Kultura karmiła nas wyidealizowanym obrazem przyszłości. Pokazywała nam reklamę pięknego życia w intelektualnej i cenionej elicie. Ten obraz codziennie gonił nas do książek i kazał za wszelką cenę walczyć o jak najlepsze studia. Magia wyparowała bardzo szybko.
Podobno opuszczając mury szkoły średniej zaczynamy najważniejszy okres swojego życia. To, w jaki sposób wykorzystamy te kilka lat potencjalnych studiów i pierwszego zetknięcia z rynkiem pracy, może mieć kluczowy wpływ na całą naszą karierę zawodową. Nasza aktywność, systematyczność i wytrwałość muszą być przez nas w tym okresie wyjątkowo mocno eksponowane. Aż do przesady. Stykając się ze swoją przyszłą pracą po raz pierwszy, na studiach, stajemy w kolejce obok dziesiątek innych potencjalnych rywali. Udowadniamy na każdym kroku, że nie ma nikogo bardziej wytrwałego od nas. Poświęcamy coraz więcej rzeczy, żeby osiągnąć mityczny cel, który się przed nami stawia. Jesteśmy w stanie zrobić wszystko, byle w oczach przełożonego ujrzeć zadowolenie z naszej pracy. Wykonujemy każde możliwe polecenie, nie zastanawiając się nawet nad tym, w którym momencie przestało być poleceniem, a stało się rozkazem. Rozkazem, który trzeba wykonywać, bo w tym wieku dezercja nie wchodzi w grę.
Dwa lata po zdaniu matury czuję się jak jeden z wielu ocaleńców, którym udało się przetrwać katastrofę. Wydawało mi się, że znajomi, którymi się otaczałem, byli ludźmi twardymi, nie do zajechania, dla których żadne wyzwanie nie stanowiło większego problemu. Stąd patrząc w przyszłość i oglądając wszystkie filmy, seriale i inne dzieła kultury, w których znajdowali się adwokaci, czy sławni lekarze – każdy widział siebie.` Na szanowanej pozycji, w białym kitlu, za biurkiem, z aktówką na krześle, przez które przewieszona była toga. Kultura karmiła nas wyidealizowanym obrazem przyszłości. Pokazywała nam reklamę pięknego życia w intelektualnej i cenionej elicie. Ten obraz codziennie gonił nas do książek i kazał za wszelką cenę walczyć o jak najlepsze studia. Magia wyparowała bardzo szybko. Nie potrzeba było nawet roku, żeby większość świeżych, ambitnych studentów zrozumiała z czym musi się zmierzyć. W przypadku prawa nie chodziło nawet o same zajęcia, które z pewnymi wyjątkami nie stanowią wielkiego wysiłku intelektualnego. Wszystkich nas przyćmiła szara rzeczywistość kancelarii. Pierwsze staże, z pomocą których udało się wyrwać pracę, dla wielu były prawdziwą męką. Dziesięć godzin pracy codziennie w tym świecie było traktowane jako coś normalnego i zwykłego. Według badania CBOS-u prawie 70% Polaków usłyszało od rodziny, że za dużo czasu poświęca pracy. W tej grupie takie opinie były oczywistym wyrażeniem rzeczywistości. W świecie kancelarii zamiast jeżdżącego mercedesem adwokata wszyscy spotykali – owszem, zamożnego, ale wymęczonego codziennym ciężarem szefa. Nawał pracy, jaki nakładał na wszystkich, był wyrazem po prostu przeniesienia odpowiedzialności. Prawie każde zadanie było okraszone kilkugodzinnym deadlinem. Jeśli ktoś odpowiednio nie rozłożył sił na początku dnia i o 13 miał do załatwienia kilka papierów, na których bomba zegarowa odmierzała coraz niecierpliwiej dwie godziny do wybuchu – tracił szansę na sukces. Było bowiem wiadome, że w przeciągu dwudziestu minut na jego biurku wyląduje kolejny dokument, który będzie musiał zostać załatwiony do 14.
Niesamowite jest, jak bardzo brutalne i szybkie jest zderzenie z rzeczywistością. Na prawie ktoś może faktycznie odkładać praktyki do ostatniego momentu, przeżyć pierwsze lata studiów w spokoju i pracować w NGO-sach, albo alternatywnej formie. Do tego wystarczy jedynie oryginalne podejście do życia. Dużo ciężej sprawa ma się natomiast na medycynie. Prawie każdy dzieciak w liceum posłusznie podejmuje rozkazy nauczyciela. Ma nad sobą prawdziwy bat. Bardzo często są nim wysokie wymagania rodziców i wychwycenie w dziecku potencjału przez nauczyciela. To napędza ich do napędzania dziecka. Tworzy się pierwsza w życiu tej młodzieży machina wiodąca ich do destrukcji. Wszystkie polecenia już nabierają formy rozkazującej, której uczeń nie dostrzega zaślepiony wyidealizowanym obrazem swojej potencjalnej przyszłości. Nie wie, że tak naprawdę te polecenia z roku na rok przywiązują się do niego coraz bardziej i powoli stają jego nieodłączną częścią życia. Po ciężkich latach liceum i zdanej wysoko maturze następuje okres studiów. Choć jest on burzliwy i pełen zabaw, to jednocześnie pokazuje studentowi prawdziwy wygląd swojej przyszłej pracy. Zaczyna powoli rozumieć, z czym się mierzy. Na tym etapie zaczyna rozumieć, że polecenia, jakie otrzymuje od wykładowców, stają się rozkazami. To nie jest wojsko, więc ma oczywiście prawo odmowy i to w każdym przypadku. Problem jednak polega na tym, że odmowa wykonania tego naukowego, a później służbowego rozkazu – staje się jednocześnie odmową pewnego stylu życia. Odrzuceniem dziecięcych marzeń.
Każdy student mający więc takie ambicje, mimo przepracowania i zniechęcenia trybem życia, wchodząc do pracy po całym dniu studiów zdaje sobie już sprawę, że te ciągłe rozkazy uczyniły z niego pracoholika. Jest już świadomy, że zaprowadziły go na ścieżkę, która wcale nie sprawia mu satysfakcji. Wie jednak, że jeśli wytrzyma kolejny dzień i się przełamie, to osiągnie kolejny szczebelek kariery. A skoro pokonał tych szczebelków już tyle – to nie może zrezygnować. Z tego powodu zaparzy więc sobie kolejną kawę, zajrzy do sterty dokumentów z biurka, podniesie zmęczony ciągłym wysiłkiem wzrok i odpowie przełożonemu dumnie: „Tak jest, Panie Mecenasie!”
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl