15 sierpnia redaktor Marcin Celiński popełnił był tekst i opublikował go na swoim blogu pod intrygującym tytułem “Kto się boi Roberta Biedronia?”. Zgrabny tekst, nie przeczę, którego głównym zadaniem jest podniesienie co poniektórym ciśnienia w żyłach, ale czy rzeczywiście red. Celiński cel swój osiąga? Od razu dodam – pełna zgoda, co do kwestii potrzeby zagospodarowania tej części wyborców, którzy odbierają sobie swoje najbardziej obywatelskie prawo, nie uczestnicząc w wyborach, bo “nie mają na kogo głosować”, jednak znacząco różnimy się środkami, którymi do tego celu dojść.
Otóż Marcin Celiński twierdzi, że rycerzem na białym koniu, który zawojuje tych wiecznie zbuntowanych będzie Robert Biedroń, tezę swoją budując głównie na nikomu nieznanych sondażach, z których jakoby wynika, że blisko 40% nieuczestniczących w wyborach obywateli, to lewica, która nie może się odnaleźć w żadnej z istniejących partii na scenie politycznej. Skąd ta pewność red. Celińskiego – nie bardzo wiem. Owszem, rzeczą konieczną jest zdobycie dodatkowych miejsc w parlamencie dla Opozycji, owszem, rzeczą konieczną jest wyłuskanie z tych 40% wyborców, ale założenie, że może to zrobić Biedroń – przepraszam, jest z gatunku bajek z mchu i paproci.
Skąd Biedroń ma mieć tę siłę? Nie bardzo wiadomo – ponoć jest bardzo dobrym gospodarzem Słupska. Nie wiem, czy tak jest w istocie – nie jestem słupczaninem, ale nawet jeśli by tak było, to jeszcze nie jest dowód na to, że dobry gospodarz Słupska pociągnie za sobą 15-20% wyborców z całej Polski, bo o takiej liczbie mowa. Red. Celiński podpiera się także twierdzeniem, że protesty “no logo” są liczniejsze, niż manifestacje organizowane przez partie. Do tego twierdzi, że opozycja wcale nie jest zjednoczona, zjednoczeni są tylko jej szefowie.
Szkoda, że zwolennicy nowego projektu posługują się tylko częścią faktów. Tymczasem ja postawię takie pytania:
- Na podstawie jakich badań wyciąga się wniosek o tym, że z owych 40%, 15-20 zagłosuje na Biedronia? A może to będzie 3-5%?
- Na podstawie jakich badań wyciąga się wniosek, że szeroki blok koalicyjny nie pokona PiS, skoro do dzisiaj nie ma takich badań?
- Na jakiej podstawie wyciąga się wniosek, że masowa manifestacja zorganizowana przez partie opozycyjne plus ruchy obywatelskie nie dałaby efektu frekwencyjnego przebijającego wszystkie dotąd?
- Skąd wniosek, że Polacy chcą nowej partii co trzy, cztery lata?
- Skąd wniosek, że “demokratyczna partia antyestablishmentowa”, którą, jak rozumiem, miałby zbudować Biedroń, przyciągnie 15-20% wyborców, skoro, jak powiadam, nie ma na to żadnych badań?
- Jaki miałby być program, inny, niż dotychczas działających na scenie partii, który by przyciągnął tych wyborców? Przecież o programie Biedronia nie wiemy dosłownie nic, oprócz tego, że jest anty-PO i antyklerykalny. Czy partia oparta na tych dwóch filarach będzie tak atrakcyjna, że zrobi rewolucję? Skąd ta pewność?
- Wreszcie przyziemne pytania: skąd finanse, skąd struktury? Próbowali już Palikot i Petru, którzy nie mieli problemów z finansami. Skąd Biedroń miałby mieć miliony na swoją Kocham Polskę?
Nie ma odpowiedzi na te pytania, bo tak naprawdę tęsknota za taką partią jest jedynie w pewnej części inteligencji polskiej, skupionej prawie wyłącznie wokół liberalnych mediów. Kilka dni temu Krzysztof Pacewicz w Oko Press napisał, że “Biedroń może sporo namieszać”, posiłkując się badaniami ze stycznia i kwietnia tego roku, ale w żadnym z nich nie ma partii Roberta Biedronia samej. Doprawdy, trzeba bardzo wysoko cenić własne sądy, aby zakładać, że to może być 15-20% wyborców. Moim zdaniem, to błędne myślenie, a Robert Biedroń, to produkt (przepraszam za słowo) bardziej marketingowy, niż prawdziwie polityczny. Do tego nie ma nic gorszego od polityka, który pod wpływem namów niektórych uwierzył w swoją wielkość.
