W grudniu 2019 Parlament Europejski ogłosił alarm klimatyczny i wezwał do natychmiastowych, zdecydowanych działań w sprawie pogłębiającego się kryzysu klimatycznego. Na początku października tego roku przyjął rezolucję, w której wyznaczono konieczność redukcji emisji gazów cieplarnianych o 60% do 2030 roku. Trudno określić wynik głosowania jednoznacznie pozytywnie (bardziej progresywny cel, -65%, został odrzucony), jednak jest to znak, że Parlament Europejski – w dużej mierze pod naciskiem Strajków Klimatycznych i organizacji, które od lat biją na alarm – widzi potrzebę zmian. Kłóci się jednak z tą postawą poprawka nr 165 w pakiecie dotyczącym wspólnej polityki rolnej, tzw. poprawka „veggie burger”. Jej celem było bowiem wprowadzenie zakazu nazywania produktów roślinnych nazwami tradycyjnie przypisywanymi do produktów mięsnych. Na szczęście ta poprawka została odrzucona, ale przegraliśmy bitwę o odrzucenie poprawki dotyczącej nazw produktów mlecznych.
Poprawka nr 165 została zaproponowana w zeszłym roku przez europosła z lewicowej S&D (Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim) zasiadającego w komisji AGRI ( Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi) . Éric Andrieu argumentował, że “stek musi pozostać stekiem”. Czy obrona interesów przemysłu mięsnego, bo chyba tylko tak można to określać, proponowanie legislacji wpływającej negatywnie na rozwój produktów roślinnych, jest zgodna z linią frakcji S&D? Głosując za ambitnymi celami redukcji emisji gazów cieplarnianych, ta grupa polityczna pokazuje, że klimat nie jest jej obojętny. Skąd więc kokietowanie producentów mięsa, tych, którzy zanieczyszczają środowisko, powodują cierpienie zwierząt i pogłębianie kryzysu klimatycznego? Czy polityka klimatyczna S&D (w skład której wchodzą polskie ugrupowania: Wiosna i SLD) to tylko greenwashing czyli ekościema?
Od początku kadencji, kiedy jeszcze byłam członkinią tej frakcji, lobbowałam w ramach S&D za wycofaniem tych poprawek, pisałam do przewodniczącej Iratxe Garcíi Pérez, spotykałam się z organizacjami pozarządowymi, firmami z branży produktów roślinnych. W moim odczuciu kluczowe było uruchomienie presji, pokazanie, że to nie jest progresywne. Niestety, S&D pozostało głuche na merytoryczne argumenty i nie zmieniło swojego zdania nawet po zaprezentowaniu przez Komisję Europejskiej celów klimatycznych w ramach Europejskiego Zielonego Ładu i dotyczącej głównie rolnictwa strategii „Od pola do stołu” (From farm to fork).
Z kolei od frakcji EPP (Europejska Partia Ludowa), z polskimi partiami PO i PSL, która uznała cel -60% redukcji emisji za zbyt radykalny i poparła mniej ambitny cel -55%, trudno oczekiwać rozwiązań progresywnych. Nie dziwi więc masowe poparcie posłów i posłanek tej frakcji dla zakazu „veggie burger”. Europosłowie Renew (Odnówmy Europę) zaś poparli cel redukcji -60%, ale przy poprawce „veggie burger” niektórzy pokazali, że nie przeszkadza im pogłębianie zmian klimatycznych przez przemysł mięsny. Konsekwencja najwyraźniej nie jest im bliska.
Sukces jest połowiczny. Fakt przyjęcia poprawki nr 171, która ogranicza rynek zamienników produktów mlecznych, to krok w tył negatywnie wpływający na działalność producentów żywności roślinnej, która w Europie jest coraz bardziej popularna. Takie zmiany są wyjątkowo antykonsumenckie, antyklimatyczne i antygospodarcze. Warto wspomnieć, że inicjatorzy poprawki „veggie burger” argumentowali, że przyczyni się ona do bardziej świadomych wyborów konsumenckich – co nie jest zgodne z prawdą. Zakazy wynikające z takich poprawek sprawić mogą, że konsumenci i konsumentki, przyzwyczajeni do określonych nazw produktów, będą mieli utrudniony dostęp do roślinnych artykułów spożywczych.
Reforma Wspólnej Polityki Rolnej to idealny moment na wprowadzenie bardziej progresywnych zapisów, chroniących środowisko, prawa konsumenckie, zdrowie publiczne i klimat, ale niestety, hamulcowi również czekają na takie okazje. Takie zmiany unijnego prawa mogą znacząco ograniczać rozwój sektora roślinnych artykułów spożywczych skazując rynek tych produktów na śmieszność (kto ma ochotę na „ciecierzycowy dysk” zamiast „burgera”, na „sojową rurkę”, zamiast kiełbaski?), a konsumentów i konsumentki na mniej odpowiedzialne wybory. Zakazy chronią interesy producentów mięsa i produktów mlecznych, dając im nieuczciwą przewagę nad sektorem roślinnym. A na tę przewagę składają się także dotacje na promocję takich produktów, dofinansowywanie działalności i brak kar za zanieczyszczanie środowiska, normalnych w innych sektorach przemysłu. Nie takiej Europy oczekują obywatele i nie takie są cele wspólnoty unijnej.
Czasami spotykam się z zarzutem, że to są marginalne problemy, że stoimy przed większymi wyzwaniami. Historia poprawki „veggie burger” może wydawać się niewinna, ale to część większej układanki, większego systemu, który ma chronić tych, którzy nam szkodzą. Przypomnijmy, że chodzi o sektor zwierząt, który wykorzystuje dwie trzecie gruntów rolnych w UE, generuje prawie 70 proc. rolniczych emisji gazów cieplarnianych. Zielony Ład i strategia „Od pola do stołu” nie odpowiadają na te wyzwania. A w polityce, na progu zmiany kluczowa jest świadomość i deklaracje wyrażające gotowość do przekraczania granic, do narażana się własnym elektoratom, narodowym mediom i wszechwładnemu lobby rolnego przemysłu. Nie widać tego przy działaniach dotyczących przemysłowego rolnictwa.
Tym razem udało nam się odnieść częściowy sukces, ale czy udało nam się zatrzymać szkodliwy marsz lobby rolnego? Teraz chodziło o nazwy roślinnych produktów, a co będzie jutro? Co zrobią, żeby obronić swoją pozycję?
A my chcemy tylko przestrzegania prawa. W Unii Europejskiej obowiązuje zasada: zanieczyszczający płaci. Czyli ci, co szkodzą ludziom, degradują środowisko powinni płacić, a ci, którzy produkują zrównoważone i etyczne produkty – powinni być wspierani!
