Obóz władzy, a ściślej Prawo i Sprawiedliwość, bo satelickie partyjki, które go tworzą, to byty z gatunku radosnej twórczości Ziobry i Gowina, poniosło porażkę znacznie bardziej dotkliwszą, niż się powszechnie sądzi. Brzmi to śmiesznie, wiem, ale po lekturze tego felietonu być może uznają Państwo, że to wcale takie śmieszne nie jest.
Po pierwsze, żeby rządzić trzeba mieć większość.
Owszem, patrząc na wyniki wyborów do sejmików Kaczyński może triumfalnie ogłosić czwarte zwycięstwo (2014 – samorządowe, 2015 – prezydenckie, 2015 – parlamentarne i teraz ponownie samorządowe), ale przecież każdy rozsądny człowiek wie, że wygrywa w polityce ten, który może rządzić. Do rządzenia zaś trzeba mieć większość lub zdolność koalicyjną. Już wiemy, że PiS władzę ma w dwóch województwach (wszystko wskazuje na to, że jeszcze posiadanie swe zwiększy), ale zdolności koalicyjnej nie ma żadnej. Trudno zatem wygraną nazwać fakt zwiększenia stanu posiadania nawet o pięć województw, gdy do wyborów angażuje się ogromną machinę niemalże całego państwa i kościoła. Przypomnę, że mimo wygranej w 2014 roku, PiS rządzi obecnie tylko w podkarpackim, w pozostałych prym wiedzie jeszcze koalicja PO z PSL lub PSL z PO (w dwóch wsparta głosami partii lokalnych). Jak słychać z zapowiedzi polityków Koalicji Obywatelskiej i PSL współpraca ta może trwać nadal. Owszem, PiS mógłby zdobyć jeszcze więcej, gdyby woltę wykonał SLD, ale jeśli coś takiego by się stało, oznaczałoby to śmierć tej partii w kolejnych wyborach. O ile bowiem jestem w stanie uwierzyć w kupienie niektórych polityków Sojuszu przez PiS, to nie wierzę, aby wyborcy lewicy wybaczyli im taki ruch. Innymi słowy – nie wierzę w małżeństwo PiS-u z SLD, bo to dla lewicy byłby polityczny koniec. Czarzasty owszem gra dość mocno, ale ma świadomość konsekwencji tej gry. Wyborcy bardziej byliby skłonni zaakceptować współpracę z KO i PSL, niż z PiS. Wie to nie tylko szef Sojuszu, ale też szefostwo Koalicji Obywatelskiej oraz PSL-u. Czarzasty więc może sobie grać, ale tylko tyle, na ile pozwolą mu pozostali.
Po drugie, lewica.
Pierwsze sondaże exit poll wskazywały, że SLD zdobył nieco ponad próg wyborczy, sondaże late poll mówią już o poparciu ponad 6,7%. Podobnie jest w przypadku KO – poparcie rośnie. To całkowicie normalne, gdyż zawsze pierwsze wyniki spływają ze wsi i małych miast, na końcu dopiero z aglomeracji miejskich. A tam nokautująco wygrywają partie liberalne. Można zatem spodziewać się wyniku SLD na poziomie owych 6,7-6,8%. To żaden postęp i żadne osiągnięcie, w sondażach przedwyborczych Sojusz miał nawet 10%. Wspomniany wynik wyborczy, to dla mnie żadne zaskoczenie. Lewica nadal nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca i, co gorsze, nie rozumie tego, co się w polityce dzieje. A dzieje się rzecz prosta – społeczeństwa dążą do prymatu systemów dwupartyjnych nad wielopartyjnymi, co oznacza, że konsolidacja w celu budowania jak najszerszych bloków jest konieczna i niezbędna. W 2015 roku zrozumiał to Kaczyński, teraz Platforma, Nowoczesna i Inicjatywa Polska. Lewica nadal tkwi w czasach swojej świetności i ciągle wierzy, że ich rządy lat 90-tych i przełomu wieków nadal są możliwe. Politycy i wyborcy SLD żyją w tej malignie, nie widząc, że świat się zmienił. Nie widzi też tego partia Razem i Robert Biedroń. Lewica jest skłócona, nie ma wizji, nie ma programu, ale każdy tam chce być liderem. Taka polityka przysparza tylko poparcia PiS-owi, który skutecznie zawłaszczył lewicowe postulaty, stając się w istocie partią socjal-narodowo-katolicką. Po jego stronie mamy silny, karny blok, po drugiej zlepioną już cześć sceny i całkowicie rozbitą resztę. Tak się pokonać obozu socjal-prawicy nie da. I doprawdy nie wiem, ile jeszcze sromotnych porażek musi ponieść lewica, aby zrozumiała wreszcie w czym rzecz. Niech by choć na początek zbudowała jeden wspólny blok lewicowy, aby dołączyć jako koalicjant do bloku centrowo-liberalnego. Nie mam żadnych złudzeń, że nawet to jest póki co niemożliwe.
