Wiejski domek z ogródkiem kojarzony jest u nas ze szlacheckim dworkiem (na takowy jest zresztą często stylizowany), tego rodzaju suburbanizacja rezydencjonalna nobilituje więc w dwójnasób. Śródmiejska zabudowa kojarzona jest natomiast ze starymi kamienicami, zdewastowanymi przez tzw. szczególny tryb najmu („kwaterunek”) czasów realnego socjalizmu, więc raczej odstręcza od zamieszkania.
Polskie miasta mają gęstość zaludnienia znacznie niższą od swoich zachodnioeuropejskich odpowiedników, a jeszcze trwa rozlewanie się zabudowy poza ich granice administracyjne. Ta suburbanizacja jest szkodliwa i ma wiele negatywnych skutków, ale trudno ją powstrzymać, także dlatego, że dokonują jej przedstawiciele politycznego, artystycznego, naukowego i biznesowego establishmentu, dominujący w publicznym dyskursie i kształtujący go. Tworzą barierę dostępu antysuburbanizacyjnej argumentacji.
Zabudowa polskich miast jest rozproszona, głównie w wyniku stawiania w okresie PRL tzw. bloków, z kilkunasto- a często kilkudziesięciometrowymi odstępami pomiędzy nimi. Tak zwane osiedla złożone z owych bloków są od siebie oddalone jeszcze bardziej, przedzielone pustymi przestrzeniami. Po krótkim okresie zauroczenia takim budownictwem na Zachodzie szybko je zarzucono, w Polsce kontynuowano przez dziesięciolecia, także dlatego, że za socjalizmu nie liczono się z własnością i ceną gruntów miejskich, a więc ich optymalnym wykorzystaniem. W wyniku tego gęstość zaludnienia polskich miast jest wyraźnie mniejsza od porównywalnych zachodnioeuropejskich.
Liczba ludności, powierzchnia i gęstość zaludnienia
porównywalnych miast polskich i europejskich
Wiedeń | 1911 tys. | 415 km² | 4604 os./km² |
Warszawa | 1862 | 517 | 3601 |
Walencja | 801 | 135 | 5933 |
Kraków | 801 | 327 | 2449 |
Rotterdam | 664 | 217 | 3059 |
Wrocław | 674 | 293 | 2300 |
Stuttgart | 635 | 207 | 3067 |
Łódź | 658 | 293 | 2245 |
Dublin | 554 | 118 | 4695 |
Poznań | 547 | 262 | 2087 |
Mimo tej relatywnie niewielkiej gęstości zaludnienia, wielu mieszkańców przenosi się poza granice miast, na tereny podmiejskie lub wiejskie. To zjawisko nie tylko polskie, suburbanizacja pojawiła się wcześniej na Zachodzie, choć ma specyficzne cechy rodzime. Wiejski domek z ogródkiem kojarzony jest u nas ze szlacheckim dworkiem (na takowy jest zresztą często stylizowany), tego rodzaju suburbanizacja rezydencjonalna nobilituje więc w dwójnasób. Śródmiejska zabudowa kojarzona jest natomiast ze starymi kamienicami, zdewastowanymi przez tzw. szczególny tryb najmu („kwaterunek”) czasów realnego socjalizmu, więc raczej odstręcza od zamieszkania.
Ponadto zjawisko ma dodatkową przyczynę – paradoksalnie – w owym rozproszeniu miejskiej zabudowy z czasów PRL, czyli pozostawionych rozległych obszarach traktowanych przez mieszkańców i aktywistów miejskich jako nienaruszalne zasoby. Także i to po części zjawisko uniwersalne, określane jako NIMB – Not In My Backyard. Wszędzie bowiem mieszkańcy sprzeciwiają się zabudowywaniu sąsiednich parceli i działek, każdy chciałby mieć za oknami park, najlepiej urządzony na koszt miasta, lub co najmniej rozległy skwer czy ogród, a nie budynek, choćby taki sam lub podobny do tego, w jakim mieszka. U nas wszakże przybiera to postać właśnie paradoksalną: duże przestrzenie miejskie są bronione jako użytki ekologiczne, będąc przeważnie nieużytkami i wybiegami dla psów. Mimo niskiej gęstości zaludnienia, krąży w publicznym obiegu przeświadczenie, że nie ma już w polskich miastach wolnych terenów budowlanych. To tym bardziej skłania do poszukiwania ich poza miastami.
