Na usta cisną się słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?” Oczywiście, dodajmy – nie tylko panowie, ale i panie. Niestety sprawa jest o wiele poważniejsza, bo to nie o nieudolność i brak kompetencji chodzi (to oczywiście też), ale o bezpośredni zamiar zniszczenia wolnego, demokratycznego państwa, realizowany z konsekwencją od ponad 6 lat.
Zastanawiając się nad minionym rokiem oraz perspektywą na obecny w kontekście „dokonań” szeroko pojętego obozu władzy, na usta cisną się słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?” Oczywiście, dodajmy – nie tylko panowie, ale i panie. Niestety sprawa jest o wiele poważniejsza, bo to nie o nieudolność i brak kompetencji chodzi (to oczywiście też), ale o bezpośredni zamiar zniszczenia wolnego, demokratycznego państwa, realizowany z konsekwencją od ponad 6 lat. Wszystko zaczęło się od niszczenia praworządności, od ułaskawień nieprawomocnie skazanych, od zamachu na Trybunał Konstytucyjny. Potem polityczne podporządkowanie prokuratury, opanowanie Krajowej Rady Sadownictwa mającej kluczowy wpływ na wszystkie nominacje sędziowskie, partyjni funkcjonariusze w sądach powszechnych i stworzony od podwalin aparat represji niepokornych wobec władzy sędziów, zaanektowanie Sądu Najwyższego i systemowe zakwestionowanie europejskiego porządku prawnego i naszej doń przynależności. To właśnie w następstwie sprawnie i wyjątkowo impertynencko dokonywanego demontażu państwa prawa możliwe jest to wszystko, co wyprawiają rządzący. A przyjrzyjmy się pokrótce, co wyprawiali przez ostatnie 12 miesięcy.
Zaczęli od karnej zsyłki kilkunastu prokuratorów, którzy starają się swoją prace wykonywać przyzwoicie i niezależnie. Jak w carskim urzędzie, oddelegowano ich karnie do dalekich placówek na pół roku. Wśród nich Katarzynę Kwiatkowską, szefową „Lex Super Omnia” i Ewę Wrzosek, jak dziś już wiemy bezprawnie inwigilowaną Pegasusem. Potem była kolejna, jedenasta w ciągu czterech lat nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym (to też a propos obecnej jakości legislacji) zmieniająca m.in. zasady wyboru prezesów kierujących pracami izb w SN. Przyznała dodatkowe kompetencje prezydentowi oraz Pierwszemu Prezesowi SN, mając ułatwić nominatom neo-KRS ostateczne przejęcie kontroli nad działalnością naszego najważniejszego sądu. Z tych nowych zasad skrzętnie skorzystano, przejmując m.in. całkowitą kontrolę nad Izbą Cywilną. Doskonałym przykładem tego, jak funkcjonuje SN po „dobrych zmianach”, jest zachowanie pani Małgorzaty Manowskiej (nielegalnie sprawującej funkcję Pierwszego Prezesa), która zaanektowała akta sprawy, które wróciły z Luksemburga (sprawy zawisłej w TSUE na kanwie odwołania sędziego Waldemara Żurka). Skład 7-osobowy w Izbie Cywilnej miał wydać w następstwie niezwykle ważne orzeczenie, w którym przesądzi, czy niemal pięćdziesiątka neo-sędziów w SN (w tym sama M. Manowska) jest powołana legalnie. Nie może tego zrobić właśnie dlatego, że akta zostały „zaaresztowane”. To dla mnie niewyobrażalny przykład arogancji, łamania porządku prawnego i wykorzystywania swojej pozycji, w tym pogwałcenia traktatów europejskich poprzez zablokowanie procedury prejudycjalnej będącej fundamentalną regułą komunikacji jurydycznej pomiędzy sądami w Unii Europejskiej.
Kolejnym przykładem bezprawia w 2021 roku jest dalsze funkcjonowanie, pomimo dwóch jednoznacznych w brzmieniu i znaczeniu orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE z lipca, tzw. Izby Dyscyplinarnej. Ten quasi-sądowy, nielegalny organ nadal zawiesza sędziów i odbiera im immunitety, nic nie robiąc sobie z europejskich wyroków. Bezprawnie odsunięci od orzekania przez ten aparat represji sędziowie (Igor Tuleya, Paweł Juszczyszyn, Piotr Gąciarek i inni) nie mogą wrócić do swojej pracy. Namaszczeni przez ministra Ziobrę rzecznicy dyscyplinarni ścigają sędziów za stosowanie prawa unijnego. To wszystko normalnemu człowiekowi w głowie się nie mieści, ale jest rzeczywistością naszych czasów.
No i w końcu exemplum sztandarowe pokazujące skalę zamachu na państwo prawa w Polsce i rozmachu destruktywnych działań władzy w ubiegłym roku. Do trybunału Julii Przyłębskiej wpłynęły wnioski premiera i ministra sprawiedliwości o „zbadanie zgodności z konstytucją” przepisów Traktatu o Unii Europejskiej oraz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Chodziło o fundament wolności i bezpieczeństwa prawnego obywateli, czyli prawo do niezawisłego, bezstronnego sądu (które zresztą w dokładnie tym samym zakresie gwarantuje nam nasza ustawa zasadnicza, w art. 45). Dwa jesienne wyroki atrapowego trybunału przy Al. Szucha, wydane na polityczne zamówienie rządu, pokazują, że ta władza nie ma żadnych oporów. Zakwestionowano na oczach całego świata to, co zawsze wydawałoby się w demokratycznym świecie oczywiste – podstawowy standard ochrony praw człowieka. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przemawiając w Parlamencie w Strasburgu podkreśliła, że po raz pierwszy w historii Unii sąd konstytucyjny kraju członkowskiego podważył najważniejsze przepisy Traktatu, a media na całym świecie mówiły o polskim ewenemencie. Taki był rok 2021 w wymiarze dewastacji państwa prawa.
Ale pamiętać trzeba i to może jest nawet ważniejsze, że w tych samych 12 miesiącach wydarzyło się niezmiernie dużo w warstwie symultanicznie trwającej batalii o ochronę praworządności. Już nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, która wyraźnie dostrzegła, że to co wyprawiają rządzący w naszym kraju może mieć bardzo negatywne implikacje w całym obszarze prawnym Starego Kontynentu. Mówiąc wprost – jeśli Unia Europejska pozwoli na ostentacyjne pogwałcenie zasad traktatowych i nie będzie zdecydowanie reagować, to taka sytuacja może powtórzyć się w innych państwach członkowskich. Na zasadzie copy-paste politycy z autokratycznymi ambicjami mogą wklejać do swoich systemów krajowych rozwiązania „dobrej zmiany” i kwestionować unijny porządek prawny, w tym szczególnie wyroki luksemburskiego trybunału.
Dlatego w zeszłym roku zarówno Komisja Europejska, Parlament, jak i Trybunał, podjęły szereg ważnych kroków zmierzających do zastopowania niszczenia niezależności sądownictwa w Polsce i tym samym ochrony europejskiej przestrzeni prawnej. Mam na myśli kontynuowanie oraz rozpoczęcie kolejnych tzw. postepowań przeciwnaruszeniowych (są to działania KE w sytuacji łamania traktatów, kończących się zwykle skargą do TSUE), np. w sprawie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, brak akceptacji polskiego KPO, żądanie zasądzenia kar, rezolucje Parlamentu Europejskiego wzywające instytucje UE do pilnych działań. No i wspomniane już wyroki luksemburskiego sądu unijnego, z których w sposób nie budzący najmniejszych wątpliwości wynika, że cały zainstalowany w Polsce po 2015 roku system w ramach wymiaru sprawiedliwości, narusza drastycznie kryteria unijne. Po prostu obywatel nie ma u nas gwarancji niezależnego sądu, a co za tym idzie uczciwego procesu. Do instytucji UE w zeszłym roku bardzo mocno dołączył Europejski Trybunał Praw Człowieka. Wyroki strasburskie były momentami nawet mocniejsze niż luksemburskie. Wynika z nich niezbicie, że neo-KRS (która w 2021 roku została wyrzucona z grona Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa) jest organem całkowicie podległym politycznie, nieautonomicznym, a jej nominacje i awanse sędziowskie są bezprawne. W Sądzie Najwyższym już nie tylko Izba Dyscyplinarna musi być zlikwidowana, ale także Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (która zatwierdza wyniki wyborów), a cała niemal pięćdziesiątka neo-sedziów musi opuścić budynek Pałacu Sprawiedliwości przy pl. Krasińskich.