Po trzecie, Koalicja Obywatelska osiągnęła więcej, niż się spodziewała.
Jak już wiemy, z liderami lewicy nie da się dogadać. Koalicja Obywatelska musi więc zacząć mówić do wyborców lewicy. KO zbudowana z Nowoczesnej i Nowackiej będzie to ułatwiać, a pierwsze efekty już widać. To między innymi dlatego wynik w dużych miastach jest tak porażający dla PiS, który tu został wręcz zmieciony z powierzchni ziemi. Wiele to powinno dać do myślenia lewicowym liderom. Czytam komentarze powyborcze, zwłaszcza lewicowych mediów, które opowiadają banialuki o „co najwyżej przyzwoitym wyniku KO”. Śmieszą mnie takie komentarze, bo wynikają albo z niezrozumienia dziejących się procesów, albo z czystej, wyrachowanej gry, zmierzającej do zdyskredytowania wyniku Koalicji. Ktoś, kto mówi lub pisze o co najmniej przyzwoitym wyniku, zapomina o tym, że właśnie przed chwilą miało miejsce starcie Dawida z Goliatem. Pancernej armii z konną jazdą. Po stronie Goliata były miliony rzucone na kampanię, miliardy rozdane w programach 500+ i 300+, sztaby ludzi, narodowe media, kościół i karni wyborcy. Po stronie Dawida były drobne, żadnych wyborczych kiełbas, pospolite ruszenie, zamiast sztabów fachowców i liberalny, gnuśny, z natury rzeczy wiecznie krytyczny elektorat. W tym stanie rzeczy wynik osiągnięty przez Koalicję Obywatelską, to rewelacja. Marudzenie niektórych komentatorów uznaję za grubą przesadę. Oczywiście, daleki jestem od triumfalizmu, ale krytykować tego wyniku nigdy nie będę. Te wybory i ten wynik ma znaczenie głównie symboliczne – daje wyborcom liberalnym wiarę, że Zjednoczoną Prawicę można pokonać. A to był zasadniczy cel tych wyborów. I cel ten został osiągnięty. Platforma, Nowoczesna i Inicjatywa Polska osiągnęli więcej, niż się spodziewali – wiem to bardzo dobrze. Niemała to zasługa szefa Platformy, który potrafił dogadać się z Katarzyną Lubnauer i Barbarą Nowacką mimo pokusy narzucania warunków, jako szef największej partii opozycyjnej. Pamiętam doskonale te głosy krytyków, że Grzegorz Schetyna nie nadaje się na szefa Platformy, bo nie ma charyzmy i nie potrafi ładnie mówić. Czym jest charyzma właśnie, jak nie umiejętnością współpracy? Schetynie można z oczywistych względów gratulować. I to bez cienia serwilizmu.
Po czwarte, PiS przegrał więcej, niż się powszechnie uważa.