Suburbanizacja jest zjawiskiem szkodliwym i niekorzystnym z wielu powodów, ekologicznych, ekonomicznych i społecznych. Na podstawie światowych doświadczeń i analiz zebrała je i opracowała Natalia Stelmaszewska z Instytutu Rozwoju Miast i Regionów w publikacji „Konsekwencje suburbanizacji dla miast i stref podmiejskich w świetle literatury krajowej i zagranicznej”:
— nasila antropopresję na środowisko naturalne, a nawet obszary cenne przyrodniczo, prowadzi do fragmentacji ekosystemów i krajobrazów, zmniejszając integralność i dostępność naturalnych siedlisk fauny i flory,
— podnosi koszty budowania i utrzymywania infrastruktury techniczno-komunikacyjnej na rozległych terenach,
— zwiększa zużycie energii,
— podnosi wskaźniki skażenia biosfery i hydrosfery, zwłaszcza zaś atmosfery w wyniku nasilonego ruchu komunikacyjnego pomiędzy miejscami zamieszkania a pracy i nauki, zlokalizowanymi na ogół w macierzystym („rdzeniowym”) mieście,
— kłóci się z wymogami zrównoważonego rozwoju, nie tylko w aspekcie ekologicznym, lecz także ekonomicznym i społecznym; rozrywa i zaburza relacje w obu tych wymiarach, wydłuża i komplikuje je, tworzy przestrzenie aspołeczne.
Autorzy zbiorowego opracowania Suburbanizacja w Polsce jako wyzwanie dla polityki rozwoju dodają do tego „chaos przestrzenny i rozproszenie zabudowy [, które] z jednej strony wprowadzają zmiany w układzie funkcjonalnoprzestrzennym, z drugiej zaś powodują nieefektywne wykorzystanie przestrzeni i zaburzenia w dotychczasowym układzie urbanistycznym” i dodają: „Można wręcz wskazać, że obszary poddane suburbanizacji stanowią tereny, na których koszty chaosu przestrzennego są najwyższe”. Niektórzy badacze używają wręcz wobec tych procesów określenia „eksterminacja przestrzeni”.
Antropopresja wywierana przez podmiejską zabudowę jednorodzinną na tereny zielone jest ogromna i dewastacyjna. Standardowa działka budowlana na obszarze podmiejskim liczy 10 arów i stoi na niej dom dla jednej rodziny. Na takiej samej powierzchni w mieście, czyli na 1000 m², można w zwartej zabudowie ulokować 10 mieszkań po 100 m² każde albo kilkanaście 70-80-metrowych, czyli zapewnić lokum dla tyluż rodzin, a więc kilkudziesięciu osób. To tylko na jednej kondygnacji, w mieście budynki mają ich znacznie więcej, a każda zwielokrotnia liczbę zamieszkujących rodzin. Na 4 kondygnacjach będzie ich kilkadziesiąt, na 10 już sto kilkadziesiąt, czyli kilkaset osób. Taka sama liczba rodzin i osób na terenie podmiejskim, przy standardowej wielkości działki, zajmuje kilkanaście hektarów, poddając je wielorakiemu oddziaływaniu i przekształcaniu.
Rozsądni ekolodzy, wbrew przeważnie antydewelopersko nastawionym aktywistom miejskim, optują więc za jak najbardziej zwartą i gęstą zabudową, skupianiem mieszkańców na jak najmniejszym obszarze, by jak najwięcej pozostawić przyrodzie. Niezabudowana przestrzeń w mieście oznacza bowiem wielokrotnie większą zajętą pod zabudowę poza nim. Część mieszczuchów natomiast marzy, aby umościć się jak najbliżej owej przyrody, co przy masowej skali zjawiska prowadzi do degradacji i dewastacji naturalnego środowiska. Tak wielu pragnie zamieszkać na uroczysku, że zamieniają je w kolejne podmiejskie osiedle.
Aktywista Jan Mencwel, autor książki Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać zwrócił uwagę na jeszcze jeden niszczycielski aspekt intensyfikacji zabudowy terenów wiejskich: osuszanie ich i pogłębianie w ten sposób deficytu wody, powodującego długotrwałe susze. Króciutko przystrzyżona trawa, nawadniana z głębinowych studni lub wodociągu to nadal częsty widok w podmiejskich osiedlach, gdy w miastach koszenie trawników jest w odwrocie.
Suburbanizacja w polskich warunkach, czyli ogólnej depopulacji, oznacza pogłębiającą się dezurbanizację, kurczenie się miast, ubytek ich mieszkańców. Spośród 30 największych miast jedynie kilka zwiększa zaludnienie, z 37 ponad stutysięcznych jedynie osiem, spośród 66 na prawach powiatu 56 utraciło w minionych latach mieszkańców. Mając i tak jeden z najniższych wskaźników urbanizacji w Europie, Polska jeszcze go pogarsza: w międzyspisowej dekadzie 2011-2021 odsetek ludności miejskiej spadł z 60,8 do 59,9%. Suburbanizacja przyczyniła się do tego walnie. Jak podkreślają autorzy przywołanego artykułu, na Zachodzie rozpoczęła się ona i przebiegała przy wysokim przyroście naturalnym, w Europie wschodniej trwa przy permanentnej depopulacji, pogłębiając jej negatywne skutki.
