Ostatnie dni są jak trzęsienie ziemi dla polskiej demokracji. Ujawniły ukryte pokłady energii i przywiązania do wolności drzemiące w młodym pokoleniu. Zniszczyły też kilka tabu. Można powiedzieć, że to silne wstrząsy poprzedzające ponowną erupcję wulkanu nowoczesności. Widać, że już nic nie zatrzyma Polski na drodze ku nowoczesności. Ani PiS ani Kościół katolicki. To jedynie kwestia nieuchronnej wymiany pokoleniowej.
Czy zatem Polska zmieni się już jutro? Raczej nie, prawdopodobnie PiS będzie sprawował władzę przez kolejne 3 lata. Choć nie można wykluczyć wcześniejszego rozpadu sejmowej większości i upadku gabinetu, to jest to scenariusz mało prawdopodobny. Polityka Partii Kaczyńskiego w następnych latach przybliży Polskę do wyprowadzenia z Unii Europejskiej, wyrządzając jeszcze bardzo wiele innych szkód. Zapewne kompromitacją okaże się zarówno polityka gospodarcza rządu, jak i walka z pandemią. Upartyjnienie sądów i prokuratury sięgnie zenitu. Urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, z poważnej instytucji zaufania publicznego, stanie się groteską, taką jaką już dziś jest urząd, Rzecznika Praw Dziecka. PiS osłabi uczelnie wyższe i szkoły. Zaatakowane zostaną wolne media.
Działania partii rządzącej są jak postępująca choroba polskiej demokracji. Jest to przygnębiająca diagnoza, na szczęście już wiemy, że pacjent nie tylko przeżyje, ale odrodzi się silniejszy i bardziej odporny. Światełko w tunelu, które pojawiło się w czasie kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego, w minionym tygodniu znów rozbłysło. Koniec kontr-rewolucji przeciwko postępowi i nowoczesności jest nieuchronny, a wprowadzenie demokratycznego oraz świeckiego państwa będzie szybsze i bardziej radykalne, niż można się było spodziewać jeszcze tydzień temu. Co się zatem zmieniło.
Spotkały się dwie fale, pierwsza globalizmu i młodości z drugą prowincjonalizmu i tradycjonalizmu. Dziś widzimy, że Kaczyński nie tylko niweczy osiągnięcia polskiej transformacji po 1989 roku, ale chce też przekreślić jeden z nielicznych pozytywnych spadków po PRL, czyli wzmocnienie faktycznego równouprawnienia kobiet. W swojej paranoi buduje Rzeczpospolitą w wersji patriarchalnego państwa wyznaniowego, odrzucającego zdobycze współczesnego świata. Dlatego zamach na kompromis w sprawie aborcji był tylko kwestią czasu.
Trudno o lepszy przykład uprzedmiotowienia kobiety jak pozbawienie jej prawa do decydowania o samej sobie. W tej sprawie nie tyle chodzi o samą walkę Kościóła katolickiego o ochronę życia poczętego, co o symboliczną rolę i miejsce kobiety w społeczeństwie. PiS widzi ją w domu przy dzieciach w pełni zależną od mężczyzny, co powtarzają na wiele sposobów kolejni ministrowie i politycy. Polska już nie jako Węgry, ale raczej Iran Europy jest niewypowiedzianym głośno marzeniem Kaczyńskiego.
Partia rządząca wybrała zdawałoby się idealny moment na podjęcie kolejnego kroku w procesie odwracania biegu historii „zaprogramowanej” przy Okrągłym Stole. Kaczyński, pewny poparcia społecznego, które uzyskał odnosząc kolejne zwycięstwo w ostatnich wyborach, czuł się tym bardziej bezkarny i bezpieczny im bardziej zagubieni i przestraszeni wydawali się być Polacy i Polki w obliczu pandemii. Najwyraźniej przeoczył albo nie docenił wzrostu zainteresowania młodych polityką, które ujawniło się podczas ostatniej kampanii prezydenckiej. To dlatego nie spodziewał się takiej reakcji. Nie teraz. Rozwój wydarzeń całkowicie go zaskoczył, i długo nie wygrzebie się z defensywy.
