Imaginarium wspólnotowości wobec zatracenia instynktu samozachowawczego
Ciekawe co 11 listopada 2018 r. powiedziałby 28 Prezydent USA Thomas Woodrow Wilson…? Przypomnijmy, że dokładnie 13 ( pechowy ? ) punkt, jego programu pokojowego, który przedstawił 8 stycznia 1918 r. Kongresowi, dotyczył stworzenia niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, którego integralność terytoriów powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową.
Mitem założycielskim uczyniono dzień 11 listopada, który zamiast 7 listopada ( powstanie rządu Ignacego Daszyńskiegio ) bardziej wpisywał się w kontekst międzynarodowy podpisania kapitulacji w Compiègne kończącej I Wojnę Światową. Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wraz z Sejmem Ustawodawczym ( 1919 r. ) i pierwszymi gabinetami rządowymi nowo co powstałej II RP stanął przed niebywale trudnym zadaniem stworzenia wspólnoty opartej na : zniszczonych ziemiach należących przez 123 lata do trzech zaborców, 5 zasadniczo odmiennych systemach prawnych i zróżnicowanej kulturowo, narodowościowo i religijnie ludności ( 70% Polacy ). Proces gruntownych przemian cywilizacyjnych w płaszczyźnie społeczno-gospodarczej ( industrializacja, urbanizacja ) oraz prawno-ustrojowej – z pierwszoplanową unifikacją prawa i uchwaleniem Konstytucji był do roku 1921 r. ograniczany przez powstania, plebiscyty i konflikt polsko-bolszewicki. Spośród dwóch dominujących koncepcji państwotwórczych szczęśliwie zamiast inkorporacyjnej ( Dmowski ) zwyciężyła ta konfederacyjna ( Piłsudski ). Ceną wdrażania koncepcji „Międzymorza” autorstwa Piłsudskiego był jednak niepotrzebny i krwawy konflikt z najbliższymi sąsiadami Litwą, Ukrainą a nawet….z Czechami.
Stanowiąca obecnie punkt odniesienia i swoisty wzorzec z Sevrès polskiej państwowości II RP była państwem ogromnych paradoksów. Z jednej strony w ciągu 20 lat ludność wzrosła z 27 do 35 mln osób, unowocześniono strukturę przemysłu, przygotowano innowacyjną bazę technologiczną oraz pro-rozwojowe instytucje gospodarcze (COP). Z drugiej nie poradzono sobie z analfabetyzmem, biedną, wykluczeniem społecznym, gdzie PKB na jednego mieszkańca w 1929 roku wynosił 74 proc. poziomu z końcówki zaborów, by w 1938 roku osiągnąć poziom 84 proc.
Bezwątpienia ustrój demokratyczny osadzony na zasadach Konstytucji marcowej z 1921 trwał jedynie do 1926 kiedy to – uwagi na pogarszająca się sytuację polityczną ( kryzys gabinetowy ) i gospodarczą kraju, negatywny stosunek Piłsudskiego do demokracji parlamentarnej, pragnienie wzmocnienia władzy wykonawczej i wprowadzenia autorytaryzmu – przeprowadzony został zamach stanu ( tzw. zamach majowy ) skutkujący przejęciem rządów przez obóz sanacyjny. Zwiastunem widma „ucieczki od wolności” był już grudzień 1922 r., gdy w klimacie antysemickiej nagonki w zamachu zginął Prezydent Gabriel Narutowicz. Okres 1926-1939 to wykluczone ze zbiorowej pamięci symbolicznej wybory, proces i izolacja w twierdzy brzeskiej polityków opozycyjnego CentroLewu a od 1934 pobyt w „uzdrowisku ” Bereza Kartuska. To również przyzwolenie na łamanie Konstytucji marcowej, klimat agresywnego antysemityzmu z gettami ławkowymi, nawoływaniem do bojkotu sklepów żydowskich oraz ograniczenia liczby żydowskich studentów na polskich uczelniach i w końcu pogromy ludności żydowskiej. Summa summarum to okres uchwalenia nomen omen jawnie autorytarnej Konstytucji uchwalonej, w dniu 23 kwietnia 1935, z naruszeniem przepisów o zmianie ustawy zasadniczej.
II RP nieuchronnie kończyła swój żywot jako iluzja projektu budowy nowoczesnej wspólnoty opartej de facto na społecznym nacjonaliźmie i państwowej gospodarce, który – stając się u zarania swojego bytu ofiarą wersalskich rojeń o dającym się utrzymać pokoju opartym na ciężarze odpowiedzialności i sankcjach ekonomicznych wobec Niemiec oraz budowie alternatywnego ładu terytorialnego w europie środkowo-wschodniej – nie miał tak ze względu na warunki wewnętrzene jak i czynniki zewnętrzne racjonalnych szans na przetrwanie.
1939-1989 Duma czy wstyd ?
Nie ma powodu do większych peanów i zachwytów nad tym co dalej stało się z Polską. Wszystko to co powstało w otoczce i sosie wersalsko-jałtańskiego porządku nie było jednak wymarzonym tworem o sztucznie zadekretowanej nazwie Polska Rzeczpospolita Ludowa – państwie choć formalnie niepodległym to nijak nie suwerennym. W czasie prześnionej rewolucji „1939-1956” nie tylko zmieniono strukturę społeczną, agrarną i mentalną kraju, ale co najważniejsze dokonano też skutecznego wyrwania trzonowego zęba w postaci pozbycia się resztek przedwojennej inteligencji, na rzecz wiodącej klasy robotniczo-chłopskiej i nowej inteligencji pracującej, która mogła stanowić element silnie kontestujący urządzanie się w PRL rzeczywistości. Nie dokonując rekonstrukcji i refleksji nad postacią Piłsudskiego dodano, w sanacyjno-gomułkowskim okresie odwilży, kolejny romantyczno-martyrologiczny mit fundacyjny w postaci powstania warszawskiego. W latach małej stabilizacji, socrealistycznej urbanizacji i elektryfikacji nie było czasu na nic innego niż zaspokajanie podstawowych potrzeb. Obrazu marazmu nie zmieniły protesty robotnicze z roku 1956 czy studencki marzec’68 . Z kolei nastanie gierkowskiego socjalizmu z ludzką twarzą było okresem urządzania się w rzeczywistości, która premiowała – mieszkaniem na nowym osiedlu, talonami na samochód, sprzętem RTV/AGD czy zagranicznymi dobrami luksusowymi, albo paszportem z wizą na tzw. zachód – postawy oportunistyczne i pełen konformizm wobec rzeczywistości, utrwalając czysto klientelistyczne relacje państwo-obywatel. Lata 80-te do okrągłego stołu to obraz destrukcyjnego genu polo-romantyzmu, który w sierpniu 1980 dał nam szansę na 16 miesięcy iluzji karnawału wolności, który w połączeniu z idealnie zaszczepionym wirusem homo-sovieticus spowodował, że ostatecznie bliższa stała się nam koncepcja wolności przeciwko niż wolności za…
1989-2015 Społeczeństwo stanu wyjątkowego
Kolejny raz identycznie jak w 1918, tak w roku 1989 nie odzyskaliśmy polskiej państwowości krwawo i zbrojnie – w drodze udanego powstania bądź wojny domowej. Okrągły stół będąc, wraz z tzw. grubą kreską Mazowieckiego, wzorcem sprawiedliwości tranzacyjnej, stał się kluczem do wrót polskiego piekiełka fobii, destrukcji i permanentnej woli rozliczeń.
