Manuela Gretkowska kilka dni temu umieściła na swym facebookowym profilu pożegnalny wpis. Poddała się władzy, twierdząc, że “skurdupel” przejął władanie nad światem. Wpis Jej mogę traktować jedynie w dwóch kategoriach: ukrytej prowokacji, która w istocie jest wezwaniem do walki, lub autentycznej rezygnacji, mam nadzieję – chwilowej. Felietonem tym polemizuję z Manuelą tylko przy założeniu opcji drugiej. Zapraszam.
Twój tekst, Manuelo – “Na nie/dzielę ostatnie słowo” – wywołał u mnie mocno mieszane uczucia. Pierwsza myśl, jaka mi do głowy przyszła, to taka, że to kąśliwa prowokacja, która w istocie swej ma za zadanie wzbudzić złość i porwać do działania zasiedziały elektorat i zagubionych polityków Opozycji. I szczerze powiem, tak chcę na ten tekst patrzeć. Ale jest też możliwość inna – straciłaś wolę walki i postanowiłaś to ogłosić światu. A jeśli tak jest, to ja mówię stanowcze “nie”!
Poddawanie się jest mi kulturowo obce. Jako przedsiębiorca od lat 28, przeszedłem w życiu dosłownie wszystko. Miałem spektakularne zwycięstwa w życiu, ale też i spektakularne porażki, czasem tak walące po łbie, jakbym oberwał kilkukilogramowym młotem. Wiodłem życie dobrze zarabiającego gościa, ale i biedaka, który zastanawia się, co kupić – chleb pszenny, czy chleb razowy? Nie różnię się więc niczym od setek, lub tysięcy, polskich przedsiębiorców, którzy przeszli w życiu dokładnie to samo, co ja. Nie jestem w żaden sposób wyjątkowy. Ale właśnie dlatego zawsze mówię to samo – dopóki jest malutki cień nadziei, żyjesz i walczysz, bo nie można inaczej.
Tymczasem Kaczyński chce dokładnie czego innego! Chce nas zniechęcić. Chce nam pokazać, że wszelki opór nie ma sensu. Uparcie buduje taki właśnie przekaz. Nie mam waszych płaszczy i co mi zrobicie?
Jest w tym dokładnie taki sam, jak komuniści w PRL-u. Oni też chcieli nas złamać, pokazać, że walka nie ma żadnych szans. Też mieli w rękach wszystko – sądy, prokuratorów, władzę absolutną. Gdybyśmy wtedy się poddali, do dziś żylibyśmy w jakieś chorej formie splotu komunizmu z partyjną gospodarką. I przy świeczkach czytalibyśmy Słowackiego, Norwida i Wyspiańskiego, marząc o Wolnej Polsce.
Czytam:
“Kiedy spotkałam się z Tuskiem, powiedział blednąc: ”Kaczyński po dojściu do władzy zniszczy nas”. Mówił o sobie i szychach w PO. Był rok 2007, przed przyspieszonymi wyborami i nikt wtedy nie pomyślał, że Kaczyński zniszczy nie tylko ich, ale i demokratyczną Polskę. Bo skurdupel uważa się za Polskę, Prawo i wymierzaną przez siebie sprawiedliwość. Nie jest geniuszem, jak bohaterami nie są żołdacy niszczący cudze marzenia, dobytek, życie. Parlamentarzyści UE próbowali Morawieckiemu opisać polityczny gnój używając eufemizmów: „Dlaczego słuchacie straumatyzowanego, odciętego od życia starca?”. Rzepliński, fighter prawa, powiedział o prezesie: tchórz, polski cwaniaczek. Gdy my kochaliśmy, robiliśmy prawa jazdy, podróżowaliśmy, wydając ciężko zarobione pieniądze z naszych kont bankowych, on od lat tkwił w samotności paranoika, knując z resentymentu.”
Odpowiadam:
Kogo zaskoczył Kaczyński? Bo mnie ani trochę. Albo inaczej to ujmę – zaskoczył mnie w 2005. Potem już niczym mnie nie zaskakiwał. Byłem pewny, w którą stronę pójdzie Polska po wygranych przez PiS wyborach w 2015. Z większością w Sejmie i Senacie. Zdziwienie Twoje mnie dziwi. Czyżbyś miała jakąś nadzieję na poszanowanie prawa przez Kaczyńskiego? Po tym, co robił z Wałęsą, gdy go Lechu wyrzucił z Kancelarii? Po tym, co zrobił wokół Srebrnej, SKOK-ów i z Blidą?
Każdy, kto uwierzył w Kaczyńskiego-demokratę zaliczył pomroczność jasną.
Wierzę, że Ty nie.
Dalej czytam, że:
“Tylko elicie zależy na wolności słowa i tylko ona może ją sobie wywalczyć. Widzieliście puste ulice? Jest nas zbyt mało. Nastanie plebejska demokracja. Przetrwa nawet śmierć emerytowanego zbawcy narodu.
Nomenklatura zbierała się powoli do oddania władzy gwarantując sobie finansowe zabezpieczenie w biznesie. Pisowska horda jeszcze się nie wzbogaciła, a już zasługuje na wyrok, więc będzie się trzymać razem.
PiS nie ma już pieniędzy, pokazują to wyliczenia GUS-u. Strajki pielęgniarek, policji będą osądzane przez prokuraturę, paragraf zawsze się znajdzie. Kaczyńskiemu nie zależy na wynikach wyborczych, ma je zagwarantowane zniszczeniem sądów, gdyby elektorat zawiódł. Bunty zgaszą armatki wodne albo woda święcona. Kościół dostanie to czego chciał, oprócz kilkunastu miliardów rocznie – ustawy antyaborcyjne. Polskie krowy mają się cielić jak każe im Pan. Ukamieniują nas pomnikami. Wartości narodowe będą hologramem wyświetlającym się na wszystkim co dopuszczalne.”
