Co skład rządu mówi nam o społeczeństwie angielskim/brytyjskim? Być może to, iż jest to najlepszy rząd na czas Brexitu, którego datę wyznaczono na 31 października. Być może oddaje on – do pewnego stopnia – specyfikę społeczeństwa brytyjskiego lub ściślej, angielskiego.
Według brytyjskiego dziennika The Independent (25.07.2019) skład obecnego rządu jest zdominowany przez osoby, które ukończyły elitarne, prywatne szkoły. Badania Sutton Trust wskazują, iż blisko 64% członków rządu jest ich absolwentami, co oznacza wzrost o 30% w stosunku do rządu Theresy May i o 50% do gabinetu Davida Camerona. Z kolei wedle danych statystycznych około 7% społeczeństwa brytyjskiego jest beneficjentami prywatnej edukacji. Z tej perspektywy potwierdza się teza, że jest ono zarządzane w głównej mierze przez przedstawicieli klas wyższej średniej i wyższej.
Chociaż nagłówki mediów (zwłaszcza wspomniany The Independent oraz The Guardian), tuż po nominacji Borisa Johnsona, starały się przekonać, że obecny gabinet jest najbardziej ekskluzywny pod względem wykształcenia, to nie należy on do wyjątków. Oto bowiem pierwszy skład rządu Margaret Thatcher niemal w całości tworzyli absolwenci najbardziej prestiżowych, prywatnych (boarding schools, independent schoools) szkół brytyjskich (zwłaszcza angielskich), natomiast jej następcy – Johna Major’a w 71%. Nawet w gabinetach tworzonych przez członków partii pracy – między innymi Toniego Blaira – dominowały osoby, które ukończyły elitarny sektor, w tym Oxbridge.
O ile media brytyjskie eksponują elitarne wykształcenie członków nowego gabinetu, tak trochę ciszej jest wokół narodowości jego członków. Oto bowiem na trzydziestu dwóch ministrów, dwudziestu sześciu pochodzi z Anglii (tam się urodzili i kształcili, wyjątkiem jest Alok Sharma urodzony w Indiach, który przeprowadził się z rodzicami do Anglii w wieku pięciu lat). Natomiast dwóch ministrów urodziło się w Szkocji, dwóch w Walii, a dwóch kolejnych w Irlandii Północnej. Sytuacja ta również nie jest wyjątkowa, stanowi bowiem konsekwencję tradycji i prawa. Oto bowiem w następstwie dewolucji[1] w maju 1999 roku zostało ustanowione Narodowe Zgromadzenie w Cardiff (Walia) a osobny, szkocki Parlament powstał w Edynburgu. Nie powołano jednak osobnego parlamentu dla Anglii (nie widziano takiej potrzeby). Z tej perspektywy obecny gabinet brytyjski (jak i poprzednie) składa się w głównej mierze z Anglików, stanowiąc kwintesencję angielskości (Englishness), a nie brytyjskości (Britishness), o której kreowanie tak silnie zabiegał Tony Blair. Co skład rządu mówi nam o społeczeństwie angielskim/brytyjskim? Być może to, iż jest to najlepszy rząd na czas Brexitu, którego datę wyznaczono na 31 października. Być może oddaje on – do pewnego stopnia – specyfikę społeczeństwa brytyjskiego lub ściślej, angielskiego.
