Babskie spotkanie. Trochę pracy, ale więcej opowieści… o planach, miłościach, przeprowadzkach, małych szczęściach, wielkich dramatach. Gadamy. Gadamy kolejną godzinę. Jest piątek. Piątek, który zazwyczaj zaczynam dość spokojnie… poranna herbata, śniadanie, prasówka, rzut oka na pocztę, leniwe błąkanie się po mieszkaniu, kolejny odcinek „Chirurgów”… „Chwila, jaki odcinek? – dziwi się jedna z moich koleżanek – To Ty oglądasz seriale? Masz czas? No chyba jesteś cyborgiem!” Szybko przeliczam w głowie czas, zdarzenia, dni. Pewnie, że oglądam! Odcinek z odcinkiem, z tygodnia na tydzień, albo maratonowo, kiedy indziej niemal rytualnie, albo wieczorem, gdy opadające powieki niemal proszą by podtrzymać je na zapałkach. A powiedzcie mi, że też tak nie macie?
Z serialami bywa różnie. Pamiętam moje pierwszy, gdy jako kilkulatka ukrywałam się w półce na książki, by niezauważona przez rodziców przez szparę oglądać losy Marco Polo albo Elżbiety, królowej Anglii. Niewidzialna rzecz jasna do czasu, do głośnego krzyknięcia, gdy po egzekucji czyjaś głowa miast wskoczyć posłusznie do kosza, potoczyła się w tłum. Ale pamiętam jak wyczekiwałam tych wieczorów, gdy świat zmieniał się za sprawą, wówczas wciąż czarno-białego, ekranu. Dziś również na niektóre seriale się czeka (te przecieki, spoilery, odmierzanie czasu od sezonu do sezonu, fanowskie teorie dotyczące możliwych finałów, nie tylko „Gry o tron”), inne okrywa się przez przypadek (bo „wskoczyły” na listę podobnych na Netflixie czy Hulu), za kolejne jesteśmy wdzięczni bliskim (ja za „Shtisela”), albo zupełnie nieznajomym (bo coś podejrzeliśmy przez ramię w samolocie albo w pociągu). Wciągają. I oglądamy je niemal wszyscy, nawet gdy przyznajemy się do tego tylko po cichu.
Inna rzecz, że krok po kroku seriale zaczęły opowiadać nam świat, w wkraczając w coraz to nowsze obszary. Zaczęły budować różnego rodzaju, mniej lub bardziej szkodliwe, mitologie. Wkroczyły w zakamarki rzeczywistości, gdzie jeszcze nie tak dawno trudno by się ich było spodziewać. Te co bardziej hitowe doczekały się kontynuacji albo nowych odsłon, ale serialowy rynek zagospodarowały opowieści, które fascynują nas na zupełnie innym poziomie. Nie idzie już tylko o medyczne tasiemce (od pamiętnego „Ostrego dyżuru”, przez przywołanych „Chirurgów”, „House’a” aż po „Dobrego doktora”), przetwarzane przez kolejne miasta kryminalne serie czy opowieści o zbrodni zaczerpnięte z akt FBI, historie o miłości (z przepisem lub bez) czy przygody tych czy innych superbohaterów. Śmiech sitcomów miesza się dziś z prawdziwszymi światami, gdzie prawo, zbrodnia, ekonomia, historia czy religia nie tylko nabierają nowego wydźwięku, ale bywają dosłownymi przełożeniami faktów/modyfikacją faktów na język małego ekranu, który dalej tłumaczy się na rzeczywistość, kształtując ją w mniej czy bardziej przewidywalny sposób.
Tłumacza zatem czy kształtują nam świat? Bawią czy przerażają? A może idą zdecydowanie w innym kierunku i konfrontują nas z tym, nad czym wcześniej byśmy się nie zastanawiali? Maratonowo zatem, w gorące letnie dni sięgamy po światy, co na wyciągnięcie palca, na jedno klikniecie w klawiaturę albo guziczek pilota. I co z tego będzie?