Platon, żyjąc wśród wielkich greckich filozofów przyrody, obwieścił nagle, że to co widzimy, to tylko cienie na ścianie jaskini, a prawdziwa rzeczywistość jest za naszymi plecami przed wejściem do nory, w której jesteśmy uwięzieni. Jak to chwyciło!
Zaczęła się trwająca dwadzieścia siedem wieków praca „naukowego” uzasadniania istnienia świata nadprzyrodzonego. To, co było pierwotną potrzebą człowieka przerażonego ogromem nieba, błyskawicami i niepojętą, nieubłaganą śmiercią, tą potrzebą przekutą w wiarę w bogów, a potem w życie wieczne, znalazło potężnych orędowników. Już nie tylko szamani i kapłani, ale poeci, natchnieni przywódcy ludzkości, wreszcie mędrcy z filozofami na czele trąbili o wyższym od naszego realnego świecie, gdzie panują inne zasady, niż w fizyce i chemii.
Szczęśliwy raj bytowania bez chorób, bólu, śmierci i grawitacji został opisany w milionach książek. To, że istnieje świat idei, nie tylko niezależny od świata materialnego, ale wręcz wyższy i doskonalszy, jest pomysłem absurdalnym, nigdy nie potwierdzonym przez żadne doświadczenie. A jednak został on przyjęty jako genialne i zbawienne odkrycie. To tam przebywają rzekomo prawdziwe byty, a w świecie rodzą się dzięki nim ich kopie i niezdarne podróby.
Dopóki to dotyczy stołu, czy innych przedmiotów, łatwo takie dyrdymały opowiadać. Chociaż wystarczy się zastanowić, żeby zrozumieć, że nie ma żadnej idei stołu, tylko zawsze pojawia się w myśleniu o niej jakiś konkretny stół. Jednak groza panoszy się, kiedy zaczynamy wierzyć, że gdzieś „w innym wymiarze” istnieje świat nadprzyrodzony, niematerialny, wolny od praw przyrody. Tu pole do fantazjowania otwiera się tak szeroko, że wielu odrzuca rozum i woli zatracić się w ideach, niż tkwić w „nudnym” świecie realnym.
Grozą wieje dlatego, że dowolność różnych teorii, praw i przekonań nie podlega żadnej weryfikacji i każdy może sobie pleść ile dusza zapragnie. Właśnie ta „dusza” stała się żelaznym argumentem i filarem świata idei. Nikt jej nigdy nie zbadał empirycznie, ale przecież wiara, że istnieje w człowieku, że jest nieśmiertelna i że to ona jest nośnikiem naszych uczuć i wartości jest tak silna, że miliony ludzi są gotowe w jej obronie poświęcić „nudne” zwierzęce ciało i zakończyć jego biologiczny żywot, bo przecież dusza wtedy będzie żyć dalej i dozna prawdziwej szczęśliwości. Dla jednych to szczęśliwość w otoczeniu rajskich hurys, dla innych wzniosła obecność samego Boga, którego oglądać będą sprawiedliwi, a inni będą cierpieć w piekle z tęsknoty za obcowaniem z bóstwem, od którego zostali odtrąceni za grzechy, jak na przykład za kopulowanie bez kościelnego ślubu.
Różne religie opatentowały różne przepisy na życie godne i wieczne, a pokolenia kapłanów pracują od tysięcy lat nad utrwaleniem posłuszeństwa wobec ich recept i wyjaśniania czego Bóg, który sam się nie raczy odzywać, oczekuje od nas. Ten porządek funkcjonuje tak imponująco, ponieważ niewielu tylko ma odwagę zadawać pytania o istotę i genezę jakiejś idei, która funkcjonuje wśród ludzi od niepamiętnych czasów.
Skoro jakaś idea istnieje w naszych opowieściach, pomnikach, katedrach i naukach, jakim poddawane jest każde dziecko, to widocznie byt tej idei jest równy bytom materialnym i trzeba ją traktować jako „oczywistą oczywistość”, jak w mojej Ojczyźnie mawia klasyk wmawiania swoich urojeń i fantazji na zdumiewająco powszechną skalę. Siła perswazji staje się w takich wypadkach ważniejsza od prawdy, którą można manipulować dowolnie, jak to czynią wszyscy zręczni fantaści, dopóki ich nie zweryfikuje ktoś mądrzejszy i bardziej uczciwy w myśleniu, tak jak Arystoteles zweryfikował swojego mistrza Platona.
Autor zdjęcia: Greg Rakozy
