Prezentacją raportu w wymowną rocznicę 1 września i wczorajszym głosowaniem sejmowej uchwały, PiS – po wielu latach niepoważnego traktowania sprawy reparacji wojennych– postanowił z dużym impetem wpisać ten temat w dynamikę i narrację rozpoczynającego się boju wyborczego 2023. Opozycja zareagowała dość zgodnie i uznała tę inicjatywę za tzw. pic na wodę, a więc przeznaczoną wyłącznie na wewnętrzny użytek kampanijny narrację, która ma mobilizować nacjonalistyczny elektorat. Jej liderzy poczęli przestrzegać, że przy zerowych szansach na wypłatę 6 bilionów złotych i tylko udawanych przez PiS zamiarach doprowadzenia sprawy do etapu faktycznych działań dyplomatycznych, jedynym skutkiem będzie dalsze pogorszenie relacji rządu polskiego z niemieckimi partnerami i to w obliczu agresji ze wschodu. Brak analogicznego żądania reparacji ze strony Rosji za zbrodnie ZSRR wywołał ponadto – chyba słusznie – wiele uwag i poniesionych brwi.
Nie jestem prawnikiem i nie aspiruję do kategorycznego stwierdzenia, czy prawnie Polska rzeczywiście zrzekła się reparacji w 1953 r., czy nie. Co prawda bardziej przekonują mnie argumenty przeciwników pisowskiej inicjatywy (zwłaszcza ten o przyjęciu w Poczdamie modelu wypłacania reparacji Polsce za pośrednictwem ZSRR z jego puli, wobec czego roszczenie związane z rezygnacją Moskwy z pełnych wypłat przed ich dopełnieniem Polska winna kierować teraz do Rosji, jako prawnego następcy ZSRR), ale to nie oznacza, że powinienem kwestię usiłować rozstrzygać. To nie moja rola. Ja na sprawę reparacji patrzę jako politolog, publicysta, ale przede wszystkim jako zwykły człowiek.
Niemcy winne były 30 lat temu wypłacić Polsce reparacje, a decydując o tym nie powinny w ogóle kierować się argumentami opierającymi się na dywagacjach prawnych i takowych kruczkach. Reparacje bowiem nie są kwestią ani wyłącznie, ani nawet przede wszystkim prawną. Są one kwestią moralną i z moralnego punktu widzenia nie sposób argumentować, że z obowiązku zapłaty reparacji może nas zwolnić świstek podpisany przez marionetkowe, komunistyczne i sterowane spoza Polski władze. Zwłaszcza że Polska była w 1953 r. kontrolowana przez owe obce ośrodki bezpośrednio wskutek niemieckiej agresji na nasz kraj. To chyba dla wszystkich oczywiste, że bez nazistowskiej agresji na Polskę i potem na ZSRR nie byłoby tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, Armia Czerwona nikogo by nie „wyzwalała” i żaden blok sowiecki nad Wisłą by nigdy nie zaistniał. Dlatego bardzo kiepsko i w sposób zupełnie obcy duchowi lat 1989-90 wyglądała odmowa zapłaty reparacji za oczywiste, ewidentne i horrendalne zbrodnie na bazie argumentu o „decyzji Polski z 1953 r.”. 33 lata temu razem obalaliśmy komunę, Niemcy z NRD mogli to zrobić dzięki temu, że my zrobiliśmy to wcześniej i nikt nie miał wątpliwości, że od II wojny ani Polacy, ani wschodni Niemcy nie podjęli żadnej suwerennej decyzji.
Moja babka zmarła w 1993 r. W okresie okupacji hitlerowskiej była więźniem obozu pracy. Gdy stawałem się najstarszym członkiem własnej rodziny (czytaj: gdy zmarli moi rodzice) i porządkowałem rodzinny dom, miałem okazję przejrzeć tony papierów i dokumentów. Niewiele jednak na ten temat znalazłem. Wiem, że przymusową pracę babcia świadczyła we wschodniopruskim wtedy Elblągu i choć była nastolatką, bardzo podupadła na zdrowiu. Tyle wynikało z dokumentów. Z opowieści rodzinnych wiem jeszcze (ale nie mogłem tego nijak zweryfikować), że jej ojciec – Kaszub, służący wcześniej w armii wilhelmińskich Niemiec w I wojnie światowej i odznaczony wysokim odznaczeniem za bohaterstwo – odmówił wciągnięcia na tzw. Volkslistę i tym ściągnął na rodzinę takie prześladowania jak właśnie obóz pracy.
