Wszyscy jesteśmy zwierzętami politycznymi, ale każdy z nas reprezentuje inny gatunek. W królestwie politycznych zwierząt, niektórzy z chęcią biorą na siebie rolę przywódcy stada, inni drapieżnika, jeszcze inni – bezbronnej ofiary.
W Etyce nikochamejskiej Arystoteles wysnuwa wniosek, zgodnie z którym człowiek jest „zwierzęciem politycznym”. Filozof stawia znak równości pomiędzy byciem „zwierzęciem politycznym” a „istotą społeczną”, mówiąc w zasadzie, że każdy człowiek nie dość, że został stworzony do życia w społeczności czy grupie, dodatkowo jest również przystosowany do uczestnictwa w społeczno-politycznym aspekcie bytowania na ziemi.
Jeśli człowiek jest w istocie zwierzęciem, czy zasadnym nie będzie również postawienie pytania o animalizm w polityce? A jeśli nasz los determinowany jest, jak w świecie zwierząt, zasadą, że przetrwa najsilniejszy, to jakim zwierzęciem trzeba być, aby skutecznie nawigować przez meandry polityki i odnosić sukcesy? Co zrobić, aby w typowo darwinistycznym równaniu „walcz lub uciekaj” być silnym myśliwym, a nie spłoszoną zwierzyną? Odpowiedzi na to pytanie jest co najmniej kilka, a żadna nie jest poprawniejsza od innej.
Skuteczne zwierzęta polityczne właściwie identyfikują swoje mocne strony, które zapewniają im powodzenie w roli przywódcy stada.
Charyzma
Aby skutecznie uwodzić tłumy i panować nad stadem, król dżungli musi posiadać charyzmę. Z pewnością dla każdego ta cecha charakteru oznaczać będzie coś innego, jedna rzecz pozostaje jednak niezmienna: jeśli na naszej drodze stanie osobnik charyzmatyczny, z pewnością go rozpoznamy.
Jeśli charyzma byłaby cechą namacalną, to zobaczyliśmy ją podczas pierwszej debaty telewizyjnej dwójki konkurentów o urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych – słynnego pojedynku doświadczonego wyjadacza – Richarda Nixona z politycznym żółtodziobem – Johnem F. Kennedym. Debata, która odbyła się w roku 1960, dobitnie podkreśliła, że wygląd, sposób mówienia, ubierania się, czy brak stresu w kontakcie z kamerami, może okazać się czynnikiem przechylającym szalę zwycięstwa na rzecz mniej oczywistego, jak się wydawało, kandydata.
Charyzmę przywódca politycznego stada pokazuje w sposób najbardziej wyraźny podczas przemówień publicznych. I znów: wypowiadane słowa to jeden ze składników sukcesu, pozostałe to prezencja, dykcja, poczucie humoru, łatwość formułowania myśli czy umiejętność zawładnięciami duszami i sercami słuchających.
Jednym z takich polityków był wspomniany wcześniej pierwszy prezydent-katolik w historii USA, John F. Kennedy. Jego polityczni spadkobiercy, którzy po nim obejmowali najwyższy urząd w kraju, również celują w tym obszarze, doskonale rozumiejąc, że polityka to gra, spektakl, a odrobina aktorskiej swady i polotu może pomóc, a nie utrudnić osiągnięcie sukcesu.
Patrząc i słuchając płomiennych przemówień Billa Clintona czy Baracka Obamy, trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że to właśnie Stany Zjednoczone oferują swoim wyborcom – członkom stada, najbardziej widowiskowe i angażujące spektakle z charyzmatycznym przywódca na czele. Nie bez znaczenia jest także nić łączącą charyzmę z fizyczną atrakcyjnością, czego JFK jest podręcznikowym przykładem. Łatwiej jest porywać tłumy, gdy jest się pięknym.
Rozmach i fantazja
W tym obszarze zdecydowany prym wiodą dyktatorzy, którzy na każdym kroku muszą udowadniać, zarówno swoim obywatelom, jak i całemu światu, który, najpewniej błędnie, nie przyjął ustanowionego przez tyrana ustroju, że właśnie w jego stadzie dzieje się najlepiej.