Międzypokoleniowy rozjazd
To, że młodzi odrzucają całą klasę polityczną, nie tylko PiS, ale również PO sprzyjało, żeby młodych nie doceniać jako realnej siły w obecnym teatrze politycznym. Założono, że polityka mówi językiem niezrozumiałym dla młodego pokolenia, o sprawach które go nie dotyczą. Tu właśnie partia rządząca popełniła kardynalny błąd, bo brak możliwości przerwania ciąży jest problemem, który rozumie każda kobieta, ponieważ dotyczy jej ciała i życia. Po drugie PiS nie dostrzegł, że w ostatnich latach przerwała się sztafeta pokoleń, w której to babki, matki, dziadkowie i ojcowie formowali kolejne pokolenia na swoją modłę.
Dziś młodzi ludzie wychowywani są w większym stopniu przez YouTube’a i Tik Tok’a, niż przez rozmowy przy rodzinnym stole. Ten proces oddalania się pokoleń w ostatnich latach w Polsce przyspieszył. Dlatego, że z jednej strony PiS wycofuje Polskę, a przynajmniej tę część, która ogląda TVP, w bezpieczny dla siebie obszar tradycji katolickiej i języka polskiego, a z drugiej strony przyspiesza globalizacja w mediach społecznościowych i na platformach streamingowych. Przepaść rośnie. Młode pokolenie słucha tej samej muzyki, tańczy do tego samego rytmu, ogląda te same seriale i śmieje się z tych samych dowcipów, co rówieśnicy na całym świecie. Natomiast starsze pokolenia niewiele wiedzą o istnieniu tego świata. Amerykański Facebook wymaga przynajmniej rozumienia języka, ale chiński Tik Tok, bazuje na języku uniwersalnym. Video, filtry, nakładki, grafiki memy. Niekoniecznie trzeba rozumieć co mówi lub śpiewa gwiazda Tik Tok’a, bo z kontekstu można się domyślać o co chodzi.
Starsze pokolenia tracą wpływ na swoje dzieci i wnuki w przyspieszonym tempie, a one rzeczywiście nie interesują się polityką. Stary świat nudnego i bezproduktywnego sporu dwóch plemion nie ma im nic do zaoferowania. Dlatego pozwalają by o losach kraju decydowali emeryci ze wsi i małych miast razem ze swoimi proboszczami. Taka sytuacja sprzyjała partii Kaczyńskiego. Młode pokolenie odwrócone plecami od sceny politycznej, nie do końca świadomie dawało przyzwolenie na niszczenie polskiej demokracji. Gdyby nie granat rzucony przez Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej, tak mogło być dalej. Wyrok TK „kopnął” wszystkie młode kobiety w przenośni, ale odczuły to dosłownie. Nic dziwnego, że na znak sprzeciwu skrzyknęły na Tik Toku.
Tu warto wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy, której politycy nie rozumieją. Sądząc po orędziu marszałka Grodzkiego nie rozumie tego również wielu polityków opozycji, Otóż zmienia się wzorzec męskości. W globalnym pokoleniu mężczyzna i kobieta są partnerami.. On solidarnie nie pije gdy jego partnerka jest w ciąży, robi zakupy i sprząta, a gdy dziecko się urodzi wychodzi z nim na spacer i wstaje w nocy żeby je przewinąć. Jeszcze zanim oboje wejdą w trwały związek coraz częściej taki wzorzec akceptują i uważają za nowoczesny. Dlatego gdy orzeczenie TK zaatakowało wolność kobiet, młodzi mężczyźni solidarnie poczuli, że muszą przyłączyć się do walki.
Dodatkowo nie bez znaczenia jest fakt, że zamknięte są uczelnie i puby, a wieczory są jeszcze dość ciepłe. Młodzi ludzie łakną kontaktu z rówieśnikami, a demonstracje są idealną szansą, żeby się spotkać. Niech chcę deprecjonować istoty protestu, bo jest ona dla młodych najważniejsza, ale warunki do jego rozwoju są bardzo sprzyjające. Na pewno część młodych ludzi dołącza na demonstrację dla towarzystwa. Przychodzą na spotkanie towarzyskie, a wychodzą jako świadome obywatelki i obywatele. W ostatnim tygodniu pokolenie nastolatków i 20 latków przeżyło inicjację obywatelską na niespotykaną od 30 lat skalę. Moje pokolenie doświadczyło jej w roku 1989, a pokolenie starsze w 80 i 81.