A co z PiS-em? PiS poniósł klęskę. Wiem, wiem, brzmi to śmiesznie, ale to prawda. Na czym ta klęska polega? Klęska PiS polega na tym, że geniusz i strateg Kaczyński znalazł się w ślepej uliczce, z której wyjść mu będzie piekielnie trudno, a jeśli nawet jakimś cudem z niej wyjdzie, to mocno poobijany. Oczywiście, jego upadek nie nastąpi szybko – jutro, czy pojutrze. Jeszcze będzie walczył o przetrwanie, ale cokolwiek zrobi, zrobi źle. Jakie ma bowiem wyjście z obecnej sytuacji? Co zrobi? Zaostrzy kurs, rzuci się na Sąd Najwyższy, zarządzi procesy pokazowe, przykręci śrubę? Przecież właśnie społeczeństwo dało Kaczyńskiemu sygnał, że polityka rozdawania kasy w zamian za rozwalanie państwa nie jest szczególnie mile widziana. Więc co? Złagodzi kurs? Co wtedy zrobi twardy elektorat, który żądny jest krwi? Kaczyński i PiS się zamotał tak skutecznie w swojej polityce, że cokolwiek zrobi, będzie miał spory problem z wytłumaczeniem swoich działań, zwłaszcza elektoratowi wahającemu się, bo twardemu wmówi wszystko (choć i tutaj trafi ma utratę cierpliwości). W tym kontekście twierdzę, że poniósł klęskę większą, niż się powszechnie uważa.
To doskonały moment na powstanie nowej partii konserwatywno-prawicowej z prawdziwego znaczenia. Pisałem o tym dwa felietony temu. Wyborcom o przekonaniach prawdziwie konserwatywnych, i Polsce także, potrzebna jest zdrowa partia prawicowa, która na sztandary wyniesie wszystko to, co PiS przez lata ośmieszył z idei nowoczesnego konserwatyzmu. Wyborcy ci szukają partii, której nie będą musieli się wstydzić nie tylko tu, ale przede wszystkim za granicą. Wystarczy, że taka partia zabierze PiS-owi 5-8% głosów i Polska naprawdę może wrócić do normalności. I wreszcie rozpocząć prawdziwy proces unowocześniania państwa, włącznie z niezbędną reformą systemu sądownictwa. Zalążkiem takiej partii mogłyby być środowiska Kukiz’15, pod warunkiem odcięcia się od twardej trójcy tego ugrupowania, czyli Pawła Kukiza, Stanisława Tyszki i Marka Jakubiaka, którzy mają obsesję na punkcie Platformy i Nowoczesnej. W K’15 jest kilka światłych postaci, zdolnych zrozumieć, że nowoczesny konserwatyzm jest w Polsce możliwy. I współpraca z obozem centro-liberalnym także.
Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że PiS poszerzył swoją władzę w sejmikach wojewódzkich. Pod tym względem można oczywiście powiedzieć, że Prawo i Sprawiedliwość wybory wygrało. Wiadomo już, że PiS zdobył samodzielną większość w województwie podlaskim i że taką samą większość ma też w podkarpackim (co było oczywiste), a także jest wielce prawdopodobne, że samodzielnie będzie mógł rządzić w lubelskim, łódzkim, małopolskim oraz świętokrzyskim, czyli prawie na całej wschodniej ścianie, ale porównując to z użytymi do tego celu środkami oraz ponad trzema latami propagandy wspartej przez kościół i program 500+, który kosztuje państwo ponad 25 miliardów rocznie, to mizerny efekt wyborczy. Ponadto co z tego, że PiS przejął podlaskie, skoro stracił władzę w Radzie Miasta Białegostoku, gdzie znacząco ponownie wygrał prezydent Truskolaski, wspierany przez Koalicję Obywatelską. Do tego będzie mu się teraz łatwiej rządzić, bo w Radzie Miasta nie spotka go już destrukcja ze strony radnych PiS, jak do tej pory. Jak będzie w innych radach miejskich w województwach pod władzą PiS, poczekajmy. Fakty są takie, że na 16 województw PiS będzie rządził w 6 (mniejszość) oraz że w miastach PiS-u właściwie nie ma. Trudno to nazwać zwycięstwem obozu rządzącego. Z ostatnich przecieków wynika, że PiS zamierza przejąć jeszcze trzy województwa, w których przewaga Koalicji jest jednomandatowa, co by oznaczało, że prowadzone są rozmowy związane z przekupstwem politycznym. Jeśli PiS zwycięstwem nazywa przejęcie władzy dzięki kupieniu paru ludzi, to świadczy to dobitnie o tym, czym ta władza w istocie jest.