Po pierwsze, ujawniają się istniejące od dawna dylematy tożsamościowe Brytyjczyków. Mimo wprowadzenia szerokiej pojęciowo kategorii tożsamości brytyjskiej (brytyjskość) w dyskursie społecznym, kulturowym (również w wersji pop) i politycznym Zjednoczonego Królestwa wciąż dominuje angielskość. Warto bowiem zauważyć, że brytyjskość i państwo brytyjskie były budowane w oparciu o dorobek kulturowy, polityczny i instytucjonalny Anglii. Rdzeniem dla kształtowania tożsamości brytyjskiej była właśnie angielskość. Współcześnie brytyjskość istnieje niezależnie od identyfikacji narodowej, jednak bywa różnie interpretowana i rozumiana. Wokół kategorii Britishnness toczą się liczne dyskusje w społeczeństwie brytyjskim. Wraz z dojściem do władzy Partii Pracy pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku ponownie zaczęto przywiązywać uwagę do tej kategorii. Wzrost zainteresowania brytyjskością spowodowało w istocie wiele czynników, a wśród nich: niebezpieczeństwo bałkanizacji Wielkiej Brytanii, nadmierna ingerencja Unii Europejskiej, niepewna pozycja Anglii w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, a także procesy globalizacyjne. Podjęto wówczas próbę (re)definiowania pojęcia angielskości oraz brytyjskości i skonfrontowano je z procesami imigracyjnymi. Przedstawiciele Partii Konserwatywnej, która doszła do władzy w 2010 roku, również w swoich postulatach w punkcie centralnym stawiali ową brytyjskość jako rdzeń tożsamości i podstawę budowania jedności narodowej. Konserwatyści także widzą potrzebę inkluzji brytyjskości przez grupy mniejszościowe, włączając je w konsekwencji w proces budowania jedności społecznej (social cohesion), co również zrywało z ideologią multikulturalizmu. Jednak w praktyce mieszkańcy Wielkiej Brytanii bardziej identyfikują się ze swoim krajem, a brytyjskość najczęściej traktują w kategorii statusu i określonych praw obywatelskich. Zdaniem niektórych badaczy jest to kategoria, która wraz z upadkiem Imperium Brytyjskiego przestała istnieć na rzecz lojalności wobec poszczególnych narodów brytyjskich.
Mieszkańcy Anglii czują się zarówno Anglikami, jak i Brytyjczykami, i nawet w powszechnym użyciu często kategorie te traktowane są wymiennie. Granica między brytyjskością a angielskością jest płynna, zamazana. Natomiast członkowie pozostałych narodów w pierwszej kolejności wykazują lojalność wobec siebie samych (Szkotów, Irlandczyków Północnych, Walijczyków), a dopiero później wobec Wielkiej Brytanii. Potwierdzają to między innymi badania przeprowadzone przez British Academy w 2017 roku, które pokazuje, że wśród wszystkich grup wiekowych w Anglii nie ma generalnie różnicy między tożsamością angielską a brytyjską, a jeśli występuje, to niewielka. Jedynie osoby z niższym wykształceniem bardziej identyfikują się jako Anglicy niż Brytyjczycy. Innymi słowy, kategoria Britishness jest bliższa osobom z wyższym wykształceniem. Kategoria ta nie ma zatem charakteru wykluczającego, na co wskazywałaby angielskość. Już jednak według 80% respondentów Anglikiem jest ta osoba, która płaci podatki, ma wkład w rozwój społeczeństwa oraz postrzega siebie samą/samego w kategoriach angielskości. Trzy na cztery osoby uważają, że bycie Anglikiem jest zdeterminowane przez miejsce urodzenia, aczkolwiek nie wszyscy podzielają pogląd, że każda osoba urodzona w Anglii powinna być uznana za Anglika. 56% respondentów uważa, że ważne jest, by rodzice urodzili się w Anglii, dla 41% nie ma to znaczenia, a 22% twierdzi, że angielskość determinowana jest przez kolor skóry – biały. Jednocześnie kwestia rasy ma większe znaczenie dla starszego pokolenia. Brytyjskość z kolei – w opinii respondentów – jest w głównej mierze determinowana przez znajomość języka angielskiego (95%), posiadanie obywatelstwa brytyjskiego oraz przestrzeganie prawa (85%). Trzy czwarte badanych uważa, że urodzenie w Wielkiej Brytanii jest istotne, by móc określić siebie Brytyjczykiem, ale z kolei połowa twierdzi, że znaczenie mają przodkowie. Dla większości respondentów w kształtowaniu tożsamości narodowej (brytyjskiej) odgrywają zarówno czynniki obywatelskie (civic), jak i etniczne (ethnic). Patrząc na skład obecnego rządu w kontekście wykształcenia i pochodzenia społecznego, mamy bardziej do czynienia z rządem o tożsamości angielskiej niż brytyjskiej. I wydaje się, że właśnie taki sprzyja Brexitowi.
