Różnica między polskimi polityczkami, które raz po raz „dostają” stery do rąk i politycznymi liderkami z zagranicy jest zasadnicza. Angela Merkel czy Sanna Marin stanęły na czele rządowych gabinetów, ponieważ posiadały realną siłę polityczną, która doprowadziła je na szczyty władzy. W odróżnieniu od nich, Polki takie funkcje otrzymują, bo faktyczni liderzy polityczni uznają je za niegroźne i godne zaufania. Za ich plecami mogą się schować i przeczekać kryzys, w ten sposób unikają rozliczeń jakie generowałyby przegrane wybory.
W ostatnich dniach świat zelektryzowała informacja o 34-letniej Sannie Marin, która w zeszłą środę została zaprzysiężona na urząd premiera, stając się nie tylko najmłodszą szefową rządu w fińskiej historii, ale także trzecią kobietą na tym stanowisku. Kobiety kierują także 5 partiami, które wchodzą w skład koalicji rządzącej.
Mogłoby się wydawać, że na tle Finlandii nie wypadamy tak źle. Przecież największa partia opozycji, Platforma Obywatelska, wystawia do walki o urząd prezydenta kobietę – Małgorzatę Kidawę – Błońską, a lewicowi liderzy: Biedroń i Zandberg, usuwają się pokornie na drugi plan, żeby zgodnie ze światowymi trendami oddać wodze którejś z młodych działaczek.
Jednak różnica między polskimi polityczkami, które raz po raz „dostają” stery do rąk i politycznymi liderkami z zagranicy jest zasadnicza. Angela Merkel czy Sanna Marin stanęły na czele rządowych gabinetów, ponieważ posiadały realną siłę polityczną, która doprowadziła je na szczyty władzy. W odróżnieniu od nich, Polki takie funkcje otrzymują, bo faktyczni liderzy polityczni uznają je za niegroźne i godne zaufania. Za ich plecami mogą się schować i przeczekać kryzys, w ten sposób unikają rozliczeń jakie generowałyby przegrane wybory.
Lista polskich polityczek – paprotek nie jest krótka, otwiera ją Hanna Suchocka. Mało komu znana posłanka o silnie konserwatywnych poglądach została postawiona na czele rządu, ponieważ stanowiła swojego rodzaju kompromis pomiędzy silnymi liderami ZChN-u i Unii Wolności, którym przyszło budować wspólną koalicję. Suchocka ze względu na brak realnej siły politycznej była tym samym skazana na rolę kukiełki w rękach silniejszych od niej polityków z Janem Rokitą na czele.
Następna w kolejce jest Ewa Kopacz, wierna zastępczyni Donalda Tuska, której ten przekazał pieczę nad partią samemu obejmując funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej. Tusk wyjeżdżając oddawał Kopacz stery partyjne bez najmniejszych obaw, wiedział, że posłusznie będzie wypełniać płynące z jego brukselskiego gabinetu instrukcje.
Podobnie postąpił Jarosław Kaczyński. Lekarstwem na niechęć wyborców do jego osoby, stali się „premierzy – wydmuszki”, w których szeregu znalazła się także kobieta. Beata Szydło niczym wzorzec z Sèvres wiernie odpowiadała gustom elektoratu PiS. Wierna do końca, odchodząc tak, jak przyszła – na wyraźne polecenie Kaczyńskiego.
Po drodze warto wspomnieć o „Aniołkach Petru”, które inteligencją i przygotowaniem przerastały o głowę swojego lidera. Niemniej jednak przejmując władzę w partii odrobiły ważną lekcję, że w polityce kluczowe są pieniądze, gdy główny fundraiser odchodzi.
I tak dochodzimy do rozpoczynającej się pomału kampanii prezydenckiej Kidawy – Błońskiej, która staje do wyborów, aby lider PO, Grzegorz Schetyna mógł nadal trwać na stanowisku przewodniczącego partii, mimo porażki, jaką formacja zaliczyła w październiku i skrajnej niepopularności wśród własnego elektoratu.
Podobny model chce przyjąć lewica, ani Biedroń ani Zandberg nie chcą osłabiać swojej pozycji we własnych ugrupowaniach politycznych porażką przy urnach. Lewica przerabiała już podobny scenariusz wystawiając w kampanii prezydenckiej Magdalenę Ogórek, która poniosła spektakularną klęskę i ku zaskoczeniu wszystkich przeszła na prawą stronę sceny politycznej.
„Sprawa Ogórek” dla mnie osobiście jest także kwintesencją polskiej mentalności, zgodnie z którą młoda, atrakcyjna kobieta sprzeda w tym kraju wszystko „od płytek po wiertarkę”. Pamiętam pierwsze „kapitalistyczne reklamy” od mydełka Fa, po dziewczynę zanurzoną w wannie pełnej kostek pumeksu. Oniemiali nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć. Krytykować? Przecież to demokracja. Od tamtego czasu nie zmieniło się wiele, wystarczy wyjść na spacer i pooglądać bilbordy.
To przerażające, i jednocześnie symptomatyczne, że w polskim Internecie powstał mem ze zdjęciem premier Finlandii wraz z trzema liderkami formacji, które wspólnie tworzą rządową koalicję, pod którym napis głosi: „Tak prezentuje się nowy rząd Finlandii. Na efekty pracy trzeba poczekać, ale już teraz się przyjemnie patrzy”.