Ponadto promowanie Biedronia jako żywo przypomina mi promowanie Zandberga trzy lata temu, które było jedną z przyczyn zwycięstwa PiS, bo w prostej linii rozbiło lewicę. Czyżby znów ktoś chciał powtórki z rozrywki? Przecież Biedroń nie skonsoliduje lewicy, tak samo, jak nie skonsolidował jest Zandberg i partia Razem. Wręcz przeciwnie – rozbije lewicę jeszcze bardziej.
Część inteligencji ma jakąś awersję do Platformy, jakby to Platforma była jedyną siłą polityczną w Polsce i jakby to ona była winna wszelkiemu złu. Ciągle czytam i słyszę, że Platforma jest prokościelna, w sensie proklerykalna, i że nie jest zbyt lewicowa. Przecież to jakiś nonsens! Dlaczego Platforma ma być bardziej lewicowa, skoro po lewej stronie jest mnóstwo partii i ugrupowań lewicowych? Platforma nigdy nie była lewicowa, dlaczego nagle ma się taką stać? Może po prostu dajcie jej spokój? Chcecie lewicy, głosujecie na Razem, SLD, Nowacką, ruchy kobiece, jeśli zdecydują się wziąć udział w wyborach. Po co nam jeszcze jakaś kolejna partia po tej stronie? I skąd, powtarzam, pewność, że to ta nowa partia zawojuje wiecznie zbuntowanych?
Jak wspomniałem na wstępie, zgadzam się z red. Celińskim, że należy szukać sposobów pozyskania tej części wyborców. Ale nie ma zgody w metodzie. Należę od dawna do zwolenników jak najszerszej konsolidacji Opozycji, choćby tylko nawet wokół kilku pryncypiów – zresztą po co dzisiaj szukać większej liczby wspólnych mianowników? Dzisiaj trzeba się zjednoczyć wokół obrony, a potem odbudowy demokracji w Polsce. Zjednoczenie musi być na tyle trwałe, dlatego wokół pryncypiów, bo naprawa demokracji nie dokona się w jeden miesiąc. Do posprzątania jest tyle stajni, że potrwa to miesiącami.
I tu kolejna niespójność myślenia zwolenników nowego bytu. Otóż Biedroń ma zdobyć wyborców głównie dzięki hasłom anty-PO. Bogiem a prawdą, nie widzę niczego w Biedroniu, oprócz tych haseł. Byłem rok temu na spotkaniu z Biedroniem na Igrzyskach Wolności w Łodzi, obserwuję go uważnie, gdy tylko pojawia się w mediach i nie widzę niczego innego. Od roku słyszę tylko, że Platforma jest złem. Jak zatem, po tym zdobyciu 15-20% i wejściu do parlamentu, nagle ma stać się koalicjantem PO? Przecież to trąci fałszem na kilometr! To mają kupić ci wyborcy zbuntowani? A obserwując i słuchając Zandberga bardzo mnie ciekawi rozgrywka między owymi panami, bo mówią dokładnie to samo. To czym się ma odróżniać Biedroń, pytam się?
I jeszcze słowo o antyklerykalizmie Biedronia. Otóż nie wierzę w to, żeby jakakolwiek partia lewicowa, w tym Razem i Kocham Polskę, wydała prawdziwą wojnę polskiemu kościołowi. Kto tak twierdzi, ten albo nie wie, o czym jest mowa, albo udaje. Żeby móc rzeczywiście doprowadzić do prawdziwego rozdziału państwa od kościoła, za czym jestem całym sercem, potrzeba zdobyć 50-55% głosów w wyborach parlamentarnych. Wiara w to, że uda się to zrobić dzieląc i budując nowe byty, jest wiarą, moim zdaniem, bardziej życzeniową, niż racjonalną (o ile wiara w ogóle jest racjonalna).
Owszem, nie ma póki co sondaży pokazujących ile procent głosów może zdobyć szeroka koalicja – taką próbę podjęło ostatnio Oko Press, z której wynika, że premia za jedność może być znacząca, ale przecież wystarczy spojrzeć na zjednoczoną prawicę. Kaczyński to w końcu zrozumiał, dlaczego liberalna strona sceny chce wyważać otwarte drzwi? Doprawdy nie rozumiem…
Nie boję się Biedronia, i nie sądzę, aby ktokolwiek bał się jego na Opozycji, twierdzę natomiast, że Biedroń niczego nie doda, a ujmie na pewno, drogi Marcinie. Jedyny miarodajny sondaż, to wybory, szkoda tylko, że czasami jest już wtedy za późno.
Felieton Marcina Celińskiego:
https://marcincelinski.blog.polityka.pl/2018/08/15/kto-sie-boi-roberta-biedronia/?nocheck=1