Aura za oknem skłania do przemyśleń jak ludzie radzą sobie w sytuacjach kiedy nauka jest niezgodna z ich światopoglądem. Oczywistymi mechanizmami są próby podważania wyników badań poprzez uderzenie w naukowców personalnie kwestionując ich uczciwość czy kompetencje. Z czasem jednak nawał dowodów jest niemożliwy do odparcia i wtedy następuje zwykle przeformułowanie stanowiska tak by ochronić światopogląd i nie ośmieszyć się. Dobrze ilustruje to kwestia antyszczepionkowców, którzy próbowali udowadniać, że szczepionki są złe, bo zawierają rtęć. Po wycofaniu rtęci ze szczepionek (co zbiera co roku krwawe żniwo i spada na sumienie antyszczepionkowców) bynajmniej nie uznali, że szczepionki są już w porządku tylko stwierdzili, że teraz problemem jest glin. A kiedy uda się wyeliminować glin…
Jednak ta logika wycofywania się na kolejne upatrzone pozycje, ale tak by nie poddać głównego tematu, potrafi czasami wybuchnąć w twarz – i to przydarzyło się denialistom klimatycznym. Przy czym ani oni ani ich przeciwnicy chyba jeszcze tego nie zauważyli.
Oczywiście nie należy mylić pogody z klimatem, ale to co widzimy za oknem to więcej niż anomalia. W tym roku zimę jak dotąd odwołano. Jeśli dołożymy do tego wspomnienia kilku ostatnich zim wyłoni się dość jasny obraz – klimat się zmienia. Zresztą jak potwierdza NASA mieliśmy do czynienia z najgorętszą dekadą w historii pomiarów, a 2019 był drugim najgorętszym rokiem.[1]Ale jeszcze kilka lat temu nie było to aż tak wyraźne i oczywiste. Wtedy jeszcze denialiści obstawali przy tym, że żadnych zmian klimatu nie ma. Zresztą jeszcze zeszłej zimy zarówna prezydent USA[2] jak i nasz prezydent[3] przy raptownym uderzeniu zimy mniej lub bardziej żartobliwie sugerowali, że zmiana klimatu jest jakimś wymysłem. W wątpliwość ocieplenie podawał jeszcze w lipcu 2019 jeden z naszych naczelnych krajowych denialistow: Tomasz Cukiernik w artykule dla DoRzeczy[4] – zresztą szeroko komentowanym i krytykowanym od strony merytorycznej[5].
Kilka lat temu zmianę klimatu dawało się jeszcze podważać: istniały modele, które się nie sprawdzały – wedle których Malediwy powinny już dawno być pod wodą. Zresztą denialiści tworzyli jak najbardziej prawdziwe listy nietrafionych prognoz (choć część z nich miała podłoże bardziej publicystyczne niż naukowe) [6]. Istniały także niejednoznaczne obserwacje np. satelitarne pomiary temperatury troposfery, które sugerowały, że być może jednak wzrostu temperatury nie ma. Słowem dało się dobrać zestaw argumentów przeciwko istnieniu zmian klimatycznych, choć oczywiście w porównaniu z wagą i rozległością argumentów potwierdzających ocieplenie było to stanowisko bardzo słabe. Co więcej z czasem okazywało się, że te rozbieżności w pomiarach zostały rozstrzygnięte na korzyść ocieplenia.[7] W debacie publicznej jednak wystarczająco przekonujące by dać pozór istniejącej kontrowersji. Pozór wystarczający by utrzymywać, że sprawa nie jest jednoznaczna, a co za tym idzie można uzasadniać bezczynność – co czynił ostatnio wicepremier do spraw nauki (sic!) Gowin[8].
Jednak z czasem kiedy zmiany klimatyczne zaczęły być dostrzegalne gołym okiem ich kwestionowanie zaczęło oznaczać robienie z siebie idioty, co nawiasem mówiąc (jak widać ze wcześniejszych przykładów) nie wszystkim przeszkadza.
