Każdy zwolennik, a choćby nawet i umiarkowany sympatyk idei liberalnych powinien publikację książki Adama Gopnika „Manifest nosorożca. Rozprawa z liberalizmem” w polskiej wersji językowej uznać za dobrą nowinę. Pozycja ta jest zupełnie odmienną od innych próbą reakcji na kryzys liberalnego paradygmatu, który obserwujemy (pozwalamy sobie wmawiać?) od około 2008 r. Gopnik nie bierze skalpela, piły czy siekiery i nie przystępuje do prób amputowania z ciała liberalizmu członków, które lewicowa narracja poprawnościowa każe liberałom uznać za „nieaktualne” czy „niepopularne”. Zamiast tego zabiera czytelnika w niezwykłą i zupełnie niespodziewaną podróż przez nieuczęszczane dotąd ścieżki i przesmyki wokół tego wielkiego „nosorożca”, jakim okazuje się być liberalizm. Zamiast standardowo czytać o podstawowych założeniach doktrynalnych Locke’a, Smitha, Milla, Constanta, Humboldta, Rawlsa i Hayeka, w dziele Gopnika dostajemy zupełnie inną perspektywę i nowe metody czytania misji liberalizmu. Autor ukazuje nam liberalizm jako krucjatę moralną, niesioną najpiękniejszym zamysłem, jaki w relacjach międzyludzkich można sobie tylko wyobrazić – czyli misją złagodzenia i w końcu usunięcia okrucieństwa z życia człowieka pośród innych ludzi.
Gopnik nie idealizuje liberalizmu. Tym właśnie różnią się liberałowie od ideologów socjalizmu, nacjonalizmu, faszyzmu, komunizmu czy doktryn opartych na objawieniach religijnych, że swojej idei nie traktują bezkrytycznie. To dlatego autor obiera nosorożca jako manifestację liberalizmu. To szczególnie inspirujący moment w książce. Gopnik ubolewa nad tym (ale i wykazuje zrozumienie), że ludzie od zawsze gonią za ideałem utopii. Te utopie są niczym jednorożce – idealne, piękne, majestatyczne. Tak jak ludzka wyobraźnia – od starożytności po współczesne kreskówki dla małych dziewczynek – wielbi jednorożca, tak ludzka myśl polityczna goni za idealnym ładem, za porządkiem społecznym, który zapewni wszystkim ludziom wieczną szczęśliwość, pomyślność i sprawiedliwy układ korzyści. Wszystko pięknie, ale z tymi socjalistycznymi, chrześcijańskimi czy narodowymi jednorożcami wśród idei jest jeden problem – ten sam, który dotyczy też samych jednorożców. One nie istnieją.
Nosorożec zaś istnieje i stanowi zjawisko najbliższe jednorożcowi spośród tych, które w warunkach ziemskich mogły zostać przez proces ewolucji z uwzględnieniem wszystkich czynników wygenerowane. W sferze idei nosorożcem jest liberalizm, bo – jak pokazało ostatnie 200 lat – jest realnie możliwy. Owszem, nosorożec jest też brzydki, przysadzisty, jakoś eklektyczny (jakby ktoś go sztucznie zlepił z nie do końca do siebie przystających elementów), trudno go podziwiać, a co dopiero się w nim zakochać. Nikomu nie przyjdzie do głowy umieszczać go na malowidłach w majestatycznych pozach. Ale nosorożec jest nie tylko realny. Gdy się już raz rozpędzi, pochyli łeb i wystawi swój róg do przodu, to jest także zajebisty. Można mu wtedy, w najlepszym przypadku, zejść z drogi.
Gopnik osią swojej książki czyni intymne wręcz historie ludzi, których działania i idee stanowiły namacalną emanację liberalizmu. Często ludzi dotąd niewiązanych w oczywisty sposób z liberalizmem. Na kartach „Manifestu…” pojawia się więc John Stuart Mill, ale sens jego przywołania odkrywamy poprzez kontekst jego, stanowiącej akt założycielski liberalnego feminizmu, miłości do Harriet Taylor. Inną parą miłosną są George Henry Lewes i George Eliot, którzy liberalizm wprawiają w wieczny ruch. Znaczącą postacią jest wielki orator epoki walki z niewolnictwem Frederick Douglass, przywołana zostaje skrajnie lewicowa Emma Goldman, pojawia się David Hume, ale głównie za sprawą sposobu, w jaki umierał. Emblematycznym przykładem działania liberalizmu jest projekt budowy nowoczesnego systemu kanalizacyjnego w Londynie, który uratował wielu ludzi przed śmiercią z powodu paskudnych chorób.
Gopnik korzysta z tych i jeszcze dalszych przykładów, aby nakreślić obraz liberalizmu jako przede wszystkim procesu, a więc działania które nie osiąga założonych celów za jednym zamachem czy za sprawą przełomowego wydarzenia, jakoby rewolucji. Liberalizm to złożona z tytułowych (w oryginalnej wersji angielskiej) „drobnych przebłysków zdrowego rozsądku” działalność polegająca na zidentyfikowaniu przyczyn ludzkiego cierpienia i źródeł zadawanego ludziom okrucieństwa, a następnie przechodząca do etapu, zazwyczaj niestety powolnego, stopniowego redukowania i likwidowania tych zjawisk. Tak pojęty liberalizm jest dla Gopnika jedną wielką historią niesłychanego wręcz sukcesu, o czym świadczy współczesny świat – a więc miejsce, w którym ilość okrucieństwa dotykającego ludzi jest mniejsza niż kiedykolwiek wcześniej w dziejach ludzkości. Dla Gopnika to długa podróż, którą zaczęła refleksja, iż odzieranie człowieka żywcem ze skóry lub łamanie go kołem nie są moralnie uzasadnionym postępowaniem, nawet jeśli w grę wchodzi obraza króla, a która dotarła do punktu, w którym głównym tematem sporu w debacie publicznej stała się dopuszczalność używania słów, przez nieliczne grupy uważanych za krzywdzące.