Tak jak rok 1918 okazał się sanacyjnym imaginarium państwotwórczym a nie rzeczywistym faktem społecznym, tak rok 1989 utrwalił brak trwałego zaszczepienia kultury wolności „za” i status społeczeństwa genetycznie niezdolnego do budowy trwałych fundamentów ( mimo, że ” 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm ” którego przecież nigdy w pełni nie było ). Zabrakło krytycyzmu wobec zakresu i szybkości, podjętych skądinąd słusznie, niezbędnych reform ustrojowych, społecznych i gospodarczych. W budowie nadwiślańskiego kapitalizmu dominowała ułańska fantazja i życzeniowość, obliczone na szybki efekt i łatwo zarobione pieniądze, połączone z brakiem świadomości o faktycznym charakterze transformacji właściwym dla półperyferyjnych terytoriów zależnych od cywilizacyjnego centrum. Dobrze, że chociaż bezkonfliktowo, w nieco naiwnej euforii intelektualnego dyktatu „końca historii”, udało się nam określić i zrealizować meta geostrategiczne cele członkostwa w Radzie Europy, NATO i Unii Europejskiej.
Racja stanu czy narodowa rekonstrukcja prześnionych mitów – 2015 > ?
Ataki na konstrukt III RP i wszelkie jej autorytety ( Mazowiecki, Kuroń, Geremek…) jako symbole zmowy okrągło-stołowej z magdalenkowym wychyleniem za kołnierz 40% substancji mającej wprowadzić element baśniowy do rzeczywistości doby transformacji ustrojowej, przez Lecha Wałęsę ( Nobel 1983, Prezydent RP 1990-1995 ) z Kiszczakiem wraz z innymi ludźmi „solidarności i honoru „…były początkiem końca za nim nowy porządkiem mógł wejść w życie ( ” Wasz Prezydent, nasz Premier. ” ). Konsekwentne utwierdzanie społeczeństwa w przekonaniu zdrady liberalno-lewicowych „łże elit”, czy eurokratów z Brukseli zawarzyło – przy odroczonych skutkach polityki opartej na coraz to większym dyktacie zaciskania pasa ( bo PKB, procedura nadmiernego deficytu, bo dług publiczny i kryteria konwergencji ) – na skutku wyborczym w postaci irracjonalnego wydałoby się zwrotu ku prawicowo-narodowym populistom. Irracjonalnego, gdyby nie ów genetyczny brak zdolności polaków do budowania, wdrażania i pielęgnowania zasad, reguł i procedur, zamiast autodestrukcji opartej na kontestacji , warcholstwie i spiskowych teoriach dziejów, które nie mają nic wspólnego z konsekwencją państw, które do pewnych wzorców i standardów dochodziły w bardziej sprzyjających okolicznościach geopolitycznych ok. 200-300 lat. Klientelizm, antyeuropejskość, folwarczna wsobność i zaściankowość, te cechy dziedziczne od czasów sarmackich, utrwalane przez rządy sanacyjne i homo-zsowietyzowany umysł zbiorowy, doprowadziły nas do aktualizacji konstruktu myślowego zgodnie z którym Polska jest państwem ” na zachód od wschodu i na wschód od zachodu „. Ewidentnie rdzeń myślenia o kierunkach rozwoju państwa z pro-zachodniego (choć jak się okazuje na wyrost dla nas cywilizowanego) przesunął się ku wschodniemu (rusko-bizantyjskiemu) w relacjach państwo-biznes-obywatel. Nie zabrakło nam czasu aby umościć się w Europie…. Nacieszyliśmy się, przez okres złotej unijnej dekady lat 2004-2014, demokracją i suwerennością oraz funduszami spójności. Na tyle nam pokładów cierpliwości, do respektowania wszystkich tych narzuconych gwarancji i fundamentów europejskiej wspólnoty, starczyło. Zwycięzcą okazał się genetycznie i kulturowo nam najbliższy centralizm ( jeszcze ) demokratyczny.
„Nie ma takiego błędu, którego nie popełniliby Polacy ” ?