I odpowiadam:
Puste ulice? Nie da się wyprowadzać ludzi co dwa tygodnie, tak jak nie da się robić nowej partii co trzy lata! Jedynie Platforma i Nowoczesna rozumieją, póki co, że pokonać PiS można tylko razem.
Zróbmy JEDEN, wspólny, wielki marsz pod szyldem WSZYSTKICH partii opozycyjnych i obywatelskich ruchów! Polsce potrzeba prostych stycznych, a nie prostych równoległych!
Mnie nie obchodzi, czy Schetyna kwieciście mówi po polsku. Nie obchodzi mnie, czy Lubnauer wygryzła Petru metodą na wierną towarzyszkę, tylko zbuntowaną nieco. Mam gdzieś, czy Platforma jest już konserwatywna bardziej, czy jeszcze nie. Nie obchodzi mnie, czy grupa Schetyny kocha się z grupą Tuska lub odwrotnie. Nie interesuje mnie, czy Petru, Schmidt i Joanna Scheuring-Wielgus zbudują kolejną partię teraz, czy za rok, jeśli w ogóle. Wisi mi, czy Włodek Czarzasty zawrze 21 porozumienie z jakąś kolejną kanapową partią na lewicy. Nie bardzo też interesuje mnie, czy Barbara Nowacka dogada się z Biedroniem, Śpiewakiem lub Celińskim. Naprawdę koło pióra dynda mi, czy PSL zdobędzie na wsi 5, czy 6 procent poparcia w wyborach. I naprawdę też wisi mi, czy Marta Lempart zbierze wokół siebie jakieś ruchy kobiece. Wszystko to mi dynda wielkim kalafiorem.
Ale jedno jest dla mnie ważne – pokonać PiS i postawić ich generałów, wieczne pióro i marszałka zbawiciela przed niezawisłymi sądami. Ale tego, do cholery, nie da się zrobić w rozsypce!
Niby logiczne, ale jednak jest z tym problem.
Czytam więc dalej:
“Piszę o tym na FB od dwóch lat. Tydzień w tydzień, gorzko, bez nadziei znając logikę zniszczenia. Według niej da się przewidzieć to, co nieuchronne, a czego targani nadzieją nie chcemy widzieć. W poprzednim poście zrobiłam mema: Rejtan mówi „Tylko się przewietrzę i pójdę na urlop”. Uznano, że kraczę, że Gersdorf nie pójdzie na urlop, poszła. W tym dniu Polska poszła się jebać z Kaczyńskim, na zawsze. Będą nami rządzić ich faszystowskie pomioty. Masz paszport, możesz wyjechać.”
I odpowiadam:
Manuelo, masz pretensję do Gersdorf, że na urlop poszła, a sama co robisz, znikając ze świadomości ludzi? Tobie wolno, Gersdorf – nie? Dlaczego stosujemy podwójne standardy? Bronimy kadencyjności sędziów, ale kadencyjność Schetyny nie jest już dla niektórych taka ważna. Głosimy zasady logiki, ale część z nas, Polaków, uparcie chce budować jakieś nowe byty, albo szuka sukcesu w samotności. A przecież świat współczesny dobitnie pokazuje nam, że tylko w większej grupie można stawić czoła złu.
Tak, mam podobne zdanie na temat Prezes Gersdorf, też uważam, że parę razy wyraźnie się pogubiła, ale my nie bronimy Pani Gersdorf, tylko zasad zapisanych w Konstytucji.
Pani Prezes kiedyś odejdzie, Ona musi trwać dalej! Tak, mam wiele uwag do posłanek i posłów Opozycji. Za ich zachowawczość, za brak szybkich decyzji, za pewną nieudolność nawet w kwestiach politycznego marketingu i polityki informacyjnej. Także za brak zdecydowania, aby iść za ciosem.
Przecież władza się podkłada niemal codziennie. Można te tematy grzać bez końca. Z jakiś względów gdzieś to grzęźnie.
Ale, powtarzam to od miesięcy, nie mamy innej Opozycji parlamentarnej. Mamy to, co mamy. I póki co, inaczej nie będzie. Można się złościć, można się zżymać, ale jedyne, co nam zostało, to wspierać i angażować się wszędzie, gdzie się tylko da. Dlaczego nie przychodzicie na spotkania z politykami? Gdzie macie ich poznać i gdzie zadać im trudne pytania, żądając odpowiedzi, jak nie na spotkaniach z nimi? Narzekanie, to nie jest sposób na tę władzę! Wyborów trzeba dopilnować! Pamiętacie o tym?
Piszesz, Manuelo:
“Chcę jak polscy pisarze, pisarki (z wyjątkiem Nurowskiej i Piątka) złocić własny pępek. Zająć się wreszcie sztuką, pięknem oraz turystyką. Groteska stała się jałowa, dawno przestała mnie bawić. Poszukam czegoś więcej – egzystencji, duchowości, przyjemności. Wolności od Polski, której już nie ma i nie będzie. Byłam polityczną emigrantką, zakładałam partię żeby zmienić Polskę, mam niewyparzoną gębę i polityczny temperament. Ale nie jestem wariatką, nie będę pisać wbrew sobie, że jest nadzieja, że damy radę. Odlubcie ten fanpage jeśli spodziewacie się dotychczasowych wpisów. Bardzo wszystkim dziękuję, pozdrawiam.”
A ja pytam: to co to jest, jeśli nie dezercja? Na złocenie pępka przyjdzie jeszcze czas!