W celu zapewnienia sobie posłuchu i zabezpieczenia dozgonnego przywództwa, warto stworzyć własną doktrynę polityczną, a następnie według jej zapisów działać. Oczywiście, ku chwale ojczyzny. Sztandarowym przykładem może być Zielona Książka Muammara al-Kaddafiego, która życie Libijczyków ułatwiła dzięki dwóm pierwszym częściom, poświęconym odpowiednio Rozwiązaniu kwestii demokracji. Władzy ludu oraz Rozwiązaniu kwestii ekonomicznej. Socjalizmowi. Wielkoduszny pułkownik w trzeciej części książeczki wykłada także Społeczną podstawę Trzeciej Teorii Światowej, gdzie w krótkich, żołnierskich słowach układa świat wedle zaproponowanego przez siebie porządku.
Po wdrożeniu własnej doktryny politycznej, warto członkom swojego stada, hmmm, obywatelom, przypominać o należnym przywódcy szacunku i respekcie. Najlepiej w sposób tak częsty, obejmujący każdy aspekt życia, żeby nigdy nie zapomnieli o dominującej roli i należnej wdzięczności. Prawdziwy polityczny drapieżca nie uznaje tutaj półśrodków. Jak wskazuje Mikal Hem w książce Jak zostać dyktatorem, warto nadać sobie tytuł. Tytuł, który podkreśli posiadane umiejętności w obszarze kierowania państwem, przywiedzie na myśl wartości takie jak odwaga, autorytet czy ojcowska miłość. Słusznym podejściem będzie przyjęcie tytułu nawiązującego do zwierzęcia (w końcu, jest się zwierzęciem politycznym). Wyznacznikiem w tej kategorii z pewnością może być wieloletni dyktator Zairu Mobutu, który imię nadane przez rodziców – Joseph-Desire Mobutu, zastąpił brzmiącym o wiele godniej (i groźniej) tytułem Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu Wa Za Banga, co w tłumaczeniu oznacza „Wszechpotężny wojownik, który dzięki swojej wytrzymałości i nieugiętej woli zwycięstwa podąża od podboju do podboju, pozostawiając za sobą pożogę”. Łaskawy władca używał też skróconej wersji imienia – Leopard[1], a więc znowu – metafora do świata zwierząt i podkreślenie posiadanych zalet poprzez porównanie się do pięknego i majestatycznego kota.
Po ugruntowaniu pozycji samca alfa w stadzie, wdrożeniu własnej doktryny i nadaniu sobie odpowiednio godnego imienia, czas na stosowną celebrację, której rozmach nie może być ani odrobinę mniejszy od innych dokonań przywódcy.
I znów, fantazji i rozmachu pozazdrościć należy dyktatorom, u których także można podpatrzyć jak z właściwą pompą świętować własną władzę i panowanie. Stratą czasu i papieru byłoby przywoływanie słynnych bunga-bunga ówczesnego premiera Włoch, Silvio Berlusconiego, skoro fantazja zwierząt politycznych stojących na czele łańcucha pokarmowego, w zasadzie nie ma kresu.
Król afrykańskiego Eswatini (zwanego dawniej Suazi) Mswati III corocznie bierze udział w festiwalu Incwala, co w tłumaczeniu oznacza „królewską ceremonię”, celem której jest wzmocnienie władzy królewskiej. Kluczowym momentem wypełnionej magią i rytuałami celebracji, jest kopulacja króla z wołem: „(…) Potem następuje schwytanie i zabicie byka. Chłopcy atakujący zwierzę żywią nadzieję, iż król, zauważywszy ich odwagę, da im awans, zwłaszcza jeśli pracują w siłach bezpieczeństwa. (…) Zwierzę następnie prowadzone jest do zagrody, gdzie czeka na nie nagi Mswati. Młodzi przytrzymują byka, podczas gdy król rozpoczyna kopulację ze zwierzęciem. (…) Przyniesiony zostaje róg, do którego król może ejakulować. (…) Nasienie miesza się z jedzeniem przyszykowanym dla ludzi, którzy uczestniczą w obchodach, tak aby lud miłował swojego króla i obawiał się buntować przeciwko niemu”[2]. Taka forma, drastyczna i niecodzienna, podkreśla więc zdecydowanie szczególną rolę władcy, zwierzęcia politycznego, które cieszy się nieograniczoną władzą i przywilejami.
Rzecz jasna, poza wymienionymi charyzmą czy fantazją, jest wiele innych czynników determinujących sukces w odwiecznej walce o pierwszeństwo. I tak jak w królestwie zwierząt, stroi się piórka, by zaimponować i zdominować drugą stronę, tak i świat polityki to nieustanne pole walki, gdzie zwycięstwo zdobywa najsilniejszy.
[1] M. Hem, Jak zostać dyktatorem. Podręcznik dla nowicjuszy. Smak słowa, 2016
[2] Ibidem
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.
Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/
Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.