Zatem bardziej przytomni denialiści w końcu przyznali, że zmiany mają miejsce, ale przenieśli dyskusję na inne pole: czy przyczyną tych zmian jest człowiek czy też nie. Zaprzeczenie roli człowieka to jednocześnie rozgrzeszenie przemysłu – bo przecież od początku w tej dyskusji nie chodziło o samo ocieplenie, tylko o stwierdzenie czy efekty zewnętrzne powodowane emisją CO2 powinny być dodatkowo objęte podatkiem Pigou. Stąd duże środki przeznaczane przez branże wysokoemisyjne na organizacje takie jak Heartland Institute, wcześniej zaangażowane w przekonywanie, ze palenie bierne jest nieszkodliwe, a dziś mające na celu tworzenie pozorów braku zgodności w środowisku naukowym co do ocieplenia klimatu. Zresztą większość narracji i argumentów denialistów pochodzi właśnie z tego źródła. Tyle tylko, że dyskusja o źródłach ocieplenia jest w obecnej chwili zupełnie niepotrzebna, a wręcz szkodliwa, bo opóźnia konieczne kroki. Skoro bowiem wszyscy zgadzamy się, że zmiany klimatu mają miejsce i że ich koszt będzie znaczący (a niektórzy twierdzą, że katastroficznie wysoki) to znaczy, że trzeba je powstrzymać. Nie mamy zaś wielu narzędzi w ręku by zmiany klimatyczne odwracać i jednym z nielicznych jest ograniczenie emisji dwutlenku węgla. Zatem niezależnie od tego czy przyczyną ocieplenia klimatu jest człowiek, aktywność słoneczna, wiewiórki czy cykliści to odpowiedź w każdym przypadku jest ta sama: trzeba ograniczać emisje.
Przygotowani do kłótni o to czy przyczyną jest człowiek czy też nie, denialiści stają w przerażeni kiedy uświadomi się im tą prostą prawdę. Najczęstszą reakcją w jej obliczu jest stwierdzenie, że skoro to nie człowiek spowodował zmiany klimatu to człowiek nic na nie nie może poradzić. To stwierdzenie kwestionuje sens i sukces istnienia ludzkiej cywilizacji, która zasadniczo zasadza się na tym, że radzimy sobie z rzeczami od nas niezależnymi.
Większość denialistow jednak jeszcze nie zorientowała się w jakiej sytuacji się znalazła, a co gorsza strona naukowa wdaje się w bezsensowną dyskusję o genezie zmian klimatycznych. Oczywiście dowody na to, że obecne problemy są sprawką człowieka przytłaczają, a denialiści znowu posługują się wąskim zbiorem wyselekcjonowanych modeli i badań. Wszystko wskazuje na to, że człowiek odpowiada za ponad 100% ocieplenia (w zależności od badania pomiędzy 120-200%) – jako, że czynniki naturalne w obecnym okresie działają raczej w kierunku ochłodzenia.[9] Z góry widać, ze denialiści i tą bitwę by przegrali – tylko nie bardzo widzę sens tej walki. Szczególnie, że celem denialistów nie jest merytoryczne zwycięstwo – bo to jest niemożliwe. To gra na czas by regulacje i ograniczenia emisji pojawiły się jak najpóźniej. Najlepiej tak późno by można było twierdzić, że ograniczenia emisji nie mają sensu, bo jest za późno.
Najsprytniejsi jednak chyba dostrzegli tą pułapkę i mamy kolejne przeformułowanie: emisji nie możemy redukować, bo koszty redukcji będą wyższe niż koszty zmian klimatycznych. Takie głosy płyną z najlepiej przygotowanych środowisk denialistycznych spod znaku WEI. Tu oczywiście pływamy w dużej dozie niepewności, bo ani jednych ani drugich kosztów nie bardzo potrafimy oszacować. Czytając zapowiedzi tego jak ma wyglądać Ziemia w ogóle i Polska w szczególności wyraziłbym jednak wątpliwość czy te koszty w ogóle są porównywalne. Jak pokazał Nassim Taleb w „Czarnym łabędziu” w przypadku niepewności powinniśmy raczej grzeszyć po stronie ostrożności.
Widać jednak wyraźnie jaką drogą pójdzie tutaj przemysł węglowy i jego obrońcy: zaczynali od zaprzeczania, że problem istnieje, następnie próbowali zdejmować z siebie odpowiedzialność – teraz próbują nas przekonać, że są jak banki:” too big to fail”. Innymi słowy bez przemysłu węglowego pójdziemy na dno – i tego nie da się wykluczyć. Problem polega na tym, że z nim pójdziemy na dno na pewno.
Sam jednak czekam na kolejny rok – który może okazać się konstruktywny. W jednym się można bowiem z denialistami zgodzić: samo ograniczanie emisji nic nie da – nie dla tego, że jest nieskuteczne co do zasady, tylko dla tego, że nie ma politycznej zgody w skali globalnej by dokonać redukcji emisji. Większość krajów poza UE (a i część w jej ramach – z Polską na czele) liczy, że koszty poniosą inni. Problem pasażera na gapę paraliżuje działania mogące uratować klimat. Zatem wszystko co robimy to i za mało, i za późno. Wyraźnie widać, ze jedyne co nas może uratować to technologia wyłapywania dwutlenku węgla lub geoinżynieria – choć nie ma pewności czy którakolwiek z tych dróg zapewni nam ratunek. Tak czy inaczej spróbować warto i myślę że dużo lepiej dla wizerunku zarówno przemysłu wysokoemisyjnego, jak i krajów od niego uzależnionych byłoby inwestowanie znaczących kwot w tego typu badania, zamiast finansowania lobbystów i propagandzistów, którzy przegrywają kolejne starcia. Czas ucieka.
[1] https://www.nasa.gov/press-release/nasa-noaa-analyses-reveal-2019-second-warmest-year-on-record
[2] https://www.theatlantic.com/science/archive/2019/01/its-cold-so-trump-is-doubting-climate-change/580885/
[3] https://twitter.com/andrzejduda/status/319910070286700544
[4] https://dorzeczy.pl/kraj/108071/Szalenstwo-klimatyczne.html
[5] https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/galop-gisha-na-oslep-373
[6] https://cei.org/blog/wrong-again-50-years-failed-eco-pocalyptic-predictions
[7] Po-Chedley, S., Thorsen, T. J., & Fu, Q. (2015). Removing diurnal cycle contamination in satellite-derived tropospheric temperatures: Understanding tropical tropospheric trend discrepancies. Journal of Climate, 28(6), 2274-2290.
[8] https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C519049%2Cgowin-rzad-zmierza-do-zwiekszenia-udzialu-oze-w-miksie-energetycznym.html
[9] Meehl, G. A., Washington, W. M., Ammann, C. M., Arblaster, J. M., Wigley, T. M. L., & Tebaldi, C. (2004). Combinations of natural and anthropogenic forcings in twentieth-century climate. Journal of Climate, 17(19), 3721-3727.
Stone, D., Allen, M. R., Selten, F., Kliphuis, M., & Stott, P. A. (2007). The detection and attribution of climate change using an ensemble of opportunity. Journal of Climate, 20(3), 504-516.
Tett, S. F., Jones, G. S., Stott, P. A., Hill, D. C., Mitchell, J. F., Allen, M. R., … & Roberts, D. L. (2002). Estimation of natural and anthropogenic contributions to twentieth century temperature change. Journal of Geophysical Research: Atmospheres, 107(D16), ACL-10.
Lean, J. L., & Rind, D. H. (2008). How natural and anthropogenic influences alter global and regional surface temperatures: 1889 to 2006. Geophysical Research Letters, 35(18).
Gillett, N. P., Arora, V. K., Flato, G. M., Scinocca, J. F., & Von Salzen, K. (2012). Improved constraints on 21st‐century warming derived using 160 years of temperature observations. Geophysical Research Letters, 39(1).