Po piąte, jedno, co się Kaczyńskiemu naprawdę udało, to podzielić Polskę.
Podział jest faktem już od dawna. Ale te wybory podział ten utrwaliły. Polska podzielona jest na zachód i wschód oraz na aglomeracje miejskie i prowincję. Gdzie kto ma większe wpływy, wiadomo. Na prowincji oddziaływanie mediów narodowych oraz kościoła jest decydujące. W aglomeracjach miejskich zarówno kościół, jak i media narodowe giną w różnorodności typowej dla życia miejskiego. To rzecz jasna jest podpowiedź, co Koalicja Obywatelska powinna dalej robić i na czym się skupiać. W trakcie kampanii czytałem wiele uwag z różnych stron, że na prowincji Koalicji w ogóle nie ma. Wyniki wyborów pokazują to dobitnie. Rozumiem, że nie można było być wszędzie i że celem tych wyborów było przede wszystkim odbicie i ugruntowanie demokratów w miastach oraz utrzymanie możliwie jak największej liczby sejmików, jednak w wyborach parlamentarnych Koalicja musi bardziej skupić się na wyborcach pozamiejskich.
Po szóste, laurów jeszcze na głowy nie wkładajcie.
Oczywiście żadnej euforii nie ogłaszamy. To nie ten czas jeszcze. Nie mówmy też, że wynik wyborów jest słaby, albo co najwyżej dobry. Wynik wyborów jest bardzo dobry, jak na rzeczywistość, w której zmuszeni jesteśmy się poruszać. Niebagatelne znaczenie ma też wyrok TSUE w sprawie Sądu Najwyższego, który pojawił się w najlepszym możliwym momencie. Fanfar jeszcze nie grajmy, ale i marsz żałobny odłożymy do szuflady. Przed liberalną stroną sceny politycznej rozmowy koalicyjne, aby zdobyć jak najwięcej sejmików oraz rad powiatowych i miejskich, a także walka o prezydentury miast w II turze. Opozycja bez wątpienia dostała wiatru w żagle – to kolejny dowód potwierdzający, że wynik KO jest bardzo dobry. Po zakończeniu tego procesu, czas będzie zająć się wyborami europejskimi, których także nie można zbagatelizować. A potem przyjdzie czas na ostateczne rozwiązanie. Jesień 2019 i wiosna 2020 będą kluczowe dla polskiej demokracji i dla Polski w ogóle.
Takim partiom jak PSL oraz całej lewicy pod rozwagę poddaję działanie systemu d’Hondta. Dziś dobitnie widać, jak on działa. PSL, który zdobył dobry wynik, nie widzi tego w ilości mandatów, bo system ten promuje przecież duże bloki. Dlatego PiS przejmuje władzę w województwach, w których tej władzy nie miał. Niby wszyscy politycy wiedzą, jak to działa, ale mało którzy potrafią spojrzeć na to w szerszej perspektywie. Tę myśl dedykuję zwłaszcza politykom PSL, SLD, Razem oraz panu Biedroniowi, przekonanym, że w pojedynkę można wygrać z d’Hondtem. Otóż nie można.