Do tego dochodzi atrakcyjność ikonografii tych demonstracji. 8 gwiazdek, hasła na kartonach, rappy na Youtube. #Strajkkobiet stał się modny i modny pozostanie. Największe influencerki na w mediach społecznościowych mają około miliona followersów. Te najpopularniejsze na Tik Tok’u mają po kilka milionów obserwujących, a niemal każda z nich ma dziś czerwoną błyskawicę narysowaną na dłoni albo na poliku. Strajk kobiet wszedł do popkultury przebojem. Obrona konstytucji czy Sądu Najwyższego wzbudzała zainteresowanie nielicznych, Strajk Kobiet przykuł uwagę wszystkich. To tak jakby porównać ambitną sztukę teatralną z koncertem wielkiej gwiazdy popu. Strajk kobiet stał się gwiazdą pop. PiS nie był na to przygotowany.
Strajk Kobiet jest też jak wehikuł czasu i czasów, który po pierwsze pokazał jak będzie wyglądała Polska w przyszłości. Po drugie ujawnił prawdziwe oblicze współczesnej Polski, a po trzecie, może najważniejsze, zmienił teraźniejszość. Zmienił, bo właśnie zafundował wspólne przeżycie pokoleniowe młodym. Młodzież już nie jest taka sama jak tydzień temu. Cytując przypomnianą przy protestach białoruskich pieśń Kaczmarskiego “(…) zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas i z pieśnią, że już blisko świt, szli ulicami miast (…)”. Ma to poważne i pozytywne konsekwencje dla polskiej przyszłości.
Koniec kompromisu, koniec konkordatu
Pierwszym skutkiem jest koniec kompromisu dotyczącego prawa regulującego możliwość dokonania aborcji. Ktoś może argumentować, że kompromis w sprawie ustawy aborcyjnej skończył się w dniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Wtedy się jednak jeszcze nie skończył ponieważ, można było sobie wyobrazić powrót do niego. Dziś widać, że jeśli stan prawny wróci do punktu wyjścia będzie to chwiejna równowaga. Kompromis w tej sprawie miał szansę stać się elementem polskiej tradycji prawnej tak jak elementem powszechnie uznawanej tradycji społecznej są Święta Bożego Narodzenia, które obchodzą nie tylko wierzący ale również niewierzący. Oczywiście w miarę unowocześniania się Polski ten przepis byłby coraz luźniej stosowany. Z jednej strony lekarze łatwiej wyrażaliby zgodę na przerwanie ciąży w odpowiednio wczesnym okresie i nikt by tego nie ścigał. Z drugiej w miarę postępu medycyny, bogacenia się społeczeństwa i coraz większej dostępności do antykoncepcji , takich zabiegów byłoby coraz mniej. Tak się jednak nie stanie. Kompromis jest już jak zombie, może pociągnie jeszcze parę lat, bądź dłużej, ale nie będzie trwały. Zamach na wolność kobiet wywołał rewolucyjną falę nowoczesności.
Dziś większość zaangażowanych w protesty kobiet już nie chce słyszeć słowa „kompromis”. Z czasem odwróci się od niego również milcząca większość. Nawet jeśli rząd ze strachu przed protestami ulicznymi, a opozycja w trosce o sondaże , w których większość Polek i Polaków jest przeciwna liberalizacji prawa aborcyjnego, uzgodnią powrót kompromisu, nie potrwa on długo. Protestujące kobiety i młodzi mają w tej sprawie do powiedzenia jedno słowo, które chętnie skandują podczas manifestacji. Polska w ciągu najbliższych kilku, maksymalnie kilkunastu lat, będzie miała liberalne prawo regulujące możliwość przerwania ciąży we wczesnym okresie. To drugie, po daniu młodym przeżycia pokoleniowego, osiągnięcie Jarosława Kaczyńskiego na rzecz polskiej nowoczesności. Ale jest jeszcze jedno.
Koniec tabu, że Kościół katolicki jest nietykalny. Do niedawna cały czas istniała szansa na zgodę narodową wokół tezy, że Kościół jako element historycznej tradycji pozostanie terytorium akceptowanym przez wszystkich istotnych graczy społecznych i politycznych. Oczywiście nie było i nie ma zgody nowoczesnej części społeczeństwa na ingerencję Kościoła w politykę, na kompletny brak przejrzystości finansów kościelnych, ani na religię w szkołach. Nie było zgody na zamiatanie pedofilii pod dywan zakrystii. Niemniej jednak, również na lewicy, przeważał elementarny szacunek dla istnienia Kościoła katolickiego w Polsce i jego potencjalnie istotnej oraz pozytywnej roli społecznej. Kościół tego najwyraźniej nie rozumiał albo nie docenił, bo zdecydował się na tę szarżę prawną rękoma swoich tyleż posłusznych co krótkowzrocznych, lub wręcz ślepych wyznawców. Reakcją na to było zupełnie niepotrzebne wejście w przestrzeń kościoła z pokojowym protestem. Był to prezent od protestujących dla rządowej propagandy, która teraz może w TVP ciągle doklejać strajkowi kobiet gębę finansowanych przez samego szatana terrorystek atakujących kościoły.
Warto się tu na moment zatrzymać. Za zasłoną dymu propagandowych fajerwerków, wystrzeliwanych przez zacierającą ręce prawicę, kryje się głębsza prawda i zapowiedź nowych czasów. Okazuje się, że można wejść do kościoła, by pokojowo przedstawiać własne poglądy. Świat się nie skończył, gromy z nieba nie spadły. Choć wizerunkowo protesty płacą dziś za ten czyn wysoką cenę, to długofalowy efekt może być pozytywny – przerwane zostało tabu. Skoro kościół wychodzi poza swoje mury i uważa, że może poprzez swoich polityków w parlamencie, poprzez swoich katechetów w szkołach i redaktorów w niegdyś publicznych, a teraz rządowych mediach, mówić i decydować jak mają żyć Polki, Polacy, dzieci i rodziny; skoro Kościół może mówić kobietom, co mogą, a czego nie mogą zrobić ze swoim ciałem; skoro nieproszony brutalnie wkracza w naszą przestrzeń publiczną i prywatną, to my również, wolni obywatele mamy prawo do wejścia w przestrzeń Kościoła. Mamy prawo do powiedzenia w kościele co o tym myślimy. Sam uważam, że tego robić nie należy. Wystarczy stanąć przed kościołem. Trzeba uszanować przestrzeń modlitwy. Episkopat i Jarosław Kaczyński zrobili jednak dużo, by w przyszłości nietykalność Kościoła została zakwestionowana.
W zeszłym tygodniu osłabł symboliczny próg chroniący wejście do Kościoła. Narodowcy i kibole broniący świątyń przed atakami, których nie było i nie będzie, nie obronią Kościoła przed nieuchronną zmianą społeczną, która następuje. Jaskółki tych przemian właśnie widzimy. Przyspieszona laicyzacja Polski jest faktem, a w ostatnim tygodniu Jarosław Kaczyński, chcąc uczynić z naszego kraju, de facto państwo wyznaniowe, nadał jej nowego impetu. Kościół stanie się jedną z ważnych, ale nie wyjętych spod prawa, instytucji pozarządowych. Będzie miał bardzo wiele pożytecznych i potrzebnych misji. W ich ramach będzie mógł liczyć na wsparcie publiczne, ale na równych i proporcjonalnych zasadach i w zgodzie z prawem obowiązującym dla wszystkich. W ostatnich dniach nie skończył się jedynie kompromis, wyczerpał się również konkordat.
W tym miejscu warto podkreślić, że konflikt “za życiem” czy “przeciw życiu”, jest manipulacją kościelnej narracji. Przecież protestujące kobiety i mężczyźni, są za życiem. Większość z nich uważa przerwanie ciąży za ostateczne i tragiczne wydarzenie. Są za przyznaniem kobietom pełnych praw, bo właśnie opowiadają się za życiem i za rodziną. Cierpienia i nieszczęścia wywołane podziemiem aborcyjnym będą wielkim społecznym problemem. Hierarchia kościelna, w swojej hipokryzji, doskonale wie, że nie da się skutecznie zakazać przerywania ciąży. Tak naprawdę Kościół jest zainteresowany podkreśleniem własnej dominacji w przestrzeni publicznej poprzez narzucenie wszystkim własnej woli. Reakcja społeczna dobitnie pokazuje, że nadszedł kres uprzywilejowanej pozycji Kościoła. Biskupi zaryzykowali test, który będzie ich drogo kosztował.
Koniec konwenansów
Dużo jak na jeden tydzień, ale jeszcze nie wszystko. W ostatnich dniach protestujący, podobnie jak do tej pory partia rządząca, odrzucili dialog na rzecz konfrontacji. PiSowi nigdy nie chodziło o wymianę poglądów i porozumienie w imię zasad panujących w liberalnej demokracji. Słowo „dialog” służyło im tylko do zamykania nam ust, żebyśmy się nim udławili jak za dużą łyżką owsianki.
PiS był bezkarny jak osiłek z kijem bejsbolowym w autobusie. Wymachuje, wybija szyby i grozi pasażerom, niektórych poturbuje, ale jeśli ktoś zwróci się do niego podniesionym głosem to natychmiast odparowuje:
-“Grzeczniej proszę! Proszę na mnie nie podnosić głosu”.
Co my na to, demokraci?
–“Tak oczywiście grzecznie, ma Pan rację. Bardzo Pana przepraszamy. Proszę nam wybaczyć śmiałość, ale czy byłby Pan łaskaw, jednak, może rozważyć zaprzestanie wymachiwania tym kijem? Może jednak Trybunał Konstytucyjny to jest nasze wspólne dobro? Może Panu też się kiedyś przyda niezależny Trybunał? Może Sąd Najwyższy też mógłby zostać? Nie warto go tak tym kijem bejsbolowym niszczyć. Co Pan na to?”
Wtedy oczywiście PiS wytacza swoje demagogiczne argumenty, że nic takiego nie robi, nie ma kija bejsbolowego w ręku, ani tym bardziej tym kijem nie wymachuje. Nic nie niszczy przeciwnie buduje, a autobus jest coraz bardziej nowoczesny, za chwilę będzie nawet elektryczny.
“Mamy dość” – zakrzyknięte przez Rafała Trzaskowiego i podchwycone przez ludzi, nie oznaczało tylko “mamy dość rządów PiS”, ale oznaczało też “mamy dość bierności, mamy dość nie odpowiadania pięknym za nadobne”. Partia Kaczyńskiego tego jednak nie zrozumiała. Rząd do krytyki był przyzwyczajony, ale zmiany taktyki się nie spodziewał. W polityce słowa są kluczowe, bo to one kształtują narrację, a w konsekwencji postawy. W polityce słowa stają się ciałem. Kampania prezydencka ukazała rosnącą potrzebę liberalnego elektoratu, aby dotychczasowa narracja opozycji uległa zmianie. “Mamy dość” było wykrzyczane tyleż do PiS, co do liderów opozycji. W ten nastrój idealnie wpisał się Strajk Kobiet.
Gdy prawicowi intelektualiści, publicyści i inni kibice PiSu zobaczyli demonstracje w kościołach i poczytali hasła z transparentów, natychmiast zapłonęli świętym oburzeniem: .”Jak można używać takich słów w demokratycznym kraju?!,„Jak można wychodzić na ulicę podczas pandemii?”, Opozycjo, Wy chyba nie rozumiecie czym jest demokracja, chyba na nią nie zasługujecie?”. Dziś środowiska przychylne obecnej władzy spodziewały się, że opozycja pod wpływem krytyki znów wycofa się rakiem; „No tak, macie trochę racji, rzeczywiście z tymi przekleństwami koleżanki przesadziły”, „To prawda jest pandemia, niemniej jednak zauważcie, że zaatakowanie kompromisu w sprawie aborcji jest dla wielu z nas sprawą nawet ważniejszą, ponieważ godzi w podstawowe prawa i również stanowi zagrożenie życia i zdrowia dla kobiet”, „No i oczywiście macie rację – nie wolno wchodzić do kościołów”, „ Przepraszamy też za przekleństwa – nie można ich używać w przestrzeni publicznej”. „Poprawimy się i już tylko będziemy pisać – prosimy szybciutko się oddalić”.
Tak byłoby dotychczas, ale nie teraz. Nie było przeprosin. Przeciwnie było oburzenie na krytyczne słowa sędziego Rzeplińskiego. To nie protestujący wycofali się ze swoich haseł, ale profesor rakiem wycofał się publicznie wygłoszonych uwag. Zanim postawię w tym miejscu kropkę nad “i” chciałem bardzo mocno podkreślić, że jestem zwolennikiem pokojowego rozstrzygania sporów, tonowania nastrojów i używania języka, który otwiera pole dialogu, a nie je zamyka. Czy w związku z tym skrytykuję zachowanie i hasła demonstrantów? Nie. Przeciwnie uważam, że są adekwatne.
Metafora dla prawicy
Na koniec tej analizy, mam dla Was prawicowi publicyści i prawicowi intelektualiści metaforę. Zgodzicie się zapewne, że ojczyzna jest naszą matką. Mówimy matka ziemia, a Polska też przecież jest rodzaju żeńskiego i jest naszą ziemią ojczystą. Otóż od pięciu lat bezczynnie patrzycie, a niekiedy przyklaskujecie, jak politycy PiS-u, którzy was reprezentują, gwałcą naszą matkę Polskę. Gwałcą burząc niezależny Trybunał Konstytucyjny, co robią szczególnie boleśnie, bo na jego czele stawiają osobę nie tylko stuprocentowo zależną, ale też pozbawioną elementarnych kompetencji prawniczych i przymiotów moralnych. Gwałcą Polskę niszcząc Sąd Najwyższy i ścigając sędziów Tuleję, Juszczyszyna i innych, którzy bronią niezależności sądów. Patrzycie jak PiS wybija zęby Polsce przyjmując pełną partyjną kontrolę nad prokuraturą i używając jej do prywatnej vendetty Ministra Sprawiedliwości. Patrzycie jak partia rządząca ogłusza Polskę nienawiścią, kłamstwem i propagandą lejącymi się codziennie z kanałów mediów publicznych. Uśmiechacie się gdy PiS stale naraża naszą matkę ojczyznę na śmieszność na arenie międzynarodowej. Za nic macie, że rządzący wyrzucają ją poza nawias Unii Europejskiej, od której zależy bezpieczeństwo nas wszystkich.
Lista aktów brutalnej napaści jakich PiS, przy waszej czynnej bądź biernej akceptacji, dopuścił się przeciwko Ojczyźnie jest bardzo długa. Ostatnio wbił jej nóż w serce powołując na Ministra Edukacji zaściankowego homofoba, który swoich średniowiecznych poglądów będzie uczył nasze dzieci. W serce, bo dzieci to najcenniejsze co ma nasza matka Ojczyzna. To wszystko, nie są tylko słowa. To nie są przekleństwa rzucane w emocjonalnej dyskusji. To są fakty. Odmawiacie nam prawa do bycia Polakami, nazywacie nas zdrajcami, choć nasi przodkowie umierali za Polskę od pokoleń, i uważacie, że to nie są przekleństwa. Na co liczycie? Że znów powiemy, nie mówcie tak do nas, bo przecież my też jesteśmy Polakami, też mamy prawo do polskiej flagi, chcemy dobrze. Nie usłyszycie tego od nas już więcej. To se nevrátí.
Czy wiecie jak mężczyzna odpowiada na taką agresję wobec swojej matki? Mężczyzna wali w pysk. My tego nie zrobiliśmy dlatego, że nie mamy odwagi Kuronia, Modzelewskiego, Frasyniuka i Wujca. Nie mamy odwagi, bo mamy dużo do stracenia. Jesteśmy zajęci ochroną tego, co naszym rodzinom udało się ciężką pracą zbudować przez ostatnie 30 lat. Nie zachowaliśmy się jak mężczyźni. Pokrzykujemy coś z boku, piszemy na Facebooku i pozwalamy wam dalej gwałcić naszą matkę Polskę. Okazuje się, że kobiety są odważniejsze. Jak PiS zaatakował ich wolność i prawo decydowania o samych sobie, to odpowiedziały tak jak potrafią. Bez prawdziwej agresji, ale dosadnie. Nie dostaliście pięścią w pysk tylko usłyszeliście “wypierdalać”. To słowo rzucone na szalę gdy po drugiej stronie jest wszystko to co zrobiliście i robicie Polsce jest grzecznym sformułowaniem. Dlatego nie będziemy się z niego wycofywać. Jeśli moja metafora wydaje się Wam się za mocna, to weźcie pod uwagę, że tak to czuję od pięciu lat i zapewniam Was, że nie jestem w swoich odczuciach osamotniony.
Czy jest możliwy dialog. Tak, jest. Ale oparty na prawdzie. Jest możliwy, ale z dobrą wolą porozumienia i empatią, z wzajemnym szacunkiem i poszanowaniem równych praw do współdecydowania o Polsce. Bezwarunkowy dialog, nie jest już możliwy.
Polityczne efekty, protestu w krótkim okresie zapewne nie będą duże. Społeczne i historyczne są zdaje się nieodwracalne. Gdyby wydarzenia ostatnich dni były filmem, to mógłby mieć tytuł “Nieoczekiwany powrót nowoczesności”, a podtytuł: “Świt kobiet, przebudzenie młodych, zmierzch konwenansów, kompromisu i konkordatu”.
Autor tekstu zaznacza, że jest to jego prywatne stanowisko w tej sprawie.
Autor zdjęcia: Zuza Gałczyńska