Co także niezwykle ważne, wyroki europejskich trybunałów dały polskim sądom do ręki bardzo mocne instrumenty prawne do przeciwstawiania się bezprawiu. I polskie sądy z nich skrzętnie korzystają. Odważni sędziowie wydają wyroki bezpośrednio na podstawie europejskiego prawa i standardów, uchylają orzeczenia wydane przez neo-sędziów, podważając ich status. Kilkukrotnie zrobił to także Sąd Najwyższy (mimo systemowego zniewolenia, zasiadają tam wciąż niezawiśli sędziowie, których nie paraliżuje strach przed represjami pionu dyscyplinarnego czy prokuratury).
Aby uzdrowić system i przywrócić praworządność w Polsce trzeba będzie wdrożyć opisane wyżej wyroki. W tym celu powstało w 2021 roku Porozumienie dla Praworządności. To szeroki front organizacji obywatelskich i prawniczych, które konsekwentnie od początku występują w obronie państwa prawa i które przygotowały dekalog restytucji systemu konstytucyjnego. Porozumienie zostało przygotowane w ścisłej współpracy ze stowarzyszeniami sędziowskimi i prokuratorskimi, w szczególności z „Iustitią”, która symultanicznie zaprojektowała kompleksową ustawę implementującą te rozwiązania. Chodzi przede wszystkim o likwidację neo-KRS, powołanie zgodnej z konstytucją Krajowej Rady Sądownictwa, usunięcie z systemu wadliwie powołanych neo-sędziów i jak najszybsze przeprowadzenie nowych konkursów sędziowskich, aby uzupełnić braki kadrowe w sądach. Porozumienie dla Praworządności przewiduje także zbudowanie praktycznie od nowa niezależnej prokuratury, odbudowę niezależnego Trybunału Konstytucyjnego, a także – co niezwykle istotne – przeprowadzenie prawdziwej reformy wymiaru sprawiedliwości, która uczyni polskie sądownictwo nowoczesnym i sprawnym na miarę standardów zachodnioeuropejskich XXI w. W grudniu do Porozumienia przystąpiły wszystkie demokratyczne partie opozycyjne, także pozaparlamentarne, uznając kierunkowo ten program za swój. W tej chwili trwają intensywne prace w zespole roboczym nad konkretnymi projektami legislacyjnymi.
Jak więc widać, skala destrukcji to jedno, a wzmożenie działań instytucji europejskich i aktywność sędziowska, obywatelska i polityczna w obronie państwa prawa to drugie. To daje zdecydowanie nadzieję na przyszłość. I chociaż formacja Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry nadal zapowiadają plany dalszych „reform” mających dobić polskie sądownictwo, to determinacja Unii Europejskiej, konsekwencja skoordynowanych działań i jednoznaczny brak zgody na niszczenie systemu tu w Polsce, pozwalają przypuszczać, że nie tylko nie uda się władzy do końca tego wszystkiego zdewastować, ale co ważne – uda się to potem sprawnie i mądrze, zgodnie z przygotowanym planem, odbudować.