Po drugie, wedle zapowiedzi lidera Partii Konserwatywnej, działania rządu będą zmierzały do jak najszybszego opuszczenia Unii Europejskiej. Wybór pomiędzy pozostaniem lub opuszczeniem wspólnoty spolaryzował w istocie społeczeństwo brytyjskie: 51,9% głosowało za Brexitem, a 48,1% opowiedziało się przeciw. Największa liczba zwolenników opuszczenia UE głosowała w Anglii (53,2%), natomiast najmniejsza w Szkocji (38,0%)[2]. Osoby, które identyfikują siebie jako Anglicy, w większości głosowały w referendum za opuszczeniem Unii Europejskiej. Z kolei ci, którzy utożsamiają się z brytyjskością, głosowali za pozostaniem we Wspólnocie[3]. Istotnym wskaźnikiem różnicującym był również wiek głosujących – młodsi respondenci opowiedzieli się za pozostaniem, natomiast starsi (50+) za wyjściem. Jedną z konsekwencji referendum jest silna polaryzacja między Anglikami a Szkotami, która w konsekwencji może doprowadzić do kolejnego referendum ws. odłączenia Szkocji od Zjednoczonego Królestwa. Podobne problemy pojawiają się również w Irlandii Północnej (trochę takim enfant terrible Anglii), której mieszkańcy w większym stopniu opowiadają się za pozostaniem w Unii.
Po trzecie, obecny skład rządu pod względem wykształcenia i pochodzenia społecznego potwierdza tezę o upadku idei społeczeństwa merytokratycznego, czy wręcz ujawnia „kłamstwo” merytokratyczne. Państwo brytyjskie nie jest rządzone przez self-made (wo)men, nie pokazuje, że do elity władzy wchodzi się, tylko dzięki ciężkiej pracy. Nie potwierdza mitu merytokratycznego, że dzieci z niższych warstw społecznych, przez zdobyte dyplomy staną się członkami elity społecznej. Przeciwnie obecny rząd (ale też i poprzednie, jednak to o tym mówi się, jako najbardziej wykształconym w sektorze prywatnym) zrywa z istniejącą hipokryzją, mitem równych szans i możliwości. Potwierdza również, że w Wielkiej Brytanii wciąż mamy do czynienia z pełni kontrolowanym procesem selekcji społecznej – by użyć terminologii Ralpha Turnera – „sponsorowaną indukcją do elity”. Ruchliwość sponsorowana, tak charakterystyczna dla społeczeństwa brytyjskiego, stoi w opozycji do ruchliwości konkurencyjnej (typowej dla społeczeństwa amerykańskiego), gdzie znalezienie się w elicie społecznej, stanowi zwycięstwo w otwartej rywalizacji. Aktualne wydają się również rozważania Earla Hoppera, który zauważył, że w społeczeństwach charakteryzujących się wysoką sztywnością statusu społecznego niemożliwe jest przejęcie stylu życia jednostek stojących wyżej w hierarchii społecznej. Kształcenie elitarne, specyficzne dla Wielkiej Brytanii, ma właśnie na celu „ochronę” elity społecznej przed wejściem do nich ludzi z niższych warstw społecznych (klasowych outsiderów).
Tony Blair, który usiłował wprowadzić ideały równościowe do polityki społecznej i edukacyjnej Zjednoczonego Królestwa (i któremu nawet to się udawało), ostatecznie swoimi wyborami życiowymi potwierdził własną pozycję klasową. Oto bowiem nie był on synem robotnika ani urzędnika niższego szczebla, lecz profesora z Oksfordu, sam również będąc jego absolwentem. Już jako premier był dumny z faktu, iż jego dzieci chodzą do powszechnych, państwowych szkół. Jednak zatrudniał tutorów z najbardziej prestiżowych szkół w Londynie, by wspomagali edukację państwową jego dzieci, prywatnymi korepetycjami (bez których zapewne trudniej dostać się do Oxbridge). Blair, jako reprezentant lewicy, publicznie wyznawał porządek merytokratyczny, wierząc również, że edukacja – i jak można by rzecz – całożyciowe kształcenie to remedium na nierówności społeczne. Tak oto pisał na łamach tygodnika The Spectactor w 1995 roku „nie żyjemy w świecie jedynie zasad ekonomicznych […] społeczeństwo, które jest podzielone, w którym ludzie nie mają wspólnego celu, nie jest w stanie wykształcić dostosowanych i odpowiedzialnych obywateli”[4]. Blair w swojej karierze politycznej starał się przemawiać do mas, mimo, że czynił to z pozycji uprzywilejowanego członka elity społecznej. Obecny premier Boris Johnson w publikacji akademickiej Can the prizes still glitter? The future of British universities in a changing world z 2007 roku zarzucił polityce laburzystów – w tym Blairowi – „wielkie białe kłamstwo”. Twierdził on wówczas, że większość osób decydujących o najważniejszych sprawach w kraju jest absolwentami Oxbridge i beneficjentami elitarnej edukacji, a mówienie o równości i próby jej wprowadzania przez politykę państwa jest niczym innymi, jak hipokryzją. Uważał on, że laburzyści używają haseł bliskich lewicy, ale działają jak prawica, szczególnie jeśli w grę wchodzi w przyszłość ich dzieci.
Obecny rząd brytyjski jest wyrazem wartości wpisujących się w tradycyjną angielskość (Englishness), chociaż w nieco zmodyfikowanej formie, gdyż do gabinetu Johnsona wchodzą kobiety i osoby niebiałe. Jednak bez wątpienia reprezentują oni typową opcję konserwatywną, pochodzą z rodzin uprzywilejowanych społecznie, a ukończenie prestiżowego sektora szkolnictwa wzmocniło ich pozycję i legitymizowało ich władzę. Mimo tego, iż niektóre media brytyjskie starają się przedstawić wykształcenie i pochodzenie społecznego członków nowego gabinetu jako przypadłość, tak wydaje się, że polityka prowadzona przez Johnsona zrywa z hipokryzją, że parlament i rząd „pochodzą” z ludu. W konserwatywnej myśli, a taką będzie realizować przyszły gabinet, przedstawiciele władzy są ludźmi „lepiej” wykształconymi, stojącymi wyżej w hierarchii społecznej, „wybrańcami”, co daje im legitymizację do podejmowania decyzji, które niekoniecznie popierane są przez szersze społeczeństwo. Prowadzona przez nich polityka może zerwać z hipokryzją, że władza słucha ludu. Pierwszą i najważniejszą decyzją będzie zakończenie Brexitu, nawet bez jakiejkolwiek umowy. W ten sposób Johnson i jego ministrowie nie tylko pozostaną wierni ideałom wyznawanym przez reprezentantów ich klasy społecznej, ale również zrobią ukłon w stronę tej większości, która głosowała za Brexitem, dając im złudzenie, że respektują demokrację. Niezależnie, czy decyzja ta jeszcze silniej spolaryzuje społeczeństwo i wprowadzi realne zagrożenie rozpadu Królestwa. Jeśli jednak do władzy dojdzie ktoś inny, chociaż obecnie wydaje się mało realny scenariusz przedterminowych wyborów (np. lewica i Corbyn), rozpisując nowe referendum ws. Brexit-u, może się okazać, że elita władzy nie popiera demokratycznych wyborów.
[1] Dewolucja – przejęcie sprawy do załatwienia lub do wykonania określonego zadania przez organ wyższego stopnia od organu niższego stopnia, podaję za Wikipedią.
[2] The Electoral Commission, The 2016 UE Referendum, http://www.electoralcommission.org.uk/__data/assets/pdf_file/0008/215279/2016-EU-referendum-report.pdf [dostęp 9.02.2018].
[3] The British Academy, English identity and the governance of England, London 2017, https://www.britac.ac.uk/governing-england-devolution-and-identity, s. 11 [dostęp 8.06.2018].
[4] T. Blair, The rights we enjoy reflect the duties we owe, „Spectator Lecture”, London 1995.