Społeczeństwo otwarte, wielokulturowe, innowacyjne, premiujące konsekwencję, rzetelność i profesjonalizm w działaniu, ambicję, odwagę, nieszablonowość, tolerancję , stawiające na edukację i wyrównywanie szans poprzez system zachęt , ulg i preferencji – powinno być naszym punktem docelowych dążeń i aspiracji. Tymczasem jesteśmy pełni zbiorowego lęku przed ” obcym „, przed odebraniem nam resztek narodowej suwerenności, przed unijnymi politykami, wspólnym jednolitym rynkiem, euro-walutą i deprecjacją należnego miejsca polskiej roli w historii Europy. Do tego wszystkiego ten afront wobec ponowoczesnej emancypacji, odtwarzanie fobii i epatowanie statusem pierwszego pokrzywdzonego i sprawiedliwego wśród narodów świata. A może mamy predylekcje wiktymizacyjne do bycia ofiarą polityki i historii własnych błędów i narodowych wad w relacjach z najbliższym otoczeniem geopolitycznym ? A może to romantyczna wizja narodowej martyrologii i bogoojczyźnianego primus inter pares oblanych sosem natręctw w postaci wiecznego etosu Kordiana czy Winkelrieda narodów i permanentnego przedmurza chrześcijaństwa jest ponad nasz zbiorowy habitus ? Albo zatem za Stanisławem Mrożkiem uznać trzeba, że „nam już nie formy trzeba, ale żywej idei” albo zgodzić trzeba się z Wisławą Szymborską, której słusznie choć tylko ” czasami „wydawało się , że „(..) ten kraj jest chory psychicznie„. Być może nasze mapy mentalne i zbiorowa pamięć historyczna nie dają szans na uniwersalizm i symbiozę narodowych potrzeb z europejskimi wyzwaniami, dbałość o dobro wspólne, wielokulturowość czy szczere i intelektualnie uczciwe a nie jedynie formalne i fasadowe respektowanie praw człowieka ? „Bunt to postęp w fazie potencjalnej” – trzeba w końcu dorosnąć i na zbiorowy szacunek otoczenia i społeczności międzynarodowej zasłużyć czymś więcej niż heroizmem i ślepym poświęceniem ” tylko i aż „w czasach katastrof, kryzysów i wojen. Czy w 100-lecie niepodległości nie jest na takie refleksje za późno ? Za Lecem można by rzec „Nie wyobrażajmy sobie siebie, bądźmy”…szanujmy i doceniajmy się nawzajem, uwierzmy w zasadę wzajemności, budujmy przyszłość Rzeczpospolitej na talentach i pasjach, bądźmy lojalni i godni zaufania, twórzmy relacje i więzi, słuchajmy siebie tworząc Polskę równych szans na kolejne 100 lat niepodległości.
Co z tego co wydarzyło się w latach 1918-2018 zrozumiałby Prezydent Woodrow Wilson ? Czy poszedłby w niedzielę z Prezydentem Dudą na czele Marszu Niepodległości ? Tego oczywiście nie wiem. Mimo, że jak trafnie opisywał nas Winston Churchill „Niewiele jest zalet, których Polacy by nie mieli, i niewiele jest też wad, których umieliby się ustrzec.”, to śledząc te 100 lat amerykański orędownik i promotor polskiej państwowości mógłby tak przyznać rację Bismarckowi, który twierdził, że wystarczy dać „ Polakom rządzić, a sami się wykończą.”, jak i – mimo nieprzepracowaniu fundamentów społeczeństwa obywatelskiego wobec łatwości z jaką Polkom ( to też stulecie uzyskania przez kobiety praw wyborczych ) i Polakom przyszło implementować obrazek zachodnich galerii handlowych, zachodnich samochodów i Pendolino na polski grunt – przyznać rację Normanowi Davies’owi, któremu „wydaje się, że kraj ten jest nierozerwalnie związany z niekończącą się serią katastrof i kryzysów, które – w sposób paradoksalny – stają się źródłem jego bujnego życia. Polska znajduje się bez przerwy na krawędzi upadku. Ale jakimś sposobem zawsze udaje jej się stanąć na nogi.”
Może czas skończyć z wiarą w cuda i narodowe zabobony a zacząć uczyć się na własnych i cudzych błędach ? Czy jesteśmy Ofiarami Losu ?