Zmiany liczby mieszkańców 20 największych miast Polski po 1989 r.
Ludność 2021 | Ludność 1989 | Zmiana % | |
Warszawa | 1 862 | 1 655 | 12,5 |
Kraków | 803,3 | 748 | 7,3 |
Wrocław | 675 | 642 | 5,1 |
Łódź | 658,4 | 851,7 | – 22,7 |
Poznań | 541,3 | 588 | – 8,0 |
Gdańsk | 486,3 | 464,7 | 4,7 |
Szczecin | 391,6 | 412 | – 5,1 |
Bydgoszcz | 330 | 380,4 | – 13,1 |
Lublin | 331,2 | 349,7 | – 5,4 |
Białystok | 292,6 | 268 | 8,9 |
Katowice | 279,1 | 367 | – 23,9 |
Gdynia | 242,1 | 251,5 | – 3,6 |
Częstochowa | 208,2 | 257,5 | – 19,0 |
Rzeszów | 197,5 | 150,7 | 31,3 |
Radom | 196,9 | 226,3 | – 12,8 |
Sosnowiec | 189,2 | 259,3 | – 27,0 |
Kielce | 183,1 | 212,9 | – 14,1 |
Toruń | 172,5 | 204,6 | – 15,7 |
Gliwice | 171 | 222 | – 22,9 |
Zabrze | 155,4 | 205 | – 24,3 |
Źródło: GUS; Polska w liczbach
Według wyliczeń autorów opublikowanego niedawno w Instytucie Rozwoju Miast i Regionów raportu „Procesy suburbanizacji w Polsce w świetle rozwoju budownictwa mieszkaniowego i niemieszkaniowego w strefach podmiejskich” w latach 2013–2020 w strefach podmiejskich oddano do użytkowania 319,8 tys. nowych budynków mieszkalnych – tj. 50,6% ogółu tego rodzaju obiektów w Polsce i 63,9% wszystkich budynków mieszkalnych w wyznaczonych regionach miejskich, a łączna liczba mieszkań oddanych do użytkowania w nowych budynkach mieszkalnych w strefach podmiejskich wyniosła 374,7 tys. Dwie trzecie nowo powstałych mieszkań przypada więc na strefy podmiejskie dużych miast. Gminy podmiejskie wykazują aktywność budowlaną, mierzoną liczbą mieszkań w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, znacznie przewyższającą średnią krajową, a strefy podmiejskie na ogół cechują się wyższą intensywnością rozwoju budownictwa mieszkaniowego niż ich miasta rdzeniowe (tak jest w przypadku 70% regionów miejskich).
Nic więc dziwnego, że kiedy zdecydowana większość polskich miast traci mieszkańców, otaczające je gminy wiejskie notują wzrost, niekiedy gwałtowny. Podolsztyńska Stawiguda o 112%, podgdańskie Kosakowo o 90%, podwrocławska Czernica o 80%, podpoznańskie Komorniki o 77%, podobnie jak pobliskie Dopiewo, podwrocławskie Siechnice i Długołęka o 70%… A włodarze podmiejskich gmin są na ogół przychylnie nastawieni do nowych osiedleńców jako podatników i osób mających kontakty w mieście rdzeniowym, więc nie protestują przeciw przekształcaniu terenów gminnych na budowlane. Gęstość sieci osiedleńczej poza granicami miast rośnie, na ogół chaotycznie, gdy w większości z nich spada.
Sumaryczne koszty tych procesów są znaczne i wyrażają się głównie w efektach zewnętrznych, jak nazywają ekonomiści skutki działań ponoszone przez otoczenie osób i grup takie działania podejmujących. Prościej to ujmując, jako społeczeństwo jesteśmy obciążani negatywnymi skutkami dokonywanej przez niektórych „ucieczki na wieś”.
Przeciwstawienie się temu i powstrzymanie suburbanizacji jest jednak trudne, bowiem przeprowadzają ją także ludzie wpływowi, często decydujący o lokalnej polityce lub mający na nią wpływ, celebryci, naukowcy, artyści, swoje rezydencje stawiają pod miastem biznesmeni. Utrudnianie im tego oznacza narażenie się im. Lecz bez podejmowania takich prób polskie miasta będą się nadal wyludniać, tereny cenne przyrodniczo kurczyć, antropopresja nasilać, wszystkie negatywne skutki suburbanizacji narastać. Nie stać nas na to, ze wszystkich ekologicznych, ekonomicznych, społecznych i kulturowych względów.