Babcia do pełni zdrowia nigdy nie wróciła i po długiej chorobie układu krążenia zmarła w dość młodym wieku, krótko po 60-tce. Otóż ona zasłużyła, aby dostać niemałą kwotę z niemieckich reparacji. Ona i żyjące wtedy jeszcze setki tysięcy, jeśli nie miliony podobnie do niej pokrzywdzonych Polek i Polaków. Nie wiem, czy taka pokaźna kwota dałaby jej szansę na lepsze leczenie (kto wie – może nawet w Niemczech?!) i przedłużenie życia. Może jedynie osłodziłaby te ostatnie lata? W każdym razie wtedy był idealny moment na wypłatę Polsce reparacji wojennych. Nie trafiłyby one już do kleptokratycznego reżimu Polski Ludowej, byłyby kolejnym symbolem pojednania i nowego początku w historii Polski i Niemiec, zamknęłyby usta wielu antyniemieckim szowinistom i hejterom, od których już wtedy (jak i dziś) roiło się na polskiej prawicy.
Przede wszystkim jednak pomoc dostaliby do ręki ci, którzy ponieśli realne straty i doznali prawdziwych krzywd. Tacy jak moja babcia. Ci, którzy stracili bliskich. Ci, którzy podupadli na zawsze na zdrowiu. Ci, którzy przeżyli traumę. Ci, którzy musieli uciekać z domu na drugi koniec kraju. Ci, którzy stracili cały dobytek materialny. W 1990 r. takich ludzi żyło w Polsce miliony. Byli z reguły emerytami lub prawie emerytami, ledwie ciułającymi na leki na receptę z nader skromnych emerytur wypłacanych przez ubogą demokratyczną Polskę, zrujnowaną prawie pięcioma dekadami realnego socjalizmu.
Wypłata reparacji miała wtedy jednak także czysto ludzki sens po drugiej stronie granicy. Otóż w Niemczech – analogicznie – żyło nadal tak samo wiele milionów ludzi, którzy osobiście ponosili winę za zło, zbrodnie i cierpienia zadane Polsce przez nazistowskich oprawców. Gdyby więc Berlin owe 6 bilionów wypłacił wtedy, to poszłoby to w znacznej mierze z osobistych, prywatnych i indywidualnych kieszeni ludzi winnych, jako jego ówczesnych podatników! Rzadziej już autorów rozkazów (ci byli z reguły o pokolenie starsi), ale na pewno z kieszeni ochoczych wykonawców tych rozkazów, którzy mieli w biografiach brązowe mundurki i przemarsze w równych szeregach z wyciągniętą na sztorc prawą łapą. Tych wszystkich świń, co do których państwo ze stolicą w Bonn nie chciało wyciągnąć konsekwencji, więc umożliwiało płynne przechodzenie z NSDAP do CDU/CSU i kontynuowanie karier w życiu publicznym, tudzież pozostawiało w spokoju hitlerowskich sędziów i prokuratorów, którzy trwali w zawodzie i kryli dawnych Kameraden. Tamta denazyfikacja się niespecjalnie udała, więc może wypłata reparacji wtedy była ostatnią okazją do pełnego niemieckiego katharsis?
Ale dziś…? Wiosną przyszłego roku, gdy polskie partie będą w pełnej już histerii fazie wojny przedwyborczej roztrząsać temat reparacji, ja będę po cichutku na cmentarzu na gdyńskim Witominie obchodzić 30. rocznicę śmierci mojej babci, katowanej w elbląskim obozie pracy przez III Rzeszę. Dziś miałaby 96 lat. I mniej więcej tyle właśnie lat mają dzisiaj zarówno ci wszyscy, którzy jak ona zostali skrzywdzeni, jak i ci, którzy osobiście krzywdzili. Została ich garstka, jakieś pojedyncze osoby. Jest za późno – umarli prawie już w komplecie i reparacje tym pierwszym nie pomogą, a drugim nie przyniosą kary.
Skoro mówimy więc o moralnym wymiarze reparacji, to pociąg już odjechał. Oczywiście my, żyjący dziś Polacy, odziedziczyliśmy nędzę zniszczeń wojennych i utrata zarówno życia naszych rodaków z tamtych lat, jak i materialnych podstaw do budowy dobrobytu naszego państwa nas dotknęła (acz w tym kontekście czysto materialnym więcej niż połowę tej nędzy dorzucił system PRL-u, bo trwał dziewięć razy dłużej niż okupacja). Ale jednak nas osobiście nikt nie skrzywdził. Każdy człowiek przychodzi na świat w jakimś miejscu, w jakimś czasie historycznym i w epoce z jakimś bagażem, ale swoją historię pisze od zera.
Przede wszystkim jednak ci, którzy dzisiaj mieliby zapłacić reparacje, są ludźmi niewinnymi. Nie oni ponoszą odpowiedzialność za zbrodnie przeszłości. Dziad i pradziad każdego z nas ma najpewniej na koncie jakieś niecne występki. Nikt z nas jednak nie poczuwa się za nie do odpowiedzialności, co jest najzupełniej słuszne.
Byłoby super, gdyby Polska dostała 6 bilionów złotych. 6 bilionów piechotą nie chodzi. Szkoda tylko, że moja babcia na tym nie skorzysta. Nawet „najmu” miejsca na cmentarzu na kolejne 25 lat jej z tego raczej nie opłacą.
Autor zdjęcia: Hans Sönnke
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl