A jednak wciąż ta hierarchia ma swoich wielbicieli, bo tłumy nie chcą czytać Biblii, tylko chcą dostać gotowe formułki i wskazówki jak uprawiać codzienne obyczaje w swoim skromnym życiu.
Nawet słowa Jezusa, tak przecież kochanego i czczonego przez wiernych, są dla nich bardziej wiarygodne, kiedy przekaże je podobny do nich samych prosty ksiądz z ambony, niż mieliby się zagłębiać w pełne sprzeczności relacje Ewangelistów. Księga stoi więc w wielu domach nawet w mojej Ojczyźnie na honorowej półce, ale czytana jest rzadko i wybiórczo. Żydom czyta ją co tydzień głowa rodziny przy szabasie, ale też przeważnie te same akceptowane przez rabinów fragmenty. W kościołach protestanckich namawia się do czytania jak największej ilości ksiąg biblijnych, ale ich ilość jest tak wielka, że życia nie starczy by przeczytać je od deski do deski i uzupełnić komentarzami, bez których połowa tych ksiąg jest dla laika kompletnie niezrozumiała.
A jak wiele ich zakłamały tradycyjne interpretacje, pokazuje najbardziej drastyczny przykład, jakim jest Pieśń nad pieśniami. Ta przepiękna oda do miłości, zmysłowej i głęboko ludzkiej, podawana jest wierzącym jako opowieść o relacji pomiędzy Chrystusem i jego oblubienicą Kościołem, co na wielu lekcjach religii wywołuje wśród młodzieży ironiczne uśmiechy. Przypisuje się jej autorstwo jednemu z największych lubieżników epoki, królowi Salomonowi, któremu tysiąc żon nie przeszkodziło rozkochać się w tej jednej i uczcić ją nieśmiertelną pieśnią. Jego ojciec być może był faktycznym autorem najwspanialszego cyklu modlitw w „Psałterzu Dawidowym”, ale jego piękno w polskim języku pokazał Kochanowski, a w Biblii znajdujemy dalekie od humanistycznych namiętności tłumaczenia surowych katechetów. To księga pełna tajemnic, wzniosłych prawd i przyziemnych, okrutnych opowieści. Można ją czytać jak wielką literaturę nierównej jakości, ale kiedy traktuje się każde jej słowo, jako natchnione przez Boga, można w tego Boga dramatycznie zwątpić.
Autor zdjęcia: Sixteen Miles Out
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