Gopnik zgadza się, że powolność zmian, będąca esencją liberalnego stylu, jest znaczącą wadą naszego nosorożca. Z tego bierze się cała frustracja liberalizmem, zwłaszcza ze strony młodego pokolenia, które z natury swojej konstrukcji chce rezultatów na asap i nie ma żadnej tolerancji wobec strachliwego kulenia się „dziadersów” w obliczu zmian społecznych. Liberalizm jest ociężały i mało zwrotny, to jasne. Ale Gopnik widzi w tym zalety i prosi młodych o cierpliwość. Pokazuje raz po raz, że natychmiastowe, rewolucyjne zmiany nie potrafiły podołać próbie czasu i po krótkim okresie „karnawału”, ale i zawieruchy, bywały w całości lub w zasadniczej części odwoływane. Co innego zmiany będące dziełem liberalizmu. One oparte są na najmocniejszym fundamencie głębokiej przemiany społecznej. To proces, który kończy się ustawami w parlamencie, ale zaczyna się przy kuchennym stole setek tysięcy lub milionów domów, w sypialnianych łóżkach, na kanapach przed telewizorami i przy kawie w kafejce na rogu. Tam ludzie ze sobą rozmawiają w milionach konwersacji. Zwykli ludzie, którym raz po raz zdarza się „przebłysk zdrowego rozsądku”. To jest ta moc, która niesie zmianę. To dlatego najpierw liberalne projekty reform są dla establishmentu ciekawostką, „groteską” i „bodaj żartem”, ale po jakimś czasie stają się „propozycją grup mniejszościowych”, aby za chwilę „wejść do debaty” jako jedna z opcji, a dalej zostać „dominującą propozycją” z poparciem większości, a na końcu zostać uchwalonymi jako „oczywista oczywistość”, co do której wszyscy są zdumieni, że kiedyś ktokolwiek się im sprzeciwiał.
Liberalizm to proces, więc nigdy nie osiągnie ostatecznego sukcesu. „Endsieg” nie jest dla nas – to ICH domena. Otóż, dokonując reform i kasując okrucieństwo wobec jednych, sięgamy coraz głębiej i odkrywamy coraz to nowe przejawy niesprawiedliwości i okrucieństwa wobec kolejnych grup ludzi. Także nasza empatia, wskutek dwóch stuleci praktykowania liberalizmu, stale ulega wyostrzeniu. Coraz mniej jest w nas „nie przesadzaj! to nic takiego!”, a coraz więcej „ok, tak też nie powinno być, rozwiążmy i ten problem”. To dlatego jedna wygrana batalia to nie koniec, bo czekają… kolejne trzy. A ponieważ nasze zwycięstwa na koniec batalii są uznawane za oczywistość, to ze strony publiki nie ma nadmiernej wdzięczności dla liberalizmu. Jest raczej krytyka i gorzkie słowa, że te nowe batalie jeszcze nie zostały też wygrane. Już, teraz, zaraz, natychmiast, asap!
Siłą liberalizmu jest też to, że nie pozostawia przeciwników zdruzgotanymi. To nie kazus komunizmu czy faszyzmu, gdzie każdy, kto był innego zdania, ma do wyboru emigrację, milczenie, albo pryczę w obozie. To też nawet nie kazus konserwatyzmu w stylu PiS, gdzie każdy, kto się nie zgadza, zostaje wypchnięty poza przestrzeń kontrolowanego przez państwo obiegu kulturalnego i medialnego. Liberalizm do przegranych w dyskusji wokół reform społecznych przeciwników wyciąga rękę i kieruje do nich ofertę udziału w budowie społeczeństwa, w kształtowaniu części tego społeczeństwa, jako że w ładzie liberalnym zawsze będzie miejsce dla ludzi o konserwatywnych czy socjalistycznych poglądach i dla ich aktywności i projektów. Takie podejście redukuje resentymenty, ogranicza zawiść i niechęć i stanowi integralny element strategii wprowadzania TRWAŁEJ reformy. Takiej, której nie tylko nie da się w kolejnej kadencji „odkręcić”, ale takiej, której nikt nigdy nawet nie będzie już chciał „odkręcać”.
Książka Adama Gopnika stanowi wielki wkład w projekt ochrony zagrożonego gatunku, jakim dzisiaj – także w tym metaforycznym, politycznym sensie – jest nosorożec. To oferta dla każdego, nie tylko dla przekonanych zwolenników liberalizmu. Oni w tej książce znajdą istny skarb, bo jest to kopalnia pomysłów na nowe formy i linie obrony liberalizmu, jego dorobku i projektu przyszłości. Ale to także oferta dla przeciwników liberalizmu, którzy dzięki tekstowi Gopnika mogą lepiej zrozumieć, kim my jesteśmy, co nami kieruje. Może dostrzegą, że nie jesteśmy złymi, zepsutymi ludźmi, a moralistami na misji zorientowanej na walkę z okrucieństwem człowieka wobec człowieka? Może Gopnik wykrzesze w nich dla liberałów nieco empatii?
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl