Była oczywiście prawna filipika przeciw Trybunałowi Konstytucyjnemu i Andrzejowi Rzeplińskiemu osobiście. Kaczyński ma prawnicze wykształcenie i najwyraźniej w doktrynach prawnych uważa się za omnibusa, co zaowocowało personalną obsesją na punkcie rzekomego nieprzestrzegania porządku prawnego przez TK. Jeśli w tym konflikcie była zaprogramowana kalkulacja polityczna, to okazała się całkowicie błędna.
Kaczyński nie pozostawił wątpliwości, kto tu rządzi. Kto wybrał (spośród wielu kandydatów na kandydata) Andrzeja Dudę. Podkreślał, jak „niestandardowo” „nasza Beata” prowadziła jego kampanię i czemu została premierem (dobrze wypadała w mediach). Były zaklęcia pod adresem koniecznego przyspieszenia wdrażania Planu Morawieckiego. „Musimy postawić na Morawieckiego!” – wołał Prezes, po owacji dodając półgębkiem – „w gospodarce”. Morawiecki musi pamiętać, Delfin w Prawie i Sprawiedliwości to gatunek wysoce zagrożony wyginięciem.
Kaczyński mobilizował szeregi działaczy stwierdzeniem, że wymiana kadr powinna być kontynuowana. I że jeśli popełniane są błędy, to nie szkodzi, wystarczy, że będą naprawiane. Czekam kiedy (i czy w ogóle) objawi się na prawicy redaktor, który ośmieli się popełnić tekst pt. „Dobry fachowiec, ale bezpartyjny”. Sytuacja na odcinku kadrowym (patrz np. KGHM) wydaje się do takiego tekstu dojrzewać szybciej niż ekologiczne banany na „ryneczku Lidla”. Prezes używał też klasycznego argumentu z arsenału: „gdyby każdy z nas przekazywał 2 zł na biednych, problem głodu na świecie zostałby rozwiązany”. W wersji prezesowskiej przyjmuje to postać poświęcania przez posłów i radnych weekendów na spotkania w regionach z wyborcami („niech będzie nie 7 dziennie, ale 5 dziennie w 5 weekendów w roku, dotrzemy do każdej parafii etc.”). Wygląda na to, że Kaczyński ma podstawy do obaw, że partia mu zbiorowo siądzie na laurach (a na laurach, jak wiadomo, siedzi się dużo przyjemniej niż na bagnetach).
Powrócił interesujący wątek Brexitu, „bardzo, bardzo złego wydarzenia”, które może doprowadzić do dezintegracji Unii. Kaczyński pochwalił się, że z pomysłów PiS na UE ucieszył się już „pewien niemiecki socjaldemokratyczny polityk” i że partia jest proeuropejska, podobnie jak Polacy, ale opowiada się za unią narodów, subsydiarnością i różnorodnością. Stwierdzenie, którego nie powstydziliby się dajmy na to francuscy politycy spod znaku mainstreamowej gaullistowskiej prawicy.
Wątki europejskie nie spotkały się z równie gorącymi oklaskami delegatów co konieczność głębszego zasiania kadrowego pisowskiego ziarna w żyznej glebie państwowych spółek i agencji. Ciekawe, jak te sygnały obrania bardziej konstruktywnej postawy wobec UE przyjęte będą w Rydzykowo-Macierewiczowskim nurcie Partii i u eurosceptycznych sojuszników od Kukiza.
Prezes przedstawił też ciekawą interpretację tego, jak „kierownictwo Partii” (czyli on sam) zawiodło PiS do podwójnego wyborczego sukcesu. Warto przyjrzeć się, co zdaniem Kaczyńskiego przyniosło mu zwycięstwo: protest przeciw obniżce wieku emerytalnego, dzięki czemu uzyskali wzrost w sondażach, jedność prawicy (wykluwająca się w bólach), stała obecność na ulicach (miesięcznice smoleńskie czy wsparcie protestów w sprawie TV Trwam), wspieranie własnych kanałów dotarcia do wyborców (prawicowe media), wreszcie dotarcie do każdego powiatu, dzięki intensywnej akcji objazdowej Polski i przedstawieniu klarownej wizji programowej – alternatywy. Temat programu w PiS potraktowano bardzo poważnie. Wykuwał się on w bólach: w pracach ekspertów, potem „kierownictwa Partii” (wiadomo, kogo), konferencji programowych, prac zespołu Glińskiego i wielu innych przedsięwzięciach.
To, że wielu Polaków zobaczyło po 8 kolejnych porażkach w PiS wiarygodną alternatywę dla rządów PO, nie wzięło się z charyzmy Kaczyńskiego, uśmiechu Dudy czy spinu Szefernakera. PiS odwalił po prostu kawał ciężkiej, politycznej roboty. Warto, żeby opozycja odtworzyła sobie to przemówienie Prezesa. I znów. I znów. Aż do skutku.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Polityki.