12 lipca tuż tuż, za chwile II tura wyborów prezydenckich. To moment decydujący o przyszłości Polski, najważniejszy od czasów obrad Okrągłego Stołu i wyborów do Sejmu kontraktowego. Może okazać się bardziej brzemienny w skutki nawet od referendum o wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Przyszłość nie jest znana. Chyba nikt tak do końca nie tkwi w głowie Jarosława Kaczyńskiego, na pewno nie autor tego tekstu. Nie wiemy więc, czy szef PiS zamierza wprowadzić w Polsce dyktaturę i – śladem Węgier Victora Orbana – przekształcić ustrój naszego państwa z demokracji w swoisty autorytaryzm wyborczy, gdzie wybory co prawda nadal się odbywają, opozycja istnieje pod pewnymi rygorami, ale procedury wyborcze służą już tylko manifestowaniu odnowienia ludowego mandatu dla partii władzy, nie są zaś już realnym mechanizmem mogącym władzę zmienić.
Owszem, może być tak, że Kaczyński wcale nie ma zamiaru takiej dyktatury w Polsce wprowadzać, a w 2023 r. zupełnie swobodnie będziemy wybierać nowy Sejm, Senat i władze lokalne. Jednak pewne jest jedno. Wybierając ponownie pionka Kaczyńskiego, Andrzeja Dudę, na urząd prezydenta dajemy Kaczyńskiemu do ręki wszystkie narzędzia jakich potrzebuje, aby dyktaturę wprowadzić. Odtąd jej wprowadzenie lub niewprowadzenie będzie leżeć wyłącznie w gestii prezesa PiS, a my będziemy zdani na jego łaskę i niełaskę.
Kaczyńskiemu brakuje do swobody wprowadzenia dyktatury tylko dwóch narzędzi. Inne już ma. To większość sejmowa, własny jednopartyjny rząd, kontrola nad aparatem przemocy państwa (policja, służby specjalne, służby skarbowe, prokuratura), kontrola nad Trybunałem Konstytucyjnym i Sądem Najwyższym, kontrola nad procesem dyscyplinowania i powoływania nowych sędziów sądów powszechnych (to wdrożony już głęboko proces, który z czasem – najdalej za kilka lat – pozwoli domknąć kontrolę nad wszystkimi sądami w Polsce), media państwowe, wielkie koncerny skarbu państwa, pieniądze, wojska obrony terytorialnej. Te narzędzia w dość krótkim czasie pozwolą mu na tzw. domknięcie systemu ustrojowego – jeśli tylko tak zdecyduje. Za ich pomocą bez większych przeszkód: przejmie lub spacyfikuje prywatne media, rozciągnie kontrolę nad lub represjami rozbije struktury społeczeństwa obywatelskiego wraz z krytyką jego władzy w sieci, pozbawi samorządy realnych kompetencji, obejmie gospodarkę systemem licencjonowania dostępu do zysków, wasalizując większość małych i średnich firm. Oczywiście kluczowym momentem będą zmiany w prawie wyborczym, które będą formalnym przejściem do wyborczego autorytaryzmu.
Ale dwóch narzędzi Kaczyńskiemu brakuje. Prezydenta niewetującego żadnego z powyższych posunięć oraz czasu. Owszem, przez cały okres kadencji Dudy prezydenta miał, ale to były lata kładzenia dopiero fundamentów pod przejście ku dyktaturze. Trwało to sporo czasu, poza tym od 2018 r. mieliśmy cykl wyborczy, który uniemożliwiał sprawną operację odejścia od demokracji. Było ryzyko, że bunt społeczny może obalić cały system pisowskiej władzy w rychłych wyborach, takich czy innych. Ale wybory prezydenckie 2020 to ostatnie wybory tego cyklu. 12 lipca on się zakończy, a do wyborów najbliższych (parlamentarnych i samorządowych) będzie aż trzy i pół roku. Kaczyński uzyska więc narzędzie wystarczającego okna czasowego na dokończenie dzieła. O ile będzie mieć nadal drugie narzędzie w postaci prezydenta Dudy.
Tego jednego jedynego narzędzia możemy go jeszcze pozbawić. Rzutem na taśmę, w ostatniej chwili pozbawić Kaczyńskiego możliwości wprowadzenia dyktatury, według własnego gustu i widzimisię. Gdyby do 2025 r. prezydentem był przeciwnik PiS, Rafał Trzaskowski, to najprawdopodobniej pisowska dyktatura nigdy nie powstanie. Nawet w przypadku utrzymania przez PiS rządu w 2023 r., będzie to władza ograniczona prezydenckim wetem, a procesy rozkładu, upadku morale i demobilizacji w strukturach pisowskiego „wojska” przez te lata wykoleją plan Kaczyńskiego, który w dodatku będzie miał wówczas ponad 76 lat.
Wiele argumentów pada w tej kampanii wyborczej, ale to ten powyższy jest w sumie najcięższego kalibru. Musimy. Musimy. Musimy powstrzymać Jarosława Kaczyńskiego. Musimy pozbawić go narzędzia, jakim jest Duda. Dla każdej i każdego z nas, obywatelek i obywateli Polski nastał dzień próby, najpewniej najważniejszy życiowy egzamin, przed jakim będzie nam dane stanąć w czasie naszego życia.
Musimy obronić demokrację polską! Kto ten egzamin obywatelski obleje, bo odda głos nieważny, pusty, nie pójdzie na wybory, lub zagłosuje za pionkiem Kaczyńskiego i jego marzeniami dyktatorskimi, ten już nigdy nie będzie miał szans na pełną rehabilitację. Wystawi sobie samemu ostateczne świadectwo.