Z coraz większą irytacją znoszę postulaty przeciwników „dobrej zmiany”, aby nie zaogniać sporu politycznego i nie wytykać Prawu i Sprawiedliwości choćby części odpowiedzialności za triumf mowy nienawiści. Triumf, który wprost moim zdaniem doprowadził do tragedii.
Ludzie – mamy władzę, która, gdyby mogła napluć nam w twarz, zrobiłaby to dwukrotnie, upewniwszy się między jednym, a drugim splunięciem, że nikt nie patrzy. Władzę, która jest tym silniejsza im my jesteśmy słabsi. Ci ludzie, gdyby brali udział w słynnym eksperymencie Zimbardo, zabiliby, a potem bezcześciliby zwłoki. Zszokowany Amerykanin strzeliłby sobie w głowę nie wytrzymawszy ogromu tego szaleństwa.
Mam dość szukania symetryzmów i analogii. Od trzech lat muszę, rozmawiając z pisowskimi adwersarzami o deformie sądów, zaczynać od słów: „tak wiem, że to Platforma pierwsza naruszyła konstytucję”. Wiem to, ale cholera jasna – w żaden sposób to nie zmienia oceny tego, co się później stało z Trybunałem, KRS, Sądem Najwyższym. Zniszczenie na niespotkaną skalę.
Mam dość, gdy przypomina się nam, że telewizja publiczna nigdy nie była do końca publiczna. Dziś, niektóre programy partyjnej telewizji to kloaka – obrzydliwa, wstrętna, śmierdząca. Próby udowadniania nam, że można postawić znak równości między telewizją Kurskiego, a telewizją Dworaka to bezczelność, aby nie użyć mocniejszych słów.
Za dużo jest tych zaklęć w stylu: „czy pamiętasz Marka Rosiaka”, które padają, ilekroć chcemy porozmawiać o skutkach tego, jak do ludzi mówi Pawłowicz, Kurski, Tarczyński, Kaczyński.
– Czy nie sądzisz, że język, jakim posługuje się władza popycha ludzi do agresji?
– A pamiętasz Marka Rosiaka?
TAK! Pamiętam! I co z tego?
Dziś – nie jutro, nie za tydzień – jest dobry czas na to, by wreszcie wymienić z nazwiska kto co powiedział i jakie były słowa, które nie powinny się zmieścić w dyskursie publicznym. Jaka telewizja wyemitowała, jaki lektor to przeczytał w wieczornych wiadomościach, jaki prokurator umorzył śledztwo.
Mówmy to głośno, do wyborców, nie do rządzących. Do nich nie ma sensu, bo duża część władzy to moim zdaniem pospolici przestępcy – niektórzy zostali skazani, inni skazani, ale ułaskawieni, jeszcze inni wielokrotnie łamali konstytucję i tylko dlatego, że przejęli Trybunał Konstytucyjny nie ma na to potwierdzenia w postaci wyroku. Nie trzeba ich przekonywać, że są po ciemnej stronie mocy. Oni to wiedzą.
Dlaczego mamy być wobec nich delikatni? Bo żałoba? Bo nie wolno zaogniać? Bo musimy być lepsi? Jesteśmy lepsi i nie musimy tego udowadniać porównując wagę „występków” Rzeplińskiego i Przyłębskiej. Jeśli chodzi o łamanie prawa, Rzepliński stoi lata świetlne za Wolfgangową. Kto tego nie wie, temu nie należy podawać ręki.
Ta władza ponosi olbrzymią część odpowiedzialności za coraz powszechniejszą w dyskursie politycznym mowę nienawiści – należy to powiedzieć teraz, nie za tydzień.
Ta telewizja nie sprostała elementarnym standardom dziennikarstwa, prawdy, przyzwoitości.
Ta posłanka nigdy nie powinna być posłem
Ten prokurator powinien zostać oskarżony
Ta gazeta łże i to łże za państwowe pieniądze.
Ten były ksiądz powinien siedzieć w więzieniu, razem z tym obecnym księdzem.
Prawda musi być artykułowana głośno, natychmiast i wprost. Bo ona nigdy nie leży pośrodku – zawsze leży tam, gdzie leży.
Zimbardo w którymś momencie przerwał słynny eksperyment, bo gdyby nie to, jedni pozabijaliby drugich. Pewnie na początku liczył na opamiętanie, ale nie doczekał się.
My też się nie doczekamy.